[LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Awatar użytkownika
Vrael
Mechanista
Posty: 351
Rejestracja: 31 stycznia 2006, 15:05
Lokalizacja: Wrocław

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Vrael »

ShadowG pisze:Mam pytanie. Dlaczego nie opisałeś całej misji? Przecież wiele zabawnego można napisać o uwolnieniu Murusa.
Mógłby być brat Umorusany :-D
- And...
- Remember to pickpocket the party guests?
Awatar użytkownika
ShadowG
Paser
Posty: 214
Rejestracja: 16 kwietnia 2006, 21:13

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: ShadowG »

Vrael pisze:
ShadowG pisze:Mam pytanie. Dlaczego nie opisałeś całej misji? Przecież wiele zabawnego można napisać o uwolnieniu Murusa.
Mógłby być brat Umorusany :-D
Albo zamiast modlitwy Młotów wierszyk "Murzynek Bambo w Afryce mieszkał".
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Maveral »

Maveral pisze:No niby na początku Garrett chce nam przedstawić wpadki z T1 i T2, ale naprawdę nie wiem czy powstanie część opowiadająca o T2... prawdopodobnie tak, ale nie wiem kiedy.
No więc odpowiadam, że właśnie powstaje. W tym miejscu chciałem się przywitać - hello. Na początek, tak jak poprzednio, wrzucam misje 1-7. Jak się spodoba to bedą następne ;) W tym miejscu chciałem się pożegnać i życzyć miłej lekturki hehehe

THIEF NA WESOŁO, CZYLI Z PAMIĘTNIKA GARRETT'A.

C.D.

Witam ponownie ekhem, ekhem, ekhem… ehhh się rozkucałem… człowiek ma już 106 lat to ciężko ze zdrowiem. Chociaż, hmm… całkiem nieźle się chyba trzymam, a i z moją pamięcią jest nienajgorzej. Kiedyś jak mi strażnik mieczem przywalił, to przez 3 tygodnie nie pamiętałem kim jestem. Baran. Powiedział, że za bardzo wczuł się w rolę. Idiota! Ekhem, ekhem… cholerny kaszel… co ja to miałem?... hmmmm… aaaaa no tak – opowiadać. Odsłoniłem przed wami prawie wszystkie tajemnice powstania pierwszej części moich przygód. Prawie, bo jedną z tajemnic zachowałem dla siebie. Na razie zdradzę jedynie, że chodzi o przeszłość Alfreda, czyli mojego krzykliwego towarzysza. Jego droga była długa i kręta, ale nie o tym dziś chciałem wam opowiedzieć. Dzisiaj chciałbym podzielić się z wami sekretami skrywanymi przez drugą część moich przygód – opowiem o Erze Metalu. Zapytacie jak przekonano mnie do uczestnictwa w drugiej odsłonie Złodzieja. Wszak wcześniej zapowiedziałem swoje odejście. Tak było w istocie, ale… powiedzmy sobie szczerze, że w głębi serca nadal pragnąłem sławy. Kiedy tylko ochłonąłem i odpocząłem po części pierwszej, zdałem sobie sprawę, że teraz właśnie nadszedł przełomowy dla mnie moment. Teraz i tylko teraz mogłem pociągnąć, bądź co bądź, udany debiut w kierunku jeszcze większej popularności. Musiałem tylko stanąć na wysokości zadania… ekhem, ekhem… i ekipa LGS też. A o to bałem się najbardziej. Tak czy siak, w końcu zgodziłem się na główną rolę w Thief II. A zaczęło się od potwierdzenia moich obaw…

T2 – Misja 1.1

Już na początku programiści dali popis. Nie ma to jak zacząć z wysokiego ‘C’. Misja wydawał się prosta – miałem zakraść się do rezydencji jakiegoś tam lorda i oczyścić drogę do komnaty, w której więziona była ukochana mojego dobrego kumpla. Po tej akcji miałem tylko zagwizdać w mały gwizdek, aby wezwać Bassa. No więc ruszyłem pełen nadziei, że programiści czegoś się jednak nauczyli. Wszystko szło jak po maśle. Paru strażników ogłuszyłem, zrabowałem co nieco i ogólnie było fajnie, aż do momentu kiedy podszedłem do komnaty nieszczęśniczki. „To musi być tu” pomyślałem. No to wyciągnąłem gwizdek i dmucham. Za chuja nic nie słychać. „Czyżby zatkany?” przemknęło mi przez głowę. Sprężyłem się, wziąłem mega-wdech i z całej pary w ten gwizdek. Dmucham i dmucham, no i nic nie słychać. Już myślałem, że zrąbany gwizdek mi dali. A gdzie tam… Nagle usłyszałem z oddali jakiś dźwięk. Coś jakby warczenie. Tak sobie nasłuchuję i nasłuchuję i… jak mi zza rogu wyskoczyły trzy, wściekłe jak jasny gwint, dobermany to spierdalałem po całej rezydencji drąc się w ile fabryka dała. Jakaś ciula dała mi gwizdek na psy! Brawo kurwa! Oczywiście wszyscy strażnicy, słysząc moje krzyki, zlecieli się i też mnie gonili. Ogólnie było przejebane. W końcu udało mi się spierniczyć przez frontową bramę, ale w panice wbiegłem do komórki, w której czekał Basso. Dopiero potem zorientowałem się, że nie było z niej wyjścia. Nie wiem jakim cudem przedarłem się przez zaporę z trzech wściekłych dobermanów i pięciu strażników, będąc przy tym w komórce o wymiarach 3x3 metra… Cały następny miesiąc leczyłem rany od pogryzień. Nie wspomnę o bolesnych zastrzykach przeciw wściekliźnie i o dokuczliwych ranach od mieczy. Nie mam słów. A co z Bassem? Ano wyprawiliśmy mu przyzwoity pogrzeb i trzeba było szukać nowego naiwniaka do jego roli. Już wiecie czemu w „Thief II” zrezygnowano z psów…

T2 – Misja 1.2

Po feralnym wydarzeniu dano mi wreszcie gwizdek taki jak trzeba. Tym razem miało już pójść gładko. I szło… ale do czasu. Oczyściłem teren i w końcu doszedłem do celu. Jednak pod drzwiami Jennifer znów dosięgła nas klapa. Zagwizdałem na Bassa. Ten w krótkim czasie przybył oczyszczoną przeze mnie drogą i tak stoimy sobie przy drzwiach i nasłuchujemy, a tam z drugiej strony jakieś jęki słychać. Basso, nie zastanawiając się wiele, otworzył drzwi i oczy omal mi z orbit nie wyskoczyły. Strażnik w najlepsze posuwał sobie Jennifer na stoliku, wydając przy tym jęki, jakby dźwigał co najmniej dwustukilowy ciężar. Oczywiście nowy Basso nie okazał się ideałem, bo wyszło na jaw, że „eksperci” z LGS zatrudnili do tej roli choleryka! Oj wkurzył się koleś ostro. Najpierw posiniał, potem poczerwieniał, znów posiniał, potem przybrał chyba wszystkie kolory tęczy, po czym… wybuchnął. Zawył z większą dzikością niż ranny lew i jak się nie rzucił do pokoju… gadam wam - rozpierdol był masakryczny. Strażnika zabił… porwanym ze stolik kluczem! Jennifer zresztą też. A co potem? Potem pierwszy raz w życiu spierdalałem przed cholerykiem. Gonił mnie po całej rezydencji, drąc japę ile wlezie. Całe szczęście udało mi się uciec, ale a na koniec się okazało, że byłem jedynym który przeżył. Basso, co wydaje się wprost niewiarygodne, gołymi rękoma (no dobra – miał klucz) zabił wszystkich strażników i w finale Basso zabił sam siebie… To się chłop wczuł w rolę. I znów trzeba było szukać kogoś do tej nieszczęsnej roli. No cóż – widać idioci zatrudniają idiotów. Ehhhh… Na szczęście trzecie podejście było już w pełni udane.

T2 – Misja 2.1

Ta misja miała okazać się łatwym kąskiem. Musiałem tylko podmienić jakiś adres w miejskim magazynie. Spokojnie wszedłem sobie na teren magazynów, no i łażę. I tak sobie pobuszowałem trochę i w końcu zakosiłem taki klucz co to otwierał drzwiczki do takich maszyn z cyferkami. Zawsze lubiłem technikę, więc postanowiłem trochę się pobawić, a przy okazji sprawdzić do czego to służy. Wszedłem do budki, wstukałem byle jaki kod i nagle cyferki same się poprzestawiały. Ku memu przerażeniu zobaczyłem odliczanie. 10, 9, 8, 7, 6… Ale pitałem! Aż się za mną kurzyło! Biegnąc, darłem się na pół levelu „SPIERDALAAAAAAĆ!!!”. Wskoczyłem pod jakiś stary, rozwalony wóz i jak pierdolnęło… Rozpieprzyło prawie całą lokację! O dziwo, miejsce w którym się schowałem zostało prawie nietknięte, więc oprócz kilku zadrapań, wyszedłem z tego bez szwanku! No tak, programiści zaczęli się rozgrzewać. Podobno chcieli zapobiec bezmyślnemu wstukiwaniu kodów na tej maszynie. Sam już nie wiem czy oni są śmieszni czy przerażający. W każdym razie zrezygnowano z tych wybuchów, a misja oczywiście do poprawki.

T2 – Misja 2.2

Co tu dużo mówić – wyruszyłem ponownie. Programiści zapewnili mnie, że dopięli wszystko na ostatni guzik. Nie wierzyłem im zbytnio, ale cóż było robić. Kontrakt to kontrakt, a droga do sławy wymaga poświęceń. No więc idę sobie, wszystko było spoko i już zacząłem myśleć bardziej pozytywnie, aż tu nagle spadła na mnie klątwa pod nazwą „głupota programistów”! Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy doszedłem do takiego małego stateczku przycumowanego do magazynowej przystani. Kręciło się koło niego paru przemytników, ale co to dla mnie. Na pokład dostałem się niezauważony i tak by pewnie pozostało do końca, gdyby nie jeden mały szczegół – luneta. Trzeba było ją przestawić. No to luzacko sobie ją chwyciłem, pociągnąłem w górę… i dostałem ciastem w ryj. Nie żebym nie lubił szarlotki, ale znów kogoś tutaj poniosła fantazja . Okazało się, że stoi za tym ten sam debil, co w części pierwszej wymyślił ptasie gówna u Ramireza! Że on tam jeszcze pracuje! Chociaż tyle, że nikt nie miał oporów, aby to usunąć. Co ja za klauna robię, czy za bohatera?! Misja do poprawki, ale kolejna próba poszła już sprawnie.

T2 – Misja 3.1

Następne wyzwanie opierało się na wykradzeniu porucznikowi Hagenowi jakiejś rzeczy osobistej i podrzuceniu jej do skrytki strażników. Niby nic nadzwyczajnego, ale nawet tę misję te debile potrafiły spierdolić! Do środka miałem dostać się poprzez kanały. Otworzyłem taką studzienkę, wskoczyłem do niej i spadłem z góry do brązowego szlamu pełnego różnego rodzaju plugastwa. Kupy, szczyny, martwe szczury – syf jak huj. Smrodu było co nie miara, no ale jakoś wytrzymałem. Dostałem się w końcu do środka i bez przeszkód zakradłem do biura porucznika. Teraz musiałem już tylko odszukać jakąś rzecz osobistą. Zacząłem przekopywać szafki i szufladki, by w końcu znaleźć… budzik. Tak, budzik. Miał na tarczy napis „Hagen”. Z listu, który znalazłem na biurku dowiedziałem się, że to prezent od niejakiego Karrasa. Pomyślałem, że to trochę dziwna rzecz osobista, ale co miałem robić - wziąłem budzik do łapy i jazda na trzecie piętro do skrytki. Przed drzwiami prowadzącymi do schodów stał strażnik. Lightowo się skradam, już prawie go ominąłem i… jak mi tu kurwa budzik zaczął dzwonić! Masakra była. Zdołałem jęknąć rozpaczliwe „kurwa, tylko nie teraz!”, po czym strażnik rzucił się na mnie z dzikim okrzykiem. Spieprzałem po całym budynku straży miejskiej, ściskając w ręku dzwoniący wciąż i wkurwiający wszystkich strażników budzik. Zapytacie czemu go po prostu nie wyrzuciłem? Spanikowałem… Nawet, gdy wreszcie udało mi się uciec kanałami, po przemoczeniu budzik nadal dzwonił! Próbowałem go wyłączyć, ale się nie dało. Wyrzuciłem go więc do pobliskiego śmietnika i właśnie słyszę jak to cholerstwo nadal dzwoni! Teraz to i mnie zaczął wkurwiać! Oszaleję zaraz! AAAAAAAAAAAAAA!

T2 – Misja 4.1

No i okazało się, że ktoś zastawił na mnie pułapkę. Musiałem jak najszybciej udać się do swojego mieszkania. Wszystko było by fajnie, gdyby nie kolejny popis mapperów. Otóż przekradam się przez miasto, spokojnie mijam strażników, ale pomyślałem sobie: „po co się męczyć? Dlaczego by ponownie nie skorzystać z kanałów?”. No to wskoczyłem sobie do wody… i kurwa pływałem w niej trzydzieści godzin zanim mnie wyciągnięto! Jebani mapperzy nie dorobili wyjścia z wody! Co ja jakaś ryba jestem czy złodziej?! Wyciągnięto mnie wygłodniałego, wyczerpanego i wkurwionego jak sam skurwysyn. Oj zrobiłem ładny kocioł mapperom, nie ma co. Dwojgu podbiłem oczy, a jednemu złamałem nos hehehe miało się tę parę w łapach. Misja do poprawki.

T2 – Misja 4.2

Kiedy doszedłem do siebie wznowiliśmy akcję drugiej odsłony moich przygód. No więc miałem wywinąć się z zastawionej na mnie pułapki. Luzik. Bez żadnych przeszkód zakradłem pod swoje skromne domostwo, ale tam czekali już na mnie strażnicy. Musiałem ich jakoś przechytrzyć. No więc, po długich podchodach, udało mi się ich ominąć. Wszedłem do mieszkania i od razu udałem się do mojej skrytki w szafie. Otworzyłem ją i zamurowało mnie od stóp do głów. Mym oczom ukazał się jakiś brodaty pedałek w różowym stroju baletowym.

- Ahhh, nie bądź taki nieśmiały – zagadnął swym wymuszonym, pseudoseksownym głosem i podszedł do mnie pedalskim krokiem – Nie mogłem czekać aż do siódmej misji kochasiu – zbyt mocno cię pożądam! Nazywam się Truart, ale możesz mówić do mnie Gorman.

Gorman już przymierzał się do czułego ściskania i Bóg jeden wie do czego jeszcze, ale w porę wyrwałem się z jego uścisku i będąc w szoku wyskoczyłem przez okno na ulicę. To nie była dobra decyzja. Nie dość, że zwichnąłem nogę, to narobiłem tyle hałasu, że od razu zauważyli mnie wszyscy strażnicy jacy tylko byli w pobliżu. I znów gonił mnie cały level zaciekłych idiotów, krzyczących za mną tak wściekle, jakbym każdemu z osobna przeleciał matkę! Zdecydowanie wolałem jednak ten rodzaj „rozrywki” niż uściski niejakiego Gormana Truarta. Level znów do poprawki, ale na szczęście później wszystko poszło już bez większych problemów. Drżę na myśl o misji numer siedem.

T2 – Misja 5.1

Znów jakaś katedra. Powoli zaczyna to być nużące. Więc tym razem wszystko rozbijało się o to, że musiałem podsłuchać pod drzwiami jakąś tam rozmowę przywódcy zakonu Mechanistów, Karrasa, z szeryfem Truartem. „Nic trudnego” pomyślałem. Obawiałem się jedynie o to, czy mnie przypadkiem ten pedał nie zauważy. Pełen obaw ruszyłem do boju. Na teren katedry przedostałem się bez najmniejszych problemów. Rozmowę mogłem podsłuchać pod drzwiami w środku lub pod drzwiami na zewnątrz. Wybrałem te drugie. Skradam się, omijam Mechanistów i w końcu dochodzę pod upatrzone drzwi. Teraz pozostało już tylko poczekać na wybicie dzwonów. Nie trwało to długo. Po wybiciu północy do pokoju za drzwiami ktoś wszedł.

- Witam panie Truart – ozwał się spokojny głos.
- Witaj kochasiu – odparł swym pseudoseksownym głosem szeryf – Nie mogłem doczekać się naszego spotkania. Ahhh sam na sam…
Tu nastąpiła chwila ciszy.
- C… co robisz? – w głosie Karrasa dało się słyszeć nutkę niepewności.
Znów cisza. Cisza, po której usłyszałem dźwięk jakby coś spadło na ziemię.
- Puść mnie! Puszczaj ty zboczona świnio! Straże! Straże! – darł się Karras.
- Ciiiii… - rzekł uspokajająco Truart – Zamknąłem drzwi na kluczyk i nikt nie będzie nam przeszkadzał. Teraz właśnie nadeszło nasze upragnione sam na sam. Nie wypieraj się swych rządz… Czekałem na tę chwilę z największą niecierpliwością ahhhh… jakiś ty męski - mam ochotę cię schrupać!
- AAAAAAAAAAA!!! – zawył przeciągle przywódca Mechanistów.

Szczękę miałem na ziemi. Niedługo zresztą, bo Mechaniści się zlecieli i sądząc, że to przeze mnie Karrasowi dzieje się jakaś krzywda, rzucili się natychmiast w moje ślady. Wyobraźcie sobie, że ledwie spieprzyłem. A spierdalałem jak nigdy! Ile to już razy musiałem uciekać przed przeciwnikiem. Wyrobiłem sobie przez to całkiem niezłą formę, lecz tym razem strażnicy byli wyjątkowo zaciekli i ledwie dałem radę umknąć. Nie wiem co działo się dalej w tamtym pokoju, ale od tamtej pory Karrasowi odjebało - zaczął seplenić i w ogóle jakoś dziwnie gadać. Co za idiota zatrudnił tego pedała na stanowisko szeryfa?! Misja do poprawki! Powoli zaczynam mieć tego dosyć! Kretyni! Bęcwały! Debile!

T2 – Misja 6.1

No to wreszcie jakaś odmiana od tych wszystkich katedr. Miałem zakraść się do banku. Jak na moje sztuczne oko, zapowiadała się bułka z masłem. Po zapoznaniu się z celami misji wyruszyłem po łup. Generalnie musiałem dostać się do jakiegoś skarbca. Wszedłem do banku. W kilka chwil znalazłem się przy grubych, metalowych drzwiach. To był skarbiec, w którym miało znajdować się jakieś nagranie. No więc za cholerę nie wiedziałem jak to dziadostwo otworzyć. W końcu zszedłem do piwnic i usłyszałem jakieś takie stukotanie. Coś jakby metal. Poszedłem trochę dalej, wychodzę zza rogu, a tu takie dupne dwa roboty stoją. Raczej nie wyglądały na przyjazne maszyny, które kulturalnie wyproszą mnie na zewnątrz. Zauważyły mnie, no to standardowo zacząłem pitać. I już myślałem, że im uciekłem, wybiegam zza rogu, a tu przede mną, jak spod ziemi, wyrosła jeszcze jedna z tych maszyn! Stanąłem jak wryty, a robot tymczasem zdążył mnie namierzyć. Już powoli żegnałem się z życiem, kiedy robot wysunął swoje działo trochę do przodu i wystrzelił… Taką ilością śliny jeszcze nikt mnie nie opluł. Jedyne co przyszło mi myśl to bluźniercze „co jest kurwa?!”. Pozostałe dwa roboty zdążyły już mnie dogonić i też wystrzeliły swoje „pociski”. Cały się kleiłem, byłem przemoczony, cuchnący, a uciekając trzy razy zwymiotowałem. Pół dnia spędziłem pod prysznicem. Musiałem upewnić się, czy aby na pewno cała ślina ze mnie zeszła. I tak skończyło się pierwsze podejście do tej misji. Okazało się, że jeden z jełopów z LGS, robił te roboty po pijaku i ubzdurał sobie, że skoro Karras się ślini, to i jego roboty też powinny. Bez komentarza. Misja do powtórki.

T2 – misja 6.2

Po zmodyfikowaniu robotów, wszystko miało już pójść sprawnie. No więc zakradłem się do tego cholernego banku, zszedłem do piwnic i stąpając uważnie ominąłem roboty. Udało mi się otworzyć drzwi do sejfu, a w parę minut później byłem już w jego wnętrzu. Skrytka, której szukałem znajdowała się na samej górze. Wszedłem tam bez problemu, otwieram skrytkę i patrzę – taki oldskulowy gramofon tam leży. Na nim miała być jakaś ważna dla mnie wiadomość. No to włączam go, a tu…

„FEAR OF THE DAAAARK!!! FEAR OF THE DAAAARK!!! I HAVE A CONSTANT FEAR THAT SOMEONES ALWAYS NEAR!!!...”

Kurwa omal nie spadłem z wysokości trzech pięter! Na domiar złego pod sejf zlecieli się wszyscy strażnicy oraz masa robotów. Nie było wesoło. Nie dość, że uciekałem przed ludźmi i maszynami, to jeszcze strzelały do mnie jakieś działka ze ścian! W przypływie adrenaliny zdołałem przeskoczyć przez płot, po czym, osłabiony z powodu upływu krwi, zemdlałem. Wyszło na jaw, że za tym wszystkim stoi ten sam idiota, który „wsadził” Mandarynę do Rogu Quintusa. Okazało się też, że za sprawą Alfreda przerzucił się on na heavy metal i chciał oddać hołd – tym razem Iron Maiden. Kretyn! Nie, żebym nie lubił takiej muzyki, ale odniesione wtedy rany leczyłem naprawdę dłuuuugo. Nie pamiętam dokładnie jak długo, bo przez jakiś czas byłem w śpiączce! Był to bodaj najgroźniejszy dotychczasowy wypadek przy pracy nad serią „Thief”. Za to kiedy wreszcie mnie wypisali, to w siedzibie LGS zrobiłem taką zadymę, że nawet szef uciekł. No cóż, teraz oni leczyli się dłuuugi czas. Ja wiem, że droga do sławy wymaga poświęceń, ale bez przesady - życie mi jeszcze miłe…

T2 - Misja 7.1

Uhhhh… w końcu nadeszła wyczekiwana z dużym niepokojem misja siódma. Miałem się zakraść do prywatnych komnat szeryfa Truarta. Na początku protestowałem, aby do jego roli przyjąć kogoś innego, ale ludzie z LGS byli nieugięci twierdząc, że ta ciota pasuje idealnie do postaci szeryfa. No więc ze strachem w oczach wdarłem się na teren posesji. Nie powiem - robiła wrażenie. Sprawnie przekradłem się do środka i w szybkim tempie przedarłem się najpierw na pierwsze, a potem na drugie piętro. Gdzieś tu znajdować się miały komnaty szeryfa. Na samą myśl o tym pedale po plecach przeszły mnie ciarki. Po krótkich poszukiwaniach w końcu znalazłem drzwi do jego sypialni. Wszedłem więc i ujrzałem to czego tak bardzo się obawiałem. Na łóżku zasłanym czerwonym prześcieradłem i różowym kompletem poduch oraz pościeli, leżał Truart siląc się przy tym na wyzywającą pozę.

- Ahhh… przejrzałem scenariusz i wiedziałem, że przyjdziesz mój skarbie – zagadnął rozpalony Gorman – Czekałem na ciebie i wszystko przygotowałem. Usiądź wygodnie i delektuj się naszą intymnością… Straże będą pilnować, aby nikt nam nie przeszkadzał. Ohhh mój piękny, podejdź bliżej i nie krepuj się…

Gorman coś tam jeszcze mówił, ale byłem w takim szoku, że myślałem już tylko o ucieczce. Zrobiłem w tył zwrot, kiedy nagle, jak spod ziemi, wyrósł przede mną strażnik. Wyciągnął swój miecz i rzekł grubym, spokojnym głosem:

- Nie wypuścimy cię stąd. Masz tam siedzieć aż do rana.

Po tym jakże dramatycznym dla mnie dialogu, wepchnął mnie do komnat szeryfa i zamknął drzwi na klucz. Co się potem działo, mogę opisać tylko jednym słowem – rozpiździel. Całą noc uciekałem przed napalonym Gormanem. Rzucał się na mnie jak jakiś lampart… a może to jego strój z lamparciej skóry robił takie wrażenie? W każdym razie miał zamiar całować mnie swoimi, umalowanymi na wściekłą czerwień, ustami i „gryźć po karku z szaloną dzikością”. Nie wspomnę o innych sprawach, które chciał ze mną „załatwić”. Kiedy nad ranem strażnik otworzył drzwi wypiździłem stamtąd jak z procy. Do dziś na dźwięk nazwiska szeryfa, po plecach przechodzą mnie ciarki, a włosy stają dęba. To był horror jakich mało, ale z dumą mogę stwierdzić, że się nie dałem i szeryf mnie nie dopadł. Po wielkiej awanturze, ludzie z LGS porozmawiali z Gormanem na osobności. Coś mu tam obiecali. W zamian za to miał on udawać martwego i nie napalać się na mnie w powtórce misji. Mogłem się tylko domyślać jak przebiegały „negocjacje”. Na szczęście ten pedał dotrzymał umowy i poprawka misji wypadła już jak trzeba.

PS. Czy wspominałem, że strażnicy w posiadłości szeryfa chodzili dziwnie szerokim, kowbojskim krokiem?
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
marek
Garrett
Posty: 4775
Rejestracja: 09 grudnia 2003, 08:52
Lokalizacja: Poznań
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: marek »

nie mogę sie doczekać kontynuacji :D kiedy następna część?
ObrazekObrazek
"No one reads books these days"
Awatar użytkownika
ShadowG
Paser
Posty: 214
Rejestracja: 16 kwietnia 2006, 21:13

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: ShadowG »

Jak zawsze świetnie. Tylko trochę mało :cry: . To ja też zadam to pytanie: Kiedy będzie kontynuacja?
Obrazek
Awatar użytkownika
Leming
Złodziej
Posty: 2565
Rejestracja: 17 stycznia 2005, 10:16
Lokalizacja: Statua postępu

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Leming »

Najlepiej zrób z tego książkę, która w ramach bonusa będzie dodawana do Trylogii :-D
Kupię Azjatkę - najlepiej Japonkę (może być używana)

Suma całkowitej ilości Informacji we Wszechświecie jest stała i jest równa 0 (zero)
Awatar użytkownika
Vrael
Mechanista
Posty: 351
Rejestracja: 31 stycznia 2006, 15:05
Lokalizacja: Wrocław

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Vrael »

Czekam na Cargo!!! Czekam na Cargo!!!!
- And...
- Remember to pickpocket the party guests?
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Maveral »

marek pisze:kiedy następna część?
ShadowG pisze:Kiedy będzie kontynuacja?
Cóż... byc może w ten weekend, chociaż nie liczyłbym na to za bardzo. Bardziej prawdopodobna wersja - w przyszły weekend ;)
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
Vrael
Mechanista
Posty: 351
Rejestracja: 31 stycznia 2006, 15:05
Lokalizacja: Wrocław

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Vrael »

No i jak Mav? Work in progress? brak czasu?
- And...
- Remember to pickpocket the party guests?
Łucznik
Arcykapłan
Posty: 1305
Rejestracja: 21 października 2006, 19:15

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Łucznik »

fajna ta opowieść najlepsze jest oko w T1 i to ciasto w ryj w T2
Awatar użytkownika
Kapitan Smith
Poganin
Posty: 750
Rejestracja: 21 października 2006, 12:31
Lokalizacja: Lublin
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Kapitan Smith »

HAHAHAHA! Nie mogę... Czytam to na rozlużnienie po całym dniu budy...
Nie ma co, czekamy na kontynuację...

PS: Oby na koniec jako dodatek zrobiono też pamiętnik z TDS :-D
Łucznik
Arcykapłan
Posty: 1305
Rejestracja: 21 października 2006, 19:15

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Łucznik »

Taa.. a zamiast ostatniego gilfu pojawi się znak dolara :hur :hur
Ostatnio zmieniony 26 października 2006, 15:45 przez Łucznik, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Kapitan Smith
Poganin
Posty: 750
Rejestracja: 21 października 2006, 12:31
Lokalizacja: Lublin
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Kapitan Smith »

Ludzie, a może zamiast tak bezradnie rozkładać ręce sami coś ułożymy?
Zrozumiem tłumaczenia "nie mam czasu", ale NIE zrozumiem tłumaczenia "nie umiem", bo myślę, że jak sięnie umie, to się trzeba nauczyć... :))
Miło wspominam też temat z Garrettem w "Jaka to melodia", a szczególnie "Modlitewnik Hammerytów, psalm siódmy" :))
Spróbuje coś podobnego napisać i wpuścić gdzieśna forum( chyba, że zakazane :-D :evil: )
No więc (kto może) do roboty!
Łucznik
Arcykapłan
Posty: 1305
Rejestracja: 21 października 2006, 19:15

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Łucznik »

kiedy następna część brzuch mnie już nie boli
przedtem tak się śmiałem że pół domu zbudziłem
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Maveral »

Jakoś nie mogłem się zabrać do pisania dalej. Nie z braku pomysłów, bo te już przed pisaniem całości T2 miałem na każdą misję, ale z lenistwa ;) Dziś jednak zacząłem pisać dalej i myslę, że do niedzieli tekst powinien byc gotowy. Dzięki za komenty :)
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
Kapitan Smith
Poganin
Posty: 750
Rejestracja: 21 października 2006, 12:31
Lokalizacja: Lublin
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Kapitan Smith »

I jak tam? Niedziela za pasem a tu nic :?
Coś się stało :?:
Jeżeli trzeba poczekać poczekamy bo wato :-D :-D :-D

Maveral :arrow: Tekst :arrow: :)) :)) :))
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Maveral »

Spoko, spoko. Wiem, że niedziela już minęła, ale nie spóźniłem się aż tak bardzo hehehe Musiałem jeszcze poprawić to i owo. W każdym razie tekstu jest więcej niż w misjach 1-7. Zdaje mi się, że poprzeczka zawieszona przez T1 jest raczej nie do przeskoczenia, ale mam nadzieję, że T2 również będzie śmieszył. Ok, dość paplaniny. Miłego czytania ;)

THIEF NA WESOŁO, CZYLI Z PAMIĘTNIKA GARRETT'A.

C.D.

T2 - Misja 8.1

Po horrorze z szeryfem Truartem dostałem zadanie śledzenia pani porucznik Mosley. Nawet fajna babka z niej była, całkiem zgrabna i w ogóle wszystko miała na swoim miejscu. Na szczęście nie miałem robić jej krzywdy, a jedynie iść po jej śladach. No to ruszyłem. Kobita była nawet przezorna. Co rusz odwracała się sprawdzając, czy nikt jej nie śledzi. Oczywiście dla mnie, krycie się przed jej ciekawskimi oczyma, było bułką z masłem (nadal trenuję majestatyczne poruszanie się w cieniu). No więc szedłem sobie za tą całą Mosley i wszystko wyglądało fajnie. Jak zwykle kurwa - do czasu. W pewnym momencie porucznk upuściła jakiś list i poszła dalej. Kurde, chciałem iść za nią i polukać jeszcze trochę na jej kształty, ale cóż było robić - sława była dla mnie ważniejsza. No to podnoszę sobie ten śmieszny list i czytam:

"AVE VICKI! PRZESYŁAM CI KOLEJNĄ PARTIĘ TABULATORÓW! DO TYGODNIA NAUCZ SIĘ TO GRAĆ!!! TEKSTY SĄ JUŻ NA UKOŃCZENIU I PONIŻEJ MASZ PRÓBKĘ Z JEDNEGO KAWAŁKA!

[w tym miejscu były tabulatory]

TAŃCZĘ POŚRÓD TRWÓG TYSIĘCY
A TEN TANIEC KURWA MĘCZY
JĘZYK ZŁA CHCE OPOWIADAĆ
I SŁOWAMI BÓL MI ZADAĆ

[REF.]
ZŁOOOOOOOOOO!!!
ZŁOOOOOOOOOO!!!
ZŁOOOOOOOOOO!!!
ZŁOOOOOOOOOO!!!

DZIŚ DOSTRZEGŁEM BYSTRYM WZROKIEM
ŻE SZEROKIM STRASZNIE KROKIEM
CHODZĄ STRAŻE PO ULICACH
TOOOO SPRAWKA SZERYFA

[REF.]
ZŁOOOOOOOOOO!!!
ZŁOOOOOOOOOO!!!
ZŁOOOOOOOOOO!!!
ZŁOOOOOOOOOO!!!

PS. PERKUSISTY NADAL NIE ZNALAZŁEM, ALE CIĄGLE SZUKAM!
PS2. TEKST, KTÓRY CI POSŁAŁEM BYŁ MOIM NAJTRUDNIEJSZYM, ALE ZA TO WYSZEDŁ NAPRAWDĘ ZAJEBIŚCIE!!! SAM REFREN WYMYŚLAŁEM CZTERY DNI - PO JEDNEJ LINIJCE NA DZIEŃ!
PS3. NIE DOPUŚĆ, ABY TEN LIST DOSTAŁ SIĘ W NIEPOWOŁANE RĘCE - KONKURENCYJNE KAPELE NIE ŚPIĄ!
POZDRO - ALFRED!"

Kurwa, co za ciule dopuściły do tego, aby takie coś znalazło się w tej misji! Czy ktoś wreszcie zapanuje nad tym chaosem?! Przez tych wszystkich idiotów mam tylko dwa razy więcej roboty! No nic, po tej przygodzie pozostało tylko zgrzytanie zębami i poprawianie misji. Który to już raz...

T2 - Misja 8.2

Skontaktoweałem się z Alfredem i po krótkiej rozmowie przyrzekł, że będzie bardziej uważał z korespondencją. Po tym zapewnieniu wszystko miało już pójść jak należy. W dzień, kiedy robiliśmy tę poprawkę obchodziłem urodziny! Co z tego? Ano zobaczycie. No to śledzę sobie panią Mosley ponownie. W pewnym momencie pomyślałem, że nawet fajnie się stało z tym powtarzaniem. Przynajmniej mogłem się znowu pogapić na to i owo. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy. Mosley zostawiła list na ulicy i udała się w siną dal. Szkoda, no ale cóż - trzeba było przeczytać pismo i czekać na kolejnego kuriera. Tym razem z listem było wszystko w porządku. Po przeczytaniu odłożyłem go i sobie czekam i czekam i czekam... już zacząłem się zastanawiać czy coś złego się nie dzieje, ale w końcu przyszedł jakiś obdartus, wziął list i poszedł dalej. No to ja za nim. W czasie śledzenia nic się specjalnego nie działo, ale to nie znaczy, że się w ogóle nie działo. Otóż doszliśmy do takiego małego, miejskiego cmentarza. I co się okazało? Ano durnie od Truarta zastawili pułapkę. Myślicie, że chodziło o list? Ależ skąd. Chcieli złapać kolejną "ofiarę" dla niby to nieżyjącego szeryfa. Nieszczęśnik dostał w nogę, ale zdołał wyrwać się stróżom prawa i zbiec na teren cmentarza. Strażnicy bali się wejśc na teren nekropolii, toteż ograniczyli się do rzucania zza płotu odzywek typu: "Członki szeryfa sięgają daleko!", albo "Nie uciekniesz przed batem naszego pana!". Nie ma jak dwuznaczność. No, ale pomyślałem, że misja jeszcze nie stracona, bo jeżeli wytnie się te dzikie okrzyki, to misja idzie na razie tak jak w scenariuszu. No więc zakradłem się na teren cmentarza i idę po śladach krwi. Prowadziły one do jednego z grobowców. No to naciskam klamkę... i jak mi kurwa drzwi w ryj wystrzeliły! Znokautowany osunąłem się na ziemię, a jedyne co zdołałem zobaczyć, to bandę jakiś kolorowych przebierańców krzyczących "NIESPODZIANKA!" oraz odlatujące do nieba drzwi. Potem straciłem przytomność i cały dzień minął zanim się ocknąłem. "Kurwa zabiję!", pomyślałem wkraczając po wyjaśnienia do siedziby LGS. Okazało się, że miła ekipa programistów postanowiła zrobić mi wystrzałową "niespodziankę" na urodziny. No ja rozumiem jeszcze to przyjęcie, ale drzwi wystrzeliwujące do nieba?! Oni mają chore umysły! Najlepsze jest to, że odlatujące drzwi nie zostały z gry usunięte, a jedynie złagodzono ich "wystrzał". Misja jak zwykle do poprawki, ale w powtórce poszła już dobrze.

T2 - Misja 9.1

No i znalazłem się w jakimś lesie. "Ale się wpakowałem", przemknęło mi przez głowę. Nie było jednak innego wyjścia, jak iść przed siebie. Cały czas podążałem śladami krwi tajemniczego obdartusa. Problem polegał na tym, że musiałem znaleźć jakieś dwa kamienie, aby uruchomić portal, przez który przeszedł kurier. Latałem, szukałem i wszystko było fajnie dopóki się nie zagapiłem. Wszedłem sobie na taki mały, drewniany mostek, przechodzę, a tu jak spod ziemi wyrósł przede mną kapłan mechanistów. Nie zapowiadało się, że zaprosi mnie na herbatkę o piątej, wiec zacząłem spierdalać. Niestety głupota ludzi, z wiadomo jakiej firmy, znów dała o sobie znać. Kapłan zaczął miotać w moim kierunku ognistymi młotkami. Gdyby miał choć połowę mózgu, to by zauważył, że znajdowaliśmy się kurwa w lesie! Ale był z tego syf - szkoda słów. Idiota podpalił kilka drzew, w międzyczasie przyleciał drugi kapłan i w bojowym szale także zaczął miotać tym ogniem. Po paru minutach sytuacja wyglądała tak, że cały las stał w płomieniach, a ja spierdalałem przed bandą krewkich idiotów, wykrzykujących pod moim adresem wiązanki, których sam Konstantyn by się nie powstydził. Chroniąc się przed ogniem, wskoczyłem w końcu do małej rzeczki płynącej przez las. Skończyło się na tym, że cały las się sfajczył, prawie wszyscy mechaniści spłonęli w pożarze, a mnie pół żywego wyciągnieto z całej tej lokacji. Gdy doszedłem do siebie zrobiłem taką zadymę, że wszyscy pitali. No, ale w końcu ochłonąłem i doszło do wspólnej debaty nad tą misją. Po przeżyciach z katedrami w części pierwszej, optowałem za zrezygnowanem z tej misji. Najzwyczajniej w świecie się balem. Zostałem jednak przegłosowany. Najpierw tydzień trwało znalezienie innego, nadającego się do tej misji lasu, a potem kolejny tydzień trwał nabór nowych ludzi do ról Mechanistów. W końcu nadszedł dzień poprawki...

T2 - Misja 9.2

Pełen obaw przystąpiłem do ponownego przechodzenia tej misji. Nie mając pewności czy programiści zmienili możliwości kapłanów, wolałem ich nie prowokować i omijałem ich z daleka. Tym razem, skradając się w cieniu, bez przeszkód znalazłem dwa kamienie i udałem się do portalu. Nie było z tym większych problemów, bo miejsc do ukrycia było tu naprawdę sporo. Będąc w jaskini z portalem, wsadziłem kamienie do oczu wielkiej twarzy i słyszę, że coś się dzieje. Jakby takie bulgotanie. No, ale co tam jakieś bulgotanie. Wchodzę po schodkach i patrzę na tą twarz z góry. Wyglądało to calkiem fajnie - w oczach czerwone rubiny, a w rozwartej paszczy czerwony portal. Co miałem robić - skoczyłem i... wpadłem kurwa do kisielu! Na dodatek moje zaskoczenie pomieszało się z przerażeniem, gdy chciałem złapać się krawędzi, a nie mogłem, bo miałem za śliskie ręce. Zacząłem się zapadać, a dna pod stopami nie czułem! Udało mi się jednak zachować trochę zimnej krwi. Szczęściem, mialem przy sobie minę i to ona uratowała mi dupę. Szybko ją włączyłem i umieściłem pod moimi zapadającymi się stopami. Zacisnąłem zęby, no i jębnęło... Wybuch byl na tyle silny, że wyrzucił z tej paszczy nie tylko mnie, ale i cały ten kisiel.... Jaskinia, patrolujący obok Mechanista oraz ja, byliśmy oblepieni tym czerwonym gównem. Oczywiście nie był to koniec wrażeń, bo nie dość, że mnie poparzyło (a stopy najbardziej), to jeszcze wybuch zwabił do jaskini cały level rozwścieczonych debili! No to spierdalanka. Ci idiotyczni kapłani znów podpalili las, ale na szczęście zdołałem się z niego wydostać, zanim ogień rozplenił się na dobre. Bilans był taki, że znów zjarała się cała lokacja, przeżył tylko jeden Mechanista, a ja miesiąc leczyłem poparzenia w szpitalu. I znów się jełopom ode mnie dostało. Robi się z tego norma. Już po raz drugi do gry sprytnie chciano wpleść reklamę - tym razem kisielu. Jebani materialiści! Cymbały! Bym się kurwa w kisielu utopił! Ehhh... misja do poprawki.

T2 - Misja 9 i pół.1

No i teraz musieliśmy nagrać scenę kiedy to spotykam Victorię. No więc przychodzę sobie do tego lasu, no i jakoś tak cicho się zrobiło. Spoko, takie sytuacje mi nie straszne. Zacząłem się bać dopiero kiedy spostrzegłem, że drzewa w tym lesie potrafią się poruszać. Teraz to już byłem dośc trochę wydygany. No, ale nie przyszedlem tu tchórzyć, a przecież droga do sławy wymaga baaaardzo dużych wyrzeczeń i poświęceń. No to brnę sobie dalej w ten gąszcz, aż tu nagle jak spod ziemi (w sumie to faktycznie chyba spod ziemi) wyłoniła się przede mną stara, dobra znajoma, która nie tak dawno wydłubała mi oko. Dotąd było jak było, ale nagle... szast-prast i znalazłem się w objęciach jej konarów! Oj, coś tu nie grało i to bardzo. Myślałem, że to jakaś pułapka, że Victoria mnie zabije i już żegnałem się z życiem, kiedy nagle... spotkało mnie coś gorszego niż śmierć. Zza drzewa wysunął się nie kto inny, jak pogromca strażniczych dup - szeryf Truart! Nie ukrywam, że zlałem się zimnym potem. Nie ukrywam również tego, że zlałem się w majty! Tymczasem szeryf zbliżył się do mnie pedalskim krokiem, po czym rzekł swym pseudoseksownym głosem:

- Witaj mój ty robaczku. Czekałem na ciebie z niecierpliwością i w końcu nadeszła ta chwila - w tym momencie odwrócił głowę w stronę Victorii - a tobie już dziękuję moja droga, spisałaś się na medal. Naprawdę, dotrzymałaś umowy więc na skraju lasu czeka na ciebie obiecana nagroda.
- Króliki! - krzyknęła pani lasu, po czym wypuściła mnie ze swego "uścisku" i pobiegła jak szalona w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Ahhhh - Gorman masował się ręką po klacie - teraz już mi nie uciekniesz, choć myślisz, że możesz to zrobić...

Rzeczywiście, myślałem o ucieczce i już miałem się do niej zabierać, kiedy nagle zza drzew wyszło chyba ze dwudziestu strażników, którzy w szybkim tempie nas otoczyli. Nie było stąd wyjścia. Nie ukrywam, że kupa była już w drodze. Tymczasem Truart powoli się do mnie zbliżał, a ja byłem coraz bledszy ze strachu. Nie ukrywam, że już pogodziłem się ze swym losem, ale... niespodziewanie przyszło wybawienie! Szeryf złapał mnie za ramiona, kiedy nagle zza drzewa wyskoczyło jakieś głupie babsko, rozepchnęło krąg strażników i rzuciło się w stronę Gormana krzycząc:

- Kedar! Nareszcie cię znalazłam!

Truart osłupiał, strażnicy osłupieli, nawet ja osłupiałem. I byśmy tak pewnie stali, gdyby ta baba nie rzuciła się na szeryfa. Ten wyrywał się jak mógł, krzycząc na swoich ludzi, aby mu pomogli. Korzystając z całego zamieszania, najzwyczajniej w świecie spierdoliłem. Po tym zajściu dwa tygodnie dochodziłem do równowagi psychicznej. Scenę dograno beze mnie, bo zamiast mnie grał dubler. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że pogodziłem się wtedy z losem zgwałconego złodzieja. Nigdy więcej!

T2 - Misja 10.1

No i nadeszła w końcu misja numer dziesięć. Fajnie się zaczynała, bo na dzwonnicy. Po dachach musiałem dostać się do nowej katedry Mechanistów i przesłuchać jakieś tam nagrania. Niby nic trudnego, a jednak i tu programiści potrafili "zabłysnąć". Z dzwonnicy przeszedłem na dach sąsiedniego budynku, potem na następny i widzę otwarte okno oraz chodzacego w środku domu strażnika. Spokojnie wszedłem, strażnika ogłuszyłem i patrzę, a nad takimi belkami są deski. Wydało mi się to podejrzane więc wspiąłem się na górę i oderwałem dechy. Mym oczom ukazało się wąskie przejście. No to wchodzę do środka i co widzę? Jakiś staruch trzymie w rękach taki dupny ładunek wybuchowy i grozi, że się zabije. Później okazało się, że to był jakiś świrnięty astronom. Nogi się pode mną ugięły, a ślina przeszła przez gardło ciężej niż zwykle. Powoli podszedłem do starca i uspokajając go, uśpiłem na chwilę jego czujność. Szybkim ruchem ręki wytrąciłem mu ładunek z rąk i rzuciłem się na niego, powalając całym ciężarem ciała. Wszystko było by fajnie, gdyby nie fakt, że staruch machając chaotycznie rękoma, przypadkowo odpalił mi flarę pod płaszczem! Odskoczyłem jak rażony piorunem i zdjąwszy szybko z siebie płaszcz, w ferworze walki rzuciłem go gdzie popadło. Niestety los chciał, że wraz z flarą, spadł na leżącą na ziemi minę. Teraz dopiero zrozumialem swój błąd. Gdy zobaczyłem jak spod plaszcza unosi się dym, do głowy przyszło mi już tylko jedno...

- O KURWA! PIERDOLNIEEEEEEEEE!!! - krzyczałem ile fabryka dała, uciekając w niewiadomym kierunku.

I pierdolnęło! Wybuch był tak silny, że jego podmuch wyrzucił mnie do góry i szczęśliwym trafem spadłem na dach jakiegoś innego budynku. Spojrzałem na lokację. Z najbliżeszego otoczenia wiele nie zostało. Koniec świata. W finale usłyszałem patrolującego strażnika:

- Hmmm... coś słyszałem.... to chyba wiatr.

No comment. Okazało się później, że w LGS nadal pracuje programista odpowiedzialny za wybuch w misji drugiej. Kurwa, kogo oni tam zatrudniają - jeszcze gościa ze skłonnościami do piromanii mi tu brakowało. Po "Thief II" kończę z tym zawodem!

T2 - Misja 10.2

No i musiałem ponownie wyruszyć z dzwonnicy. Wszystko przywrócono do poprzedniego stanu, więc nie byłem najgorszej myśli. Do pomieszczenia, z którego można było przejść w kierunku pracowni astronoma, dotarłem bez problemu. Po ostatnich przeżyciach nawet się tam nie pchałem tylko wyszedłem kulturnie przez następne okno. No to idę sobie, idę i słyszę jakby ktoś się kłócił. Wyglądam zza rogu i normalnie kopara opadła mi po jajca. Czterej strażnicy kłócili się w najlepsze, rzucając mięsem jak najzatwardzialsi kowale.

- Ty szmato! Nasza pani to żadna kurwa! - rzucił pierwszy i splunął soczyście na ziemię - Jest lepiej wychowana od tego waszego dupkowatego lorda!
- Ty głupi czopie, nasz lord chędożył ją już w kołysce! - wydarł się oponent - Twoja pani to suka!
- Co?! - wydarł się drugi - Jak śmiesz obrażać naszą panią!
- A ty się nie odzywaj, bo ci z ryja jebie! - rzucił strażnik lorda w kierunku drugiego bodyguarda "wielkiej pani" - Współczuję tej twojej zpsioczonej wielmoży, że musi wąchać smród z twoich zgniłych zębów!
- Kurwi synu, powycieram tobą posadzkę w jej holu!
- Spierdalaj do swojego kącika downa!
- Ojej, jak się boję... Stul pysk!
- Rozkazywać to sobie możesz swojemu lordzikowi, kmiocie!...

I tak dalej, i tak dalej... Nie chce mi się opisywać treści całej "rozmowy", bo naprawdę wyzywali się tak chyba jeszcze z dziesięć minut. Ci to mieli wenę - kurwy leciały na lewo i prawo, a mnie uszy więdły od coraz to bardziej wymyślnych wiązanek. Zdawało by się, że można by to jeszcze wyciąć, ale niestety po kłótni kopara spadła mi jeszcze bardziej. Strażnicy stwierdziwszy, że "dość już gadaniny" zaczęli... obrzucać się kotami! Tak - kotami! Nie wiem skąd oni mieli te koty, skąd one się tam brały, ale wiem jedno - rzucali nimi po trzy, po cztery naraz i z taką zaciekłością, jakby to one im krzywdę zrobiły. Sytuacja była naprawdę absurdalna - czwórka idiotów obrzuca się kotami, które latają między dwoma balkonami, miauczą jak posrane i uczepiają się ryjów przeciwników. Finał tego był taki, że na balkon wyszła zbudzona tym wszystkim "zpsioczona wielmoża" i dostała kotem w ryj. Wystraszony zwierzak wczepił się pazurami w jej pysk, a przerażona babka, próbując w panice zdjąć z twarzy równie przerażonego kota, przepadła przez barierkę i spadła na ulicę z wysokości czterech pięter... Zaciekli strażnicy nagle umilkli. W ogóle tak jakby cała dzielnica nagle umilkła. Po chwili wszyscy bez słowa uciekli do swoich domów i nawet koty gdzieś spierdoliły. Po całym tym zamieszniu pozostała tylko "wielka pani", z której nie było co zbierać, oraz kot, który - o dziwo - przeżył upadek. Z powtórką misji czekaliśmy dwa tygodnie, bo kocurom się tu spodobało i miauczało to cholerstwo i miauczało... A kto wpadł na ten jakże wspaniały pomysł z kotami? Nikt nie chciał się przyznać.

T2 - Misja 10.3

Po przygodzie z miauczakami miałem nadzieję, że wszystko pójdzie jak należy. Nadzieja matką głupich... No więc w powtórce doszedłem do tych czterech strażników, ale tym razem kłócili się wedle scenariusza. Potem się pozabijali i zrobiło się tu jakby trochę luźniej. Spoko. No więc tak sobie szedłem i szedłem po tych dachach, aż w końcu dotarłem przed katedrę. Była ogromna i robiła naprawdę duże wrażenie. Nie zastanawiając się jednak zbyt wiele, wszedłem do środka i od razu udałem się na poszukiwanie gramofonów z informacjami. Po przygodzie w banku, miałem co do tych urządzeń raczej mieszane uczucia. Moje obawy sprawdziły się, choć nie od razu. Przesłuchałem pierwszy gramofon, potem drugi, potem trzeci, czwarty... wszystko szło dobrze. Karras coś tam beblał, ja słuchałem i ogólnie wszyscy wokół byli happy. Zaskoczenie przyszło dopiero w kwaterze szefa Mechanistów. Otóż wchodzę sobie do środka i w oczy od razu rzucił mi się jeszcze jeden gramofon. Myślę sobie "luzik, posłucham sobie co tam jest nagrane". Na początku coś tam zaszumiało, zahuczało i w końcu ozwał się głos Karrasa:

"Witaj Garrett. Spodziewałem się ciebie. Wiedziałem, że w czasie kiedy w katedrze odbywać się będzie przyjęcie, ty zakradniesz się tutaj, aby skraśc moją drogocenną kolekcję! Tak moją cenną kolekcję! Zapewne wiesz dobrze, że jest ona nadzwyczaj unikalna i dlatego jest taka cenna. Podjąłem stosowne kroki, aby zapobiec kradzieży..."

I tu się nagranie urywało. Trochę się zdziwiłem, bo nie taki był scenariusz, no ale cóż było robić - sam mnie sprowokował do kradzieży tej kolekcji. Długo nie musiałem jej szukać - wcisnąłem taki przycisk na ścianie i otworzyła się tajna skrytka. Ten facet miał świra na punkcie wszystkiego co wiązało się ze słowem "metal". Były tu m. in. film "Heavy Metal 2000", gry "Heavy Metal F.A.K.K. 2", "Metal of Honour", "Iron Storm", trzy części "Metal Gear Solid", albumy "Iron Maiden" oraz wszystkie numery miesięcznika "Metal Hammer". Tak się temu wszystkiemu przyglądalem, aż tu nagle włączył się alarm, a ze wszystkich gramofonów zaczął lecieć "Iron man" Black Sabbath. Byłem tak zdezorientowany, że przez dłuższą chwilę nie wiedziałem co mam robić. W końcu jednak nadleciał pierwszy strażnik i już wiedziałem co robić - zacząłem popierdalać po całej katedrze, uciekając przed rozwścieczonymi półmózgami, przy akompaniamecnie muzy Sabbatów. Nie było wesoło, bo do akcji wkroczyły też roboty, zaciekle miotające bombami w moim kierunku. Ja krzyczałem, krzyczeli ścigający mnie "podrażnieni" idioci, bomby wybuchały, a w tle darł się Ozzy. Istny rozpierdol! W końcu udało mi się uciec do kanału wentylacyjnego. Przestraszony i spanikowany czym prędzej udałem się w kierunku wyjścia. Podnioslem klapę... i dostałem plackiem w ryj. Kurwa! Co oni z tym obrzucaniem! Najpierw ciasto, potem latające koty, a teraz placek! Jeszcze jeden taki numer, a pożałują!

T2 - Misja 10.4

Jeszcze żadnej misji nie musiałem powtarzać cztery razy. Jeszcze żadnej misji cepy z LGS nie potrafiły cztery razy spierdolić. No, ale stało się. Ponownie zacząłem na dzwonnicy. Wszystko szło dobrze. Do Angelswatch dostałem się bez problemu i idę do pierwszego gramofonu. Pełen obaw włączyłem go ostrożnie, ale zamiast gadki słyszałem tylko jakieś sapania. "Cholera, znów coś nie gra" pomyślalem. Włączyłem gramofon jeszcze raz i jeszcze raz, ale za każdym razem było to samo. "Zepsuty czy co?". Nie było innego wyjścia - musiałem udać się do drugiego z gramofonów. Włączyłem go, a tu znów sapania i sapania. Wkurzyłem się i zacząłem biegać po katedrze odsłuchując wszystkie nagrania. Na każdym to samo. W końcu ponownie znalazłem się w komnatach Karrasa. Włączyłem znajdujący się tutaj gramofon i co słyszę? Piekło...

"Witaj Garrett. Spodziewałem się twojej wizyty dlatego... [w tym momencie dało się słyszeć skrzyp otwieranych drzwi, po ktorym nastąpiła chwila milczenia]
- Ochhh Karrasie, mam ochotę cię schrupać - tak jak to zrobiłem już wcześniej! [zabrzmiał dobrze mi znany, pseudoseksowny głos]
- Nieeeeee!
- Twój opór jest daremny, gdyż moja rządza jest zbyt wielka... ahhhh... ahhhh... nie wyrywaj się... ahhhhhh... [tu był szereg sapań i westchnień, których nie chce mi się szerzej komentować]
- No, już po wszystkim moja ty gorąca ptaszynko... Teraz muszę wreszcie dopaść Garretta. Jest taki męski ahhhhh... już na samą myśl czuję się podniecony!... Chodź tu do mnie, wójek Truart poczuł falę nowego uniesienia... [po tych słowach dało się słyszeć odgłosy krótkiej szarpaniny, a następnie znów serię stęknięć i westchnień]"

Po usłyszeniu "Muszę wreszcie dopaść Garretta. Jest taki męski ahhhhh..." oblałem się zimnym potem, włosy stanęły mi dęba, a kupa była już w drodze. Wypiździłem stamtąd aż się kurzyło. Na dół biegłem po pięć schodków nie zważając na strażników, którzy i tak nie mieli szans mnie dogonić. Dwa tygodnie nie wychodziłem z domu. Dopiero wizyta wynajętego przez LGS psychologa uspokoiła mnie nieco i postanowiłem przystapić do poprawki misji. Na szczęście poszła juz sprawnie.

T2 - Misja 11.1

Przy poprzedniczce, ta misja nie wydawała się trudna. Jednak i tu programiści pokazali, że wszystko potrafią spaprać. Szedłem sobie spokojnie, aż doszedłem do takiego domku. Trochę w nim pobuszowałem i ku mojemu przerażeniu, w chłodni znalazłem prawie zamarzniętego człowieka! Jego stan był na tyle ciężki, że pomogłem mu zejść z tego świata. Co za dureń z LGS umieścił tu tego biedaka?! Jak się dowiem, to sam go tu wsadzę! No ale dobra - w końcu poszedłem dalej. Zjechałem taką dużą windą w głąb kompleksu, wychodzę i oczom nie wierzę - łódź podwodna! Najprawdziwsza łódź podwodna! Jako fan nowinek technicznych, po przeminięciu pierwszego osłupienia, postanowiłem się do niej dostać i zobaczyć jak to od środka wygląda. No więc w krótkim czasie znalazłem się wewnątrz i tak sobie oglądam i oglądam, aż tu nagle usłyszałem jak ktoś schodzi do łodzi. Ku mojemu przerażeniu było tu dość ciasno i nie za bardzo mogłem sie gdzieś ukryć. "No to przejebane" przemknęło mi przez głowę. Faktycznie - było przejebane. Mechanista, zauważywszy moją skromną osobę, wydarł się z całej pary "INTRUZ!!!" i po tym jakże krótkim, acz treściwym monologu, rzucił się na mnie z dzikim okrzykiem, waląc młotem w metalową rurę. Cofnąłem się na sam tył statku. Tymczasem za krzyczącym strażnikiem szybko zjawili sie jego trzej kamraci. Nie wygladalo na to, że z tego wyjdę. Usłyszałem tylko jak jeden z przeciwników zamyka właz wyjściowy. Pierwszy w tym czasie rzucił się w moim kierunku, ponownie zamachując się swym ogromym orężem. Zrobiłem unik, a Mechanista z całej pary przypieprzył w kadłub i wyrąbał w nim niezłe dziursko. To co działo się potem, było już jednym wielkim chaosem. Statek w szybkim tempie zaczął nabierać wody i najzwyczajniej w świecie tonął. Chciałem dostać się do włazu wyjściowego, ale strażnicy nic nie robili sobie z faktu, że wraz ze statkiem idą na dno i krzyczeli nadal w moim kierunku grożąc śmiercią. Trzej Mechaniści utopili się mając wodę po kolana (ehhhh - Dark Engine), ale czwarty był twardszy i nawet mając wodę po szyję próbował mnie zaatakować. Jednak i on nagle odwalił kitę, a ja rzuciłem się w kierunku włazu. Będąc już cały pod wodą, dorwałem jego pokrętło, ale za cholerę nie chciało puścić. Mocowałem się z nim, mocowałem i mocowałem, aż mi w końcu tlenu zabrakło! Szczęściem zdołali mnie wyciągnąć asekurujący tę misję nurkowie. Kurwa, ale był młyn w siedzibie LGS. Już po raz... któryś tam, zrobiłem zadymę jak sam skurwysyn, choć jak pokazywały kolejne wypadki, na nic się te awantury zdawały. Znów bym się, do huja utopił. Od razu przypomniał mi się za długi kopalniany korytarz z pierwszej części "Thief". Ci idioci najwyraźniej nie uczą się na błędach. Misja oczywiście do poprawki, ale za drugim razem poszła już gładko.

T2 - Misja 12.1

No i nadeszła misja dwunasta, w której to miałem porwać jakiegoś Cavadora. Niby nic trudnego - ogłuszyć gościa i zwiać. Okazało się jednak, że nie bylo to takie proste. Już na samym początku przypomniała mi się siódma misja z części pierwszej, podczas której nieźle sie poparzyłem. Tak, ponownie zawitałem do Zaginionego Miasta. Od razu ogarnęły mnie wątpliwości co do powodzenia tej misji, no ale zacisnąłem zęby i ruszyłem wypełnić zadanie. Na początku wszystko grało, bo spokojnie pobuszowałem sobie w pobliskim budynku i nawet znalazłem mapę z trasą obchodu Cavadora po mieście. Zadanie zdawało się więc prostsze niż sądziłem. Cały uradowany buszowałem dalej. Zrabowało się "trochę" złota, paru strażników ogłuszyłem i wszystko było spoko, aż do momentu kiedy w oddali usłyszałem jakieś hałasy. No więc idę w kierunku ich źródła i nasłuchuję. "Coś jakby muzyka" pomyślałem. W końcu doszedłem do takiego fajnego budynku, przytykam ucho do ściany i rzeczywiście jakaś muzyka. Moja ciekawość nie pozwoliła mi nie zajrzeć do środka. Wchodzę i... deja vu? Victoria zasuwa na basie, Truart na perce grał swoimi... hmm... dwoma pałkami, jakiś gość na gitarze, a na wokalu Oko się wydziera:

"BUAAAAAAAAAAAAAA!!!
BUAAAAAAAAAAAAAAA!!!

MY SZATAŃSKA KAPELA
CZCIMY NASZEGO UDRĘCZYCIELA
BO MA GAZETY Z NAGIMI PANNAMI
PORYSOWANE PENTAGRAMAMI!!!

BUAAAAAAAAAAAAAAA!!!
BUAAAAAAAAAAAAAAA!!!
BUAAAAAAAAAAAAAAA!!!
BUAAAAAAAAAAAAAAA!!!

CHCIAŁBYM BYĆ ZAWSZE TAKI JAK ON
WDYCHAĆ CODZIENNIE ODCHODÓW WOŃ!
I..."

STOOOOOP!!! - wydrało sie Oko - KURWA, CAVADOR, ŹLE ZAGRAŁES OSTATNIĄ PARTIĘ! JUŻ TRZECI RAZ!!! PRZECIEŻ DOSTAŁEŚ TABY I MIAŁEŚ SIĘ ICH NAUCZYĆ! A TAK W OGÓLE, TO MUSIMY CI NADAĆ JAKĄŚ FAJNĄ KSYWĘ, BO CAVADOR JEST ZA DŁUGIE I BRZMI JAK IMIĘ DLA JAKIEGOŚ ALFONSA! OD DZIŚ NAZYWASZ SIĘ DIEGO, BO FAJNIE BRZMI, A POZA TYM TO MOJA ULUBIONA POSTAĆ W "ZBUNTOWANY ANIOŁ"... A TY SIĘ TAM GORMAN NIE CIESZ, BOŚ NIE JEST LEPSZY! CO CHWILA GUBISZ RYTM!!! MOŻE PRZERZUCISZ SIĘ JEDNAK NA ZWYKŁE PAŁECZKI, BO WIBRATORAMI NIE ZA BARDZO CI TO GRANIE WYCHODZI!!!...

Potem to się do tego budynku zleciał cały level rozwścieczonych Mechanistów, zwabionych krzykami Alfreda. Mimo, iż spierdalanie wychodzi mi już całkiem sprawnie, tym razem było gorąco. Wyszedłem z tego ze złamanym żebrem i ciężkimi potłuczeniami na całym ciele. Zadymy w LGS nawet nie chciało mi się robić. Szkoda było na to energii, a przede mną pozostało niewiele misji. Musiałem już tylko jakoś wytrzymać do końca. Z zaciśniętymi zębami przystąpiłem do powtórki, która poszła całkiem sprawnie.

T2 - Misja 13.1

Wyglądając z niecierpliwością końca prac nad drugą częścią "Złodzieja", ochoczo przystąpiłem do następnej misji. Miałem znaleźć i przeczytać tajną korespondencję Mechanistów do niejakiego Gervasiusa. Na papierze - bułka z masłem. Jednak już na samym początku programiści dali o sobie znać. Wszedem na teren posesji i kombinuje jak tu wejśc do środka. Nagle zauważyłem taki mały daszek w ogrodzie. Wdrapałem się więc na niego i patrzę, a w ścianie jest ukryty taki mały przycisk. No to lightowo go sobie przycisnąłem i jak się okazało - nie był to dobry pomysł. Najpierw spadł na mnie pięciokilowy worek ziemniaków, a potem, osunąwszy się z daszku, spadłem do dziury pełnej skunksów... Kurwa, jaki tam byl smród! Skunksy tak nasmrodziły, że po dziesięciu minutach po prostu straciłem przytomność. Jak się później okazało, leżałem w tym dole calutki dzień, zanim ktoś mnie łaskawie raczył wyciągnąć! Potem wyszło na jaw, że jeden z programistów, postanowił się trochę rozerwać, bo gra ponoć stała się zbyt poważna. Co za trep! Misję trzeba było powtarzać, choć tak naprawdę nawet nie zdążyła się zacząć.

T2 - Misja 13.2

Powrórka. Ehhhh... zaczynam już przywykać, że to normalka. Kurwa, kiedy skończy się ta katorga, zeżrę ten kontrakt!... Zresztą nieważne... Ruszyłem ponownie. Na początku wszystko szło nawet dobrze. Skunksów nie było, worków z ziemniakami też nie - od razu do oczu wstąpiła nadzieja. Nadzieja, że szybko skończę tę misję. A gdzież by tam... Tak sobie łaziłem i łaziłem, strażników omijałem, odkryłem tajne przejścia i w końcu zdołałem znaleźć taki zegar. Miałem przy sobie kukułkę, której wyraźnie brakowało w tym timerze. No więc umiesciłem kukułkę we właściwym miejscu i przestawiłem wskazówki na dwunastą. Według wszelkich źródeł miało otworzyć się tajne przejście. No właśnie... miało. Zamiast tego z tarczy zegara wyskoczyła sztuczna, sprężynująca ręka i wsadziła mi palec w oko! Zawyłem z bólu i puściłem siarczyste "kurwa mać". Dłuższą chwilę dochodziłem do siebie, jęcząc i trzymając się za oko. Już z daleka usłyszałem wściekłą bandę kretynów, biegnących sprawdzić co się dzieje. No i potem spierdalałem aż się kurzyło. Najlepsze było to, że uciekając wpadłem rozparzony do kibla i cofając się przez niezbyt miło usposobionymi strażnikami, przypadkowo oparłem się o spłuczkę. Tak oto przez przypadek odkryłem tajne przejście na wyższe piętro. Znajdowało się ono za jedym z kibli. Gdyby nie to, pewnie cało bym z tego nie wyszedł, a tak udało mi się uciec. Nie mam słów... Co za jełop wymyślił sobie sekretne przejście w kiblu?! Przecież ja bym tego w życiu nie znalazł! Debile, debile i jeszcze raz debile! Misja do poprawki.

T2 - Misja 14.1

No więc przystąpiłem do misji numer czternaście. Wchodzę na teren posesji i... co to? Czyżby powtórka poprzedniej misji? Ten sam ogród, ten sam daszek, ten sam budynek... Jedynie cele miałem inne. Miałem ukraść jakąś maskę czy coś. Po krótkim rozważeniu sprawy postanowiłem ruszyć do boju. Zapowiadało się na łatwą robotę. I taka z pewnością by była, gdyby swoich trzech groszy znów nie dołożyli programiści. No więc idę sobie, wszystko spoko i w końcu doszedłem do pokoi z tymi całymi maskami. Z pierwszych trzech wziąłem wszystkie. W końcu otwarlem drzwi do ostatniego pomieszczenia. Cisza. No to sobie wszedłem cały w kwiatkach, że wszystko dobrze idzie, aż tu nagle - dup. Drzwi za mną zamknęły się z hukiem, po czym usłyszałem, dochodzący z lewej, dobrze mi znany, pseudoseksowny głos:

- Ahhhh jesteś! Nareszcie cię złapałem - teraz będziesz już tylko mój... Nie bądź taki spięty, nie bój się, będę delikatny...

Gorący Gorman coś tam jeszcze mówił, ale wpadłem w taką panikę, że nie docierały do mnie jego słowa. No więc zacząłem uciekać po całym tym pomieszczeniu, a Truart gonił mnie, jak pantera zwierzynę. W końcu przyparł mnie do ściany. Nie było dokąd uciec więc zrobiłem to, na co było mnie stać w tym momencie - zapiszczałem jak bezbronna panienka i kopnąłem szeryfa w krocze. Gorman chwycił się za jaja, zastygł w bezruchu, posiniał, po czym rzekł cieniutkim głosikiem:

- Ty kurwo...

I zemdlał. Nie zastanawiając się wiele, wiałem stamtąd ile tylko pary było w nogach. Cały zziajany, roztręsiony, posikany i zesrany wybiegłem z tego budynku. I znów wszyscy czekali, aż wrócę do pełnej sprawności psychicznej. Tym razem nie wychodziłem z domu przez miesiąc. Co za czop wpuszcza tego pedała do lokacji! Jak się dowiem, który z tych durniów jest taki przekupny, to zabiję! Przysięgam, zabiję!

T2 - Misja 15.1

Ostatnia misja! Chciało by się rzec - ja vs programiści: the final battle. Tym razem miałem powstrzymać Karrasa, czyli całe zło z "Thief II", przed opanowaniem świata. Spoko, już raz świat uratowałem więc czemu by nie i tym razem? Najpierw się okazało, że zabili Victorię... w sumie to ona sama się zabiła, ale kto tam baby rozumie. No więc zdeterminowany ruszyłem na akcję. Katedra była masakrycznie duża, w środku pełno było robotów, a na dodatek okazało się, że tak naprawdę ta katedra to jedna wielka fabryka. Połaziłem po tym kompleksie i powoli zbliżałem się do końca. Tak mi się wydawało, bo i tym razem nie dane mi było zakończyć misji. Idę sobie, idę, aż tu nagle z głośników rozbrzmiał głos Karrasa:

- Ha! Ja i mój genialny umysł tryumfujemy! Na nic się zdadzą twoje wysiłki, bo już za chwilę całe miasto padnie do moich stóp... kha, kha, kha... [w tym momencie dało się słyszeć jakiś hałas, potem stukot, aż w końcu ozwały się dobrze mi znane głosy]
- TY PRZEŻUTY KAPCIU!!! ZABIŁEŚ MI BASISTKĘ! WIESZ JAK W TYM MIEŚCIE CIĘŻKO SKOMPLETOWAĆ SKŁAD DO KAPELI?! DAMY CI NAUCZKĘ, TY OPLUWAJĄCY WSZYSTKO DEKLU KOLOZETOWY!!! CHŁOPCY! [do pomieszczenia, w którym przebywał Karras ktoś wszedł. Już po chwili wiedziałem kto to był]
- Ahhhhh... - zabrzmiał pseudoseksowny głos - Już ja ci dam nauczkę ty... ty... ty brutalu. Wójek Truart pokaże ci jak karze niegrzecznych chłopców... ahhh... dam ci klapsa! Diego, mój drogi przyjacielu, czy mógłbyś przez chwilę przytrzymać wysokiego kapłana?
- Nieeeeeeeee!!! - wydarł się Karras. [A potem były już same stękania i jęki. Biedny Karras. Mimo iż był moim największym wrogiem, to naprawdę mu współczułem. Po tym, jak szeryf zrobił mu z dupy jesień średniowiecza (nie po raz pierwszy zresztą), ozwał się Alfred]
- NO!!! I ŻEBY MI TO BYŁO OSTATNI RAZ! A TAK WOGÓLE, TO ZOSTAWIAM CI DEMO NAJNOWSZEJ PŁYTY MOJEJ KAPELI! NAZYWA SIĘ "PIERDNIĘCIE SZATANA!!!" I JEST NAPRAWDĘ WYPASIONA! NO TO SPADAMY CHŁOPCY!!!

Kurwa! Kto wpuścił tu tych idiotów?! Przez nich całą misję trzeba było powtarzać raz jeszcze. Ehhhh... niech ja się tylko dowiem, który z LGSu ich tu wpuszcza, to wyrwe mu jajca! Miał być koniec, a znów trzeba wszystko poprawiać! Czemu? CZEMU?!
Na szczęście powtórka poszła już jak należy i praca nad misjami została oficjalnie zakończona. Teraz trzeba było jeszcze nagrać scenę końcową i... WOLNOŚĆ! Przynajmniej wtedy tak mi się zdawało. W każdym bądź razie świat był uratowany, ja zostałem bohaterem i ponownie wszyscy byli happy. Kiedy kręcilismy scenę końcową, zakomunikowałem, że już na dobre odchodzę. Miałem dość spadających ptasich kup, placków na ryju, worków ziemniaków, przygód ze zwierzętami, robotami, spierdalanki, pedałkowatego szeryfa i wiecznych kłótni z ekipą LGS. Byłem po prostu zmęczony. Jedynie Alfreda nadal lubiłem, bo choć na swój sposób był uciążliwy, to jednak nie wynikało to z jego złych intencji. Scenarzyści ponownie nie chcieli pogodzić się z moim odejściem, więc tym razem zmodyfikowali końcowy filmik. Nagrali ukradkiem moją rozmowę z Alfredem i zmiksowali ją z później nagranym głosem jakiegoś aktora. Prace nad drugą częścią "Złodzieja" dobiegły wreszcie końca. Czym prędzej ewakuowałem się z siedziby LGS i poszedłem do domu. W kilka miesięcy później LGS się rozpadło. To musiało nastąpić prędzej czy później, bo takie mecheły po prostu nie mogły ze sobą długo wytrzymać. Zapytacie jak przebiegła prawdziwa rozmowa z Alfredem. Było to mniej więcej tak:

- Więc to koniec?
- NOOOO STARY, JESZCZE PYTASZ!!! NARESZCIE SKOŃCZYLIŚMY!!! TO NOWE ARCYDZIEŁO W DZIEDZINIE DEATH METALU! ŚPIEWAM O TYM CO SAM PRZEŻYŁEM!!!
- To sporo musiałeś przeżyć. Ale wiesz, czasem tak się drzesz, że nic nie rozumiem. Powinniście to jakoś lepiej nagrać.
- NIE DA RADY BRACHU! JESTEŚMY MŁODĄ KAPELĄ I NA RAZIE TYLKO NA TYLE NAS STAĆ!!! ALE SPOKO, WSZYSTKIE TEKSTY MASZ W PUDEŁKU Z PŁYTĄ!!!
- A więc wszystko jest zapisane w tych książeczkach? O pokonaniu Trickstera? O śmierci Victorii?
- JASNE STARY! I NAWET ZAJEBISTE OBRAZKI TAM SĄ... Z GOŁYMI DZIEWICAMI!!!
- No spoko... Ciekawi mnie jedna rzecz...
- WAL ŚMIAŁO!!!
- Kto was wpuszczał do lokacji?
- NA SERIO CHCESZ WIEDZIEĆ?!
- Powiedz mi...
- OK, TO KAMAN DO ORLANDA NA BROWAR! TAM O TYM POGADAMY!!! POTEM SOBIE POPIJEMY, GOSPODARZ PRZYPROWADZI SWOJE PANIENKI, A TY NAM IMPREZKĘ ROZKRĘCISZ I BĘDZIE MIAZGAAAAA!!!

No i poszliśmy, bo... dlaczego nie?
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
Kapitan Smith
Poganin
Posty: 750
Rejestracja: 21 października 2006, 12:31
Lokalizacja: Lublin
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Kapitan Smith »

Jak zwykle cool :-D

Najlepsze fragmenty:
Maveral pisze:i jak mi kurwa drzwi w ryj wystrzeliły! Znokautowany osunąłem się na ziemię, a jedyne co zdołałem zobaczyć, to bandę jakiś kolorowych przebierańców krzyczących "NIESPODZIANKA!"
Maveral pisze:Gdyby miał choć połowę mózgu, to by zauważył, że znajdowaliśmy się kurwa w lesie! Ale był z tego syf - szkoda słów. Idiota podpalił kilka drzew, w międzyczasie przyleciał drugi kapłan i w bojowym szale także zaczął miotać tym ogniem. Po paru minutach sytuacja wyglądała tak, że cały las stał w płomieniach, a ja spierdalałem przed bandą krewkich idiotów
Maveral pisze:Jakiś staruch trzymie w rękach taki dupny ładunek wybuchowy i grozi, że się zabije
Maveral pisze:Zrobiłem unik, a Mechanista z całej pary przypieprzył w kadłub i wyrąbał w nim niezłe dziursko.
Maveral pisze:Trzej Mechaniści utopili się mając wodę po kolana (ehhhh - Dark Engine)
Maveral pisze:OD DZIŚ NAZYWASZ SIĘ DIEGO, BO FAJNIE BRZMI, A POZA TYM TO MOJA ULUBIONA POSTAĆ W "ZBUNTOWANY ANIOŁ"... A TY SIĘ TAM GORMAN NIE CIESZ, BOŚ NIE JEST LEPSZY!
Maveral pisze: Zawyłem z bólu i puściłem siarczyste "kurwa mać".
Maveral pisze:Co za jełop wymyślił sobie sekretne przejście w kiblu?! Przecież ja bym tego w życiu nie znalazł! Debile, debile i jeszcze raz debile!
Maveral pisze: TY PRZEŻUTY KAPCIU!!! ZABIŁEŚ MI BASISTKĘ! WIESZ JAK W TYM MIEŚCIE CIĘŻKO SKOMPLETOWAĆ SKŁAD DO KAPELI?! DAMY CI NAUCZKĘ, TY OPLUWAJĄCY WSZYSTKO DEKLU KOLOZETOWY!!!
:)) :)) :))

Jedyne co mnie ugryzło to to:
Maveral pisze:ale w powtórce poszła już dobrze
Maveral pisze:Na szczęście poszła juz sprawnie
Maveral pisze:ale za drugim razem poszła już gładko
Maveral pisze:która poszła całkiem sprawnie.
Możnaby trochę zmienić formę.

Tak czy inaczej jak zwykle kawał dobrej roboty! :) 9,5/10
Awatar użytkownika
Vrael
Mechanista
Posty: 351
Rejestracja: 31 stycznia 2006, 15:05
Lokalizacja: Wrocław

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Vrael »

No co ty? TYLKO 9,5/10?????? Ja daję 11/10!!!
A co z T3? Będzie?
- And...
- Remember to pickpocket the party guests?
Awatar użytkownika
marek
Garrett
Posty: 4775
Rejestracja: 09 grudnia 2003, 08:52
Lokalizacja: Poznań
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: marek »

e tam - najlepsze teksty to te:
Maveral pisze:I pierdolnęło! Wybuch był tak silny, że jego podmuch wyrzucił mnie do góry i szczęśliwym trafem spadłem na dach jakiegoś innego budynku. Spojrzałem na lokację. Z najbliżeszego otoczenia wiele nie zostało. Koniec świata. W finale usłyszałem patrolującego strażnika:

- Hmmm... coś słyszałem.... to chyba wiatr.
:))

i ten:
Maveral pisze:Strażnicy stwierdziwszy, że "dość już gadaniny" zaczęli... obrzucać się kotami! Tak - kotami!
:)) :))
prawie spadłem z krzesła :-D
ObrazekObrazek
"No one reads books these days"
Łucznik
Arcykapłan
Posty: 1305
Rejestracja: 21 października 2006, 19:15

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Łucznik »

Maveral pisze:Były tu m. in. film "Heavy Metal 2000", gry "Heavy Metal F.A.K.K. 2", "Metal of Honour", "Iron Storm", trzy części "Metal Gear Solid", albumy "Iron Maiden" oraz wszystkie numery miesięcznika "Metal Hammer".
brakuje automatów z grą metal slug ale ogólnie jest fajnie
Awatar użytkownika
ShadowG
Paser
Posty: 214
Rejestracja: 16 kwietnia 2006, 21:13

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: ShadowG »

Te koty to chyba nawiązanie do Postala2 :-D . Moja ocena: 10/10.
Obrazek
Łucznik
Arcykapłan
Posty: 1305
Rejestracja: 21 października 2006, 19:15

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Łucznik »

racja powinni jjeszcze je nałożuć na łuki :)) :)) :))
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Maveral »

Fajnie, że ktoś to jednak przeczytał ;) Dzięki za komenty. T3 nie będzie, bo nie grałem w T3 (mam za słaby sprzęt, a na zmianę owego się nie zanosi). W każdym razie to nie koniec, bo jak pisałem wcześniej:
...koncepcję, pomysły i plan mam nawet na T2 i jeszcze... coś (nie powiem co, ale nie chodzi o T3 ;) )
Na razie nie wiem kiedy to tajemnicze "coś" powstanie ;) Prawdopodobnie jeszcze w tym roku, ale to się jeszcze zobaczy. Tak wiec jak ktoś chce jeszcze poczytać coś zabawnego mojego autorstwa, to zapraszam tu, tu i tu ;)

PS. Koty nie były inspirowane Postalem, bo nigdy w niego nie grałem. Ba! Nigdy nie widziałem tej gry na oczy ;)
Ostatnio zmieniony 07 listopada 2006, 11:12 przez Maveral, łącznie zmieniany 1 raz.
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
Yishana
Miastolud
Posty: 62
Rejestracja: 01 listopada 2006, 14:18
Lokalizacja: Kraśnik
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Thief na wesoło, czyli z pamiętnika Garrett'a.

Post autor: Yishana »

Maveral pisze:- Ty szmato! Nasza pani to żadna kurwa! - rzucił pierwszy i splunął soczyście na ziemię - Jest lepiej wychowana od tego waszego dupkowatego lorda!
- Ty głupi czopie, nasz lord chędożył ją już w kołysce! - wydarł się oponent - Twoja pani to suka!
- Co?! - wydarł się drugi - Jak śmiesz obrażać naszą panią!
- A ty się nie odzywaj, bo ci z ryja jebie! - rzucił strażnik lorda w kierunku drugiego bodyguarda "wielkiej pani" - Współczuję tej twojej zpsioczonej wielmoży, że musi wąchać smród z twoich zgniłych zębów!
- Kurwi synu, powycieram tobą posadzkę w jej holu!
- Spierdalaj do swojego kącika downa!
- Ojej, jak się boję... Stul pysk!
- Rozkazywać to sobie możesz swojemu lordzikowi, kmiocie!...
Maveral pisze:Zaciekli strażnicy nagle umilkli. W ogóle tak jakby cała dzielnica nagle umilkła. Po chwili wszyscy bez słowa uciekli do swoich domów i nawet koty gdzieś spierdoliły.
Maveral pisze:Ja krzyczałem, krzyczeli ścigający mnie "podrażnieni" idioci, bomby wybuchały, a w tle darł się Ozzy.
Maveral pisze:Cały zziajany, roztręsiony, posikany i zesrany wybiegłem z tego budynku.
Maveral pisze:Zamiast tego z tarczy zegara wyskoczyła sztuczna, sprężynująca ręka i wsadziła mi palec w oko! Zawyłem z bólu i puściłem siarczyste "kurwa mać".
Zaczepiste! Możnaby tak więcej cytowac, bez końca :)
Maveral: skąd ty masz (czerpiesz) tak bujną fantazję?? Zdradź nam ten sekret :)
ODPOWIEDZ