[LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Moderator: SPIDIvonMARDER
[LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Yo, ave, cze, cześć, witam, siema, hi, salut, dzień dobry, hello i-tp. (S.A.) Znów mi się coś skrobnęło, tym razem niekoniecznie zabawnego, ale zawsze... Ważne, że o naszym ukochanym złodzieju Okej. Miłej lektury (choć pewnie po zakończeniu to nie będzie wasz ulubiony wątek )...
THIEF NIE NA WESOŁO, CZYLI Z ROZMYŚLAŃ GARRETT'A...
Byłem potwornie zmęczony. Trzeba było jednak załatwić jeszcze jedną sprawę - odebrać dług od Will'a. Pożyczone pieniądze już zbyt długo były "pożyczone". Wpierw udałem się jednak do domu żeby się trochę ogarnąć. Byłem głodny jak wilk, a na dodatek cały uświniony od szlamu. Kanały już poraz kolejny okazały się wybawieniem przed pogonią i... to jedyny luksus jaki oferują. Odpadki, gówna, smród i szczury. Czego człowiek nie zrobi żeby tylko uratować własną skórę. Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy jak wielkie szczury żyją w kanałach. Strach obok takich przechodzić. Czasem zdarza się napotkać jednego z przedstawicieli "kanaliarzy" - ludzi których jedynym schronieniem są właśnie podmiejskie kanały. Nie są wrodzy, raczej uciekają, bądź tylko obserwują jak przechodzę. Boją się. Są chudzi, wynędzniali, praktycznie bez ubrań, jedzą to co im się akurat trafi. I wcale nie dziwi wysoka śmiertelność wśród nich. Są prześladowani przez prawie całe miasto. Urządza się na nich łapanki, bo jakby nie było, zagrażają wszystkim. W końcu to od nich najłatwiej złapać jakieś choróbsko, a nikomu nie widzi się tu zaraza. A już najmniej miejskim magnatom. To oni mają w mieście najwięcej do powiedzenia. A Kanaliarze? Z jednej strony szkoda tych ludzi, z drugiej faktycznie są zagrożeniem. Przed zarazą nie ma ucieczki. Gdyby wybuchła... to byłby prawdziwy pogrom. Na samą myśl o tym, po plecach przechodzą mnie ciarki.
Był późny wieczór, kiedy przyszedłem do domu. Nogi bolały mnie niemiłosiernie dając mi się we znaki z każdym niemal krokiem. Zamknąłem drzwi i podszedłem do misy z wodą. W mdłym świetle dwóch świec na tafli wody zobaczyłem swoją twarz. Wyglądałem jakbym przyszedł z pola bitwy. Zakląłem pod nosem. Zaczynałem nienawidzić swojej roboty. To już nie było to co kiedyś... Z grubsza obmyłem tylko twarz po czym z kuchni wziąłem kawałek chleba, by w końcu, z wielką ulgą, usiąść na skraju łóżka. "Nareszcie chwila odpoczynku" przemknęło mi przez głowę. Faktycznie, od dwóch dni byłem prawie cały czas na nogach. Oczy kleiły mi się tak bardzo, że wizytę u Will'a postanowiłem odłożyć na dzień następny. Teraz chciałem tylko porządnie się wyspać i odpocząć. Chyba i tak nie dałbym już rady iść do południowej dzielnicy. Nie, perspektywa przedzierania się przez całe miasto w takim stanie, zdecydowanie mi się nie widziała. Z kawałkiem chleba uporałem się w mgnieniu oka. Po chwili ułożyłem się do snu, jednak nie dane było mi zasnąć. Znów ta głupia baba z naprzeciwka darła się na swojego narąbanego męża. Trochę ich poznałem. Facet chleje prawie codziennie, ona prawie codziennie się drze... Zgrana para. Czasem, gdy mają uchylone okiennice, słyszę jej płacz. Pamiętam jak kiedyś jej męża wsadzili do więzienia. Nie wiem za co, ale nie siedział tam długo - ledwie dziesięć dni. Gdy wrócił do domu ta jego żoneczka całowała go po stopach, tak się bała o niego. Może wystraszyła się, że nie bedzie miała się na kogo wydzierać... Czy lepiej już żyć z pijaczyną niż sememu?
- Ha, rodzina... - powiedziałem cicho leżąc na łóżku i nadal wsłuchując się w kłótnię sąsiadów.
W parę chwil później uspokoili się i mogłem ponownie ułożyć się do snu. Nie mogłem jednak zasnąć. Cały czas rozmyślałem. Kiedyś chciałem zamieszkać gdzieś na wsi, wybudować domek, założyć rodzinę, mieć syna... Teraz to wszystko gdzieś uleciało. Czy życie w tym mieście rzeczywiście tak mi pasowało, czy po prostu wpadłem w jego monotonię i nie zauważałem całego jego obłędu? Ludzie jacyś tacy bez wiary, miasto brudne, zapyziałe, gotujące się we własnym, gęstym sosie. A może to nie sos? Moze to trucizna? Przecież żyję tu już tak długo, a nic się nie zmieniło. Może nie należało zachowywać równowagi? Co ona nam dała? Nic... nic poza monotonią, upadkiem i przegraną. Zakony i klasztory podupadły, już nie są w stanie przeciwstawić się komukolwiek. Stały się poddańcze, służalcze, zawsze na usługach tych co zapłacą więcej. Hammeryci? Mechaniści? Któż dziś o nich pamięta? Zostali zapomnieni i żyją gdzieś na skraju społeczeństwa nie mieszając się do spraw miasta. Z ich starych katedr ludzie urządzili jakieś puby, banki, mieszkania... Każdy obojętnie przechodzi obok tych budynków, nie pamiętając ich dawnej świetności. Tylko metalowe, uliczne latarnie przypominają jeszcze o czasach potęgi Mechanistów. A sami ludzie? Gotują się w tej miejskiej mieszance zrezygnowania, żyjąc z dnia na dzień. I tak przemija im te parszywe życie. Coraz więcej ich mieszka w kanałach, bo nie mają już gdzie pójść. Keepersi... nawet oni przegrali. Teraz pozostała po nich już tylko banda starych, zrzędliwych idiotów, którzy nie potrafią przyznać, że kiedyś popełnili poważny błąd i utrzymują nadal, że wszystko jest w porządku. Nie szkolą już nowych ludzi, ich tajemnice umrą wraz z nimi. Zresztą... widziałem te tajemnice... same śmieszne, zabobonne bzdury. Magnaci? Biją się między sobą o dobre posady. Ileż to razy dochodziło już do morderstw wysoko postawionych osób. Jedni mordują drugich, zastawiają na siebie sidła, tworzą koalicje, które po spełnieniu zamierzonego celu, natychmiast się rozpadają i tworzą się nowe... przeciw niedawnym sprzymierzeńcom. Nawet na ulicach przestało być bezpiecznie. Kiedyś straży było pełno na każdym kroku, dziś na ulicy więcej awanturników niż stróżów prawa... Ulice stały się niebezpieczne i nieprzyjemne. Miasto gnije od wewnątrz...
- Co ty tu robisz? - szepnąłem do siebie z niedowierzaniem.
Co ja tu robię? Kim ja wogóle jestem? Jestem kolejnym przegranym. Nawet facet idący przez całe swoje życie, tylko i wyłącznie swoją niezależną drogą, przegrał. Nawet ja nie zdołałem uciec od miasta, choć starałem trzymać się jak najdalej od jego brudów. I jak na ironię, leżę teraz na łóżku cały umazany od szlamu tego miejsca. Zawsze starałem się robić to co uważałem za słuszne, zawsze starałem się, aby to miasto było takie jakie jest. I jak na ironię teraz nienawidzę tego miasta. Nie chciałem aby nieodpowiedni osobnicy wywrócili ja do góry nogami, a teraz jak na ironię to miasto samo staje na głowie. Z zapału, który kiedyś mną powodował pozostał smutek i żal. Żal, że nie wyrwałem się stąd kiedy miałem okazję. Po zlikwidowaniu Karrasa poraz drugi zaufałem jednak niewłaściwym ludziom. Co teraz? Teraz jest już za późno - czas na sen...
Obudziłem się przed południem. Musiałem być cholernie zmęczony. W kuchni jak zwykle tylko kawałek sera, jakaś marchewka i stary chleb. Całe moje śniadanie... W końcu umyłem się porządnie, ubrałem czyste ubranie i ruszyłem na miasto. Był już najwyższy czas odebrać dług od Will'a. Nie było go jednak w domu. Tym lepiej dla mnie. Zabrałem co moje i ruszyłem spowrotem do domu. Znów zauważyłem małą grupkę strażników. Szykowała się nagonka na Kanaliarzy. Szedłem za strażnikami ciekaw czy dziś na kogoś natrafią. Znalezienie grupki kryjącej się zaraz obok kraty ściekowej nie było trudne. Strażnicy nie trudzili się za bardzo - wrzucili do kanału puszkę z trującym gazem. Dobrze znałem ten chwyt, w końcu nie od dziś przyglądałem się takim łapankom. Chociaż... może lepiej pasuje tu słowo eliminacja. W każdym razie nawet nie pamiętam od kiedy przyglądanie się temu wszystkiemu, stało się to dla mnie rozrywką. Zawsze to była jakaś odmiana, ale kiedyś budziłaby we mnie wstręt... Usiadłem na murku i przyglądałem się temu jak giną kolejni Kanaliarze, jak giną kolejni ludzie. A ja jak zwykle nie robiłem nic... tylko patrzyłem. Niczemu nie zapobiegłem, nic się nie zmieniło, przegrałem...
Zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Szybkim krokiem udałem się do domu. Ze skrytki w szafie wygrzebałem jakiś stary solidny sznur. Poszedłem na poddasze. Była tu istna graciarnia - jakieś skrzynki, stare beczki, papierki, wypalone pochodnie, skurzone książki. Same niepotrzebne rzeczy. Poszedłem w głąb pomieszczenia, tam gdzie było najciemniej. Zdawało mi się, że z każdym krokiem coraz mocniej ściskam w dłoni sznur. Owiązałem go wokół belki stropowej. Przyniosłem z kąta jakąś starą skrzynkę i położyłem pod sznurem. Nagle usłyszałem jakiś szelest. Podszedłem do beczek i zobaczyłem, że spaceruje sobie między nimi szary kot. Przegoniłem go kopniakiem. Wróciłem do skrzynki, wszedłem na nią i owiązałem sobie sznur wokół szyi. Spojrzałem przed siebie. Czas na sen...
THIEF NIE NA WESOŁO, CZYLI Z ROZMYŚLAŃ GARRETT'A...
Byłem potwornie zmęczony. Trzeba było jednak załatwić jeszcze jedną sprawę - odebrać dług od Will'a. Pożyczone pieniądze już zbyt długo były "pożyczone". Wpierw udałem się jednak do domu żeby się trochę ogarnąć. Byłem głodny jak wilk, a na dodatek cały uświniony od szlamu. Kanały już poraz kolejny okazały się wybawieniem przed pogonią i... to jedyny luksus jaki oferują. Odpadki, gówna, smród i szczury. Czego człowiek nie zrobi żeby tylko uratować własną skórę. Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy jak wielkie szczury żyją w kanałach. Strach obok takich przechodzić. Czasem zdarza się napotkać jednego z przedstawicieli "kanaliarzy" - ludzi których jedynym schronieniem są właśnie podmiejskie kanały. Nie są wrodzy, raczej uciekają, bądź tylko obserwują jak przechodzę. Boją się. Są chudzi, wynędzniali, praktycznie bez ubrań, jedzą to co im się akurat trafi. I wcale nie dziwi wysoka śmiertelność wśród nich. Są prześladowani przez prawie całe miasto. Urządza się na nich łapanki, bo jakby nie było, zagrażają wszystkim. W końcu to od nich najłatwiej złapać jakieś choróbsko, a nikomu nie widzi się tu zaraza. A już najmniej miejskim magnatom. To oni mają w mieście najwięcej do powiedzenia. A Kanaliarze? Z jednej strony szkoda tych ludzi, z drugiej faktycznie są zagrożeniem. Przed zarazą nie ma ucieczki. Gdyby wybuchła... to byłby prawdziwy pogrom. Na samą myśl o tym, po plecach przechodzą mnie ciarki.
Był późny wieczór, kiedy przyszedłem do domu. Nogi bolały mnie niemiłosiernie dając mi się we znaki z każdym niemal krokiem. Zamknąłem drzwi i podszedłem do misy z wodą. W mdłym świetle dwóch świec na tafli wody zobaczyłem swoją twarz. Wyglądałem jakbym przyszedł z pola bitwy. Zakląłem pod nosem. Zaczynałem nienawidzić swojej roboty. To już nie było to co kiedyś... Z grubsza obmyłem tylko twarz po czym z kuchni wziąłem kawałek chleba, by w końcu, z wielką ulgą, usiąść na skraju łóżka. "Nareszcie chwila odpoczynku" przemknęło mi przez głowę. Faktycznie, od dwóch dni byłem prawie cały czas na nogach. Oczy kleiły mi się tak bardzo, że wizytę u Will'a postanowiłem odłożyć na dzień następny. Teraz chciałem tylko porządnie się wyspać i odpocząć. Chyba i tak nie dałbym już rady iść do południowej dzielnicy. Nie, perspektywa przedzierania się przez całe miasto w takim stanie, zdecydowanie mi się nie widziała. Z kawałkiem chleba uporałem się w mgnieniu oka. Po chwili ułożyłem się do snu, jednak nie dane było mi zasnąć. Znów ta głupia baba z naprzeciwka darła się na swojego narąbanego męża. Trochę ich poznałem. Facet chleje prawie codziennie, ona prawie codziennie się drze... Zgrana para. Czasem, gdy mają uchylone okiennice, słyszę jej płacz. Pamiętam jak kiedyś jej męża wsadzili do więzienia. Nie wiem za co, ale nie siedział tam długo - ledwie dziesięć dni. Gdy wrócił do domu ta jego żoneczka całowała go po stopach, tak się bała o niego. Może wystraszyła się, że nie bedzie miała się na kogo wydzierać... Czy lepiej już żyć z pijaczyną niż sememu?
- Ha, rodzina... - powiedziałem cicho leżąc na łóżku i nadal wsłuchując się w kłótnię sąsiadów.
W parę chwil później uspokoili się i mogłem ponownie ułożyć się do snu. Nie mogłem jednak zasnąć. Cały czas rozmyślałem. Kiedyś chciałem zamieszkać gdzieś na wsi, wybudować domek, założyć rodzinę, mieć syna... Teraz to wszystko gdzieś uleciało. Czy życie w tym mieście rzeczywiście tak mi pasowało, czy po prostu wpadłem w jego monotonię i nie zauważałem całego jego obłędu? Ludzie jacyś tacy bez wiary, miasto brudne, zapyziałe, gotujące się we własnym, gęstym sosie. A może to nie sos? Moze to trucizna? Przecież żyję tu już tak długo, a nic się nie zmieniło. Może nie należało zachowywać równowagi? Co ona nam dała? Nic... nic poza monotonią, upadkiem i przegraną. Zakony i klasztory podupadły, już nie są w stanie przeciwstawić się komukolwiek. Stały się poddańcze, służalcze, zawsze na usługach tych co zapłacą więcej. Hammeryci? Mechaniści? Któż dziś o nich pamięta? Zostali zapomnieni i żyją gdzieś na skraju społeczeństwa nie mieszając się do spraw miasta. Z ich starych katedr ludzie urządzili jakieś puby, banki, mieszkania... Każdy obojętnie przechodzi obok tych budynków, nie pamiętając ich dawnej świetności. Tylko metalowe, uliczne latarnie przypominają jeszcze o czasach potęgi Mechanistów. A sami ludzie? Gotują się w tej miejskiej mieszance zrezygnowania, żyjąc z dnia na dzień. I tak przemija im te parszywe życie. Coraz więcej ich mieszka w kanałach, bo nie mają już gdzie pójść. Keepersi... nawet oni przegrali. Teraz pozostała po nich już tylko banda starych, zrzędliwych idiotów, którzy nie potrafią przyznać, że kiedyś popełnili poważny błąd i utrzymują nadal, że wszystko jest w porządku. Nie szkolą już nowych ludzi, ich tajemnice umrą wraz z nimi. Zresztą... widziałem te tajemnice... same śmieszne, zabobonne bzdury. Magnaci? Biją się między sobą o dobre posady. Ileż to razy dochodziło już do morderstw wysoko postawionych osób. Jedni mordują drugich, zastawiają na siebie sidła, tworzą koalicje, które po spełnieniu zamierzonego celu, natychmiast się rozpadają i tworzą się nowe... przeciw niedawnym sprzymierzeńcom. Nawet na ulicach przestało być bezpiecznie. Kiedyś straży było pełno na każdym kroku, dziś na ulicy więcej awanturników niż stróżów prawa... Ulice stały się niebezpieczne i nieprzyjemne. Miasto gnije od wewnątrz...
- Co ty tu robisz? - szepnąłem do siebie z niedowierzaniem.
Co ja tu robię? Kim ja wogóle jestem? Jestem kolejnym przegranym. Nawet facet idący przez całe swoje życie, tylko i wyłącznie swoją niezależną drogą, przegrał. Nawet ja nie zdołałem uciec od miasta, choć starałem trzymać się jak najdalej od jego brudów. I jak na ironię, leżę teraz na łóżku cały umazany od szlamu tego miejsca. Zawsze starałem się robić to co uważałem za słuszne, zawsze starałem się, aby to miasto było takie jakie jest. I jak na ironię teraz nienawidzę tego miasta. Nie chciałem aby nieodpowiedni osobnicy wywrócili ja do góry nogami, a teraz jak na ironię to miasto samo staje na głowie. Z zapału, który kiedyś mną powodował pozostał smutek i żal. Żal, że nie wyrwałem się stąd kiedy miałem okazję. Po zlikwidowaniu Karrasa poraz drugi zaufałem jednak niewłaściwym ludziom. Co teraz? Teraz jest już za późno - czas na sen...
Obudziłem się przed południem. Musiałem być cholernie zmęczony. W kuchni jak zwykle tylko kawałek sera, jakaś marchewka i stary chleb. Całe moje śniadanie... W końcu umyłem się porządnie, ubrałem czyste ubranie i ruszyłem na miasto. Był już najwyższy czas odebrać dług od Will'a. Nie było go jednak w domu. Tym lepiej dla mnie. Zabrałem co moje i ruszyłem spowrotem do domu. Znów zauważyłem małą grupkę strażników. Szykowała się nagonka na Kanaliarzy. Szedłem za strażnikami ciekaw czy dziś na kogoś natrafią. Znalezienie grupki kryjącej się zaraz obok kraty ściekowej nie było trudne. Strażnicy nie trudzili się za bardzo - wrzucili do kanału puszkę z trującym gazem. Dobrze znałem ten chwyt, w końcu nie od dziś przyglądałem się takim łapankom. Chociaż... może lepiej pasuje tu słowo eliminacja. W każdym razie nawet nie pamiętam od kiedy przyglądanie się temu wszystkiemu, stało się to dla mnie rozrywką. Zawsze to była jakaś odmiana, ale kiedyś budziłaby we mnie wstręt... Usiadłem na murku i przyglądałem się temu jak giną kolejni Kanaliarze, jak giną kolejni ludzie. A ja jak zwykle nie robiłem nic... tylko patrzyłem. Niczemu nie zapobiegłem, nic się nie zmieniło, przegrałem...
Zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Szybkim krokiem udałem się do domu. Ze skrytki w szafie wygrzebałem jakiś stary solidny sznur. Poszedłem na poddasze. Była tu istna graciarnia - jakieś skrzynki, stare beczki, papierki, wypalone pochodnie, skurzone książki. Same niepotrzebne rzeczy. Poszedłem w głąb pomieszczenia, tam gdzie było najciemniej. Zdawało mi się, że z każdym krokiem coraz mocniej ściskam w dłoni sznur. Owiązałem go wokół belki stropowej. Przyniosłem z kąta jakąś starą skrzynkę i położyłem pod sznurem. Nagle usłyszałem jakiś szelest. Podszedłem do beczek i zobaczyłem, że spaceruje sobie między nimi szary kot. Przegoniłem go kopniakiem. Wróciłem do skrzynki, wszedłem na nią i owiązałem sobie sznur wokół szyi. Spojrzałem przed siebie. Czas na sen...
Ostatnio zmieniony 19 lutego 2009, 22:21 przez Maveral, łącznie zmieniany 2 razy.
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
To jest świetne! Masz talent, serio. Pisz dalej!
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Pozytywne, optymistyczne i poprawiające samopoczucie
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Świetna lektura na wieczorną porę. Dzięki mav!
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
bardzo hurraoptymistyczny tekst ciekawy a do tego wydaje się być głęboki... może lepiej łyknąc catfalla?
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Czyli nie bedzie czwartego złodzieja? Wszytko przez Ciebie Marv, damn You!!!
^^
text
^^
text
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
No ale za zakończenie to masz dużego minusa. Garrett to według mnie ostatnia osoba, która zdecydowałaby się na samobójstwo.
Nothing is exactly as it seems, nor is it otherwise
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Dla mnie na pcozatku tez co nie pasowalo. Samobojstwo?! Juz teraz, za szybko ... ale dobrze mi sie to czytalo, mimo tego ze zgadzam sie z mareckim.
PS. Chociaz ... Garrett tyle juz zyje bez kobiety, diabli go wiedza ;P
PS. Chociaz ... Garrett tyle juz zyje bez kobiety, diabli go wiedza ;P
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
a wystarczyło żeby wszedł w interes z Orlandem w jego firmieyooguruto pisze:Garrett tyle juz zyje bez kobiety, diabli go wiedza ;P
a za kota to rzeczywiście dobrze, że się powiesił
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
marecki pisze:No ale za zakończenie to masz dużego minusa. Garrett to według mnie ostatnia osoba, która zdecydowałaby się na samobójstwo.
yooguruto pisze:Dla mnie na pcozatku tez co nie pasowalo. Samobojstwo?! Juz teraz, za szybko
Nie wiadomo, czy doszło do tego samobójstwa. Zawsze coś jeszcze mogło się wydarzyć w ostatniej chwili, co zmieniło jego decyzję (znamy takie "ostatnie chwile" na przykład z filmów)
Poza tym, jak mi się wydaje, nie tylko o przeżycia Garretta chodzi w tym opowiadaniu... Ale to tak tylko, na marginesie.
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
może sznur się urwał
tak samo w Janosiku nie ukazano śmierci Harnasia tylko co bylo przed nią
czyli jakby się kto uparł to by mógł zrobić kontynuacje
tak samo w Janosiku nie ukazano śmierci Harnasia tylko co bylo przed nią
czyli jakby się kto uparł to by mógł zrobić kontynuacje
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
masz racje zwłaszcza ze po TDS Garret odzyskał radość zycia jak było pokazane na filmiku końcowymmarecki pisze:No ale za zakończenie to masz dużego minusa. Garrett to według mnie ostatnia osoba, która zdecydowałaby się na samobójstwo.
niszczenie innych planów dominacji przy uzyciu warhamera 98% complete
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
omg, czy to nie spoiler ? ;/
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Nie na darmo widać napisałem na początku - "po zakończeniu to nie będzie wasz ulubiony wątek" Widzę, że chociaż trochę zmusiłem was do refleksji. Jak to Garrett? Samobójstwo? Tak wyszło :lol: Chciałbym wam tylko uświadomić, że akcja nie dzieje się zaraz po T:DS... Dodajcie sobie kilkanaście (kilkadziesiąt?) lat. Kto wie co się w tym czasie wydarzyło w życiu naszego złodzieja. Chciałbym też zauważyć, że Garrett nie jest tu główną postacią. On tylko opisuje głównego "bohatera"
PS. Proszę mi nie mieszać tu orlanda - tamto opowiadanie było zupełnie czymś innym
PS. Proszę mi nie mieszać tu orlanda - tamto opowiadanie było zupełnie czymś innym
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Mav, nie trać wiary...
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Hmmm droga Caer, nie wiem o co chodzi w tych czterech słowach (+ z przecinkiem i trzema kropkami), ale ja cie nigdy do końca nie rozumiałem
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
No jak to, o co? Że będzie dobrze, oczywiście (czyli np. sznur się urwie pod ciężarem, zarwie spróchniała deska, albo sąsiadka z naprzeciwka przyjdzie rozwiesić pranie... ).
Nic dziwnego, przecież wg specjalistów pochodzimy z różnych planet .Maveral pisze:ale ja cie nigdy do końca nie rozumiałem .
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Jak dla mnie to samo opowiadanie jest ciekawe, jednak nie pasuje ono do postaci Garretta. Garrett jest pasywny, neutralny, ignorujący cudze nieszczęścia. Nie obchodzi go to. Jego zawód był jedyną rzeczą w której był dobry, a dzień w którym spotkał Klucznika tylko przypieczętował jego los. Psychika głównego bohatera jest jak najbardziej interesująca i złożona, jednak tak jak już wspomniałem - Garrett ignoruje 'poztytywne' emocje takie jak np. współczucie. Kolejnej cechy której Garrett nie posiada jest wiara. Jak najbardziej spogląda na wszystko z realnego punktu widzenia i nie modli się do sił wyższych by rzuciły nań swe błogosławieństwo. Z drugiej strony głównym bodźcem który zahartował tak jego charakter, było jego dzieciństwo, które jak dobrze wiemy - nie było łatwe. Ale jak najbardziej pomogło mu to przetrwać w tych trudnych czasach. Jednym z powodów dlaczegóż Garrett jest tym True Keeper, jest to, że owy taffer jest całkowicie neutralny (jacy z pozoru klucznicy mieli być). Trzymać się zdala od wydażeń, spokojnie oglądając je z bezpiecznej odległości. Obserwować... takbym to nazwał. Zachowywać pamięć o nich, zamykając je w swym umyśle (tudzież w ogromych bibliotekach). Jednak jak dało się zauważyć - większość kluczników nie jest neutralna i coraz bardziej pcha się w sprawy otoczenia. Garrett jednak pozostał na środku linii pomiędzy dobrem a złem. Jest jednocześnie zachodem słońca, jak i jego wschodem. Jest poprostu 'pomiędzy'. Co najważniejsze - Garrett jest duchem nienależącym do żadnej ery. Przeznaczenia nie da się zmienić i on to doskonale wie, jednak nie przykładając do tego wielkiej (jeśli wogóle) wagi. To prawda, że można zaobserwować wiele zmian w jego podejściu do życia, jednak wszystkie kończą się tak samo. Wszystko wraca na swoje miejsce. Kolejną sprawą jest 'samobójstwo Garretta'. Uważam, że do tego czynu Garrett by się nie posunął. Ze strachu? Wątpię, ale nie wydaje mi się, że odebranie sobie życia jest jedną z tysiąca decyzji które przewinęły się przez jego umysł. Jego czas poprostu jeszcze nie nadszedł. Jak już zapewne to słyszeliście - Garrett zamknął swe problemy w pudełku i wyrzucił je do najciemniejszego zakamarka swej duszy. Niektóre probleblemy jednak wydostały się z zamkniętego pudełka i może dlatego Garrett powiedział to co powiedział na końcu t2, a także to co uczynił na końcu t:ds.
Na temat jego osoby mógłbym wypowiadać się długo i zwięźle, ale jak już wspomniałem - Garrett jest bardzo skomplikowaną osobą, aczkolwiek jeśli jest się spostrzegawczym, możliwym jest rozpracowanie jego psychiki. Garrett nie urodził się cieniem, on nim się stał. I nawet gdy czasy się zmieniają, gdy fach złodziejski odchodzi w niepamięć, po ulicach jeżdżą stalowe rumaki, a budynki nie są już robione z drewna, metalu, czy kamienia; gdzieś wędruje samotnie ten jedyny, ostatni Klucznik. ;]
hint: t2, misja 1, expert ;]
Na temat jego osoby mógłbym wypowiadać się długo i zwięźle, ale jak już wspomniałem - Garrett jest bardzo skomplikowaną osobą, aczkolwiek jeśli jest się spostrzegawczym, możliwym jest rozpracowanie jego psychiki. Garrett nie urodził się cieniem, on nim się stał. I nawet gdy czasy się zmieniają, gdy fach złodziejski odchodzi w niepamięć, po ulicach jeżdżą stalowe rumaki, a budynki nie są już robione z drewna, metalu, czy kamienia; gdzieś wędruje samotnie ten jedyny, ostatni Klucznik. ;]
Bez? Nie byłbym co do tego pewien... in fact nie jestem na 100%.yooguruto pisze:PS. Chociaz ... Garrett tyle juz zyje bez kobiety, diabli go wiedza ;P
hint: t2, misja 1, expert ;]
"Nothing is changed. All is as was written. The Trickster is dead. Beware the dawn of the Metal Age..."
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
jak choroba - a oko to stracił przypadkiem? mógł ola głównych złych, a on się mieszał :lol: wyjątkowo "neutralny"Lampka pisze:Garrett jest tym True Keeper, jest to, że owy taffer jest całkowicie neutralny (jacy z pozoru klucznicy mieli być). Trzymać się zdala od wydażeń, spokojnie oglądając je z bezpiecznej odległości.
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Może niedokładnie czytałeś lub źle zinterpretowałeś tekst, bo twoje wywody mijają się z tym z chciałem napisać i co napisałem Fragmenty które ci przytocze pozostawie ci do analizy hehe
"Szykowała się nagonka na Kanaliarzy. Szedłem za strażnikami ciekaw czy dziś na kogoś natrafią. Znalezienie grupki kryjącej się zaraz obok kraty ściekowej nie było trudne. Strażnicy nie trudzili się za bardzo - wrzucili do kanału puszkę z trującym gazem. Dobrze znałem ten chwyt, w końcu nie od dziś przyglądałem się takim łapankom. Chociaż... może lepiej pasuje tu słowo eliminacja. W każdym razie nawet nie pamiętam od kiedy przyglądanie się temu wszystkiemu, stało się to dla mnie rozrywką. Zawsze to była jakaś odmiana, ale kiedyś budziłaby we mnie wstręt... Usiadłem na murku i przyglądałem się temu jak giną kolejni Kanaliarze, jak giną kolejni ludzie. A ja jak zwykle nie robiłem nic... tylko patrzyłem..."
To teraz możesz sobie przekompilować to wszystko jeszcze raz
"Keepersi... nawet oni przegrali. Teraz pozostała po nich już tylko banda starych, zrzędliwych idiotów, którzy nie potrafią przyznać, że kiedyś popełnili poważny błąd i utrzymują nadal, że wszystko jest w porządku. Nie szkolą już nowych ludzi, ich tajemnice umrą wraz z nimi..."Lampka pisze:Garrett jest tym True Keeper, jest to, że owy taffer jest całkowicie neutralny...
Lampka pisze:(miał) Trzymać się zdala od wydażeń, spokojnie oglądając je z bezpiecznej odległości. Obserwować... takbym to nazwał. Zachowywać pamięć o nich, zamykając je w swym umyśle...
"Jestem kolejnym przegranym. Nawet facet idący przez całe swoje życie, tylko i wyłącznie swoją niezależną drogą, przegrał. Nawet ja nie zdołałem uciec od miasta, choć starałem trzymać się jak najdalej od jego brudów..."Lampka pisze:większość kluczników nie jest neutralna i coraz bardziej pcha się w sprawy otoczenia. Garrett jednak pozostał na środku linii pomiędzy dobrem a złem. Jest jednocześnie zachodem słońca, jak i jego wschodem. Jest poprostu 'pomiędzy'. Co najważniejsze - Garrett jest duchem nienależącym do żadnej ery.
"Szykowała się nagonka na Kanaliarzy. Szedłem za strażnikami ciekaw czy dziś na kogoś natrafią. Znalezienie grupki kryjącej się zaraz obok kraty ściekowej nie było trudne. Strażnicy nie trudzili się za bardzo - wrzucili do kanału puszkę z trującym gazem. Dobrze znałem ten chwyt, w końcu nie od dziś przyglądałem się takim łapankom. Chociaż... może lepiej pasuje tu słowo eliminacja. W każdym razie nawet nie pamiętam od kiedy przyglądanie się temu wszystkiemu, stało się to dla mnie rozrywką. Zawsze to była jakaś odmiana, ale kiedyś budziłaby we mnie wstręt... Usiadłem na murku i przyglądałem się temu jak giną kolejni Kanaliarze, jak giną kolejni ludzie. A ja jak zwykle nie robiłem nic... tylko patrzyłem..."
W poście wyżej napisałem: "Chciałbym wam tylko uświadomić, że akcja nie dzieje się zaraz po T:DS... Dodajcie sobie kilkanaście (kilkadziesiąt?) lat. Kto wie co się w tym czasie wydarzyło w życiu naszego złodzieja..."Lampka pisze:Jego czas poprostu jeszcze nie nadszedł
To teraz możesz sobie przekompilować to wszystko jeszcze raz
Obawiam się, że znowu nie rozumiem ::DCaer pisze:Nic dziwnego, przecież wg specjalistów pochodzimy z różnych planet
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
może jej chodzi o Marsa i Wenus? czy jakoś tak....Maveral pisze:Caer napisał(a):
Nic dziwnego, przecież wg specjalistów pochodzimy z różnych planet
Obawiam się, że znowu nie rozumiem
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Widzisz... Garrett nie miał pojęcia dla kogo pracuje, aż mu wyrwano oko. To, że pokonał Trickstera, było tylko aktem zemsty... a to na swoją korzyść ów Klucznicy wykorzystali. Spotkanie Garretta z Constantinem było zaplanowane tylko z jednej strony - ze strony Trickstera. Garrett poprostu został wykorzystany. Nie mieszał się do 'bad guyów', gdyż Constantine wydawał mu się kolejnym, zwykłym zleceniodawcą, a to dlatego, że sam należy do świata przestępczego. Poprostu odwalał swoją robotę, która nie skończyła się dokładnie tak jak planował - sowitym wynagrodzeniem.Marek pisze: jak choroba - a oko to stracił przypadkiem? mógł ola głównych złych, a on się mieszał :lol: wyjątkowo "neutralny"
"Nothing is changed. All is as was written. The Trickster is dead. Beware the dawn of the Metal Age..."
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
a co z Karrasem? ot tak sobie go szpiegował i przeszkadzał mu? nie sądzę.....
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
Garrett mógł źle skończyć nie mieszając się do tego. Zauważ, że wszystko zaczęło się już mieszać od trzeciej misji, gdzie to trzeba było się włamać na komendę. Garrett nie miał zbytniego wyboru, bo gdyby zrezygnował, sam mógł by tam skończyć (chociaż jak to ujął, postanowił pomóc pewnej osobie gdy ta go... zdezorientowała nagrodą ). Cała historia się rozwinęła, a spotkanie z Victorią już tylko przypieczętowało dalsze losy Garretta. To raczej los pokierował działaniami złodzieja. Pod koniec t2, Garrett był bardziej... 'otwarty'. Możliwe, że dlatego raz jeszcze związał się z Klucznikami w T:DS.
"Nothing is changed. All is as was written. The Trickster is dead. Beware the dawn of the Metal Age..."
Re: [LITERATURA] Thief nie na wesoło, czyli z rozmyślań Garrett'
yooguruto pisze:PS. Chociaz ... Garrett tyle juz zyje bez kobiety, diabli go wiedza ;P
Nie mam teraz placu na T2 ale tak w pamieci przeszedlem cala mapke z 2x i jedyne co mi przychodzi do glowy to trywialne przykladowe zdarzenie, kiedy to sami wlamujemy sie to celi kobiety Bassa (tak to sie pisalo?) i ja tam no ... tego ... ratujemy za niewielka oplata. O taki przebieg zdarzen Ci chodzilo? Innego nie potrafie sobie 'wmowic'? Wiec jezeli nie z kobieta starego kumpla (co by detronizowalo Garretta jako czlowieka honorowego) to chyba jednak zadna. W T1 przeciez nie bylo czasu na kolacje przy swiecach z Victoria ... o jessu o jessu chyba ze nekrofilia :DLampka pisze:Bez? Nie byłbym co do tego pewien... in fact nie jestem na 100%.
hint: t2, misja 1, expert ;]