Druga część poprzedniego "horroru". Czy to horror czy nie to mi cięzko powiedzieć... sami zobaccie czy to coś przeraża
Polecam czytać w ciemnym pokoju wieczorem, bo to polepsza efekt.
Przy okazji: wszem i wobec ogłaszam, że robię sobie przerwę od Garretta. Mam naukę, trochę FMek, a ponadto jedno mega opowiadanie do wykończenia oraz książkę do napisania. Ponadto lekko ruszyło się z wydaniem mojej "Wieży Snów" i być może będę musiał na to jeszcze czas przeznaczać.
Niemniej Garrett nie ejdzie na urlop na zawsze
Jeszcze wrócimy by was okraść ;>
THE BOOK
KSIĄŻKA
Prawdziwy złodziej wykorzystuje
przeszłość tylko do jednego celu ?
wychwytuje z niej nauki.
Sentyment, wspomnienia i rozczulanie
się nad dawnością to rdza na wytrychu.
KSIĘGA OPRYCHÓW
Złodziej ze złamaną ręką to martwy złodziej. Po pierwsze, grozi mu rychła śmierć głodowa, a po drugie każdy przeciwnik ma świetną okazję, by się pozbyć konkurencji czy zagrożenia. Jednoręki człowiek, nawet fachowiec, po prostu nie ma szans z dwurękim.
Nie może nawet za szybko uciekać.
Jedyną szansą jest bezpieczna kryjówka.
Plotki szybko się rozchodzą, dlatego czym prędzej opatrzyłem sobie jako tako rękę, wypiłem magiczny napój leczący i spakowałem się. Niby nie chwalę się swoim miejscem zamieszkania, ale nigdy nic nie wiadomo... są koty, co dokładnie obserwują kto i jakimi ścieżkami pokonuje Złodziejski Trakt.
Przeniosłem się tymczasowo do Nowej Dzielnicy. To niedawno ukończone budynki, zatem mieszkający tu ludzie jeszcze za dobrze się nie znają i pozostanę anonimowy. W przeciwieństwie do reszty miasta, gdzie każdy dom jest inni i przyklejony do stojących obok, tutaj kamienice pogrupowano w ładne, regularne kwartały z podwórkami, ogródkami i szerokimi dojazdami. Ot, ponoć symbol nowych czasów, tak mają wyglądać domy przyszłości. Nie wydaje mi się, by ludzie chcieli zawsze tak mieszkać, tracić indywidualność i musieć dzielić tak ciasną z przestrzeń z takim mrowiem konkurentów do świeżego powietrza.
Jednak w tej chwili mi to na rękę, nikt przynajmniej nie zwróci na mnie uwagi.
Ulokowałem się na jednym ze strychów, pośród wiszącego prania i różnych rupieci, na które zabrakło miejsca w mieszkaniach. Było tu maleńkie mieszkanko stworzone z myślą o biedocie, której nie stać nawet na oficynę. Tym razem jednak ja skorzystam...
Moje nowe ?lokum? składało się z pokoiku trzy metry na trzy metry oraz dachu ponad nim. To wszystko? w końcu to i tak meta przejściowa?
Na senniku rozłożyłem cały swój dobytek, jaki ewakuowałem. Musiałem się mocno oszczędzać i na przykład nie wziąłem łuku, bo niby jak miałbym go napinać? Nogą?
Z broni zabrałem tylko miecz, a resztę schowałem do skrytki w prawdziwym mieszkaniu. Póki mi ręka nie wyzdrowieje, postanowiłem rozwiązać tajemnicę ukradzionej książki. W końcu musi być coś warta, skoro trzymano ją w nawiedzonym sejfie.
No dobrze, otwórzmy tę trefną książeczkę i zobaczmy jakie skrywa tajemnice. Okładka... jest jednolita, bez żadnych ukrytych wsuwek czy innych kryjówek. Dalej... wszystkie strony jednakowo puste, ale zniszczone, poprzecierane, tłuste i napuchnięte, jak książka czytana wiele razy bądź gęsto zapisany zeszyt. Kiedyś słyszałam o podobnie wyglądającym dzienniku.... wystarczyło w nim coś napisać, a on odpisywał... zobaczmy!
?Złooo....dzieeee....jjjj?.
I nic...
Napis nie zmieniał się przez dobre pięć minut. To nie to... szukałem dalej... potrzymałem chwile kartkę nad świeczką, ale nikt tutaj nie użył soku z cytrusa. Tak samo pod światło nie było niczego widać. Do łachera...
Mijały godziny, a ja oglądałem każdą stronę z osobna... pod różnymi kątami, w różnym świetle... nawet na okładkę uroniłem krople krwi, by jakoś... no nie wiem... czasem to otwiera różne tajemnice.
Ale tutaj absolutnie nic się nie działo. Ta książka była pusta, idealnie pusta jak fabrycznie nowa kartka papieru.
Pusta jak w tej chwili mój przeklęty mózg! Do diaska! To nie trzyma się kupy! Nawiedzony dom, sejf, tajemniczy wolumin. I na co to wszystko? Dla jakieś nędznej pozłacanej okładeczki?!
Nie... to na pewno jest zagadka, tylko zbyt trudna.
Co ja gadam, nie ma zbyt trudnych zagadek!
Muszę znaleźć jakiś niekonwencjonalny trik... bo na razie myślałem tylko w sposób taki... szkolny, takiego rozwiązywania tajemnic uczy się każdy nastoletni złodziej. Muszę być ponad tym wszystkim? skupić się? i dotknąć drugiego dnia tego wszystkiego? tak jak w tym domu, tam też trzeba było być niekonwencjonalnym?
Co jest niekonwencjonalnego tutaj? książka pusta, ale na bank zapisana. Wytarto tekst? Niemożliwe by zrobiono to tak dokładnie.
Te litery trzeba? obudzić? potrząsnąć nimi, przyzwać je i kazać ujawnić siebie!
Tak!
Nie wiem, skąd mi to przyszło do głowy, ale właśnie tak zrobię!
Dotknąłem kartki ręką, najpierw jednym palcem, a potem położyłem całą dłoń. Pomyślałem o literach? jak o Glifach? dawne, zagubione i zduszone wspomnienie? mistrz Seth, będący kimś, czyjej funkcji nie zdradzano. Ale był ważny, to wiedzieli wszyscy?
?nikt nie wie co to Glif? a przynajmniej nie wiedzą Ci, którzy myślą że wiedzą wszystko. Glify to nie zwykłe znaki, to nie hieroglify. W dalekich, północnych krajach, które niegdyś zwiedziłem? tam nazywają je Runami. Ich szamani potrafią je czytać i pisać, dzięki czemu mogą je zmuszać do ciekawych rzeczy? niekoniecznie takich jak my, którzy umiemy dzięki nim kształtować nasz realny świat? nie? dla nich to za mało, sztuczka ledwie. Oni używają do kontaktu z istotami dla nas niepojętymi? nazywają je bogami? czy to są bogowie? Tego nie wiem, ale na pewno nie są to istoty z naszego świata.
A więc by dotknąć Glifu? nie wystarczy go znać, z nim trzeba się porozumieć?
Tak mistrzu?
W takich chwilach żałuję, że lekceważyłem Strażników.
Ale tylko w takich?
Nagle usłyszałem kroki na schodach. Poderwałem się i chwyciłem miecz. Z moich informacji wynikało, że ten strych nie ma innych lokatorów? zresztą tylko ja miałem klucze, bo zmieniłem zamek na swój.
Ustawiłem się naprzeciwko wejścia.
Kroki zbliżały się, były coraz bliżej, zaraz ktoś podejdzie do drzwi. Kto? nie byłem w stanie rozpoznać postaci po dźwięku. Ani lekkie, ani ciężkie, ani szybkie, ani wolne? jednostajne, jakby ktoś szedł bezpieczną i dobrze znaną sobie drogą.
Puls mi przyśpieszył, pot zimną strużką drażnił skórę pleców. Co się dzieje? już pierwszej nocy ktoś chce mnie dorwać? Tak szybko mnie wyniuchali? Muszę się lepiej pilnować? uważać na ogony i ulotnić czym prędzej? ten ktoś zaraz otworzy drzwi.
Kroki nie zatrzymały się? o cholera, czyżbym zapomniał o drzwiach? O cholera?
Ktoś podszedł już bardzo blisko, już był tuż za drzwiami.
Już pewnie chwyta za klamką, ścisnąłem mocniej miecz w mokrej dłoni? drżałem cały i podrygiwałem w rytm uderzeń serca?
Drzwi uchyliły się? delikatnie i powoli? najpierw na szparę, a potem?
A potem nagle rozwarły się na oścież. Trzasnęło, a ja wbiłem miecz przed siebie? z całej siły, by zabić!
Nikt tu nie stał? wpatrywałem się w pustą ciemność, lekko rozświetlaną wątłą świecą.
Stałem przez chwilę ogłupiony? ogłuszony tą pustką?
Nagle spostrzegłem, że moja klinga jest cała we krwi?
Upuściłem ją. Brzęk stali o deski mnie rozbudził. Podniosłem go znowu i obejrzałem? krew? prawdziwie czerwona, o metalicznym posmaku i woni?
Drżałem, choć nie było zimno, a ja stałem tu sam. Co to wszystko znaczy? Czemu serce chce mi rozerwać ciało? Czemu ten miecz krwawi?
Usiadłem wstrząśnięty. Nienawidzę sytuacji, w których czegoś nie wiem? niewiedza jest najbardziej przerażająca? tylko jej się prawdziwie lękam, drżę na myśl o niej.
Powstałem i wyjrzałem na zewnątrz. Pustka... w kurzu brak innych śladów niż moje.
Duch?
Zamknąłem z powrotem drzwi.
Czuję, że nie zasnę tej nocy?
Nazajutrz słaniałem się na nogach, pod ciężarem tysięcy funtów piasku pod oczami. Owszem, nic więcej już się nie działo, a krew z miecza dała się normalnie zmyć, ale i tak nie byłem w stanie zmrużyć oka? poczucie zagrożenia skutecznie odstraszało sen. Zresztą? nie chciałem stracić czujności. Ponadto odezwał się ból w rannej ręce.
Wyszedłem na miasto buchnąć albo nawet kupić coś do jedzenia. Dobrym miejscem na załatwianie ?sprawunków? jest oczywiście byle rynek, ale ja postanowiłem zorganizować sobie coś lepszego i pójść do pubu. Jest taki jeden, nazywa się bodajże ?Noga Stołowa?, mają chamską obsługę, więc postanowiłem im pokazać jak właściwie traktuje się klientów.
W środku zapewne było pełno gości, szybko i łapczywie żrących tanie śniadania, więc podszedłem do tylnego wejścia.
Wyciągnąłem rękę, by chwycić klamkę.
I wtedy strzała wbiła się w drewno stopę wyżej.
Zasadzka!
Nie patrząc na cokolwiek rzuciłem się przed siebie. Biegłem, roztrącając ludzi. Nie wiedziałem konturów, jedynie kolory, które mówiły mi gdzie są przeszkody, gdzie droga.
Biegłem przed siebie, nie oglądając się. I tak mnie na pewno ścigają.
To tutaj! Ten zaułek! Będę bezpieczny!
Wbiegłem po schodach na mur, dziura, skooook...
Straciłem grunt i poczułem jedynie, że się turlam i spadam.
Bolesny upadek na plecy przywrócił mi świadomość... czułem straszny smród i widziałem pełno worków, a ponad sobą prostokąt nieba.
No tak... wylądowałem w kontenerze na śmieci.
Już chciałem coś zrobić, kiedy z powrotem znieruchomiałem. Bieg dwóch ludzi... zbliżył się, minął mnie i oddalał się szybko. Nie znaleźli mnie... wszak kto mądry by się ukrył w takim... syfie?
To przez tę cholerną rękę... zapomniałem, że mam ją nieruchomą i straciłem kontrolę w locie, a potem równowagę. Efekt... leżę po uszy w fekaliach i innym gównie... ktoś chciał mnie zabić? to nie nowość, ale muszę uważać, teraz jestem prawie bezbronny, zwłaszcza bez swojego łuku.
Dowlokłem się do domu i umyłem w znalezionej balii. Psiakrew... nie lubię takich małych porażek. Z jednej strony uratowałem skórę, z drugiej jestem wciąż głodny, a z trzeciej jakieś charty na mnie polują.
W biały dzień! Musieli mieć pewność, że jestem ranny i nie mogę się bronić.
Cholera... kto to mógł być?
Komu tak zależy, że czym prędzej zmontował ekipę i ją wysłał na tournee?
Wstałem, wytarłem się i ubrałem w coś świeższego. Teraz mając sprawną jedną rękę nawet umycie się i wypranie ciuchów to mordęga. Chyba będę musiał poszukać pomocy? czego nienawidzę. ?Umiesz liczyć, licz na siebie?? usłyszałem kiedyś tę dewizę i serdecznie wprowadziłem we własny życiorys? no chyba że potrzebowałem informacji. Tutaj wszelcy sojusznicy czy ?przyjaciele? bywają niezastąpieni.
Postanowiłem wrócić do badania książki, co wczoraj przerwała mi wizyta ducha. Usze sprawdzić, czy to domostwo jest nawiedzone... i wtedy podjąć decyzje o ewakuacji do innej mety.
Wtedy nie zwróciłem uwagi na pewien drobiazg, który dziś wprost rzucił mi się w oczy. Owa książka nie ma nawet wypisanego autora, właściciela ani tym bardziej symbolu manufaktury, która ją wyprodukowała.
Nigdzie, nawet śladu po logo czy tytule.
Znaczy to, że owa książka została stworzona jakaś metodą ?domową?, być może w ukrytych celach. Tylko w jakich?
Okładka gładka, niczym sztabka złota i o takim samym kolorze. Żadnych rys układających się w kształt, żadnych plam czy nawet wgnieceń. Gładkie lico niczym tafla zwierciadła.
Powstałem, by się przejść i rozprostować nogi, kiedy nagle?
?zderzyłem się z krzesłem.
Odskoczyłem jak oparzonym. Bloody hell! Co to jest?! Przecież ja nie mam krzeseł!
A jednak. Stało przede mną i drwiło w najlepsze z zaistniałej sytuacji. Drzwi były zamknięte na klucz!
Na wszystkich bogów! Co to znaczy do diabła?!
Nagle do mnie dotarł sens tego zdarzeniu. Ja nie jestem tutaj sam? tu Coś żyje? i chyba ma coś przeciwko mnie.
A to krzesło... brzmi jak ostrzeżenie. Proste, drewniane, ale złowrogie.
Nie mogę być niczego pewien, skoro tu się dzieją takie rzeczy. Muszę albo uciec? albo zawalczyć.
Wyciągnąłem z kieszeni flakonik z wodą świeconą i postanowiłem skroplić krzesło... tak by zobaczyć co się stanie.
Jednak jedną ręką ciężko było to zrobić i niepotrzebnie wylałem na swoje dłonie połowę płynu. Kręcąc głową drugą połowę zużyłem na meblu... ale nic się nie stało.
Czyżby duch odszedł?
Niedoczekanie twoje... psiakrew? zobaczymy kto kogo przestraszy!
Sięgnąłem po książkę?
?i gdy ją chwyciłem, to ona rozgrzała się nagle? papier zaczął blaknąć, pojawiły się płomyczki, a po chwili wolumin stał się wielką, purpurową pochodnią. Rzuciłem go na podłogę i cofnąłem się gwałtownie, patrząc na ogień, który zaczął zmieniać barwę na czerwoną.
Nagle, tak samo jak się zaczęło, tak się skończyło i przede mną leżała zwykła, porzucona i zmaltretowana od używania książka. Złoto z okładki znikło i została ciemna skóra. Delikatnie kopnąłem ją butem, ale nic się nie stało. Ośmielony nieco, dotknąłem czubkiem palca, a potem podniosłem. Była cała... i zimna. Otworzyłem ją?
Teraz każda strona była gęsto zapisana tekstem, ładnym, drobnym i kształtnym kobiecym pismem.
Nareszcie!
Już chciałem zacząć czytać, ale opamiętałem się? nie jestem tu bezpieczny!
Trzeba zmienić czytelnię.
Zabrałem książkę pod pachę i poszedłem czym prędzej do najbliższego zaułka. Zaczęło się już ściemniać? wszak nadchodził listopad i dni zdążyły wyraźnie ulec skróceniu.
Postanowiłem skorzystać z popołudniowego światła i usiadłem w kącie na jakiejś skrzyni.
Otworzyłem i zacząłem czytać. Po chwili przerzuciłem kilka pierwszych stron, potem znowu kilka? jakieś stare zapiski gospodarcze, rachunki oraz ?rzeczy do załatwienia?. To był notes organizacyjny? cholera, czyżbym ukradł czyjąś księgę rachunkową? To by wyjaśniało, czemu została schowana w sejfie, ale dlaczego u licha zabezpieczono ją czarem? I to takim?! Mającym w sobie coś złego? Złego?
Jest! Nareszcie coś ciekawego, zapisane w jakiejś połowie całości:
Marco do załatwienia
Jonathan - czegoś brakuje? chyba wstyd przeszkadza. On lubi szybkie
Ładnie? ładnie? kreatywne zarządzanie pani księgowej. O? kolejna notka, wygląda na sporo późniejszą:
Marco +
Jonathan nie wie, wszystko OK.
A brzuch rośnie! Przestaję się mieścić za biurkiem...
Hmmmm... to nieco zmienia obraz rzeczy. O co jej chodzi? czyżby jakiejś malwersacje matrymonialne? Cholera wie?
Nagle coś zaszeleściło, jak niepewnie postawiona na piasku stopa.
Coś się zbliża?
Schowałem książkę do kieszeni i wyciągnąłem sztylet. Nie wiem, co znowu za duch mnie prześladuje i czy takie zwykłe ostrze wystarczy, ale? nie mam innego wyjścia.
Kątem oka spojrzałem na mur za sobą? za wysoki, nie dam rady? nawet mając obie ręce sprawne?
Zimno? znowu mi zimno? teraz w uszy?
We need you? join us!
Podskoczyłem jak oparzony! Co to za zimny głos?!
Obróciłem się dookoła spanikowany? nie wiem jak walczyć? nie wiem jak się bronić? czyli jestem już pokonany?
W tej samej chwili jakiś cienie zasłoniły światło wpadające do zaułka od strony uliczki. Ujrzałem trzech drabów z nożami w rękach. Zakapturzonych, w rękawiczkach i czarnych skórzanych płaszczach.
Profesjonaliści?
Co robić? Gdzie uciec?
Chciałem sięgnąć po granat błyskowy, ale przypomniałem sobie, że zmieniałem ciuchy?
?czyli podpisałem własny wyrok śmierci.
Dwaj skrajni wysunęli się naprzód i powoli zaczęli się zbliżać, a środkowy wyszeptał:
-Nie stawiaj oporu, to wtedy będzie szybko i bezboleśnie. Rzuć broń!
Do łachera?
-Dobrze... ? odparłem i szybko cisnąłem przed siebie sztyletem. Teraz wypadki potoczyły się bardzo szybko. Puginał trafił środkowego w bark. Wrzasnął i zatoczył się. Podbiegłem do przodu i przekoziołkowałem pomiędzy skrajnymi. Krzyknąłem, gdyż naruszyłem złamaną rękę. Z bańki uderzyłem rannego w żołądek i nie oglądając się pobiegłem przed siebie.
Byle dalej, byle przeżyć.
Nie słyszałem za sobą pościgu...
Ale i tak biegłem?
Zdyszany i ledwo żywy wskoczyłem do znanej mi piwnicy. Nieistotne jakiej, grunt że była sprawdzona.
Padłem na ziemię dysząc ze zmęczenia... psiakrew? taki maraton. Ale musiałem mieć pewność?
Pić? marzyłem tylko o wodzie?
?i o tym, by ustał ból w tej przeklętej ręce!
Kiedy odpocząłem nieco, postanowiłem najpierw się zastanowić nad swoim położeniem, a potem wrócić do książki? jakoś mnie ciągnęła, delikatnie zachęcała, bym czytał dalej, zgłębiał ją i rozkoszował się tym. Ciężko było się oprzeć, dlatego wbrew sobie najpierw otworzyłem książkę, a martwić się postanowiłem potem.
Przewracałem strony, szukając jakiś ciekawych danych. Niestety, poza znalezionymi już fragmentami, cała reszta sprawiała nudne wrażenie.
Aż?
Wszystko się pieprzy? zrobił awanturę i zagroził mi. Skąd wiedział? Nieważne, musiałam go załatwić?
Brzuch jest gigantyczny, chodzę z trudem.
Cóż, na razie domyślam się czegoś takiego? była sobie kobieta, co miała męża czy kochanka? zabiła go i związała się z drugim. Ten odgadł jej przeszłość i się zbuntował? też go kropnęła. Tylko co u licha ma do tego ciąża?
Zrobiło się ciemno, zbyt ciemno by czytać. Ciekawe, że też akurat dziś Słońce tak szybko zaszło, kiedy mam coś do roboty. Wyjrzałem ostrożnie z piwnicy, kiedy poczułem zimno na karku? niczym dotyk trupiej dłoni.
Wzdrygnąłem się? to ostrzeżenie? powoli dotknąłem swojej szyi? poczułem coś lepkiego pod palcami. Spojrzałem na dłoń?
Krew? zimna jak lód?
Wielkie Nieba?
Zerknąłem do góry?
>kap<
kolejna krwista kropla spadła mi na czoło.
Ale nie wiem skąd, nic nade mną nie było.
Wyszedłem na zewnątrz. Iść gdzieś? robić coś? by nie zwariować?
Nie myślałem co robię? zbyt przerażony na jakikolwiek rozsądek. Moje myśli jak w jakimś pijanym, szalonym korowodzie kręciły się tylko wokół krwi? krwi zimnej, która mnie coraz bardziej zalewała. Nieważne gdzie stałem? czy pod dachem, czy na ulicy, czy gdzie? ciągle padał na mnie krwisty deszcz. Czułem się coraz słabszy, im bardziej czerwona stawała się moja szata i peleryna... każda kropla odbierała mi kroplę duszy? krew wszędzie? rzeźnia, masakra, jatka? sam się nią stawałem? oczy mi się zamykały?
Stanąłem pod latarnią? upuściłem książkę? otworzyła się na przypadkowej stronie? gdzie dużymi literami ktoś nagryzmolił:
NIE MOGĘ WSTAĆ Z ŁÓŻKA, BRZUCH ZA CIĘŻKI... CZUJĘ SIĘ SŁABA?
Identycznie jak ja teraz? czuję, że zaraz padnę twarzą na te strony i tak już zostanę?
?wiatr przewrócił kartkę:
TO ON WYSSAŁ ŻYCIE ZE MNIE... ZARAZ MNIE PRZYGNIECIE ZMIEŻDŻY SWYM CIĘŻAREM
No tak? brzuszek pokarał za grzechy? ale za co ja umieram?
Ktoś idzie? słyszę kroki? to pewnie kolejny skrytobójca, a ja nie mam siły nic z tym zrobić? ani uciekać, ani się bronić?
Chwycił mnie pod ręce i gdzieś prowadzi. Widzę tylko pojedyncze obrazy? wielka brama, ciemne wnętrza?
?misa z wodą?
AAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!
Rzuciłem się na ziemię w konwulsjach. Piekła mnie cała skóra, jak od żrącej trucizny lub kwasu?
Krzyczałem, krzyczałem, a mój głos zwielokrotniany przez echo mnie ogłuszał?
I nagle wszystko ustało? Podniosłem się zaskoczony, obmacując ubranie. Ani śladu krwi? myślę jasno? czuję się silny? tylko ręka rwie nieludzko?
-Co się stało? ? szepnąłem
-Łaska Budowniczego Ciebie uleczyła, synu? - rzekł do mnie Młotowiec stojący obok. Zadrżałem zaskoczony jego obecnością, ale po chwili odpowiedziałem:
-Dziękuję? to już prawie mnie zabiło?
-Potężną klątwa miała twą dusze w szponach swych. Mój mistrz i kapłan zapewne zapragnąłby ciebie ujrzeć w swej komnacie. Udaj się tam proszę niezwłocznie... nie każ mu czekać.
-Dziękuję?
-Nie mnie dziękuj poczciwcze? lecz Budowniczemu, co swą łaską mi wskazał ciebie i dał narzędzije do ocalenia żywota twego. Ale idź już?
-Już? tylko proszę? przynieś do ans bracie książkę, co zgubiłem ją przy tej latarni, gdzie mnie znalazłeś. Jest ona dla mnie ważna.
-Dobrze. Idź już.
Miałem duszę na ramieniu, pukając do drzwi kapłana. Kto wie, czy kiedyś nie złożyłem już mu wizyty... tylko raczej na robocie. Wtedy miałbym całkowicie przechlapane... z deszczu pod rynnę.
Na szczęście ani ja go nigdy wcześniej nie widziałem, ani on mnie. Starszy jegomość w zwykłej czerwonej szacie, siedzący za biurkiem zawalonym książkami. Gabinet był przytulny, lewa półka cała zabudowana biblioteczką, a po prawej stronie łoże z baldachimem.
Za biurkiem płonący kominek.
Skłoniłem się, a on gestem wskazał mi wolne krzesło. Jak tylko usiadłem, odezwał się wysokim, lecz silnym głosem:
-Słyszałem o twym przypadku. To dość dziwna klątwa... co ją wywołało?
Zastanowiłem się chwilę, czy powiedzieć mu o książce. Uznałem ostatecznie, że problem mnie przerósł i potrzebuję pomocy fachowca:
-Książka z nawiedzonego domu. Ilekroć zaczynałem ją czytać, przydarzały mi się różne wypadki i atakował mnie duch?
Nagle wszedł braciszek z książką, podał przełożonemu i wyszedł bez słowa. Dziadek przejrzał ją, a ja zauważyłem, jak rozszerzają mu się oczy. Jednak gdy skończył, na jego twarzy znowu zapanowała równowaga:
-Może ciebie zdziwi... ale to ja odprawiałem pogrzeb tych dwóch nieszczęśników i prowadziłem śledztwo mające wyjaśnić zarówno ich śmierć, jak i ich zabójczyni? o czym dowiedzieliśmy się potem?
-Kim była?
-Helen Jaggdard, postać zagadka. Jednak ostatecznie udało nam się ustalić całą historię od początku aż do jej traumatycznego końca. Brzmi to banalnie? ów Marco był postawnym, wysokim i silnym mężczyzną, który niesamowicie imponował tym prostym niewiastom. Ach? nie wiem, zaprawdę powiadam ci, że nie wiem czemuż to Budowniczy w swym majestacie uczynił ludzi, a szczególnie białogłowy takimi nieroztropnymi. Helen chciała mieć potomka z Marco, jednak był on ubogim człowiekiem, w przeciwieństwie do Jonathana, zamożnego, lecz szpetnego i mizernego kupca. Postanowiła zatem, że spędzi noc z Marco, a ożeni się z Jonathanem. Jednak musiała wpierw się upewnić, że jest w brzemienna, potem zabić siłacza i ożenić się z kupcem, póki jej brzemię nie będzie nadto widoczne pod suknią.
-Chytre ? powiedziałem.
-Zgadza się ? przytaknął kapłan - jednakowoż nikczemne ponad miarę to. Jej plan wypełnił się zaskakująco dobrze, Marco już kuł żelazo dla Budowniczego, a Jonathan nieświadom krwawiącej duszy swej żony? szczęśliwy rozpieszczał ją swą sakiewką. Aż zauważył, ze jej brzuch rośnie szybko, zbyt szybko, biorąc pod uwagę datę ich nocy poślubnej. Potem dowiedzieliśmy się, że to nie tylko ów noc z Marco to spowodowała, ale i klątwa, kara za grzechy? jednakże zarówno on jak i ona byli pewni, ze oto wydało się cudzołóstwo Helen. Nie mogła ona tego tak zostawić? groziła jej cela w Cragscleft, więc zabiła męża, nim ten zdążył się wygadać komukolwiek. Tak oczyściła sobie życie, zdobyła jego majątek i mogła robić co zapragnęła. Ale gniew Budowniczego jest niepokonany, nie da się przed nim uciec. Ów brzemię, co powinno przydarzyć jej radości? wysysało ją jak pająk. Brzuch rósł do kolosalnych rozmiarów, aż był zbyt wielki i masywny, by mogła chodzić. Leżąc w łożu traciła coraz bardziej siły, aż stała się delikatną, a ciężar wielgachny. Zmiażdżył jej kręgosłup i utraciła władzę w nogach, a potem umarła z osłabienia. Ponieważ cała sytuacja wydawała się trudna do dania wiary, pokroiliśmy jej ciało, a ja sam przy niej asystowałem. To, co rosło na jej łonie nie było ani człowiekiem, ani nawet demonem. Posiadało ostre zęby jak u niedźwiedzia, wilcze pazury oraz pajęczy, nabrzmiały odwłok. Nie wiedzieliśmy jak bardzo jest przeklęte, więc użyliśmy najcięższej metody oczyszczenia: chrzest metalu.
-Co to jest? ? spytałem zdziwiony
-To ostateczne, najsilniejsze z możliwych, oddanie się pod łaskę budowniczego. Zanurzenie w żywej, poświęconej stali przeznaczonej do wytopu młotów. To zaszczyt w ten sposób pogrzebać swe zwłoki, a ona w niczym na to nie zasłużyła. Uznaliśmy jednak, że tak będzie bezpieczniej.
A więc mówisz młodzieńcze, że dotknęła ciebie klątwa z tej książki. W czasie śledztwa uznaliśmy ją za niewinną, gdyż pustą ją zastaliśmy. Jednakowoż... tobie udało się ją skłonić do mówienia. Jakżeś to uczynił?
-Wodą święcona.
-Musiałeś coś jeszcze zrobić, bo i my świętą wodą działaliśmy. Ale nieważne? już nikomu nie zaszkodzi? - w tej samej chwili rzucił ją do ognia, gdzie błyskawicznie spłonęła w niebieskim ogniu. Tak szybko, że po zaledwie kilku chwilach nie pozostał po niej żaden ślad? tylko błękitny dym.
-To okropne, że takie demony zamieszkują ziemię? cóż, dziękuję ci nieznajomy, że zaufałeś Młotowi. Bywaj już teraz szczęśliwy?
Faktycznie, tym razem wyjątkowo nie dałem rady samemu wygrać. Również medyczna pomoc szpitala Młotodzierżców bardzo pomogła mojej ręce, znowu jest taka jak przedtem. Mnich, co się mną opiekował rzekł, że gdybym ją dalej leczył swoją metodą, byłaby krótsza o całe dwa cale!
Równocześnie miałem spokój od zamachowców, na zadziwiająco długo. Ich wcześniejszą? ?aktywność? też w jakiś niewytłumaczalny sposób da się zwalić na klątwę.
Mogłem wrócić do swego prawdziwego domu? choć trochę opustoszałego. To, co tylko przedstawiało jakąkolwiek wartość, a nie zostało schowane w skrytce przepadło. Cóż? jedyną satysfakcję miałem z tego, że wszystko wskazywało, że robotę u mnie miał jakiś fachowiec. Nie pozostawił żadnych śladów, nawet mnie uszkodził zamka u drzwi.
Zapowiadają się chude miesiące?
Ale tak na serio na pocieszenie pozostała mi jedna myśl. Otóż kapłan powiedział, że sama woda święcona nie powinna dać efektu? czyli musiałem użyć czegoś jeszcze. Co to było... ta modlitwa? Nie wiem? cokolwiek, to jednak dodała mi jakiś jeden ukryty atut.
A je warto kolekcjonować.