Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...
: 29 kwietnia 2008, 21:20
Thanks a lot ;P
Jak obiecałem, piszę "THIEF - THE CITY STORIES", co znaczy "Złodziej - opowieści z Miasta. Jest to luxny zbiór opowiadań, dotyczących czasów od The Keeper Training aż po emeryturę Garretta
Na razie prezentuję w formie zapowiedzi jedno z opowiadań. Akcja dzieje się pomiędzy T1, a T2 (można to też wywnioskować z dat przewijających się w tekście).
Tradycyjnie proszę o opinie, nawet zwykłe "fajne postacie/głupie dialogi" mnie usatysfakcjonują. Oczywiście, im bardziej rozbudowana recenzja, tym lepiej
Tak więc... Panie i Panowie: THIEF - THE STORY ABOUT THIEF, WHO ANYBODY NEVER SAW!
THE PYRAMID
PIRAMIDA
I rzekł tedy Anubis - opiekun zmarłych:
-I choć masz swoje racje Sethcie, to i Horus ma swoje racje. Jeśli pytasz o moje myśli w tej sprawie, to brzmią one tak: niech jeden włada Górnym, a drugi Dolnym Egiptem
I odrzekł mu Seth, a w jego oczach zapłonął szkarłat:
-Zaprawdę, mówisz mądrze szakalu. Wiedz jednak, że Dobro nigdy nie podzieli się ze Złem, choć Zło podzieliłoby się z Dobrem.
MIT O WALCE HORUSA Z SETHEM
Zamknąłem dokładnie drzwi i rzuciłem się na kanapę. To mój nowy nabytek, dzięki któremu czuje się tak jakoś bardziej wielko mieszczańsko. Mimo to nie miałem co szpanować dobytkiem. Moje mieszkanie to dwa pokoje, w jednym stoi łóżko i skrzynia, w drugim stół z czterema krzesłami i szafkami kuchennymi, pustymi zresztą. Broń, łupy i forsę trzymam w skrytce w ścianie, to jedyne miejsce na świecie, które uważam za bezpieczne. Nie raz, nie dwa chowałem się w środku w czasie rewizji.
Jeszcze raz rzuciłem okiem na artykuł z dzisiejszej gazety:
TRYBUNA MIEJSKA
EGIPSCY BOGOWIE W MIEŚCIE!
Dziś rano, gdy zamykaliśmy to wydanie „Trybuny”, do Starego Portu przybił statek wyładowany zabytkowymi przedmiotami pochodzącymi ze Starożytnego Egiptu. Pojutrze rano zostaną zaprezentowane na wystawie „PANTEON STAROŻYTNEGO EGIPTU”, organizowanej przez Lorda Bafforda. On to zakupił te wszystkie eksponaty, sprowadził i organizuje wystawę w swoim zamku. Zrobił to, bo jak powiedział w specjalnym wywiadzie prezentowanym tylko u nas: „Chcę zaprzeczyć i dać koniec plotkom dotyczącym mojej chciwości i skąpstwu. Dlatego wstęp na wystawę będzie darmowy”. Kolekcję Lorda Bafforda będzie można zwiedzać do końca przyszłego tygodnia, czyli do 15 grudnia. Nie wiemy jeszcze, co będzie prezentowane, baron robi z tego niespodziankę.
Bafford nie skąpcem? Boki zrywać! Ten stary centuś owszem, nie sprzedaje biletów, ale zapewne po wystawie opchnie wszystkie eksponaty za grube pieniądze. Kolekcjonerzy w całym kraju są głodni staroegipskich pamiątek. Niewiele tego jest tutaj. Cóż... dlaczego by część przedmiotów nie powędrowało do paserów?
Ten artykuł z jednej strony mnie uradował, bo szykuje się opłacalna robota, a z drugiej trochę wkurzył. Mam mało czasu, muszę jeszcze tej nocy przejść się do portu, póki eksponaty są w magazynie, a nie w pilnie strzeżonej sali wystawowej. Nie lubię pracować bez przygotowania, a teraz mam przy sobie totalne minimum sprzętu. Zaledwie kilka strzał wodnych i jedną gazową. Nic więcej. Hmmm... ale z drugiej strony.... dzięki temu ta misja stanie się wyzwaniem, a wyzwania mnie zawsze pociągały!
Gdy tylko się ściemniło, to ja już czekałem koło bramy Starego Portu. Pokonanie muru nie było niczym trudnym. Potem schowałem się wśród skrzyń i rozejrzałem.
Stary port jest niewielki. To ledwie pięć małych magazynów, dwa średnie i dwa duże. Dalej są dwa nabrzeża otoczone kamiennymi falochronami. Z racji nikłych rozmiarów doków, nie mogą się tu zatrzymywać większe okręty, a jak wiadomo, im większy okręt, tym większe opłaty. Dlatego Stary Port zazwyczaj stoi pusty i podupada. Póki jakiś bogacz nie zainwestuje i nie przebuduje nabrzeży, to to miejsce będzie idealne na załatwienia brudnych interesów, a nie na rozładunek statków.
Nie wiem, gdzie są eksponaty, muszę to najpierw wybadać. Podkradłem się pod pierwszy z małych budynków, w którym mieści się kancelaria. Z racji, że zarząd portu oszczędza na oświetleniu, cieni miałem tutaj nawet nadmiar. Zarząd oszczędza też na ochronie, więc to wymarzone miejsce dla złodzieja. Gdy nie to, że tu nigdy się nie składuje niczego wartościowego.
Budynek był drewniany i kwadratowy. Zajrzałem przez okratowane okno. Przy biurku zawalonym papierami siedział stary i siwy jegomość z potężnymi okularami na nosie i dłońmi poplamionymi inkaustem. Wyglądał jak typowy księgowy. Jedynym oświetleniem była wysoka świeca stojąca na biurku, zapewne przyniesiona przez księgowego. Wątpię, by port marnował pieniądze na jakieś fanaberie pod postacią świec. To nie w jego stylu. Delikatnie nacisnąłem klamkę, i popchnąłem drzwi. Co ciekawe, były naoliwione. Wyjąłem pałkę i zdzieliłem księgowego, a ten osunął się na swoje papiery. Moje mechaniczne oko widzi w ciemnościach, ale do czytania potrzebuje dodatkowego światła, toteż musiałem zaryzykować i nie gasić świecy. U pasa staruszka znalazłem kluczyk do stojącego w kącie sejfu. W środku były tak żałosne sumy, że zostawiłem je z obrzydzeniem. Co jak co, ale „Złodziej, Którego Nikt Nigdy Nie Widział” nie okrada biedaków z ostatnich oszczędności. Zwłaszcza, że w magazynie czeka na mnie prawdziwy skarb. Jednak w kasie pancernej leżała jeszcze opasła teczka:
IMPORT
GRUDZIEŃ 1422
1. Mag. M1. Lady Togar. Komplet porcelany, nie wiadomo skąd. 30 obiektów o łącznej wartości 1241 Finetów. IN 01.12.22 OUT 02.12.22 -> 129 Finetów
2. Mag M1. Frank Fillengrot. 20 pustych skrzyń, o łącznej wartości 100 Finetów. IN 05.12.22 OUT 30.12.22 -> 230 Finetów
3. Mag. B1. Lord Bafford. Kolekcja sztuki egipskiej, nie wyceniona. Szacunek: 250000 Finetów. 144 obiekty. IN 07.12.22 OUT 08.12.22 -> 5000 Finetów + 1250 za wyłączność magazynu
4. Mag S3. Obraz 2x2 m, niemagiczny i niezabytkowy. Wartość 40 Finetów. IN 07.12.22 OUT 15.12.22 -> 66 Finetów
Jednak bywają tu cenne rzeczy. Najwidoczniej właściciele przetrzymują je tutaj, by nie rzucały się oczy. „Mag” to pewnie skrót od „magazyn”. Tak więc Bafford jest w magazynie B1. Musze to tylko znaleźć...
Przerzuciłem pozostałe papiery, lecz nie zauważyłem niczego ciekawego.
Nie musiałem długo szukać właściwego budynku. Moja uwagę zwrócił ten, przed którego bramą od strony miasta stało dwóch bramkarzy. Wyglądali na takich, co bez trudu przełamują człowiekowi kręgosłup, ale nie umieją mówić złożonymi zdaniami. Nie miałem jak ich usunąć, stali pod jedyną w okolicy zapaloną latarnią, obok siebie, za plecami mieli mur. Ni jak podejść. Ale... wróciłem się do kancelarii. Wziąłem pierwszą z brzegu teczkę, a z palca dziadka ściągnąłem pierścień zarządu portu. Oczywiście, potem mu go oddam. Nie kradnę takiej tandetnej biżuterii. Wróciłem do bramy magazynu i sztywnym korkiem podszedłem do wyższego gbura.
-Czego tu, głąbie? – gość wyciągnął zza pleców wielki morgensztern
-Milcz palancie! Jestem z zarządu portu –mignąłem mu przed oczami sygnetem – grozi wam w każdej chwili definitywna kontrola Miejskiej Kontroli Portowej.
-Yyy... co?
-Mydło debilu... – gość się totalnie zmieszał, postanowiłem go skołować do końca – jeśli będzie kontrola, a okaże się, że przechowywany tu towar nie spełnia warunków statusu Qiu Qwn De Pormenante, to wam się oberwie pierwej, że pilnujecie lewego interesu. Jednak Lord Bafford ma znajomości w zarządzie, toteż my najpierw wszystko sprawdzimy, póki nie jest za późno. Czy to takie trudne?
-Ja... nie wiem... drużynowy będzie wiedział, panie.
-Prowadź mnie więc do niego.
-Ja nie mogę... opuścić... bramy.
-Sam wtedy pójdę.
-Tak panie – bramkarz otworzył małe drzwiczki w rogu bramy, a ja wszedłem do środka.
Wszędzie panowały ciemności, jednak nie za gęste dla mego mechanicznego oka. To, że Bafford jest strasznym skąpcem było widać na każdym kroku. Zamiast zapłacić portowi za oświetlenie, dał ochroniarzom po pochodni. Dzięki temu wszędzie było ciemno, a ja widziałem dokładnie, gdzie są strażnicy. Po chwili obserwacji naliczyłem ich trzech. Na taki wielki budynek! Kpina... a ja myślałem, że to będzie wyzwanie...
Stwierdziłem, że jednak warto zacząć od odwiedzenia drużynowego. Może będzie miał plan rozmieszczenia eksponatów, bo nie mam całego tygodnia na otwieraniu każdej skrzyni i szukaniu cennych rzeczy. Musze od razu wiedzieć, gdzie co jest.
Pomieszczenie było bardzo stare. Obecnie magazyny portowe się buduje z lekkiej, żelaznej konstrukcji. Tutaj strop był kamienny i miał gwieździste sklepienie, a sala poprzetykana dziesiątkami kolumn, które skutecznie ograniczały miejsce. Miałem nieraz problemy z przedarciem się poprzez wszędobylskie skrzynie. Wspiąłem się na jedną i tak dalej podążałem w kierunku małego, oświetlonego kantorku. Podkradłem się pod otwarte drzwi i zajrzałem. W środku, przy biurku spał niewysoki, lekko posiwiały facet, ubrany w szaty z godłem Bafforda oraz lekką kolczugę. Podszedłem otworzyłem szufladę w biurku. Wtedy gość zachrapał i obudził się. Spojrzał na mnie, wytrzeszczył oczy i sięgnął do cholewy po sztylet. Nie było czasu na wyciagnięcie pałki czy łuku, zamiast tego wyjąłem strzałę gazową, wstrzymałem oddech i walnąłem nią gościa w głowę. On zacharczał i obwisł na krześle, a ja zakryłem twarz płaszczem i czekałem, aż zielonkawy gaz się rozwieje. Mimo ochrony zakręciło mi się w głowie. Jednak po minucie wszystko minęło. Wróciłem do penetrowania szuflad. W końcu znalazłem rozpiskę i umiejscowienie wszystkich przedmiotów. Wyszedłem przed kantorek i zacząłem poszukiwać skrzyni oznaczonej jako „Udżat 2”. Miałem szczęście i była niedaleko. Specjalnie na dzisiejszą robotę wypożyczyłem od znajomego butelkę magicznego płynu rozpuszczającego gwoździe. Kosztowało to ciężkie pieniądze, ale liczę, że to się zwróci po dwóch skrzyniach. Otworzyłem butlę i nalałem dwie krople na wielki gwóźdź, zamykający pokrywę. Metal zasyczał, zrobił się biały i zaczął dymić. Po chwili po nim nie został nawet ślad, tylko wgłębienie w drewnie. Powtórzyłem operację jeszcze sześciokrotnie, a wieko odskoczyło. Już zaglądałem do środka, gdy usłyszałem kroki. Wspiąłem się na najwyższą skrzynię i ukryłem w cieniu. Po chwili zza dużego pakunku wyszedł strażnik, ubrany identycznie jak drużynowy. Spojrzał w kierunku „Udżat 2” i tak stał przez chwilę. W co on się tak wgapia? O cholera...zostawiłem wielko na podłodze. Gość powoli i ostrożnie podszedł, rozglądając się panicznie na boki. Nawet tu pod stropem czułem bijący z niego strach. W końcu gość zebrał się w sobie i powiedział cicho:
-Na Budowniczego! Ktoś tu był... i nie zostawił śladów...
Zeskoczyłem na ziemię tuż za nim. Gość odwrócił i widząc mnie w czarnym płaszczu cofnął się przerażony:
-Demonie... zostaw mnie w spo...
Nie zdążył dokończyć, bo zdzieliłem go pałką. Jednego mniej. Zajrzałem do skrzynki. W trocinach leżały małe amulety w kształcie charakterystycznego egipskiego oka: z wyraźną brwią, łezką na dole i wyciągniętym okiem do tyłu. To tak zwane „Oko Horusa”. Normalny złodziej lub poszukiwacz natychmiast rzuciłby się i gorączkowo pakował skarby do worka. Ale ja nie jestem zwykłym złodziejem. Jestem „Złodziejem, Którego Nikt Nigdy Nie Widział!” Powoli i delikatnie wsadzałem każdy amulet z osobna do kieszeni. Gdy skończyłem, do wrzuciłem gościa do skrzynki i założyłem wieko. Ledwo się domknęło. Ciekawe, po co na 25 małych błyskotek skrzynia mieszcząca w środku człowieka? Pewnie to skrzynie kupione z drugiej ręki, na szybkiego. Bafford to straszny skąpiec...
Poszedłem dalej, do skrzynki „Anubis”. W rozpisce jest trzy razy podkreślona czerwonym ołówkiem. To musi być coś ważnego.. i cennego. Tym razem szukanie zajęło mi przynajmniej kwadrans. W końcu trafiłem... na dwóch strażników, schylonych ku sobie i szepczących drżącymi głosami:
-Stan zniknął. Mówiłem, że tak będzie.
-Racja. Wszyscy mówili, by Stary nie ruszał tego egipskiego gówna, ale on się uparł, że pokaże swoją hojność. Zapomniał jednak, że połowa tych przedmiotów jest magiczna i obłożona klątwami. Ponoć pięciu ludzi szlag trafił, gdy to pakowali!
-A teraz przyszedł czas na nas. Drużynowy też leży bez oznak życia, Stan zniknął... Bogowie... dlaczego?
-Nie becz! Musimy ogłosić alarm!
-Nie chcę iść sam! Zróbmy to razem!
-Racja.
Alarm? To ostatnia rzecz, jakiej mi trzeba. Postanowiłem trochę wystraszyć tych mięczaków. Poprawiłem kaptur tak, by było jaką najbardziej widać moje mechaniczne oko. Przypomnę, że ono świeci na zielono w ciemnościach. Wyjąłem łuk i strzały wodne. Wycelowałem i zgasiłem pochodnię pierwszego strażnika.
-AAAAAAAAAAAAAAAAA! GERDTH!!! Dostali mnie!
Psss... druga pochodnia
-MARK! MNIE TEŻ!
Powoli podkradłem się za bliższego i zdzieliłem go pałką. Z pobrzekiwaniem kolczugi osunął się na podłogę. Drugi się odwrócił, ale nie widział kumpla, w końcu zrobiło się całkowicie ciemno. Nagle dostrzegł moje oko. Wyciągnął miecz i wysunął go przed siebie na oślep.
-ZOSTAW MNIE DEMONIE! ZAKLINAM CIĘ!
Wyjąłem swój miecz i wytrąciłem mu jego broń.
-Odwróć się! – rozkazałem chrapliwym głosem. Ku mojemu zdumieniu, strażnik zrobił to bez wahania. Podszedłem, a w tym momencie poczułem zapach uryny. Doprawdy, Bafford nie mógł wynająć odważniejszych ochroniarzy? Po chwili na ziemi ułożył się ostatni pachołek. Uśmiechnąłem się – teraz mam wolne ręce! Wznowiłem poszukiwania i po chwili natrafiłem na skrzynię z wielkim, czarnym napisem „ANUBIS”. Za pomocą rozpuszczalnika usunąłem gwoździe i zdjąłem boczną ścianę skrzyni. W środku była czarna figura, przedstawiająca leżącego psa, z czujnie podniesioną głową i szpiczastymi uszami. Był trochę większy niż w naturze. Szczegółowość i doskonałość detali, ścięgień i mięśni widocznych pod skórą wprawiła mnie w oczarowanie. Na szyi miał złotą obrożę, tak samo wnętrze uszu i obwódki oczu było złote. Oczy... tak realistyczne... zdawało się wprost, że zaraz spojrzy na mnie. Mimo, że to drewniana rzeźba, to ja w tych oczach mogłem coś wyczytać... mądrość i tajemnicę... trochę groźby... ale widzę także bezgraniczną wierność i oddanie... oddanie czemu? Jakiej sprawie czy osobie? Kto mógł sobie zasłużyć na zaufanie szakalogłowego Anubisa? Ta doskonałość kształtów i formy... to zaprawdę niezwykła rzeźba... ta figura jest strażnikiem!
Cofnąłem się. Anubis leżał tak jak wcześniej, bez ruchu. To niesamowite... ale przestraszyłem się. Poczułem, że próba kradzieży tego eksponatu może się naprawde źle skończyć. Już chciałem odejść, gdy zauważyłem, że Anubis coś trzyma pomiędzy łapami. Nie byłbym Garrettem, gdybym nie spróbował okraść samego boga. Dlatego zbliżyłem się i powoli wyciagnąłem rękę.
Anubis nie reagował.
Moje palce musnęły przedmiot, to jakiś zwój.
Anubis nadal leżał spokojnie.
Spojrzałem mu prosto w oczy.
Ujrzałem to samo co poprzednio
Ale nie tylko
Także... zachętę?
Zdumiałem się, złapałem zwój i powoli go wyciągłem.
Gdy już miałem rękę przy sobie, to szybko odskoczyłem.
Nic się nie wydarzyło.
Schowałem zwój za pazuchę i wyjąłem rozpiskę. Teraz moją uwagę zwrocił ładunek „The Ankh crosses”. Tym razem minęło z dziesięć minut, nim znalazłem ładunek. Tradycyjną już metodą dostałem się do wnętrza. W środku pełno było krzyży z pętlą zamiast szczytowego ramienia. Złote, kościane, srebrne, z drogimi kamieniami, pokryte hiroglifami, magiczne i zwykłe... słowem: pełny wybór. Na szczęście największy mieścił się w dłoni, toteż udało mi się je pochować po kieszeniach, które specjalnie na dzisiejszą okazję ponapychałem miękkimi chustami i watą. Obok była skrzynia zatytułowana „The Scarab of Sky”. Zawartością był złoty skarabeusz wielkości szczura, cały pokryty kamieniami szlachetnymi oraz drogocennymi pastami. Ładne... będzie w kolekcji jakiegoś barona, lecz nie Bafforda... hehe.
Następna w rozpisce była „The Gold Pyramid”. Super... to będzie dopiero warte! Docelowa skrzynia znajdowała się naprzeciw innej, stojącej pionowo i sięgającej sufitu. Napisano na niej „SETH – THE GOD OF EVIL”. Brzmi groźnie, ale ja nie takie rzeczy czytałem na sejfach patrycjuszy. Dlatego pchnięty ciekawością otworzyłem od przodu skrzynię. W środku stał czterometrowy posąg, przedstawiajacy mężczyznę noszącego jedynie spódniczkę oraz dzierżącego w dłoni harpun tak wysoki jak on sam. Miał głowę... mrówkojada? I takie dziwne, prostopadłościenne, stojące uszy. Ciekawostka. Nie zauważyłem niczego wartościowego, toteż odwróciłem się w stronę skrzynki z piramidą. Na wieku czerwoną farbą napisano: „DANGER! DO NOT TOUCH!”. Psiakrew… znowu straszą. Otworzyłem pudło i ujrzałem złotą piramidę, nie wiekszą od czaszki. Tu też rzemieślnik się postarał, kąty wyglądały na idealne. Chwyciłem ją, a przez moje ciało przebiegła błyskawica. Wrzuciłem skarb z powrotem do skrzyni. Nie wiem co mnie ostrzegło, ale chyba tylko szósty zmysł złodziejski ratujący przed pułapkami. Rzuciłem się w bok, a w niemal tej samej chwili, w miejsce gdzie stałem grzmotnął gigantyczny harpun. Odskoczyłem do tyłu wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia. Olbrzymia figura Setha właśnie się do mnie zbliżała i atakowała swoim drzewcem. Jej oczy jarzyły się czerwienią. Wskoczyłem na najbliższą skrzynię i odchyłem uniknąłem kolejnego udzerzenia. I znowu musiałem ratować się skokiem. Seth pomimo swoich rozmiarów i kamiennego ciała poruszał się z niesamowitą gracją i zręcznością, ani razu nie zahaczył nawet o którąkolwiek ze skrzyń. Cofnąłem się i zderzyłem plecami z kolumną. SZLAG!!!!!!!!!!!
Posąg podszedł i ciął na wysokości mojej szyi, bym nie mógł uciec na boki. W porę skoczyłem do przodu i złapałem się drzewca. Seth bez najmniejszego wysiłku strzepnął mnie na wysoką skrzynię. Odbiłem się od niej i chyba tylko cudem złapałem się i szybko wspiąłem. Nagle usłyszałem w głowie złośliwy głos:
-Zwinny jesteś niczym kot, ale po cóż? Ja ciebie zawsze złapię, zawsze dogonię, zawsze zabiję. ZAWSZE! Ani przestrzeń, ani czas ciebie nie ochroni!
Nagle wpadłem na pewien pomysł... sam nie wiem skąd:
-Może zagramy o moje życie?
Byłem już w zasięgu harpuna Setha, ale ten się wstrzymał.
-Zagramy? Lubię szranki. Jeśli wygram, zabiję ciebie. Jeśli przegram, pozwolę ci odejść i przyrzekam więcej nie ścigać. Co proponujesz?
-Cofnij się pod tamtą kolumnę, a ja ciebie trafię z łuku w oko.
-Po ciemku? Czyżbyś ze strachu postradał umysł? Nie lubię brać udziału w turniejach, w których jedna ze stron nie ma zadnych szans na zwycięstwo. Cenię ryzyko!
-Zdziwisz się.
-Zgoda. Traf mnie z... tej odległości. Stój gdzie stoisz!
Wyciągnąłem strzałę ostrą i łuk. Seth nie ma skąd wiedzieć o zaletach mechanicznego oka, o tym, że widzi w ciemnościach. Wycelowałem i skupiłem się. Oczy posągu zgasły... Seth je zamknął. Ale i tak nie były mi potrzebne. Wstrzymałem oddech i uspokoiłem się. Wyobraziłem sobie tor lotu strzały i puściłem cięciwę. Seth podniósł z ziemi złamaną strzałę i zgniótł ją na proszek.
-To... niemożliwe! Wielce zaimponowałeś mi człowieku swoimi umiejętnościami... – Seth nagle dostrzegł zieleń mego oka i się zawahał.– albo inteligencją. Jedno z drugim zasługują na szacunek. Nie mówiac o brawurze. Dotrzymuję swojej obietnicy i pozwolę ci odejść. Żegnaj więc...
Oddaliłem się czym prędzej. I tak miałem już wystarczająco łupów. Przekroczyłem próg bramy i zwróciłem się do bramkarza:
-No, macie tutaj niezły burdel. Radziłbym nie wchodzić do środka bo będzie na was. Drużynowy wprost szaleje z wściekłości, bo jacyś debile nie załatwili formalności.
-Tak panie.
Oddaliłem się, zostawiłem sygnet, przekroczyłem mur i zniknąłem w ciemnym zaułku.
-Lordzie Ramirez, przybył Lord Bafford.
-Prosić prosić... Baffi! Jak to dobrze ciebie widzieć w dobrym zdrowiu!
-Witaj Raz! Szmat czasu minął...
-Muszę koniecznie ci się czymś pochwalić. Na twój wzór postanowiłem założyć własną egipską kolekcję...
-Raz... chyba się domyśliłeś, że ja to rozprowadzę po kraju za grube pieniądze. Nie jestem głupi.
-A czy ty mnie masz za frajera? Stary... ja też rozprowadzę swoje. Zwłaszcza, że nie uwierzysz, ale udało mi się zakupić trochę towaru tutaj, w Mieście!
-Niemożliwe, nie wysyłałeś ekspedycji?
-Wyślę, ale już mam podwaliny pod kolekcję. Zwłaszcza, że kupiłem to za zaledwie 20000 Finetów. Natomiast sprzedam za dwa razy tyle. To po prostu w Mieście są takie niskie ceny.
-Imponujące. Mogę zobaczyć?
-Oczywiście, po to ciebie tutaj zaprosiłem. Spójrz... oto wspaniała kolekcja krzyży Ankh... znaków życia i wieczności. A to amulety Udżat, zwane Okiem Horusa. Jeden piękniejszy od drugiego. A to mój największy skarb. Zloty Skarabeusz... Baffi! Co z tobą... nie rób sobie jaj... BAFFI! KAMERDYNER! Wołaj medyka, ale żywo! Lord Bafford zasłabł i piana mu leci z ust! Rusz się!
Jak obiecałem, piszę "THIEF - THE CITY STORIES", co znaczy "Złodziej - opowieści z Miasta. Jest to luxny zbiór opowiadań, dotyczących czasów od The Keeper Training aż po emeryturę Garretta
Na razie prezentuję w formie zapowiedzi jedno z opowiadań. Akcja dzieje się pomiędzy T1, a T2 (można to też wywnioskować z dat przewijających się w tekście).
Tradycyjnie proszę o opinie, nawet zwykłe "fajne postacie/głupie dialogi" mnie usatysfakcjonują. Oczywiście, im bardziej rozbudowana recenzja, tym lepiej
Tak więc... Panie i Panowie: THIEF - THE STORY ABOUT THIEF, WHO ANYBODY NEVER SAW!
THE PYRAMID
PIRAMIDA
I rzekł tedy Anubis - opiekun zmarłych:
-I choć masz swoje racje Sethcie, to i Horus ma swoje racje. Jeśli pytasz o moje myśli w tej sprawie, to brzmią one tak: niech jeden włada Górnym, a drugi Dolnym Egiptem
I odrzekł mu Seth, a w jego oczach zapłonął szkarłat:
-Zaprawdę, mówisz mądrze szakalu. Wiedz jednak, że Dobro nigdy nie podzieli się ze Złem, choć Zło podzieliłoby się z Dobrem.
MIT O WALCE HORUSA Z SETHEM
Zamknąłem dokładnie drzwi i rzuciłem się na kanapę. To mój nowy nabytek, dzięki któremu czuje się tak jakoś bardziej wielko mieszczańsko. Mimo to nie miałem co szpanować dobytkiem. Moje mieszkanie to dwa pokoje, w jednym stoi łóżko i skrzynia, w drugim stół z czterema krzesłami i szafkami kuchennymi, pustymi zresztą. Broń, łupy i forsę trzymam w skrytce w ścianie, to jedyne miejsce na świecie, które uważam za bezpieczne. Nie raz, nie dwa chowałem się w środku w czasie rewizji.
Jeszcze raz rzuciłem okiem na artykuł z dzisiejszej gazety:
TRYBUNA MIEJSKA
EGIPSCY BOGOWIE W MIEŚCIE!
Dziś rano, gdy zamykaliśmy to wydanie „Trybuny”, do Starego Portu przybił statek wyładowany zabytkowymi przedmiotami pochodzącymi ze Starożytnego Egiptu. Pojutrze rano zostaną zaprezentowane na wystawie „PANTEON STAROŻYTNEGO EGIPTU”, organizowanej przez Lorda Bafforda. On to zakupił te wszystkie eksponaty, sprowadził i organizuje wystawę w swoim zamku. Zrobił to, bo jak powiedział w specjalnym wywiadzie prezentowanym tylko u nas: „Chcę zaprzeczyć i dać koniec plotkom dotyczącym mojej chciwości i skąpstwu. Dlatego wstęp na wystawę będzie darmowy”. Kolekcję Lorda Bafforda będzie można zwiedzać do końca przyszłego tygodnia, czyli do 15 grudnia. Nie wiemy jeszcze, co będzie prezentowane, baron robi z tego niespodziankę.
Bafford nie skąpcem? Boki zrywać! Ten stary centuś owszem, nie sprzedaje biletów, ale zapewne po wystawie opchnie wszystkie eksponaty za grube pieniądze. Kolekcjonerzy w całym kraju są głodni staroegipskich pamiątek. Niewiele tego jest tutaj. Cóż... dlaczego by część przedmiotów nie powędrowało do paserów?
Ten artykuł z jednej strony mnie uradował, bo szykuje się opłacalna robota, a z drugiej trochę wkurzył. Mam mało czasu, muszę jeszcze tej nocy przejść się do portu, póki eksponaty są w magazynie, a nie w pilnie strzeżonej sali wystawowej. Nie lubię pracować bez przygotowania, a teraz mam przy sobie totalne minimum sprzętu. Zaledwie kilka strzał wodnych i jedną gazową. Nic więcej. Hmmm... ale z drugiej strony.... dzięki temu ta misja stanie się wyzwaniem, a wyzwania mnie zawsze pociągały!
Gdy tylko się ściemniło, to ja już czekałem koło bramy Starego Portu. Pokonanie muru nie było niczym trudnym. Potem schowałem się wśród skrzyń i rozejrzałem.
Stary port jest niewielki. To ledwie pięć małych magazynów, dwa średnie i dwa duże. Dalej są dwa nabrzeża otoczone kamiennymi falochronami. Z racji nikłych rozmiarów doków, nie mogą się tu zatrzymywać większe okręty, a jak wiadomo, im większy okręt, tym większe opłaty. Dlatego Stary Port zazwyczaj stoi pusty i podupada. Póki jakiś bogacz nie zainwestuje i nie przebuduje nabrzeży, to to miejsce będzie idealne na załatwienia brudnych interesów, a nie na rozładunek statków.
Nie wiem, gdzie są eksponaty, muszę to najpierw wybadać. Podkradłem się pod pierwszy z małych budynków, w którym mieści się kancelaria. Z racji, że zarząd portu oszczędza na oświetleniu, cieni miałem tutaj nawet nadmiar. Zarząd oszczędza też na ochronie, więc to wymarzone miejsce dla złodzieja. Gdy nie to, że tu nigdy się nie składuje niczego wartościowego.
Budynek był drewniany i kwadratowy. Zajrzałem przez okratowane okno. Przy biurku zawalonym papierami siedział stary i siwy jegomość z potężnymi okularami na nosie i dłońmi poplamionymi inkaustem. Wyglądał jak typowy księgowy. Jedynym oświetleniem była wysoka świeca stojąca na biurku, zapewne przyniesiona przez księgowego. Wątpię, by port marnował pieniądze na jakieś fanaberie pod postacią świec. To nie w jego stylu. Delikatnie nacisnąłem klamkę, i popchnąłem drzwi. Co ciekawe, były naoliwione. Wyjąłem pałkę i zdzieliłem księgowego, a ten osunął się na swoje papiery. Moje mechaniczne oko widzi w ciemnościach, ale do czytania potrzebuje dodatkowego światła, toteż musiałem zaryzykować i nie gasić świecy. U pasa staruszka znalazłem kluczyk do stojącego w kącie sejfu. W środku były tak żałosne sumy, że zostawiłem je z obrzydzeniem. Co jak co, ale „Złodziej, Którego Nikt Nigdy Nie Widział” nie okrada biedaków z ostatnich oszczędności. Zwłaszcza, że w magazynie czeka na mnie prawdziwy skarb. Jednak w kasie pancernej leżała jeszcze opasła teczka:
IMPORT
GRUDZIEŃ 1422
1. Mag. M1. Lady Togar. Komplet porcelany, nie wiadomo skąd. 30 obiektów o łącznej wartości 1241 Finetów. IN 01.12.22 OUT 02.12.22 -> 129 Finetów
2. Mag M1. Frank Fillengrot. 20 pustych skrzyń, o łącznej wartości 100 Finetów. IN 05.12.22 OUT 30.12.22 -> 230 Finetów
3. Mag. B1. Lord Bafford. Kolekcja sztuki egipskiej, nie wyceniona. Szacunek: 250000 Finetów. 144 obiekty. IN 07.12.22 OUT 08.12.22 -> 5000 Finetów + 1250 za wyłączność magazynu
4. Mag S3. Obraz 2x2 m, niemagiczny i niezabytkowy. Wartość 40 Finetów. IN 07.12.22 OUT 15.12.22 -> 66 Finetów
Jednak bywają tu cenne rzeczy. Najwidoczniej właściciele przetrzymują je tutaj, by nie rzucały się oczy. „Mag” to pewnie skrót od „magazyn”. Tak więc Bafford jest w magazynie B1. Musze to tylko znaleźć...
Przerzuciłem pozostałe papiery, lecz nie zauważyłem niczego ciekawego.
Nie musiałem długo szukać właściwego budynku. Moja uwagę zwrócił ten, przed którego bramą od strony miasta stało dwóch bramkarzy. Wyglądali na takich, co bez trudu przełamują człowiekowi kręgosłup, ale nie umieją mówić złożonymi zdaniami. Nie miałem jak ich usunąć, stali pod jedyną w okolicy zapaloną latarnią, obok siebie, za plecami mieli mur. Ni jak podejść. Ale... wróciłem się do kancelarii. Wziąłem pierwszą z brzegu teczkę, a z palca dziadka ściągnąłem pierścień zarządu portu. Oczywiście, potem mu go oddam. Nie kradnę takiej tandetnej biżuterii. Wróciłem do bramy magazynu i sztywnym korkiem podszedłem do wyższego gbura.
-Czego tu, głąbie? – gość wyciągnął zza pleców wielki morgensztern
-Milcz palancie! Jestem z zarządu portu –mignąłem mu przed oczami sygnetem – grozi wam w każdej chwili definitywna kontrola Miejskiej Kontroli Portowej.
-Yyy... co?
-Mydło debilu... – gość się totalnie zmieszał, postanowiłem go skołować do końca – jeśli będzie kontrola, a okaże się, że przechowywany tu towar nie spełnia warunków statusu Qiu Qwn De Pormenante, to wam się oberwie pierwej, że pilnujecie lewego interesu. Jednak Lord Bafford ma znajomości w zarządzie, toteż my najpierw wszystko sprawdzimy, póki nie jest za późno. Czy to takie trudne?
-Ja... nie wiem... drużynowy będzie wiedział, panie.
-Prowadź mnie więc do niego.
-Ja nie mogę... opuścić... bramy.
-Sam wtedy pójdę.
-Tak panie – bramkarz otworzył małe drzwiczki w rogu bramy, a ja wszedłem do środka.
Wszędzie panowały ciemności, jednak nie za gęste dla mego mechanicznego oka. To, że Bafford jest strasznym skąpcem było widać na każdym kroku. Zamiast zapłacić portowi za oświetlenie, dał ochroniarzom po pochodni. Dzięki temu wszędzie było ciemno, a ja widziałem dokładnie, gdzie są strażnicy. Po chwili obserwacji naliczyłem ich trzech. Na taki wielki budynek! Kpina... a ja myślałem, że to będzie wyzwanie...
Stwierdziłem, że jednak warto zacząć od odwiedzenia drużynowego. Może będzie miał plan rozmieszczenia eksponatów, bo nie mam całego tygodnia na otwieraniu każdej skrzyni i szukaniu cennych rzeczy. Musze od razu wiedzieć, gdzie co jest.
Pomieszczenie było bardzo stare. Obecnie magazyny portowe się buduje z lekkiej, żelaznej konstrukcji. Tutaj strop był kamienny i miał gwieździste sklepienie, a sala poprzetykana dziesiątkami kolumn, które skutecznie ograniczały miejsce. Miałem nieraz problemy z przedarciem się poprzez wszędobylskie skrzynie. Wspiąłem się na jedną i tak dalej podążałem w kierunku małego, oświetlonego kantorku. Podkradłem się pod otwarte drzwi i zajrzałem. W środku, przy biurku spał niewysoki, lekko posiwiały facet, ubrany w szaty z godłem Bafforda oraz lekką kolczugę. Podszedłem otworzyłem szufladę w biurku. Wtedy gość zachrapał i obudził się. Spojrzał na mnie, wytrzeszczył oczy i sięgnął do cholewy po sztylet. Nie było czasu na wyciagnięcie pałki czy łuku, zamiast tego wyjąłem strzałę gazową, wstrzymałem oddech i walnąłem nią gościa w głowę. On zacharczał i obwisł na krześle, a ja zakryłem twarz płaszczem i czekałem, aż zielonkawy gaz się rozwieje. Mimo ochrony zakręciło mi się w głowie. Jednak po minucie wszystko minęło. Wróciłem do penetrowania szuflad. W końcu znalazłem rozpiskę i umiejscowienie wszystkich przedmiotów. Wyszedłem przed kantorek i zacząłem poszukiwać skrzyni oznaczonej jako „Udżat 2”. Miałem szczęście i była niedaleko. Specjalnie na dzisiejszą robotę wypożyczyłem od znajomego butelkę magicznego płynu rozpuszczającego gwoździe. Kosztowało to ciężkie pieniądze, ale liczę, że to się zwróci po dwóch skrzyniach. Otworzyłem butlę i nalałem dwie krople na wielki gwóźdź, zamykający pokrywę. Metal zasyczał, zrobił się biały i zaczął dymić. Po chwili po nim nie został nawet ślad, tylko wgłębienie w drewnie. Powtórzyłem operację jeszcze sześciokrotnie, a wieko odskoczyło. Już zaglądałem do środka, gdy usłyszałem kroki. Wspiąłem się na najwyższą skrzynię i ukryłem w cieniu. Po chwili zza dużego pakunku wyszedł strażnik, ubrany identycznie jak drużynowy. Spojrzał w kierunku „Udżat 2” i tak stał przez chwilę. W co on się tak wgapia? O cholera...zostawiłem wielko na podłodze. Gość powoli i ostrożnie podszedł, rozglądając się panicznie na boki. Nawet tu pod stropem czułem bijący z niego strach. W końcu gość zebrał się w sobie i powiedział cicho:
-Na Budowniczego! Ktoś tu był... i nie zostawił śladów...
Zeskoczyłem na ziemię tuż za nim. Gość odwrócił i widząc mnie w czarnym płaszczu cofnął się przerażony:
-Demonie... zostaw mnie w spo...
Nie zdążył dokończyć, bo zdzieliłem go pałką. Jednego mniej. Zajrzałem do skrzynki. W trocinach leżały małe amulety w kształcie charakterystycznego egipskiego oka: z wyraźną brwią, łezką na dole i wyciągniętym okiem do tyłu. To tak zwane „Oko Horusa”. Normalny złodziej lub poszukiwacz natychmiast rzuciłby się i gorączkowo pakował skarby do worka. Ale ja nie jestem zwykłym złodziejem. Jestem „Złodziejem, Którego Nikt Nigdy Nie Widział!” Powoli i delikatnie wsadzałem każdy amulet z osobna do kieszeni. Gdy skończyłem, do wrzuciłem gościa do skrzynki i założyłem wieko. Ledwo się domknęło. Ciekawe, po co na 25 małych błyskotek skrzynia mieszcząca w środku człowieka? Pewnie to skrzynie kupione z drugiej ręki, na szybkiego. Bafford to straszny skąpiec...
Poszedłem dalej, do skrzynki „Anubis”. W rozpisce jest trzy razy podkreślona czerwonym ołówkiem. To musi być coś ważnego.. i cennego. Tym razem szukanie zajęło mi przynajmniej kwadrans. W końcu trafiłem... na dwóch strażników, schylonych ku sobie i szepczących drżącymi głosami:
-Stan zniknął. Mówiłem, że tak będzie.
-Racja. Wszyscy mówili, by Stary nie ruszał tego egipskiego gówna, ale on się uparł, że pokaże swoją hojność. Zapomniał jednak, że połowa tych przedmiotów jest magiczna i obłożona klątwami. Ponoć pięciu ludzi szlag trafił, gdy to pakowali!
-A teraz przyszedł czas na nas. Drużynowy też leży bez oznak życia, Stan zniknął... Bogowie... dlaczego?
-Nie becz! Musimy ogłosić alarm!
-Nie chcę iść sam! Zróbmy to razem!
-Racja.
Alarm? To ostatnia rzecz, jakiej mi trzeba. Postanowiłem trochę wystraszyć tych mięczaków. Poprawiłem kaptur tak, by było jaką najbardziej widać moje mechaniczne oko. Przypomnę, że ono świeci na zielono w ciemnościach. Wyjąłem łuk i strzały wodne. Wycelowałem i zgasiłem pochodnię pierwszego strażnika.
-AAAAAAAAAAAAAAAAA! GERDTH!!! Dostali mnie!
Psss... druga pochodnia
-MARK! MNIE TEŻ!
Powoli podkradłem się za bliższego i zdzieliłem go pałką. Z pobrzekiwaniem kolczugi osunął się na podłogę. Drugi się odwrócił, ale nie widział kumpla, w końcu zrobiło się całkowicie ciemno. Nagle dostrzegł moje oko. Wyciągnął miecz i wysunął go przed siebie na oślep.
-ZOSTAW MNIE DEMONIE! ZAKLINAM CIĘ!
Wyjąłem swój miecz i wytrąciłem mu jego broń.
-Odwróć się! – rozkazałem chrapliwym głosem. Ku mojemu zdumieniu, strażnik zrobił to bez wahania. Podszedłem, a w tym momencie poczułem zapach uryny. Doprawdy, Bafford nie mógł wynająć odważniejszych ochroniarzy? Po chwili na ziemi ułożył się ostatni pachołek. Uśmiechnąłem się – teraz mam wolne ręce! Wznowiłem poszukiwania i po chwili natrafiłem na skrzynię z wielkim, czarnym napisem „ANUBIS”. Za pomocą rozpuszczalnika usunąłem gwoździe i zdjąłem boczną ścianę skrzyni. W środku była czarna figura, przedstawiająca leżącego psa, z czujnie podniesioną głową i szpiczastymi uszami. Był trochę większy niż w naturze. Szczegółowość i doskonałość detali, ścięgień i mięśni widocznych pod skórą wprawiła mnie w oczarowanie. Na szyi miał złotą obrożę, tak samo wnętrze uszu i obwódki oczu było złote. Oczy... tak realistyczne... zdawało się wprost, że zaraz spojrzy na mnie. Mimo, że to drewniana rzeźba, to ja w tych oczach mogłem coś wyczytać... mądrość i tajemnicę... trochę groźby... ale widzę także bezgraniczną wierność i oddanie... oddanie czemu? Jakiej sprawie czy osobie? Kto mógł sobie zasłużyć na zaufanie szakalogłowego Anubisa? Ta doskonałość kształtów i formy... to zaprawdę niezwykła rzeźba... ta figura jest strażnikiem!
Cofnąłem się. Anubis leżał tak jak wcześniej, bez ruchu. To niesamowite... ale przestraszyłem się. Poczułem, że próba kradzieży tego eksponatu może się naprawde źle skończyć. Już chciałem odejść, gdy zauważyłem, że Anubis coś trzyma pomiędzy łapami. Nie byłbym Garrettem, gdybym nie spróbował okraść samego boga. Dlatego zbliżyłem się i powoli wyciagnąłem rękę.
Anubis nie reagował.
Moje palce musnęły przedmiot, to jakiś zwój.
Anubis nadal leżał spokojnie.
Spojrzałem mu prosto w oczy.
Ujrzałem to samo co poprzednio
Ale nie tylko
Także... zachętę?
Zdumiałem się, złapałem zwój i powoli go wyciągłem.
Gdy już miałem rękę przy sobie, to szybko odskoczyłem.
Nic się nie wydarzyło.
Schowałem zwój za pazuchę i wyjąłem rozpiskę. Teraz moją uwagę zwrocił ładunek „The Ankh crosses”. Tym razem minęło z dziesięć minut, nim znalazłem ładunek. Tradycyjną już metodą dostałem się do wnętrza. W środku pełno było krzyży z pętlą zamiast szczytowego ramienia. Złote, kościane, srebrne, z drogimi kamieniami, pokryte hiroglifami, magiczne i zwykłe... słowem: pełny wybór. Na szczęście największy mieścił się w dłoni, toteż udało mi się je pochować po kieszeniach, które specjalnie na dzisiejszą okazję ponapychałem miękkimi chustami i watą. Obok była skrzynia zatytułowana „The Scarab of Sky”. Zawartością był złoty skarabeusz wielkości szczura, cały pokryty kamieniami szlachetnymi oraz drogocennymi pastami. Ładne... będzie w kolekcji jakiegoś barona, lecz nie Bafforda... hehe.
Następna w rozpisce była „The Gold Pyramid”. Super... to będzie dopiero warte! Docelowa skrzynia znajdowała się naprzeciw innej, stojącej pionowo i sięgającej sufitu. Napisano na niej „SETH – THE GOD OF EVIL”. Brzmi groźnie, ale ja nie takie rzeczy czytałem na sejfach patrycjuszy. Dlatego pchnięty ciekawością otworzyłem od przodu skrzynię. W środku stał czterometrowy posąg, przedstawiajacy mężczyznę noszącego jedynie spódniczkę oraz dzierżącego w dłoni harpun tak wysoki jak on sam. Miał głowę... mrówkojada? I takie dziwne, prostopadłościenne, stojące uszy. Ciekawostka. Nie zauważyłem niczego wartościowego, toteż odwróciłem się w stronę skrzynki z piramidą. Na wieku czerwoną farbą napisano: „DANGER! DO NOT TOUCH!”. Psiakrew… znowu straszą. Otworzyłem pudło i ujrzałem złotą piramidę, nie wiekszą od czaszki. Tu też rzemieślnik się postarał, kąty wyglądały na idealne. Chwyciłem ją, a przez moje ciało przebiegła błyskawica. Wrzuciłem skarb z powrotem do skrzyni. Nie wiem co mnie ostrzegło, ale chyba tylko szósty zmysł złodziejski ratujący przed pułapkami. Rzuciłem się w bok, a w niemal tej samej chwili, w miejsce gdzie stałem grzmotnął gigantyczny harpun. Odskoczyłem do tyłu wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia. Olbrzymia figura Setha właśnie się do mnie zbliżała i atakowała swoim drzewcem. Jej oczy jarzyły się czerwienią. Wskoczyłem na najbliższą skrzynię i odchyłem uniknąłem kolejnego udzerzenia. I znowu musiałem ratować się skokiem. Seth pomimo swoich rozmiarów i kamiennego ciała poruszał się z niesamowitą gracją i zręcznością, ani razu nie zahaczył nawet o którąkolwiek ze skrzyń. Cofnąłem się i zderzyłem plecami z kolumną. SZLAG!!!!!!!!!!!
Posąg podszedł i ciął na wysokości mojej szyi, bym nie mógł uciec na boki. W porę skoczyłem do przodu i złapałem się drzewca. Seth bez najmniejszego wysiłku strzepnął mnie na wysoką skrzynię. Odbiłem się od niej i chyba tylko cudem złapałem się i szybko wspiąłem. Nagle usłyszałem w głowie złośliwy głos:
-Zwinny jesteś niczym kot, ale po cóż? Ja ciebie zawsze złapię, zawsze dogonię, zawsze zabiję. ZAWSZE! Ani przestrzeń, ani czas ciebie nie ochroni!
Nagle wpadłem na pewien pomysł... sam nie wiem skąd:
-Może zagramy o moje życie?
Byłem już w zasięgu harpuna Setha, ale ten się wstrzymał.
-Zagramy? Lubię szranki. Jeśli wygram, zabiję ciebie. Jeśli przegram, pozwolę ci odejść i przyrzekam więcej nie ścigać. Co proponujesz?
-Cofnij się pod tamtą kolumnę, a ja ciebie trafię z łuku w oko.
-Po ciemku? Czyżbyś ze strachu postradał umysł? Nie lubię brać udziału w turniejach, w których jedna ze stron nie ma zadnych szans na zwycięstwo. Cenię ryzyko!
-Zdziwisz się.
-Zgoda. Traf mnie z... tej odległości. Stój gdzie stoisz!
Wyciągnąłem strzałę ostrą i łuk. Seth nie ma skąd wiedzieć o zaletach mechanicznego oka, o tym, że widzi w ciemnościach. Wycelowałem i skupiłem się. Oczy posągu zgasły... Seth je zamknął. Ale i tak nie były mi potrzebne. Wstrzymałem oddech i uspokoiłem się. Wyobraziłem sobie tor lotu strzały i puściłem cięciwę. Seth podniósł z ziemi złamaną strzałę i zgniótł ją na proszek.
-To... niemożliwe! Wielce zaimponowałeś mi człowieku swoimi umiejętnościami... – Seth nagle dostrzegł zieleń mego oka i się zawahał.– albo inteligencją. Jedno z drugim zasługują na szacunek. Nie mówiac o brawurze. Dotrzymuję swojej obietnicy i pozwolę ci odejść. Żegnaj więc...
Oddaliłem się czym prędzej. I tak miałem już wystarczająco łupów. Przekroczyłem próg bramy i zwróciłem się do bramkarza:
-No, macie tutaj niezły burdel. Radziłbym nie wchodzić do środka bo będzie na was. Drużynowy wprost szaleje z wściekłości, bo jacyś debile nie załatwili formalności.
-Tak panie.
Oddaliłem się, zostawiłem sygnet, przekroczyłem mur i zniknąłem w ciemnym zaułku.
-Lordzie Ramirez, przybył Lord Bafford.
-Prosić prosić... Baffi! Jak to dobrze ciebie widzieć w dobrym zdrowiu!
-Witaj Raz! Szmat czasu minął...
-Muszę koniecznie ci się czymś pochwalić. Na twój wzór postanowiłem założyć własną egipską kolekcję...
-Raz... chyba się domyśliłeś, że ja to rozprowadzę po kraju za grube pieniądze. Nie jestem głupi.
-A czy ty mnie masz za frajera? Stary... ja też rozprowadzę swoje. Zwłaszcza, że nie uwierzysz, ale udało mi się zakupić trochę towaru tutaj, w Mieście!
-Niemożliwe, nie wysyłałeś ekspedycji?
-Wyślę, ale już mam podwaliny pod kolekcję. Zwłaszcza, że kupiłem to za zaledwie 20000 Finetów. Natomiast sprzedam za dwa razy tyle. To po prostu w Mieście są takie niskie ceny.
-Imponujące. Mogę zobaczyć?
-Oczywiście, po to ciebie tutaj zaprosiłem. Spójrz... oto wspaniała kolekcja krzyży Ankh... znaków życia i wieczności. A to amulety Udżat, zwane Okiem Horusa. Jeden piękniejszy od drugiego. A to mój największy skarb. Zloty Skarabeusz... Baffi! Co z tobą... nie rób sobie jaj... BAFFI! KAMERDYNER! Wołaj medyka, ale żywo! Lord Bafford zasłabł i piana mu leci z ust! Rusz się!