[LITERATURA] Opowiadania Moiry

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

[LITERATURA] Opowiadania Moiry

Post autor: Moira »

poprawiona wersja, choć wiem, że nadal idealna nie jest.
z przecinkami i powtórzeniami jest kiepsko, wiem...
żądam wytykania błędów itd.



W powietrzu unosił się zapach ryb. Moira skrzywiła się i ruszyła w stronę tawerny. Zgrabnie przeskoczyła przez skrzynie, wyładowywane właśnie przez Młotodzierżców.
Kolejna błyskawica przecięła zachmurzone niebo. Krople deszczu uderzały z hukiem o dachy domów.
Moira była młodą, zaledwie czternastoletnią dziewczyną. Nie była też ani wysoka, ani bardzo szczupła, ale za to siły mógł pozazdrościć jej niejeden chłopak. Pod skórą już malowały jej się mięśnie. Jej oczy były koloru stali z odrobiną błękitu. Na nosie miała mnóstwo piegów. Jej włosy długie; dziewczyna zazwyczaj spinała je w koński ogon.
Zajmowała się jednak dość nietypowymi sprawami.
Jak na młody wiek Moira była niezwykle inteligentna i przebiegła. Niemal żadna dziewczyna w Mieście nie miała z nią żadnych koleżeńskich więzi. Uważały ją wstrętną, podłą lisicę, która ciągle wchodzi im w drogę. Całe swoje dzieciństwo spędziła więc wśród chłopaków. Inne dziewczyny zazdrościły jej tego, że ma z nimi tak dobry kontakt. Ale i to wpędzało ją często w kłopoty. Nikt nie lubił jej podpadać, gdyż wiedział, że słowo „zemsta” wypowiedziane z jej ust, nie róży niczego dobrego. Często nie potrafiła zapanować nad sobą i swoimi emocjami. Potem musiała odsiadywać kilka dni pod kluczem.
Oddech materializował się w powietrzu w postaci białych chmurek. Moira przytuliła się do zimnej ściany. Tuż obok niej przeszedł strażnik pogwizdując sobie wesoło, kręcąc pękiem kluczy. Mimo ulewy zapach słonej wody i ryb był bardzo silny. Znajdowała się w dokach.
Po niewielkim murku wdrapała się na balkon opuszczonego mieszkania. Rozejrzała się w poszukiwaniu złodzieja. Powinien być tam gdzie jej wskazano. Gdzieś w oddali dostrzegła skrawek błyszczącej od deszczu peleryny Garretta, który zniknął w ciemnej uliczce.
„Nienawidzę, jak się ze mną bawisz...” — Pomyślała. Naciągnęła szczelniej kaptur, chowając pod nim jasnobrązowe włosy i zeskoczyła z punktu obserwacyjnego.
Pobiegła w stronę zaułka, po drodze rozchlapując olbrzymie kałuże błota. Jej kroki odbijały się echem od podłoża. Nareszcie dobiegła do miejsca, gdzie widziała Garretta. Cała zziajana stanęła i oparła się o kamienną ścianę.
W ciemnej uliczce nie było nikogo. Jak zwykle. Wykołował ją i sobie poszedł.
— Chyba nie masz co robić... Nudzisz się co? — syknęła. Już miała odchodzić, gdy kątem oka ujrzała błysk. Prawie niewidoczny. Ale i tak wiedziała, że to mechaniczne oko Garretta.
Natychmiast odwróciła się w tamtym kierunku. Garrett stał opierając się o komin. Na twarzy miał, jak zwykle kpiący uśmieszek. Jakby nigdy nic stał sobie w deszczu.
— Czego oni znowu chcą? — zapytał bardziej siebie niż ją.
— Diakon Draco mnie przysłał. — warknęła. Garrett kilkoma susami zeskoczył z dachu rozchlapując wodę wokół siebie. Wyciągnął do niej rękę.
Dziewczyna podała mu pergamin przewiązany granatową wstążeczką. Na krawędzi papieru namalowana była czarna dziurka od klucza.
Rozwinął pergamin. Jego oczy szybko biegały po tekście. Nie mogąc uwierzyć przeczytał go chyba kilka razy.
— Kiedy to dostałaś? —zapytał.
— Przed chwilą. — odrzekła przecierając zmęczone oczy.
— Świetnie — mruknął. — Idziemy.
Moira podążyła za Garrettem. Ledwie dotrzymywała mu kroku.
Złodziej był niezwykły. Niemal biegł, a Moira, która podążała szła tuż za nim, co chwila traciła go z oczu. Ale nie poddawała się i usiłowała się szybciej skradać. Wreszcie dotarli do Biblioteki Strażników.
Garrett położył dłoń na Glifie Wejścia. Dziewczynę zawsze śmieszyło, jak wznosi się ten cały „magiczny, błękitny dym”, a chwilę potem widać już wnętrze Biblioteki.
Złodziej strasznie się niecierpliwił. Zachowywał się, jakby dostał w twarz. Moiry to nie dziwiło, gdyż prawie zawsze tak wyglądał, gdy go widziała.
— Co to do jasnej cholery ma być?! — głos Garretta przerwał rozmowę dwóch młodych akolitów, którzy nagle zniknęli za regałem z książkami. Złodziej tymczasem zbiegł ze schodów idąc w stronę gabinetu Strażnika Draco.
Otworzył drzwi z rozmachem. Moira nigdy nie widziała go AŻ TAK wzburzonego.
— Że co ja mam niby robić? — rzucił zmięty pergamin na biurko.
Tymczasem diakon splótł palce i oparł łokcie o blat.
— Garrettcie, naprawę nie masz, o co się burzyć. Wiesz, że musimy odnajdywać, lub tworzyć nowe artefakty. Póki jest równowaga nie mamy lepszych zadań. — powiedział z nienaturalnym spokojem.
— To, po co mi je dajecie?! Lepiej daj taką błahostkę tej gówniarze — tu wskazał za siebie, na Moirę, która właśnie przyglądała się kamiennemu gargulcowi „oko w oko”. Jej nos i ryjek posągu prawie się stykały. Gdy usłyszała Garretta odwróciła się jak porażona.
— J... Ja? — zapytała. Zagotowało się w niej z powodu „gówniary”.
— Garrettcie, nie sądzę... ona nawet nie miała żadnych poważnych treningów...
Złodziej podszedł do dziewczyny. Zmierzył ją wzrokiem, jakby ją oceniał.
— TO, będzie dla niej trening. A ty, co o tym myślisz? — zapytał. Moira zmrużyła jedynie swe stalowe oczy.
— Garrett, no daj spokój! Ona jest jeszcze dzieckiem! Co się dzisiaj z tobą dzieje? — zapytał diakon lekko podnosząc głos.
— Draco, to dla mnie pestka. A dla niej? Zdobędzie jakieś doświadczenie... A poza tym, nie mam czasu.
— Robisz się coraz bardziej irytujący, Garrett. Wiem, że złota masz pod dostatkiem, ale żeby aż tak się rozleniwić? — zapytał Draco wstając i odwracając się do okna.
Był ubrany w długą niebieską szatę. Nad biodrami zapinał go szeroki pas, przy którym miał różdżkę z błękitnym kryształem. Głowa mężczyzny była gładko ogolona.
Westchnął ciężko, jakby ze zrezygnowaniem.
— Dobrze, niech ci będzie... Mogę się na to zgodzić. Moiro, pozwalam ci iść . Tu masz mapę. — rzucił zwinięty pergamin w stronę dziewczyny. Okazało się, że ma świetny refleks. Strażnik Draco uniósł brwi. — Garrett ci wytłumaczy.
Złodziej fuknął poirytowany.
Usiadł w fotelu dając do zrozumienia, że to koniec rozmowy.
Gdy wyszli strażnik pokręcił głową.
— On się chyba nudzi...




Deszcz ustał. Powietrze było czyste, chłodne i orzeźwiające. Drzewa w ogrodzie Lady Caverett przysłaniały widok na bogatą posiadłość. Budynek nie miał dużej powierzchni, ale nadrabiał to wysokością. Światła z okien pałacyku odbijały się w stawie na przeciw niego. Słychać było rechot żab i cykanie świerszczy. I jakieś dziwne przytłumione dźwięki, coś jakby muzyka i gwar rozmów. Wokół unosił się zapach róż otaczających budynek.
Moira siedziała na murku i wysłuchiwała ostatnich wskazówek Garretta.
— Masz wszystko? — zapytał. Był zły jak cholera, ale Moira nie mogła pojąć, dlaczego.
— Raczej tak... Sztylet — dziewczyna złapała za rękojeść sztyletu, który wisiał przy pasie. Na chwilę zatrzymała rękę przy ostrzu zastanawiając się nad czymś. Potem otworzyła płócienną torbę. — Granaty błyskowe, kilka butelek oleju...
— Łuk ci na razie nie potrzebny... — powiedział złodziej wyglądając za bramę. — To proste zadanie, powinnaś sobie i bez niego poradzić.
Moira kiwnęła głową.
— Gotowa?
— Gotowa. — Moira skoczyła na teren posiadłości. Szła tuż przy murze omijając żółte plamy światła padające z okien na trawnik.
Ostatni raz obejrzała się na miejsce, w którym stał Garrett.
„Czemu to zadanie sprawiło mu taki wielki problem? Może po prostu tak się obłowił, że już nie ma na to ochoty? Nie ma czasu? Kiepska wymówka...”
Te pytania nie dawały jej spokoju.
Wreszcie znalazła się pod zachodnią ścianą budynku. Według Garretta gdzieś niedaleko powinien być właz do piwnicy. Odnalazła go i podniosła ciężką, dębową klapę, po czym wsunęła się do środka. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszędzie stały beczki i skrzynie. W powietrzu unosił się zapach kiszonej kapusty, śledzi oraz nieco czosnkowa woń wędlin, które wisiały na kołku. Moirze zrobiło się słabo, bo nie jadła nic od kilku godzin. Nie mogła oprzeć się pokusie i zajrzała do jednej z beczek.
Pudło.
Pływały w niej żywe ryby. Podeszła dalej i tym razem znalazła zasolone i zdatne już do spożycia śledzie. Chwyciła kilka obślizgłych sztuk, po czym zaczęła pośpiesznie jeść. Usłyszała kroki, więc wytarła dłonie o spodnie. Skuliła się za beczką.
Do piwnicy wszedł jakiś parobek niosąc niewielką skrzyneczkę. Rozejrzał się, po czym postawił ją na półce, obok słojów z kiszonymi ogórkami. Chwilę później wszedł po schodach na górę.
Moira tymczasem wysunęła się zza skrzyń i podążyła w stronę drzwi. Za wielkimi dębowymi wrotami była, jak się okazało kuchnia. Dochodziły z niej jeszcze bardziej smakowite zapachy.
W sporej sali stały cztery wielkie stoły, przy których krzątały się kucharki. Nad paleniskami na rożnie obracały się kurczaki i indyki, zapewne świeżo oskubane. Całe pomieszczenie miało rdzawą barwę - od ognia w kominkach i od ceglanych ścian kuchni. Posadzka była czyściusieńka, tak samo jak rondle, patelnie i garnki wiszące nad głowami pracujących. Tworzywo, z których były wykonane naczynia dublowały rdzawą łunę. Twarze kucharek były spocone od gorąca buchającego z palenisk. Od czasu do czasu przecierały wilgotne czoło ręką umazaną w farszu do indyka, czy kawałkach dopiero co ugotowanej marchewki.
W sali było dość tłoczno, co sprawiało pewien problem. Dziewczyna rozejrzała się trzeźwo, po czym dała susa pod najbliższy blat. Pod nim na kolanach czołgała się do następnego i tak aż do drzwi. W pomieszczeniu był zbyt wielki zamęt, by ktoś mógł ją zobaczyć. Gdy była już kilka metrów przed drzwiami, siedząc pod stołem, na którym dwie młode panny walczyły z sarnim udźcem, usłyszała:
— No, dziewczęta ruchy, ruchy! Pani Caverett ma wielu gości! Ktoś musi ich obsłużyć! — krzyknęła pulchna, niska kobieta w fartuchu umazanym sosem.
— Tak jest, panno Marvilet! — powiedziały chórem dziewczęta, po czym kilka z nich wybiegło z kuchni trzymając na rękach tace z potrawami.
Dziewczynę trochę to zszokowało, ale przypomniało jej się, że stojąc przed posiadłością słyszała przytłumione śmiechy i głosy.
Moira wyciągnęła mapę z płóciennej torby rozłożyła ją na ziemi. Światło odbijające się od posadzki sprawiało, że dobrze było ją widać.
Według mapy, bawialnia jest na drugim piętrze. A cel eskapady w pokoju obok niej. Moira była na poziomie piwnic i kuchni. Przed nią jeszcze parter i pierwsze piętro. Oraz strażnicy.
Moira zaczęła się zastanawiać, czy Garrett nie rzucił ją na głęboką wodę. Bardzo głęboką.
Westchnęła ciężko i wyczołgała się niezauważalnie spod stołu, po czym zniknęła schodach. Panował tu półmrok. Jedynym źródłem światła były zakopcone lampiony wiszące na ścianach. Dziwne, że nikt ich nie czyścił. Ale Moirze to wyszło na dobre.
Weszła na górę powolutku, aby nie robić hałasu. Znalazła się w przedpokoju. Była to spora sień. Na ścianie wisiał duży obraz przedstawiający kobietę siedzącą w zdobionym fotelu. W rękach trzymała czerwoną różę. Podpis pod obrazem był następujący:
LADY EVAELLIN YENNE CAVERETT
Moira aż przystanęła, tak ta kobieta była piękna. Jej długie, złote loki spływały kaskadami po drobnych ramionach. Rubinowe usta były delikatnie uśmiechnięte ukazując śnieżnobiałe, proste zęby. Oczy głębokie, soczyście szmaragdowe i tegoż koloru suknia, która także spływała po krawędzi fotela i po długich nogach. Na bogato wydanym dekolcie zapięta była klamrą w kształcie kwiatu róży. Delikatne dłonie oplatały piękny kryształowy kwiat.
I właśnie ten szczegół sprawił, że usta Moiry wykrzywił uśmiech. Ten, kto by ją w tej chwili zobaczył, mógłby przysiąc, że widzi Garretta, tylko nieco młodszego i niższego.
Pod obrazem znajdował się mały stolik, na którym stał niewielki granatowy wazonik, zdobiony pięknymi ornamentami roślinnymi. W nim, wodę sączyły przepiękne maki. Dziewczyna podeszła do roślin i jednym ruchem wylała je razem z wodą za kanapę stojącą w pobliżu, wazonik zaś włożyła do płóciennej torby. Ostatni raz zerknęła na obraz i zakradła się do następnego pomieszczenia.
A był to obszerny salon. Znajdowało się w nim kilku strażników, to podśpiewując, a to konwersując z towarzyszami. Przed schodami stało dwóch, a pozostali krążyli po sali. Po środku w ścianie był kominek, w którym wesoło trzaskał opał. Przed nim, na podłodze z sosnowych desek leżał dywanik wyszywany złotymi i czerwonymi nićmi. Pod ścianami stały niewielkie półki, na których stały przeróżne książki. W pomieszczeniu nie znajdowały się już żadne kosztowności, które zadowoliłyby paserskie oko.
— Ale gości! Evaellin praktycznie nie wychodzi z sali! — powiedział jeden z nich, ten który stał pod olbrzymim posągiem gargulca nieopodal schodów.
— Nom… — przytaknął drugi z głupawym wyrazem twarzy. — A my musimy tu stać i pilnować… niech to łacher… — zaklął.
Moira zastanawiała się, jak Garrett wytrzymuje bez prychania śmiechem, podczas swoich skoków. Czasami ludzie robią takie zabawne rzeczy…
„Nie, to chyba odpada… muszę znaleźć inne wyjście...” — pomyślała i wycofała się z salonu.
Rozejrzała się i ujrzała kolejne drzwi. Do ogrodu.
Spacerowało tam mnóstwo ludzi. Większość siedziała dookoła prześlicznej fontanny, a niektórzy przycupnęli na rozłożonych na mokrej trawie kocach wpatrując się w bezchmurne — już po deszczu — niebo.
„Ta droga też odpada… więc gdzie?” — Dziewczyna wróciła do środka.
Trzeba użyć drastycznych środków. Wyjęła z torby jeden granat błyskowy i z rozmachem rzuciła go pod nogi strażnikom, pamiętając, aby zamknąć oczy. Gdy uniosła powieki wartownicy błąkali się po sali wymachując rękami na oślep.
Korzystając z okazji Moira bezdźwięcznie wbiegła po schodach wymijając oślepionych strażników. Znalazła się na pierwszym piętrze. Weszła w długi korytarz z kamienną posadzką, na której leżał podłużny chodnik zdobiony ornamentami roślinnymi. Na ścianach wisiały czyste lampiony, z przezroczystymi szybkami. Po bokach korytarza ustawione były długie stoliki, na których stały naczynia, różne rodzaje broni oraz drobne figurki. W gablotkach ustawionych nieco dalej prezentowana była biżuteria.
Dziewczyna rozejrzała się w poszukiwaniu straży. Pusto. Problem stanowiły jednak lampiony.
I tak dumała siedząc za olbrzymią wazą, która stała we wnęce ściany. Po krótkiej chwili usłyszała przytłumione kroki. Przez korytarz szło dwóch ludzi rozmawiając.
— Czy słyszała już pani? Podobno było tylu gości, że część musiała przenieść się z bawialni do sali balowej, lub do Głównego Salonu! — powiedział szczupły wysoki mężczyzna do damy idącej u jego boku.
— Nie do wiary! — kobieta zakryła dłonią usta po czym zachichotała. — A pan? Dokąd pan zmierza?
— Byłbym niezmiernie wdzięczny, gdybyś zechciała mi towarzyszyć podczas spaceru po ogrodzie, Lady Sevine... — odrzekł mężczyzna.
— Ależ oczywiście, Lordzie Ravien — zaszczebiotała kobieta i wzięła go pod ramię, po czym razem odeszli.
Tymczasem Moira waliła głową w kamienną wazę.
— CZEMU... GARRETT... MI... NIC... NIE... POWIEDZIAŁ?! — gadała do siebie w przerwach między kolejnymi uderzeniami o wielkie naczynie. Rozejrzała się, czy nikt tego nie słyszał. Gdy zobaczyła, że nikt się nie zbliża, po raz kolejny wyciągnęła mapę.
Była we wschodnim korytarzu na pierwszym piętrze. Na tym samym poziomie znajdowała się jeszcze biblioteka i pomieszczenia służby. Na drugim piętrze była bawialnia, sala balowa, kapliczka, oraz Główny Salon — tam właśnie miała dotrzeć.
Wynurzyła się zza wazy i przeszła przez korytarz zbierając po kolei wszystkie kosztowności. Na koniec rozbiła gablotkę i przywłaszczyła sobie biżuterie i klejnoty. Wszystko wylądowało w jej niezawodnej płóciennej torbie.
Na końcu korytarza były kolejne schody, a naprzeciw nich jeszcze dwa pomieszczenia. Zanim ruszyła na górę postanowiła jeszcze zbadać owe lokacje.
Pierwsze lokum było dość zaciemnione. Tylko pośrodku stał wielki stół, oświetlony sporym żyrandolem, w którym paliły się białe świeczki. Na stole leżały zwoje pergaminów, pióra oraz pojemniki na inkaust. Dookoła stały wielkie regały z książkami, uginające się wprost od ciężaru grubych woluminów.
Skoro tu była biblioteka dalej zapewne były pokoje dla służby, więc Moira wróciła na korytarz. Szybko jednak dała susa za posąg jakiegoś kapłana Młotodzierżców, gdyż strażnicy, którzy zostali przez nią oślepieni wchodzili po schodach z obnażonymi ostrzami. Na szczęście nikt nie zauważył, jak się chowa.
— No... wychodź! Wiem, że gdzieś tu jesteś! — zaczął mamrotać jeden. Reszta rozejrzała się, po czym wróciła na niższe poziomy domu.
Strażnik, po długich poszukiwaniach stanął. Podrapał się w głowę.
— Eh... czy to ma jakiś sens? Ten, kto tu był na pewno już uciekł... marnuję tylko czas... — westchnął jeszcze raz, po czym schował miecz do pochwy. Uniósł głowę i pociągnął kilka razy nosem, po czym się oblizał. — Mmm... śledzie...
Żołądek strażnika zaburczał głośno. Ten speszony złapał się za brzuch.
— Dobra... idę do kuchni...
Rozejrzał się po raz ostatni, po czym zniknął na schodach.
Mora odetchnęła z ulgą. Wychyliła się zza kamiennej czarodziejki, po czym szybko przekradła się do kolejnych, najprawdopodobniej ostatnich już schodów. A doprowadziły ją one do malutkiej sieni, z której słychać już było gwar rozmów, śmiechy oraz muzykę.
— Niech to szlag! Akurat dzisiaj! — jęknęła po czym uchyliła drzwi. Przy kilku podłużnych stołach siedziało multum ludzi. I to z najlepszych rodów. Przybyły tu chyba osoby z całego regionu. Wokół nich biegały służki z tacami.
Jak tu się dostać do Głównego Salonu?!
Spojrzała w górę. Światła. Wszystkie światła w sali były zasilane prądem. Kolejny chytry uśmiech przebiegł po twarzy Moiry.
Przypomniała sobie słowa Garretta.
„ Ale wszystko ma słaby punkt... wyłącznik zasilania... lub coś innego...”.
Po raz trzeci wyciągnęła mapę. Znaczek błyskawicy był na parterze. Westchnęła ciężko, zwinęła mapę w rulonik i schowała ją spowrotem do torby. Musiała wrócić.
Kryjąc się przed strażnikami straciła mnóstwo czasu. Ale w końcu dotarła do tej upragnionej tabliczki z symbolem błyskawicy. Drzwi prowadzące do wyłącznika były jednak zamknięte.
— SZLAG! — niemal ryknęła.
— Czy ktoś tu jest? Przepraszam? — odezwał się cienki piskliwy głos.
Moira szybko ukryła się pod stolikiem stojącym w pobliżu. Widziała tylko parę trzewików startych na czubkach. A buty te zbliżyły się do drzwi...
Dziewczyna nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Usłyszała szczęk klucza, po czym coś skrzypnęło.
Moira wynurzyła się spod stolika i bezdźwięcznie podeszła do służki, która penetrowała pomieszczenie z włącznikiem. Nie miała pałki, więc nie mogła ogłuszyć nią przeciwnika. Ale znała inny sposób.
Służąca nadal nie zauważyła dziewczyny stojącej za nią. Po chwili Moira rzuciła się na nią z impetem, i z całej siły ścisnęła jej miejsca pod uszami.
— Aa!... co do... uff... — i bezwładnie osunęła się na podłogę. Dziewczyna wciągnęła nieprzytomną kobietę, do zaciemnionego pokoju z przełącznikiem. Ułożyła ją pod ścianą. Chwyciła dźwignię i przestawiła na zasilanie wyłączone. Zahuczało, zasyczało i prawie wszystkie światła w budynku zgasły.
Nie zważając na strażników, dziewczyna puściła się biegiem, gdyż w każdej chwili ktoś mógł ponownie włączyć zasilanie. I wreszcie dotarła do bawialni. Panował w niej chaos, co ułatwiło Moirze przedostanie się do Głównego Salonu poprzez salę balową, w której także ludzie nie wiedzieli, co począć, bo zgasło światło.
W Głównym Salonie było mniej ludzi. Światło księżyca wpadało przez wielkie okno i odbijało się od marmurowej posadzki. Na wysokim podeście stała mała podstawka, a na niej Kryształowa Róża, zwana Lyanesell. Została wykuta dla przodków Lady Caverett. Krążyły słychy, że sami Młotodzierżcy ją stworzyli, wdzięczni praprababce Evaellin, gdyż wyleczyła kilkunastu kapłanów zakonu z tajemniczej zarazy, która podobno przyszła przez klątwę szamanów.
Róża stała teraz w odbijając księżycowe światło swoimi kryształowymi listkami. Mieniła się tysiącami kolorów: poprzez karmazyn i szkarłat, aż do seledynu i szmaragdu. Moira skryła się za wielkim posągiem mędrca. Ludzie powoli zaczęli wychodzić z sali. Ostatnią osobą, która opuściła miejsce była Evaellin, we własnej osobie. Na żywo była tak samo piękna, jak na obrazie. Miała na sobie długą, ciągnącą się po ziemi koralową suknię. Po jakimś czasie, w pomieszczeniu została jedynie Moira. Nie czekając długo, ruszyła w stronę dwumetrowego podestu. Była niska, więc dostanie się do Lyanesell było nie lada wyzwaniem. Ale udało się. Znalazła się na poziomie róży. Delikatnie chwyciła ją z podestu. Odwróciła ją jeszcze kwiatem do góry. Na kryształowej łodyżce były trzy wąskie rysy. Oryginał. Garrett uczulił ją na to, żeby zwróciła uwagę na autentyczność artefaktu. Włożyła ją delikatnie do swej torby i zeskoczyła z podestu. I wtedy zahuczało, jęknęło przeciągle i znowu rozbłysło białe, oślepiające światło. Moira w porywie strachu otworzyła pierwsze lepsze drzwi i zaryglowała je od środka. Przyłożyła ucho do drewna. Do sali zaczęli ponownie napływać ludzie. Rozległy się śmiechy i rozmowy.
Moira obejrzała się z przestrachem. Refleksy wodne skakały na białym suficie. Na kamiennej posadzce leżał piękny długi chodnik, który sięgał aż pod niewielki ołtarzyk zdobiony prześlicznymi różami. W wielkiej misie pośrodku pomieszczenia znajdowała się woda święcona. We wschodnią ścianę wbudowane były okna, które sięgały od sufitu, aż do podłogi.
Odetchnęła z ulgą. Była w kaplicy.
Dziewczyna rozejrzała się, lecz jej bystre oko nie dostrzegło niczego wartościowego.
Była jednak w pułapce. Nie wyjdzie przecież i nie przejdzie tak sobie obok tych wszystkich ludzi. Podeszła do okna i otworzyła je jednym ruchem. Zrobiło się strasznie zimno.
Z góry Moira widziała nawet swój dom w Południowej Dzielnicy. I mieszkanie Garretta także. Kaplica była umiejscowiona bardzo wysoko. Aż po horyzont rozciągał się piękny widok. Nawet lśniące, odbijające blask księżyca wody oceanu wydawały się na wyciągnięcie ręki.
Spojrzała w dół. Zakręciło jej się w głowie, ale widziała, że to jedyna droga. W końcu znalazła to, czego szukała – rynnę. Nie wyglądała na zbyt solidną, ale raczej utrzymałaby jej ciężar.
Moira wychyliła się w stronę metalowej rynny. Włosy powiewały jej na wietrze, ograniczając pole widzenia. Schowała, więc je pod kaptur i postawiła stopę na krawędzi okna starając się nie patrzeć w dół. Złapała oburącz za metalową rurę i powoli, zapierając się nogami obutymi w czarne kozaki nabijane ćwiekami, zaczęła zjeżdżać w dół. Zacisnęła powieki z całej siły. Bała się, i to strasznie. Miała za złe Garrettowi, że przydzielił jej tą misję.
Zjazd zdawał się nie mieć końca. Dziewczyna żałowała, że nie wzięła rękawiczek, po przez metalowe pręty wystające gdzieniegdzie z rynien miała ręce poorane do krwi. Aż wreszcie, jakieś trzy metry nad ziemią rynna się skończyła. Moira spojrzała w dół.
„Myślałam, będzie wyżej... „— Pomyślała, po czym puściła metalową rurę. W locie za wszelką cenę starała się ochronić torbę. I udało jej się, gdyż nic nie uległo zniszczeniu. Ale sama się strasznie poobijała. Teraz tylko przez ogród i do Garretta, który zapewne siedzi gdzieś w cieniu, obserwował całe zdarzenie i uśmiecha się tym swoim ironicznym uśmieszkiem.



Garrett, jak się później okazało nic nie widział. A przynajmniej udawał. Siedział sobie w gospodzie „Pod Dębowym Sękiem” z nosem w kuflu z piwem i rozmawiał z jakimś facetem. Tak się przy czymś upierał, że nawet nie zauważył Moiry.
Wśród młodych złodziejaszków ( i nie tylko) Garrett był legendą. Uważali go za bohatera i z napięciem wysłuchiwali plotek z niektórych misji.
Moira podeszła do stolika i z hukiem postawiła na nim torbę.
Nigdy by czegoś takiego nie zrobiła, ale w tym momencie była wyjątkowo zła.
Garrett zerknął na nią mechanicznym okiem. Odstawił kufel i powoli się podniósł.
Zmierzył ją chłodnym spojrzeniem.
Moira czuła, że szykuje się kolejna odsiadka. Przygryzła wargi, by opanować złość. Złodziej dopił piwo jednym haustem i odstawił pusty kufel na blat stolika.
— Chodź. — warknął, po czym wyszedł z gospody. Moira podreptała za nim.
Gdy znaleźli się na zewnątrz Moira pokazała swoje ręce i plecy poobdzierane ze skóry.
— Tak to jest, jak się nie używa strzał linowych, tylko idzie na żywioł. Wszyscy młodzi złodzieje tak robią, ufni w swoja młodość i witalność. — powiedział przewracając oczami.
— Powiedziałeś... że... to... będzie... prosta... misja... — wycedziła przez zęby. — I żebym nie brała łuku. A co za tym idzie? Że nie wzięłam strzał linowych.
— Mniejsza z tym. Masz Lyanesell?
Twarz Moiry od razu się zmieniła, nabrała rumieńców.
Podała mu swoją torbę. Garrett ostrożnie wyjął kryształowy kwiat. Pokiwał głową z uznaniem. Ale w dalszym ciągu wyglądał na niezbyt zadowolonego.
— Może będą z ciebie ludzie... Idę to Strażników, a ty – idź do Perry’ego i sprzedaj te świecidełka. — uśmiechnął się po raz pierwszy i zniknął, jak to Strażnicy mają w zwyczaju, nim Moira zdążyła coś odpowiedzieć. Znowu się rozpłynął. Westchnęła głośno i ruszyła w stronę Południowej Dzielnicy.
Po dość krótkim czasie dotarła pod niewielką kamieniczkę. Wspięła się po rynnie i weszła na niewielki balkonik. Otworzyła drzwi i weszła do środka.
Było to malutkie pomieszczenie. Stało tu jedynie niewielkie posłanie, mały stolik. Pod oknem znajdowała się skrzynia, na której leżało kilka książek.
Dziewczyna umiała czytać. Przekradała się do biblioteki i brała stamtąd książki. Nie wiedziała, dlaczego, ale bardzo to ją interesowało. W późniejszym czasie strażnik Draco zobaczył ją w bibliotece, więc wyznaczył jej diakona, który pomagał jej uczyć się pisać i czytać.
Światło księżyca padło na niewielki złoty naszyjnik ze szmaragdowym oczkiem. Leżał na dużym kufrze.
Moira lubiła się w niego wpatrywać i czasem zapominała o jego schowaniu. Była to pamiątka po jej pierwszym skoku – po wyprawie do „Ciernia Stalowej Róży”.
Dziewczyna podeszła do niego i schowała go w niewielką dziurę w ścianie, którą potem zasłoniła skrzynią.
Moira opadła na posłanie i głośno westchnęła. Trochę się obłowiła podczas ostatniej wyprawy.
Dziewczyna odłożyła swoją torbę na bok i wgramoliła się pod koc. Zmęczona po pracowitym dniu usnęła jak kamień.
Ostatnio zmieniony 25 maja 2009, 00:34 przez Moira, łącznie zmieniany 7 razy.
Obrazek
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Najpierw zalety, potem wady

:ok
-ładny język, dorosły.
-świetny pomysł, by umieścić w opowiadaniu siebie, a tego plusa potęguje umiejscowienie pana G jako II planową postać.
-logiczny ciąg wydarzeń
-opisy
-zgrabne i przekonujące dialogi
-klimaaaaaat! Czuć, że to jest Miasto!
-wizja Garcia
-główny loot
-ostatni akapit. Ładne zakończenie
:dobani
-popełniłaś pewien błąd, jaki robią różni twórcy (np. niejaki vonMARDER :P ). Gdy opisywałaś główną postać, to uczyniłaś z niej niemal boginię. Same ochy i achy... co bardzo zniechęca czytelnika do bohatera. To się nazywa przekorność: jeśli bohater jest taki świetny, to niech najlepiej go szlag trafi! Dobrze mu tak!
Sorry, ale tak to działa.
-chciałem liczyć powtórzenia, ale się zgubiłem przy 40...
-za krótkie, pourywane zdania! Połącz je w dłuższe, piękniejsze konstrukcje!
-tytuł jest piękny, ale faktycznie nie pasuje do treści
-buraki:
+wyglądała jak Garrett, lecz młodszy i niższy. Sorry, ale Garr na pewno nie przypominał powabnej, delikatnej anielicy :/
+lokacje To słowo mi nie pasuje. Lokacja? Lepiej miejsce, część zamku... komnata
+brak opisu wejscia Garretta do Biblioteki Strażników. Do takiego szczególnego miejsca nie da się od tak po prostu wejść... mogłaś tu zmieścić jakiś opis.


Czeka cię trochę pracy. Ale czekam na inne teksty, gdyż ten był smakowity, tylko po prostu źle podany :D Pisz dalej!
Obrazek
Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Moira »

all right... albo inaczej: danke
dzięki właśnie tego mi brakowało - kogoś, kto by mi napisał w czym robię błąd
poprawię i wstawię :P
Obrazek
Awatar użytkownika
Black_Fox
Szaman
Posty: 1015
Rejestracja: 23 września 2006, 11:54
Lokalizacja: The City

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Black_Fox »

Witam.
Moira pisze:Deszcz siekł po plecach, że aż bolało.
Drugą część zdania można wywalić. Na upartego wyciąć "że".
Moira pisze:Moira nie była dzieckiem, gdyż niedługo skończy czternasty rok.
Tu była, tam będzie. Pomieszanie czasów.
Moira pisze:Owszem, miała tego tu i ówdzie, ale miała dobrą kondycję.
Miała, miała... Miau... Kotek?
Poza tym - co miała?
Moira pisze:Owszem, miała tego tu i ówdzie, ale miała dobrą kondycję. I niesamowitą siłę w rękach.
Prawie jak pudzian. ;)
Zdanie wypadałoby połączyć... Po "kondycję" po prostu stawiasz spójnik "i" i jedziesz dalej.
Moira pisze:Pod skórą już malowały jej się mięśnie.
I co te "już" ma wnieść do zdania? Chyba nic...
Moira pisze:Na nosie mnóstwo piegów.
Kto, co, jak?
Moira pisze:Włosy długie zazwyczaj spięte w koński ogon.
Ale co włosy długie... ? -,-
Moira pisze:Mimo, że wzrok jej szwankował
Mimo, że jej wzrok szwankował...
Moira pisze:Nienawidzę jak się ze mną bawisz... Pomyślała.
Zdanie w cudzysłów, po nim - myślniczek.
Moira pisze:jasno-brązowe
Wywalić myślnik. Jasnobrązowe - jasny to odcień koloru.
Cała zziajana zatrzymała się i oparła się o kolana.
Wywalić drugie "się".
Moira pisze:W pasie zapinał go szeroki pas
;)
Moira pisze:Po krótkich poszukiwaniach go odnalazła.
Odnalazła go.
Pływały w niej żywe śledzie. Podeszła dalej i tym razem znalazła zasolone i zdatne już do spożycia śledzie.
Powtórzenie.
Moira pisze:po czym pośpiesznie zaczęła jeść.
Po czym zaczęła pośpiesznie jeść.
Moira pisze:Po krótkim posiłku ręce miała całe tłuste.
Sieczka.
Po krótkim posiłku miała całe tłuste ręce.
Moira pisze:Do piwnicy wszedł jakiś parobek niosąc jakąś niewielką skrzyneczkę.
Powtórzenie.
Moira pisze:A cel jej eskapady w pokoju obok niej.
Wywalić "jej".
Moira pisze:po czym zniknęła schodach.
Na schodach, w schodach?
Moira pisze:Na ścianie wisiał duży obraz przedstawiający siedzącą w zdobionym fotelu kobietę.
Na ścianie wisiał duży obraz, przedstawiający kobietę siedzącą w zdobionym fotelu.
Moira pisze:Jej długie, złote loki spływały kaskadami po drobnych ramionach. Rubinowe usta były delikatnie uśmiechnięte ukazując śnieżnobiałe, proste zęby. Oczy głębokie, soczyście szmaragdowe i tegoż koloru suknia, która także spływała po krawędzi fotela i po długich szczupłych nogach. Na bogato wydanym dekolcie zapięta była klamrą w kształcie kwiatu róży. Delikatne dłonie oplatały piękny kryształowy kwiat.
Uh... Nieźle... :ok
Moira pisze:Pod obrazem stał mały stolik, na którym stał niewielki granatowy wazonik,
Powtórzenie.
Moira pisze:podeszła do owych roślin i jednym ruchem wylała je razem z wodą za kanapę stojącą w pobliżu, wazonik zaś włożyła do płóciennej torby. Ostatni raz obejrzała się na obraz i zakradła się do następnego pomieszczenia.
Wywalić "owych", zastąpić "obejrzała" na spojrzała i wyciąć ostatnie "się".
Moira pisze:Pod ścianami stały niewielkie półki, na których stały przeróżne książki.
Powtórzenie.
Moira pisze:W pomieszczeniu nie było raczej nic bardziej kosztownego, co zadowoliło by paserskie oko.
Dziwna konstrukcja - zastąpiłbym "bardziej" na "tak".
Albo w ogóle zdanie napisać inaczej...
W pomieszczeniu nie było nic na tyle kosztownego, co...
Nie, to chyba odpada… muszę znaleźć inne wyjście....
Jakiś myślnik nadałby się, jakiś cudzysłów...
Moira pisze:Do ogrodu.
Do ogrodu,
Powtórzenie.
Moira pisze:a niektórzy przycupnęli bezpośrednio na trawie wpatrując się w bezchmurne, już po deszczu, niebo.
a niektórzy przycupnęli bezpośrednio na trawie wpatrując się w bezchmurne - już po deszczu - niebo.
Moira pisze:Przed nią ciągnął się
Rozciągał się.
Moira pisze:Główny Salon.
Główny Salon.
Znów powtórzenie. Jednak wiem o co Ci chodzi. Chcesz nadać klimat. OK... ale zrób to przez myślnik.

Główny salon - tam miała dotrzeć.
Moira pisze:Myślałam, będzie wyżej...
Cudzysłów.
Pomyślała, po czym puściła się metalowej rury.
Puściła metalową rurę.

Ehhh, drobne błędy. Było ich więcej, ale wiesz... z lenistwa Ci ich oszczędzę... ;)

Podsumowanie: kilka błędów było jednak przyznam, że tekst mnie wciągnął. Wciskasz niepotrzebne wyrazy, nawet nie chciało mi się ich cytować. Trochę by tego było. Tworzysz bogate opisy - to lubię. Tekst ogólnie - nie ukrywajmy - był banalny, poza tym Garrett niańczący dzieci...
Ale, ale... podobało mi się, a to już coś. ;) Jest nieźle.

Ocena: hmmm, niech będzie... [ -4/6 ];

Pozdrawiam. ;)

Edit:
PS. Zapomniałem jeszcze o czymś - zjadasz przecinki. Oj zjadasz...
No i powtórzenia - tego było sporo.
- And...
- Remember to pick pocket of the party guests?
Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Moira »

grazie mille

kumam... ale wiesz jak się pisze do się tego tak nie zauważa... ale jak ktoś mi wytknie to poprawię - i git :) . Ciągle pracuję nad powtórkami, ale jak widać...

banalny tekst? Ale to dopiero początek... (chociaż w sumie początek jest banalny :-D)

przecinki - i w tym sęk, że word mi ciągle przeprawia. Nawet jak mam ok, to potem patrzę, że jest inaczej.

Word górą :|

co do niańczenia dzieci - wiesz G. ma już swój wiek... ;)

poprawię, dopiszę, żeby wam się fajnie czytało :P
Obrazek
Awatar użytkownika
Bukary
Homo Rhetoricus
Posty: 5569
Rejestracja: 12 sierpnia 2002, 18:15
Lokalizacja: Gildia Topielników (przy tawernie Pod Rozszalałym Wichrem)

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Bukary »

Nie mam siły, żeby czytać wszystko, ale niektóre wasze poprawki wołają o pomstę do nieba. ;) Kilka przykładów:
Black_Fox pisze:
Moira pisze:Mimo, że wzrok jej szwankował
Mimo, że jej wzrok szwankował...
"Mimo że" - takiego połączenia spójników nie rozdzielamy w ogóle przecinkiem.
Cała zziajana zatrzymała się i oparła się o kolana.
Wywalić drugie "się".
Nie. Wtedy i tak będzie źle. Jak można się oprzeć o kolana? Nie mam pojęcia.
Moira pisze:Po krótkich poszukiwaniach go odnalazła.
Odnalazła go.
Zaimek na końcu zdania też jest be.
Moira pisze:po czym pośpiesznie zaczęła jeść.
Po czym zaczęła pośpiesznie jeść.
"Pospiesznie zacząć" nie równa się "pospiesznie jeść".
Moira pisze:Po krótkim posiłku ręce miała całe tłuste.
Sieczka.
Po krótkim posiłku miała całe tłuste ręce.
Nadal "sieczka".
Moira pisze:W pomieszczeniu nie było raczej nic bardziej kosztownego, co zadowoliło by paserskie oko.
Dziwna konstrukcja - zastąpiłbym "bardziej" na "tak".
Albo w ogóle zdanie napisać inaczej...
W pomieszczeniu nie było nic na tyle kosztownego, co...
Konstrukcja zawierająca "na tyle - co" również jest błędna. Lepiej już np. "tak kosztownego, by zadowolić".

Polecam korzystanie z dwóch słowników: frazeologicznego i poprawnej polszczyzny.
Thief Antologia PL: od 20 X 2006 w sklepach!
Zagraj w FM Old Comrades, Old Debts i zobacz moje zrzuty.
Awatar użytkownika
Bandit
Strażnik Glifów
Posty: 4357
Rejestracja: 08 października 2002, 18:23
Lokalizacja: Szczytno

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Bandit »

Prawa przyrody bywają brutalne - mały jest zjadany przez większego a ten większy przez jeszcze większego... :))
:chase: :shoot: :guard:
Awatar użytkownika
Bukary
Homo Rhetoricus
Posty: 5569
Rejestracja: 12 sierpnia 2002, 18:15
Lokalizacja: Gildia Topielników (przy tawernie Pod Rozszalałym Wichrem)

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Bukary »

Obrazek
Thief Antologia PL: od 20 X 2006 w sklepach!
Zagraj w FM Old Comrades, Old Debts i zobacz moje zrzuty.
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Maveral »

O, Bruegel ;) A łaciński podpis tego malunku, w wolnym tłumaczeniu, brzmi: "mała ryba jest pożywieniem dla większej". Musiałem się pochwalić, że z czasów studiów jeszcze coś pamiętam :))
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
Black_Fox
Szaman
Posty: 1015
Rejestracja: 23 września 2006, 11:54
Lokalizacja: The City

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Black_Fox »

Polecam korzystanie z dwóch słowników: frazeologicznego i poprawnej polszczyzny.
Dzięki Bukary.

Dla mnie to jest bardzo cenna porada. I w ogóle wytknięcie błędów. Uczymy się całe życie.
Trochę mi głupio za 'poprawnie' na nadal niepoprawne formy. Jednak robię co mogę.

Jeszcze raz dzięki.

A obraz bardzo pouczający.
- And...
- Remember to pick pocket of the party guests?
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Garrett niańczący dzieci? Chyba mający coś w stylu ucznia czy "fana" :P Jak dla mnie pomysł kapitalny :ok

Czy story jest banalna? Chyba standardowe opowiadanie o G... no ciężko, by było traktatem filozoficznym. Zwłaszcza, że w samym opo było kilka niebanalnych elementów, jak właśnie sam motyw ucznia. 8-)
► Pokaż Spoiler
Poza tym opowiadania o G są zazwyczaj bez głębszego dna. To po prostu wizje świata Garretta.
Obrazek
Awatar użytkownika
Katharsis13
Poganin
Posty: 706
Rejestracja: 09 listopada 2003, 15:03
Lokalizacja: Toruń

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Katharsis13 »

Bandit pisze:Prawa przyrody bywają brutalne - mały jest zjadany przez większego a ten większy przez jeszcze większego... :))
+ obraz wstawiony przez Bukarego...
Panowie, jesteście okrutni ;) :-)
W związku z tym nie będę silić się na szczegółową ocenę, napiszę tylko, że tekst czytało mi sie dość przyjemnie :-D
Sowy nie są tym czym się wydają...
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: SPIDIvonMARDER »

No... korekta dokonuje cudów, nie? :P

Powtórzenia przestały być problemem, długość zdań sie mocno poprawiła, choć nadal to momentami przeszkadza. Dobrze, że uzupełniłaś tekst, np. wejście do Biblioteki.

:ok :ok

Aha, jeszcze jedna rzecz, która mi się spodobała już przy wersji podstawowej, lecz zapomniałem o tym napisać:
Kobieta główną bohaterką Universum Thiefa. Tego jeszcze tu chyba nie było... w każdym razie od czasu, jak tu jestem zarejestrowany. Bardzo ciekawa i miła odmiana :ok
Obrazek
Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Moira »

bardzo mi miło :) lubię pisać i nawet sporo tego mam, ale nie ujawniam :P
Obrazek
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: SPIDIvonMARDER »

A szkoda, trzeba ujawniać, by móc szlifowac... i się pochwalić ;]
Obrazek
Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Moira »

hm... teraz piszę o czasie trochę odległym (inne opowiadanie) bo dzieje się ono 2136 roku...
Obrazek
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Caer »

Ha! Dawno tego nie robiłam, więc dorzucę kilka moich uwag, tym razem do błędów logicznych (i innych, które akurat rzuciły mi się w oczy) ;).

Moira zmrużyła jedynie swe seledynowe oczy.
Przecież są szaroniebieskie. A seledyn to (wg słownika języka polskiego) bladozielony.
Ostatni raz obejrzała się na miejsce, w którym stał Garrett.
„Czemu to zrobił? (...)
W pierwszym momencie nie wiadomo, o co chodzi. Może warto by wyjaśnić: ...dlaczego nie chciał wykonać tego zadania... lub coś w tym stylu.
Po posiłku ręce wytarła o spodnie, gdyż były tłuste. Usłyszała kroki, więc wytarła dłonie o spodnie.
...i od tej pory towarzyszyła jej woń śledzi, a każdy strażnik, którego mijała oblizywał się ze smakiem nie do końca wiedząc, czemu to robi :jez. Poza tym powtórka.
Twarze kucharek były spocone od gorąca ziejącego od palenisk.
Czy gorąco może ziać...? Może buchającego?
GOŚCI?! Czemu mnie nikt nie uprzedził?!
To już widać z opisu rezydencji, jak jeszcze stoi w ogrodzie, jeśli miałabym się czepiać... :jez
(...) i tegoż koloru suknia, która także spływała po krawędzi fotela i po długich szczupłych nogach.
Skąd wiesz, że były szczupłe, skoro zakrywała je suknia? ;)
(...) wodę sączyły przepiękne maki.
...popijając od czasu do czasu brandy... :jez Dość szczególny wybór czasownika ;).
(...) w którym wesoło trzaskał świerkowy opał.
Skąd wiesz, jaki? Chyba stoi za daleko, by to stwierdzić...?
(...) niektórzy przycupnęli bezpośrednio na trawie wpatrując się w bezchmurne — już po deszczu — niebo.
Na mokrej trawie? ;)
Tymczasem Moira waliła głową w kamienną wazę.
I nikt nic nie słyszał? :jez
Wszystko wylądowało w jej niezawodnej płóciennej torbie.
Taaa... też chciałabym mieć taką torbę. Bez dna, nic nie ważącą i nie przeszkadzającą absolutnie w niczym ;).
Szybko jednak dała susa za posąg jakiejś czarodziejki (...)
Jakiej czarodziejki??? Tam nie ma czarodziejek.
Eh... to na pewno dzieciaki któregoś z tych bogaczy... marnuję tylko czas.
Taa... ich standardowe wyposażenie to bomby błyskowe :jez. Zawsze jednak myślałam, że to jednak urządzenie czarnorynkowe... :)
Krążą słychy, że sami Młotodzierżcy ją stworzyli (...)
Słuchy. Poza tym, trzymaj się jednego czasu (jak już Black Fox wcześniej zwrócił Ci uwagę ;)).
Stała teraz w księżycowym blasku.
Nie od razu wiadomo, o co chodzi. Tu też (jak i gdzieś na początku) warto by dodać coś wyjaśniającego.




Generalnie nie jest źle. Podobają mi się opisy, a raczej próba umiejscowienia historii w jakimś konkretnym miejscu, które można sobie wyobrazić. Nie wszyscy piszący wpadają na ten pomysł ;).



SPIDIvonMARDER pisze:Aha, jeszcze jedna rzecz, która mi się spodobała już przy wersji podstawowej, lecz zapomniałem o tym napisać:
Kobieta główną bohaterką Universum Thiefa. Tego jeszcze tu chyba nie było... w każdym razie od czasu, jak tu jestem zarejestrowany. Bardzo ciekawa i miła odmiana :ok
Oj, wiem, że niektóre wątki są stare (i - dodajmy - dawno nie odświeżane ;)), ale postać kobiety - głównej bohaterki nie jest żadną nowością. Ja byłam pierwsza :-D.
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Pani wybaczy madame ten nietakt. Jestem młodym użytkownikiem i 2003 rok to dla mnie prehistoria :D
Obrazek
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Caer »

No, może się wreszcie zmotywuję i to dokończę, to przestanie (przynajmniej na chwilę ;)) być prehistorią.
Poza tym, będę chyba musiała zlikwidować datę urodzin w moim profilu. Czuję się staro... ;)
Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Moira »

Aj Caer, daj spokój! Wiek to nie wszystko! A poza tym nie jesteś stara tylko dojrzała :-D
Obrazek
Awatar użytkownika
Orest Reinn
Paser
Posty: 181
Rejestracja: 23 lipca 2007, 17:10

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Orest Reinn »

@Caer
Nie pierdol, młoda dziewuszka jeszcze jesteś ;)

@Moira
Kiedy dalszy ciąg?
Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Moira »

niebawem :P
na razie sql :(
ale niedługo święta będę miała więcej czasu na pisanie ;)
Obrazek
Awatar użytkownika
Katharsis13
Poganin
Posty: 706
Rejestracja: 09 listopada 2003, 15:03
Lokalizacja: Toruń

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Katharsis13 »

Moira pisze:Aj Caer, daj spokój! Wiek to nie wszystko! A poza tym nie jesteś stara tylko dojrzała
Święta racja! Bo:
Caer pisze:Poza tym, będę chyba musiała zlikwidować datę urodzin w moim profilu. Czuję się staro...
...ja powinnam czuć się jeszcze starzej ;) :-) Więc lepiej trzymajmy się wersji Moiry...lub jeszcze lepiej:
Orest Reinn pisze:@Caer
Nie pierdol, młoda dziewuszka jeszcze jesteś
:-)
Przepraszam za Offtopa, ale nie mogłam się powstrzymać :oops:
Eeee...a więc o czym to było? :roll: Ach, tak tak Moira, napisz coś jeszcze :-D Jak nie będzie gorsze od poprzedniego to z chęcią poczytam :)
Sowy nie są tym czym się wydają...
Awatar użytkownika
Black_Fox
Szaman
Posty: 1015
Rejestracja: 23 września 2006, 11:54
Lokalizacja: The City

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Black_Fox »

Katharsis13 pisze:Eeee...a więc o czym to było? :roll: Ach, tak tak Moira, napisz coś jeszcze :-D Jak nie będzie gorsze od poprzedniego to z chęcią poczytam :)
I nie waż mi się z Garretta niańki robić! :evil:
- And...
- Remember to pick pocket of the party guests?
Awatar użytkownika
Katharsis13
Poganin
Posty: 706
Rejestracja: 09 listopada 2003, 15:03
Lokalizacja: Toruń

Re: [LITERATURA] Kradzież w Blasku Półksiężyca :P

Post autor: Katharsis13 »

Black_Fox pisze:I nie waż mi się z Garretta niańki robić!
A to czemu? Mnie się właśnie ten projekt podoba :ok Każdy przecież musi się zestarzeć, Garrett również ;) I może mu się wtedy odezwać jakaś namiastka instynktu...ojcowskiego :-D ;)
Sowy nie są tym czym się wydają...
ODPOWIEDZ