Tharna pisze:A że się zapytam (bo sama zaczęłam pisać powieść i mam zerowe doświadczenie)
Hadrian, redagowałeś treść sam i czy w ogóle? Czy może piszesz tak ładnie od razu z głowy?
Bo ja póki co wyrzucam to co siedzi w głowie i zastanawiam się, czy redagowaniem i korektami głowić się od razu, czy dopiero po ukończeniu np pierwszego rozdziału?
Keeper, to też pytanie do Ciebie, bo piszesz
Keeper in Training pisze:
Korekty robię od razu względnie pilnuję, by nie było takiej potrzeby. Literówki, gramatyka, fleksja, ortografia - to rozprasza przez cały czas, dlatego to dla mnie priorytet.
Keeper już odpowiedziała tymi słowami za mnie
Co jakiś czas jak mnie opuszcza wena do pisania, chociaż koniecznie akurat tego dnia chcę to coś napisać, to chociaż przeprowadzam rutynową kontrolę. Zazwyczaj wyłapuję kolejne błędy, literówki, poprawiam cokolwiek, chociażby najprostsze babole. Czasem po prostu stwierdzam, że należy ponownie przeczytać jakiś fragment i przeprowadzić korektę.
Keeper in Training pisze:Dzielenie na rozdziały uważam za pewną pułapkę. Nigdy nie wiadomo, kiedy z przyczyn niezależnych robi się luka czasowa i trochę to głupio wygląda, a co ważniejsze, trudniej wrócić. Nigdy też chyba nie pisałam wbrew chronologii. Łatwo się pogubić, lepiej mieć oddzielny dokument z notatkami.
Hmmm... Nie do końca zrozumiałem, o czym mówisz
Wydaje się, że nigdy nie miałem jakichkolwiek problemów z rozdziałami, po prostu jakiś przesuwałem w tekście lub wpychałem jakiś nowy i zmieniałem numer...
Jeśli jednak chodzi o chronologię, to byłem zmuszony ostatnio ją zaburzyć, aby akcja była prowadzona równomiernie i równolegle. Obszernie opisane wydarzenia, które dzieją się na przestrzeni ok. 4 dni i dotyczą jednego bohatera, musiałem poprzedzielać trzema fragmentami, które dotyczą innych, a u których akcja idzie wolniej. Tak, aby czytelnik nie miał poczucia przytłoczenia akurat jedną intrygą w jednym momencie, tylko odczuł, że to wszystko rozwija się niezależnie od siebie, czasu i miejsca akcji.
Hattori pisze:Warunkiem koniecznym jest jednak to, aby mieć przedtem rozpisaną całą fabułę - konkretnie, szczegółowo, ale bez przesady. Ja piszę fragmenty TDA bardzo losowo, zależnie od tego, na co akurat mam natchnienie i ochotę. Jednak zawsze mam to już ujęte w pewne ramy - dzięki temu nie boję się, że wyjdzie później coś niespójnego.
Nie zgodzę się. Próbowałem coś takiego robić kilka razy przed zaczęciem tekstu. I jak to się zaczęło? Żadnego z nich tak na dobrą sprawę nigdy nie rozpocząłem
No, w jednym całkiem sporo napisałem, ale szybko porzuciłem. Wydaje mi się, że opisywanie fabuły niejako sprawia, że pisarz ma poczucie, że już opowiedział tą historię, jaką miał do przekazania...
Za to zdecydowanie jestem zwolennikiem rozpisywania sobie fabuły w przejrzystych punktach. Kolorami oznaczam scenki nieistniejące jeszcze, nie zaczęte, skończone i skończone, ale trzeba poważnie przeredagować. Zaznaczam też, kto akurat w tej scence jest głównym bohaterem i z kogo punktu widzenia będę opisywał to, co ma się wydarzyć - narrator trzecioosobowy o ograniczonej wiedzy, charakterystyczny dla
Gry o Tron i reszty książek z serii
Tylko tam to ustalił kilka głównych postaci, których ciągle się trzyma i oznacza tytuły rozdziałów ich imionami lub określeniami ("Twórczyni królowych"). Ciekawe i oryginalne.
SPIDIvonMARDER pisze:Osobiście jestem zdania, że poważniejsza objętością powieść bez zeszytu pełnego notatek będzie albo bałaganem, albo płytkim brodzikiem intryg. Po pierwsze, jeśli masz już powyżej 50 bohaterów, to nie ma siły, aby spamiętać wszystkie imiona, kolory włosów i miejsca zamieszkania. A czytelnicy z rozkoszą znajdą błąd typu: Anna ma na stronie 467 zielone oczy, a na 783 niebieskie". Porządkuje to też detale i wiemy, że np. dana frakcja liczy sobie tylu i tylu członków, ma takie i takie struktury... itd, itd.
Mniej więcej się zgadzam, ja jednak mam tendencję do ciągłych zmian fabularnych i dorabiania wszystkiego na gorąco. Czasem po prostu pojawi mi się jakiś niejasny pomysł, zaczynam opisywać całą scenę na gorąco, dodając masę szczegółów i tego, o czym jeszcze przed chwilą bym nie pomyślał. Przykład? Niespodziewanie dochodzi do morderstwa. Opisuję dokładnie scenę śmierci, wiem kto i kogo zabił, ale zwykle nie znam powodów kierujących mordercą. Te się pojawiają w głowie dopiero... gdy świadkowie, lub inne osoby postronne, zaczynają rozmawiać o całej sprawie i sami formułować swoje wnioski, wyrażać opinie. Wtedy ja sam wpadam na to, co tak naprawdę powinienem wiedzieć od początku xD Trochę popieprzone, ale to pomaga.
A jak wam u was z rozmowami? Jak je piszecie, macie czasem wrażenie, że wychodzą drętwe? Ja zwykle też piszę je całkowicie na gorąco, wypowiedź po wypowiedzi. Zazwyczaj wiem o czym bohaterowie mają rozmawiać i w jakim celu lub okolicznościach się spotkali, wtedy zaczynam po prostu pisać to, co by mieli sobie do powiedzenia. Potem skaczą z tematu na temat, czasem potrafią niespodziewanie się pożegnać - tak jak w rzeczywistości