Mój projekt też :)

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Maveral »

Caer wiem co o tym myślisz (bo to nic o Thiefie), ale to silniejsze ode mnie :wink: :lol: Naprawdę próbowałem powstrzymac moje ręce, ale same wysłały to krótkie coś :wink: Dobra, to pierwsza z trzech części --> jak mi się zachce to napisze następne... :wink:


SZKICE UMYSŁU

cz.1/3 W OCZEKIWANIU NA SEN

Wracali samochodem z uczelni. Było ich pięciu. -------, jak to często bywało, opowiadał reszcie jakiś żart. Roześmiali się głośno. Pogodny nastrój, mimo ciężkiego dnia w szkole, szybko udzielił się wszystkim. Rychło zapanował na dobre i zaczęło się opowiadanie kawałów oraz zabawnych historii. Nie liczyło się to, że niektóre słyszeli już setki razy, nikt na to nie zważał, nikt tego nie zauważał, nikt nie chciał tego zauważyć. Byle nie psuć atmosfery, bo właśnie o nią teraz chodziło. Znów buchnęli śmiechem, gdy /////// opowiedział swoją przygode z minionych wakacji. Rozmowa w samochodzie nabierała tempa i szybko zbiegła na temat gier, sportu, imprez i lasek. Jak to między facetami. I znów poraz tysięczny ******* przekonywał |||||||a, że to właśnie Elwira jest lepsza od Madzi, a nie na odwrót jak twierdził ten drugi. Do dyskusji włączyła się reszta. Zdania były podzielone. Po paru minutach sporów, "zwyciężczyni" nadal nie było widać, więc rozmowa zboczyła na temat imprezy, która miała się odbyć za dwa tygodnie. Zaczęły się plany jak to nie będzie fajnie, jaka to balanga będzie super, jak to będzie się lał alkohol litrami i jak to wszyscy dziko będą się bawili. Tak, to miała być prawdziwie dzika impreza. Po obgadaniu całej imprezy nastała chwilowa cisza. Na chwile podjęli jeszcze rozmowe o piłce i ostatnim meczu reprezentacji, a później jechali już w milczeniu. Z uczelni mieli godzine drogi, jadąc spokojnie. ------- spojrzał na zegarek. "Jeszcze piętnascie minut", pomyślał. Odwrócił się w prawo. Obok niego, gapiąc się przed siebie na drogę pomiędzy przednimi fotelami, siedział ///////. Obok niego, patrząc się przez szybę, siedział *******. Ciasno im było we trójkę z tyłu samochodu, ale co poradzić. ------- cieszył się, że wogóle miał dojazd pod dom. Spojrzał przez szybę. Drzewa szybko "przemykały" przed jego oczyma, jak gdyby chciały jak najszybciej zejśc mu z oczu. Wbił wzrok w drogę i przyglądał się przelatującym paskom przerywanej linii. Zadumał się. Już nie myślał o tym co działo się w samochodzie. Nie obchodziło go to. Myślał o domu, o tym co będzie robił kiedy zanurzy się w świecie który fascynował go o wiele bardziej niż ten rzeczywisty. Zastanawiał się co dziś zobaczy. Mimo, że obrazy które fundował mu umysł nie zawsze były dobre, chciał je zobaczyć ponownie. Coś go do tego pchało, myślał że to ciekawość. Z czasem jednak dochodził do przekonania, że to musi być coś więcej. Czasem obrazy były tak okropne, przerażające i chore, że nie mógł ich znieść. Zbierało go po nich nawet na rzyganie. Cóż mógł poradzić, że pragnął oglądać tylko piękne obrazy i to dla nich ryzykował. Nigdy jednak nie wiedział, które z nich wylosuje. Bał się tego, że koszmary stawały się coraz bardziej koszmarne. Nagle paski na jezdni zaczęły zwalniać i w końcu zatrzymały się. To wybiło go z zamyślenia. Podniósł zdziwiony wzrok. Stali na skrzyżowaniu. W samochodzie nadal panowała cisza. "Cholerne skrzyżowanie", przemknęło mu przez głowę. Spojrzał na zegarek - dom był już blisko. Tak blisko. Zdawało mu się, że do głowy zaczęły wlewać się myśli. Jedna za drugą, jedna za drugą, a wszystkie dotyczyły tylko jednej sprawy - tego co dziś zobaczy. Już dawno uznał to za swój prywatny dar, namiastkę szczęścia i wyjątkowości. Wyjątkowości o której nikt nie wiedział i nie miał się dowiedzieć. Po prostu nie widział sensu chwalenia się tym, a nawet jeśli by to uczynił to, w najlepszym razie, uznano by to za kolejny kawał. Ruszyli. Znów spojrzał nieobecnym wzrokiem za szybe. Jechali przez miasto. Mało jednak było ludzi na ulicach. Nie dziwił się, w końcu było dość zimno, a na dodatek zaczął kropić deszcz. Na szybie poczęły tworzyć się małe stróżki ześlizgujących się kropel. Przyglądał się im i rozmyślał nad tym kiedy ostatni raz widział deszcz w swych obrazach. Już tak dawno nie gościł w jego umyśle, nawet nie przyszło mu na myśl, że może zobaczyć deszcz w swoim nierealnym świecie. Dlaczego? Sam się teraz zastanawiał, ale wydawało mu się, że deszcz, ulewa, burza, to wszystko będzie tylko negatywnym elementem, zmusi jego umysł do przywołania coraz to bardziej gorzkich obrazów. A tego nie chciał, bo zwyczajnie się tego bał. Wiedział, że to go wyżera, powoli niszczy od środka powodując zatracenie się w prawdziwych realiach. Właściwie nie wiedział, w którym świecie czuje się lepiej. Pozytywne obrazy były lepsze, a koszmary były gorsze od tych prawdziwych. Na co dziś trafi? Tego nie wiedział lecz ten nierealny świat przyciągał. Jak magnes. Dlaczego? Może dlatego, że był niezbadany i stał przed nim otworem? Może był jednak lepszy od realnego? A może dlatego, że był właśnie nierealny? Nie potrafił sobie na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć.

- No, wysiadka panowie - rzucił beztrosko *******.

Wyrwał się z zamyślenia. Szybko ogarnął myśli i wysiadł z samochodu. Po codziennym "nara" dwójka pojechała dalej. Szybko pożegnali też *******a, który do domu miał w innym kierunku. Chwilę szli z wolna. ||||||| przypomniał jeszcze pare spraw szkolnych i stwierdziwszy, że musi dziś przysiąść nad książkami udał się do domu. ------- odwrócił się i zaczął powoli iść po schodach klatki. Dlaczego wydawało mu się, że pnie się po własną zgubę? A może to on już zaczął świrować? Czym prędzej odpędził te myśli i wszedł do domu. Nikogo nie było. Szybko przebrał się, plecak rzucił w kąt i udał się do łazienki. Obmył twarz i spojrzał na siebie w lustrze. Zobaczył zaaferowaną, podnieconą i troche przestraszoną twarz xx-latka.

- Cholera... - rzekł cicho wycierając się ręcznikiem.

Rzucił ręcznik na pralkę i udał się do kuchni. Odgrzany obiad jadł powoli, mechanicznie, patrząc jakby w jakiś odległy punkt. Nie zjadł wszystkiego. Poszedł do swojego pokoju i włączył komputer. Długo oczekiwana chwila nadchodziła nieuchronnie. Zdał sobie sprawę, że i tak jej nie odwlecze. Wyłączył komputer zanim ten zdążył się na dobre włączyć. Podszedł do łóżka i ostrożnie schylił się tak, aby zobaczyć czy coś pod nim jest. Było. Jak zawsze od paru tygodni były tam kartki. Wyciągał spod tapczana kartkę po kartce aż wyciągnął wszystkie. Bał się na nie spojrzeć, ale wiedział że musi to zrobić. I zrobił. Pięć kartek. Na każdej zły obraz, zły przekaz jego umysłu, zła strona jego duszy. Nie mógł uwierzyć w to co na nich było. To było chore. Upuścił kartki na ziemię, a sam cofnął się dwa kroki. Zaczął się trząść. Do oczu szybko wstąpiły słone łzy. Usiadł i zasłonił twarz rękoma. Nie wierzył w to co robił. Właśnie w takich momentach nie chciał znać swojego świata, swojej wewnętrznej walki. Z nosa pociekła mu cienka stróżka krwi. Wytarł ją rękawem. Siedział tak około godziny. W końcu trochę ochłonął i postanowił się przejść. Po mieście spacerował aż do późnego wieczora zastanawiając się, jak daleko może posunąć się w tym nierealnym świecie. Wydawało mu się, że nie będzie granicy, bo jak dotąd jej nie było. To go przerażało i martwiło. Nie wiedział czy powiedzieć komuś o tym wszystkim czy milczeć. Po tym co dziś zobaczył coraz bardziej pragnął się komuś zwierzyć. Na razie postanowił jednak zaczekać. Do domu wrócił około jedenastej. Był zmęczony. Zauważył już dawno, że to go wyczerpywało. Ile czasu będzie to w stanie wytrzymać? Nie wiedział, ale mimo wszystko pragnął jak najdłużej. Wiedział tylko, że jego psychika nie będzie w stanie długo tego wytrzymać. Zdawał sobie sprawę, że wewnątrz siebie już zaczął świrować. Kolacji nie jadł, bo stracił ochote na cokolwiek. Pościelił łóżko, na biórku ułożył stos kartek, a obok nich położył trzy ołówki, dwa długopisy i pare kredek. Zgasił światło i stanął nad łóżkiem. Jego serce zabiło szybciej, mocniej, goręcej. Waliło jak młot. Dziś bał się jak nigdy. Mimo to, ułożył się do snu i powoli zanużył się w swym świecie...
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
hurr
Mechanista
Posty: 442
Rejestracja: 07 października 2004, 16:19

Re: Mój projekt też :)

Post autor: hurr »

...
Ostatnio zmieniony 24 czerwca 2010, 19:50 przez hurr, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
hurr
Mechanista
Posty: 442
Rejestracja: 07 października 2004, 16:19

Re: Mój projekt też :)

Post autor: hurr »

...
Ostatnio zmieniony 24 czerwca 2010, 19:48 przez hurr, łącznie zmieniany 1 raz.
Henry
Arcykapłan
Posty: 1420
Rejestracja: 10 października 2003, 22:15
Lokalizacja: Piła

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Henry »

Magpie, jestem w szoku, moje dzieciaki patrząc na mój zbiór książek, nie chcą wierzyć, że ja je wszystkie przeczytałem, bo przecież w internecie wszystko jest, cieszę się, że na naszym forum, są młode osoby, korzystające z internetu, ale jeszcze potrafiące czytać i pisać jak
"drzewiej bywało".
Ostatnio zmieniony 09 kwietnia 2005, 21:19 przez Henry, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Kruk
Skryba
Posty: 310
Rejestracja: 31 stycznia 2005, 19:25
Lokalizacja: Środek nieskończoności

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Kruk »

Nieźle! Czyżby nawiązanie do jeźdźców apokalipsy :wink: :-D :ok Oby tak dalej!
"Don't be afraid of the dark. Be afraid of what is hides"
Awatar użytkownika
hurr
Mechanista
Posty: 442
Rejestracja: 07 października 2004, 16:19

Re: Mój projekt też :)

Post autor: hurr »

dzięki, dzięki :-D
musiałam to opisać! Według mnie ludzie nie potrzebują jeźdźców. Potrafią się sami wykończyć :x
Awatar użytkownika
Kruk
Skryba
Posty: 310
Rejestracja: 31 stycznia 2005, 19:25
Lokalizacja: Środek nieskończoności

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Kruk »

Taaaa, tej zdolności nie można nie zauważyć. Ludzkość jest poprostu zdolna innaczej :wink:
"Don't be afraid of the dark. Be afraid of what is hides"
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Caer »

Uuua! Znowu mi nie przysyła żadnych wiadomości, że ktoś odpisał, a długo nie miałam dostępu do netu. Wszystkich zainteresowanych przepraszam i uroczyście oznajmiam, że od dziś się to zmieni (a w Magu Codziennym pojawi się nowy wpis :-D). Proszę jeszcze o cierpliwość do wieczora, to na wszystkie pytania odpowiem i odpiszę.
Awatar użytkownika
Kruk
Skryba
Posty: 310
Rejestracja: 31 stycznia 2005, 19:25
Lokalizacja: Środek nieskończoności

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Kruk »

Właśnie Caer! Wysłałam ci maila z tekstem, ale przyszła mi odpowiedź, że wiadomość nie doszła. Nie miałam też żadnej odpowiedzi od Ciebie, więc jeśli mail nie doszedł to daj znać.
"Don't be afraid of the dark. Be afraid of what is hides"
Awatar użytkownika
hurr
Mechanista
Posty: 442
Rejestracja: 07 października 2004, 16:19

Re: Mój projekt też :)

Post autor: hurr »

Wysłałam ci maila z tekstem, ale przyszła mi odpowiedź, że wiadomość nie doszła. Nie miałam też żadnej odpowiedzi od Ciebie, więc jeśli mail nie doszedł to daj znać
ja też wysłałam maila i nie jestem pewna, czy doszedł. Czy mogę również prosić o potwierdzenie?
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Caer »

No, już jestem i wszystko wskazuje na to, że zostanę tu na dłużej :) (a w każdym razie częściej).

Mav, cieszę się, że wiesz, co o tym myślę :-D, ale Twój "strumień podświadomości" podoba mi się. Może jest nieco chropowaty, ale ma swój urok. Jak napiszesz kolejne dwie części, wszystko powędruje do "Niezwiązanych z Miastem".

Kruk, do Ciebie maila wysłałam jeszcze przed świętami, ale widzę, że operację będę musiała powtórzyć. To samo tyczy się Magpie. Ech, jakiś wirus opanował "moje" rejony sieci, czy co? :)
Awatar użytkownika
hurr
Mechanista
Posty: 442
Rejestracja: 07 października 2004, 16:19

Re: Mój projekt też :)

Post autor: hurr »

tylko że napisałam jeszcze jednego, później. I chyba nie doszedł ten ode mnie :(
Raczej na pewno tak. Więc wyślę jeszcze raz.

EDIT:
Tak, ten numer GG jest dobry. To ja!
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Zmiana adresu

Post autor: Caer »

Uwaga: zmienia się adres mailowy Gildii (co prawda i tak pewnie będę musiała to powtarzać każdemu zainteresowanemu indywidualnie :P:). Proszę pisać na gildiaoswieconych@interia.pl lub dodać literkę do starego adresu (olaine@epf.pl).
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Maveral »

Wprawdzie nowego nic nie powstanie jeszcze długo, ale mam coś co już jakiś czas mam na twardzielu. Troche chaotyczny utworek, bo pisałem bez wiekszego zastanowienia, ale co mi tam :wink:


DZIECIĘCA KRUCJATA

Gdy byłem mały wierzyłem że
Zstąpi nasz Bóg i odeśle mnie
Tam gdzie modlą się źli
W nieskończonym piekle krwi

Skażony przez ludzi świat
Zadręczony, pod ciężarem padł
Swych dzieci i ich brzemienia
W którch drzemią bogowie zniszczenia

Rozsądny prorok im rzekł
By zawrócili wydarzeń bieg
Lecz nie posłuchali go
W zabawie chwytając za broń

W szlamie szydestwa brnąc
Znalazłem kogoś kto miał moc
Wyzwalał to co męką jest
W ludziach tłumił ich gniew

W niego wierzyłem jak nikt
Choć byłem sam, on wierzył mi
Chciał powstrzymać świat
Jak zrobił to za dawnych lat

Widziałem brudnawą krew
I walcząc czułem myśli swe
Stapając po Ziemi gdzie
Piasek pod stopami palił mnie

Zszedłem z drogi kamiennej
Na krwawy trop ścieżki płomiennej
Ślepo mesjasza wspierałem
Powiedzcie kim teraz się stałem?

Za rękę chwyciłem go
Spojrzałem w oczy, ujrzałem to
Iskrę szaleństwa na oczu dnie
Już zbyt długo prowadziła mnie

Odszedł tak nagle jak wiatr
Poczułem smutek, bliski jak brat
Lecz wyrzuciłem ten ból
Już nigdy nie będę tak czuł

I w tej chwili nieskończonej
Poczułem smak duszy wyzwolonej
Która dorosła by umrzeć i żyć
W tej jednej chwili
Przestałem dzieckiem już być...
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Henry
Arcykapłan
Posty: 1420
Rejestracja: 10 października 2003, 22:15
Lokalizacja: Piła

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Henry »

Nie jestem polonistą, ale te rymy to grafomania, Mav :P:
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Maveral »

Więc patrz ---> wstępna informacja :wink:
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Henry
Arcykapłan
Posty: 1420
Rejestracja: 10 października 2003, 22:15
Lokalizacja: Piła

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Henry »

Mav, a Ty już z tego wyrosłeś, czy zostanie Ci na całe życie, bo jak walniesz taki rym przy goleniu, to sąsiedzi uciekną :twisted:
Awatar użytkownika
Kruk
Skryba
Posty: 310
Rejestracja: 31 stycznia 2005, 19:25
Lokalizacja: Środek nieskończoności

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Kruk »

Kolejne z moich opowiadanek :-D Może to jeszcze przeżyjecie :twisted: Pisane na motywach gry, może ktoś zna "Legend of Zelda". Jest trochę długie mam nadzieję, że nie zanudzę.


Niebo było wyjątkowo jasne, wszędzie panował spokój. Wiatr nie śpiewał swej odwiecznej, niemej pieśni. Nawet zieleń traw, nie falowała, wszystko przesiąknięte było jakąś niezrozumiałą melancholią. Na pobliskim drzewie spoczęła, sędziwa sowa. Była ona uważnym obserwatorem, wiedziała, że panująca dookoła cisza jest złudna. Czuła potężne napięcie w suchym powietrzu. Coś się za chwile zdarzy, coś niezgodnego z niepisanym cyklem życia, coś złego... Spełni się przepowiednia Księżniczki Przeznaczenia...
Na ogromnym polu, pojawiła się nagle mała postać. Biegła co sił w nogach w stronę wznoszącego się na wzgórzu miasta. Ponad grodem górował wielki zamek z białej cegły. To on właśnie był celem biegnącego chłopca. Jednak coś było nie tak jak powinno. Niebo nad zamkiem pociemniało, młokos przyspieszył, osiągając granice wytrzymałość. To przecież nie może się stać teraz! Wreszcie, po wielu trudach udało mu się zdobyć trzy klejnoty, musi je zanieść księżniczce! Będąc cały czas w biegu, Link sięgnął do przewieszonej przez ramię skórzanej torby. W jej wnętrzu znajdowały się trzy drogocenne kamienie: rubin, szmaragd i szafir. Od każdego biła tajemnicza poświata. Klejnoty potrzebne były do otworzenia wrót, prowadzących do Złotej Krainy. Towarzyszący chłopcu duszek, zanucił coś cicho.
- Zdążymy, prawda Navi?- szepnął zdyszany. Duszek, omiótł zatroskanym spojrzeniem okolice zamku, po czym odrzekł swym melodyjnym głosem.
-Dzieje się coś złego, czuję to...- Delikatne skrzydełka w kolorze głębokiego błękitu, musnęły twarz biegnącego. Link czuł się coraz bardziej zmęczony. Miał niewiele ponad dziesięć lat, więc wielka tarcza z godłem Hyrule stanowiła spore obciążenie. Z pod tarczy widać było rękojeść niewielkiego, ale solidnego miecza. Chłopiec mimo młodego wieku był sprawnym szermierzem.
Zamek rósł dwójce przyjaciół w oczach. Jednak to nie poprawiła im nastrojów. Gdy w ich polu widzenia pojawił się zwodzony most, prowadzący do miasta zerwał się silny wiatr. Nagły huk, sprawił, że Link zwolnił nieco nie wiedząc co się tak właściwie dzieje. Ta cała sytuacja podobała mu się coraz mniej. Kątem oka uchwycił, znajomą sylwetkę wiekowej sowy, która tak często wspomagała go mądrymi radami. Teraz wydawała się taka nieobecna...
Kolejny huk, zmusił chłopca do skupienia się na swej misji. Most był coraz bliżej... Jasny błysk rozdarł niebo, zasnute smoliście czarnymi chmurami. Zaczęło podać. Ostre jak brzytwa strugi deszczy, siekały Linka po twarzy. Delikatny duszek, schował się pod kaptur swego przyjaciela. Wrota były już w zasięgu ręki. Nagle młokos się zatrzymał.
-Co się stało? Dlaczego nie biegniesz?- spytał śpiewny głos spod kaptura.
-Słyszysz?
-Słyszę co?...- zza mostu wyraźnie dochodziły odgłosy końskich kopyt. Przyjaciele spojrzeli po sobie. Gdy po chwili Link zdecydował się ruszyć, zamajaczyła przed nim sylwetka jeźdźca.
Biały rumak galopował wyraźnie w ich stronę! Oszołomiony chłopiec, usunął się z drogi w ostatnim momencie. Lecz poczuł się jeszcze gorzej niż przed chwilą gdy zdał sobie sprawę kim jest jeździec. To księżniczka Zelda! Chroniona jak zwykle przez Impę, jedną z Sheikanów. Nim chłopiec zdał sobie sprawę co się dzieję w jego stronę poleciał jakiś mały przedmiot.
- Otwórz wejście Link! Pospiesz się! –dobiegł go pełen przerażenia głos księżniczki. Zbyt zdezorientowany całą tą sytuacją Link pozwolił aby dziwny podarunek wpadł do rzeki. Nie mając bladego pojęcia co się właściwie dzieje, chłopiec odwrócił się w stronę miasta. Tam czekała go kolejna „niespodzianka”.
Wysoka postać dosiadająca karego rumaka, patrzyła z niesmakiem w kierunku gdzie niedawno znikneła Zelda. Link od razu poznał tego człowieka. To on chce otworzyć wejście! Mięśnie chłopca instynktownie się napięły, jedna ręka powędrowała w stronę głowicy niewielkiej klingi. Mężczyzna o brunatnej cerze obdarzył chłopca pogardliwym spojrzeniem.
-Ej! Ty! Musiałeś widzieć konia, który przed chwilą tędy wyjechał! W którym kierunku się udał!- władczy ton głosu nie dopuszczał sprzeciwu. Link poczuł jak zlewa go zimny pot, mieszający się z kroplami deszczu. Wiedział, że nie ma najmniejszych szans w walce z tą osobą. Gdzieś z pod kaptura doszedł go cichy jęk.
-Nie, nie widziałem żadnego konia.- odpowiedział buntowniczo. Spojrzenie złotych oczu przeszyło go na wylot. Wiedział, że ten przeklęty gerudianin nie da się nabrać.
-Chcesz młodo umrzeć, dzieciaku?!- na twarzy jeźdźca, pojawił się paskudny grymas- Zabiłbym cię za taką bezczelność, ale w tej chwili mam pilniejsze sprawy. Twoja śmierć może poczekać. –dodał unosząc jedną rękę. Link cofnął się gwałtownie, gdy wokół jeźdźca zaczęły się pojawiać złowrogie cienie. Z bezkształtnej z początku mgły, zaczęły się wyłaniać twarze ludzi. Przeraźliwe zawodzenie wypełniło uszy chłopca, postać mężczyzny spowijały sylwetki jego dawnych ofiar! Link cofnął się jeszcze dalej, w jego błękitnych oczach widać było strach, gdy uformowane w strzałę duszę poleciały w jego kierunku. Stopy chłopca oderwały się od ziemi, a on sam poczuł falę bólu w klatce piersiowej. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, gdy uderzał o mokrą ziemie. Ciepła krew splamiła, zieloną tunikę, gdzieś z oddali słychać było złowrogi śmiech. Jeździec oddalał się szybko, obiecując ponowne, mniej przyjemne spotkanie.
Po przez gęstą mgłę niepojętych myśli, dobiegł Linka znajomy głos.
-Obudzi się! Nic ci nie jest! Link, słyszysz!- z wielkim wysiłkiem chłopiec otworzył oczy.- Nareszcie. –w głosie Navi słuchać było wyraźną ulgę. Link uniósł się lekko na łokciach, czując piekący ból w lewym ramieniu. Odgarniając z czoła mokre, od cięgle padającego deszczu i krwi, blond włosy spojrzał na swoją towarzyszkę.
- Straciłeś na chwilę przytomność- poinformował go duszek- choć musimy spełnić prośbę Zeldy. Księżniczka dała nam ostatni klucz potrzebny do otwarcia bramy- Ocarine Czasu!
- To ten przedmiot, który wpadł do rzeki?
- Tak! No chodź już! Trzeba ją wyłowić!- nalegał duszek. Link podniósł się z wysiłkiem i skierował w stronę fosy. Woda była zmącona przez ciężkie krople deszczu. Jednak mimo to chłopiec był w stanie dostrzec niewyraźne zarysy instrumentu. Bez namysłu wskoczył do rzeki, szkarłat krwi zaznaczył miejsce w którym rana zatknęła się z wodą. Po niedługim czasie Link wynurzył się z okrzykiem na ustach.
- MAM JĄ!!- chłopiec wgramolił się na brzeg, po czym począł przyglądać się ocarinie. Była bardzo lekka, zrobiona z jakiegoś nieznanego chłopcu ,błękitnego surowca. Link czuł delikatne wibracje, instrument z pewnością był magiczny.
- Chodź Link. Trzeba się udać do Świątyni Czasu. –wyrwany z zamyślenia chłopiec szybko przytaknął, chowając ocarine do torby. Wraz z Navi ruszył w stronę miasta.
Gród wyglądał jak wymarły. Nigdzie w zasięgu wzroku nie było widać żywej duszy. Link szedł wolno, wzdłuż głównej alejki prowadzącej do świątyni czasu. Po drodze rozglądał się lękliwie po opustoszałych ulicach. Nagły ruch w pobliskim zaułku, sprawił, że chłopiec aż podskoczył. Navi schowała się za przyjacielem, patrząc w stronę skąd doszedł ich dźwięk. Dzierżąc w zdrowej dłoń miecz chłopiec zbliżył się do ciemnego zaułka.
To co tam zobaczył zmroziło mu krew w żyłach. Na ziemi leżał pokryty krwią człowiek w powyginanej zbroi! Bez wątpienie jeden z zamkowych strażników. Mężczyzna zwrócił oczy w stronę chłopca. Jęknął cicho po czym z wielkim wysiłkiem szepnął:
-Zaatakowani... zostaliśmy zaatakowani- bredził. Link zbliżył się mimowolnie do umierającego. Splamiona krwią ręka chwyciła go za nadgarstek i przyciągnęła bliżej. Link mimo przerażenia starał się nie robić gwałtownych ruchów.
-Król...-jęknął leżący. Nagły napad kaszlu przerwał wypowiedź. Z ust żołnierza wypłynęła cienka stróżka krwi.- król... zabity, opanowali zamek...- Linkowi zrobiło się ciemno przed oczami. Wszystko zaczęło się nagle walić. Król nie żyje, Zelda uciekła. Co on ma teraz zrobić?! Nacisk na nadgarstku zelżał nagle. Przerażony chłopiec spojrzał błyskawicznie w dół, tylko po to, aby napotkać puste oczy żołnierza. Link cofnął się gwałtownie. Nie raz widział już śmierć, ale była to śmierć potwora nie człowieka! Nigdy nie zapomni tego, tej dogasającej iskierki w oczach konającego, grymasu bólu na twarzy. Ten widok będzie go prześladował do końca życia.
Gdzieś nad nim mały duszek, przyglądał się zatroskany całej taj scenie. Wiedział, że to wydarzenie odciśnie piętno w duszy jej młodego przyjaciela. Navi czuła się wyjątkowo bezradna, wiedząc, że nie może zrobić nic by pomóc Linkowi. Ale czas działał na ich niekorzyść. Duszek odczekał chwilkę, aby młokos się nieco uspokoił, po czym rzekł:
-Link musimy iść.- chłopiec spojrzał się nieprzytomnie na przyjaciółkę- Nasza misją, pamiętasz?- w oczach Linka pojawiła się iskierka zrozumienia. Wstał powoli, drżąc lekko.
-Tak... pamiętam. Chodźmy stąd Navi jak najszybciej.- Chłopiec zaczął oddalać się szybko nie patrząc już za siebie. Gonondorf mu za to zapłaci!! Navi przyglądała mu się przez chwilę uważnie, po czym rzucając ostatnie spojrzenie poległemu ruszyła za chłopcem.
Świątynia Czasu, była imponującą budowlą. Tuż nad bramą znajdował się witraż z herbem rodziny królewskiej. Link zbliżył się szybko do ogromnych, hebanowych wrót. Pchnął je lekko, ustąpiły bez problemy. Chłopiec wszedł do ogromnej sali. Czarno-biała posadzka, lśniła delikatnie odbijając promienie słoneczne. Na końcu pomieszczenia znajdował się duży marmurowy ołtarz. Link podszedł do niego pewnie. Na śnieżnobiałym blacie widniały trzy niewielkie żłobienia. Pod każdym widniał ledwo widoczny napis: „Klejnot Lasu od leśnych dzieci”, „Klejnot Ognia od władców gór”, „Klejnot Wody od strażników akwenu”.
Link wiedział co należy zrobić. Był tu już wcześniej. Wyjął ze skórzanej torby trzy drogocenne kamienie i położył na ołtarzu. Chłopiec wstrzymał oddech czekając na efekt, ale ku jego zdumieniu nic się nie stało. Odwrócił się w stronę wróżki posyłając jej pytające spojrzenie.
- Ocarina Link. Ostatni klucz.- młodzieniec wyjął zza pazuchy instrument i przyjrzał mu się uważnie. W sumie i tak nie wiedział co ma zrobić. Nagle poczuł silne wibracje w dłoniach. Ocarina wyzwoliła swoją moc, pod wpływem tego miejsca i bliskości kamieni. Nagle Link zrozumiał. Przyłożył instrument do ust i zaczął grać melodię, której nie znał, której nigdy nawet nie słyszał. Ocarina okazała swoją wolę, to ona kierowała ruchami chłopca. Gdy zabrzmiała ostatnia nuta, kamienie uniosły się w górę. Otoczyła je mistyczna poświata, a te zaczęły wirować. Link był zafascynowany tym widokiem. Nagły dźwięk sprowadził go jednak gwałtownie na ziemię. Ścianą za ołtarzem zaczęła się otwierać! Tumany kurzu wzniosły się w powietrze, uniemożliwiając zajrzenie do nowo otwartej komnaty. Gdy pył już opadł, Link ruszył szybko w kierunku tajemniczego wejścia. Navi była jednak szybsza. Przeleciała tuż obok towarzysza, jakby wiedziała co jest w komnacie.
- Miecz! Tu jest Miecz Mistrzów!!- dobiegł chłopca zduszony okrzyk. Link nie zastanawiał się dłużej, wbiegł błyskawicznie do salki. Navi miała rację. Na środku pomieszczenia, wbity w pięciokątny piedestał widniał wspaniały oręż. Link zwolnił gwałtownie, w życiu nie widział tak wspaniałej klingi. Mimo panującego w pomieszczeniu mroku, ostrze lśniło bladym blaskiem. Chłopiec ruszył wolno w stronę miecza, w tej chwili żałował, że jest tak mały. Ostrze było w istocie piękne, jednak zbyt duże dla Linka. Mimo to młokos postanowił je wyciągnąć. Stanął pewnie naprzeciw broń, chwytając za jelec i ciągnąc mocno w górę. O dziwo, klinga wyszła gładko.
-Link! Udało ci się wyciągnąć broń wybrańców!- zaśpiewała podniecona Navi. Link już miał się spytać co Navi rozumie przez pojęcie „broń wybrańców”. Lecz nagły wybuch światła skutecznie mu to uniemożliwił. Dopiero teraz chłopiec zdał sobie sprawę, że na piedestale widnieje znak Trójmocy. Trzy trójkąty rozbłysły jaskrawym niebieskim światłem.
- Link! Udało nam się! Otworzyliśmy wejście do Złotek Krainy!
- Tak w istocie udało wam się.- rozległ się zimny głos za nimi. Dwójka przyjaciół obróciła się gwałtownie. W niedawno otwartym wejściu, stała znajoma postać.
- Ganondorf?! Jak?!- oczy Linka rozszerzyły się ze zdumienia i strachu. Przeraźliwy śmiech wypełnił całą komnatę.
- Odwaliłeś za mnie brudną robotę młokosie- ironiczny uśmiech nie schodził mężczyźnie z twarzy- wiedziałem, że byłeś w posiadaniu kluczy. Wystarczyło tylko czekać, aż sam otworzysz bramę głupi dzieciaku!- szkarłatne płomienie wystrzeliły w kierunku Linka. Oszołomiony chłopiec nie zdążył nawet przyjąć odpowiedniej pozy do przyjęcia ciosu. Poczuł jak przez jego ciało przepływa strumień złej energii. Ogarnęła go nieprzenikniona ciemność, słyszał jeszcze złowrogi śmiech i czyjeś krzyki. Ale wszystko było teraz takie odległe, Link zapadł się w ciemność...
"Don't be afraid of the dark. Be afraid of what is hides"
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Maveral »

SZKICE UMYSŁU


cz.2/3 DROGA W NIEZNANE


Stał we wszechogarniającej czerni. Uniósł lekko ręce, spojrzał na nie, po czym schylił się i spróbował dotknąć podłoża. Nie wyczuł go. Pod nim nie było nic. Nie wiedział czy spada, czy lewituje w miejscu - nie miał żadnego punktu odniesienia. Wszędzie pustka. Jedyne co czuł to chłód. Zewsząd biło chłodem, który przeszywał go na wskroś. Zrobił krok. Poczuł coś pod stopami. Po czymś stąpał lecz gdy ponownie chciał sprawdzić co to jest - niczego nie wyczuł. Tak jakby jego ręka przenikała przez podłoże. Zrobił następny krok, potem następny i następny - szedł przed siebie. Nie wiedział dokąd, po prostu przed siebie. Idąc tak, próbował dostrzec cokolwiek w tej czerni. Ale nie było w niej nic. Czuł się jak ślepiec - widział tylko czerń, czuł tylko chłód. Próbował kogoś zawołać, ale nie słyszał swego głosu. Zupełnie jakby nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. A może to pustka pochłaniała jego krzyk? Czuł dziwność tego miejsca. Zdawało mu się, że w oddali coś słyszy, ale szybko rozwiał te wątpliwości. To była tylko cisza. Szedł dalej. Wydawało mu się, że poczuł chwilowy powiew ciepła. Złudzenie? W chwilę później usłyszał niesamowity huk dochodzący jakby ze wszystkich stron, a potem znów cisza. Cisza i... narastające ciepło. Czuł coraz większe gorąco, ale nie z zewnątrz. Coś paliło go w środku i stawało się coraz bardziej gorące. Przystanął. Zdawało mu się, że znów słyszy coś z oddali. Tak, tym razem na pewno słyszał. Szepty. Powoli dobiegały do niego ze wszystkich stron i zdawały się coraz bardziej krystalizować. Już po chwili krążyły nad jego głową wypowiadając coś czego nie mógł zrozumieć. Coś parzyło go od środka i stawało się z każdą chwilą coraz bardziej gorące. Spojrzał na swoje ręce. Skóra zaczęła pękać. Przeszył go niesamowity ból. Dotknął swej dłoni. Była sztywna i popękana, a z pęknięć przedzierało się oślepiające światło. Nie mógł znieść tego cierpienia. To gotowało jego wnętrzności. Nie mógł złapać tchu, coś pchało mu się do gardła. Palił się od środka. Krzyczał, ale jego krzyk dławiła nicość. Upadł na kolana i dotknął rękoma czegoś pod sobą. Zatapiał się powoli w jakiejś czarnej mazi. Zobaczył, że światło powoli rozświetla otaczającą go pustkę. Zdał sobie sprawę, że zatapia się morzu czarnej substancji. A może to była smoła? Ból nacisnął mocniej, ogień palił od środka, po raz kolejny nie usłyszał swojego przeraźliwego krzyku. Z ust i przez oczy wypływała z niego przerażająco gorąca, gęsta ciecz. Przewrócił oczyma jakby szukał czegoś na czym mógłby zawiesić wzrok. Wydawało mu się, że to już agonia. Buchnął z niego słup ognia. Płonął krzycząc przeraźliwie w straszliwym bólu. Nie słyszał swych krzyków. Nie słyszał nic prócz nasilających się szeptów, które tłoczyły mu do głowy niezrozumiałe słowa. Z dalekiej otchłani doszedł do niego diaboliczny śmiech. Zatracił się w bólu. Ostatni płomień spalił go do reszty, ostatni śmiech usłyszał z oddali, ostatni szept wtłoczył mu się do głowy. "Wszystkie sekrety w twoich snach" rozbrzmiewał nieprzerwanie. Zatopił się cały w mazi. Próbował oddychać lecz nie mógł tego zrobić. Czuł jak traci kontrolę. Nie mógł się poruszyć, ostatni raz chciał zobaczyć cokolwiek, otworzyć oczy i... nagle... cisza. Znów cisza. Ogarnęła wszystko wokół.

Nie czuł siebie, tak jakby był poza swoim ciałem. Umarł? Tego nie wiedział, ale znów lewitował w pustce, a zewsząd znów zaczął dochodzić doń szept powtarzający nieustannie "Wszystkie sekrety w twoich snach, wszystkie sekrety w twoich snach, wszystkie sekrety...". Urwał się. Nastała zupełna cisza. Przed nim, z pustki, zaczęły wyłaniać się sylwetki jakiś ludzi. Patrzył zdziwiony jak wyłaniają się z mroku. Zrobił ku nim krok. Dotknął zdziwiony swej ręki. Jego ciało było jak nowonarodzone, nawet najmniejszego zadrapania, poparzenia. "Ale jak?!..." urwał myśl, słysząc z daleka wołanie - "Ale jak?!". Rozejrzał się z przerażeniem wokół siebie. Pojawiało się coraz więcej sylwetek. Wyłaniały się jedna za drugą, stojąc nieruchomo w milczeniu. Wyglądały jak posągi. Zbliżył się do najbliżeszej. "Znam go!" pomyślał. "Znasz go!" dało się słyszeć z oddali. Znów rozejrzał się niepewnie. Nie wiedział co to za głos i skąd pochodzi. Czuł się dziwnie, lecz nie bał się. "To mój sąsiad" przeszło mu przez głowę. "To twój sąsiad" ozwał się głos z otchłani. Dotknął jego twarzy, potem ramienia. Był jakby naturalny, ale wogóle się nie ruszał, jakby stał przed nim nieboszczyk. Oczy były zamknięte, a kiedy próbował je otworzyć - nawet nie drgnęły. "To żywy posąg" dobiegło do jego uszu. Rozejrzał się raz jeszcze. Postacie stały w kręgu, otaczając go i jakby wyczekując w milczeniu na to co zrobi. Stały w półmroku, balansując na granicy światła i cienia. Podszedł do sylwetki obok. "Ona... uczyła cię..." urwał głos z oddali. Pobiegł naprzeciw. "To ekspedientka ze sklepu obok...". Nie wiedział co robić. Zaczął biegać od jednej postaci do drugiej, przyglądając się im uważnie. W każdej z nich rozpoznawał kogoś znajomego, a głos z oddali powtarzał to co pomyślał, nie dając mu spokoju. "Kim jesteś?" pomyślał. "Kim jesteś?" odpowiedział. "Przestań!" - "Przestań!". Upadł na kolana. "Wyjdź z mojej głowy" - "Wyjdź z mojej głowy". "Nienawidzę cię!" - "Nienawidzę cię!". "Przestań!" - "Przestań!". "Przestań!". Tym razem głos nie odpowiedział. Poczuł natomiast lekki podmuch wiatru na sobie. Wstał przestraszony i obłąkańczym wzrokiem rozglądał się wokół. W oddali ponownie rozległ się przeraźliwy śmiech wypełniający panującą ciszę, a wiatr zaczął dąć coraz mocniej. Za sobą usłyszał trzask. Odwrócił się. Jedna z postaci skruszyła się i rozleciała na kawałeczki jak kamień pod wpływam silnego uderzenia. Podszedł bliżej by przypatrzeć się pozostałościom. Pod jego stopami leżał tylko pył. Zwrócił wzrok na postacie obok. Wszystkie zaczęły pękać jak skorupka jajka, po czym rozsypywały się w proch. Wiatr wzmógł się jeszcze bardziej świszcząc złowrogo i unosząc z podłoża prochy postaci. Zasłonił twarz. Nie chciał aby pył naleciał mu do oczu. Zauważył, że mimo olbrzymiej siły wiatru, szarpiącego całym jego ciałem - stał w miejscu. W oddali zobaczył mały, jasny punkt. Iluzja? Nie był pewien, bo pył leciał mu cały czas do oczu, ale ruszył w tamtym kierunku. Rzucił się w bieg. Wiatr dręczył go, dmiąc mocno i bijąc do oczu czarny pył. Nie zważał na to jednak. W tej wszechograniającej pustce wreszcie zobaczył coś w oddali. Punkt wydawał się być tak odległy, a obraz jego tak rozmazany. Czuł, że musi tam dotrzeć. Skulił głowę i powtarzał sobie, że musi tam dotrzeć. Zamknął oczy i biegł... coraz szybciej i szybciej. Gnał w tak szaleńczym tempie, że po kilku chwilach czuł się już potwornie zmęczony. Gnał jednak dalej. W pewnym momencie na chwilę zwrócił wzrok przed siebie. Obraz rozmazywał się coraz bardziej, światełko w oddali było coraz bardziej niewyraźne... Znów zamknął oczy i gnał, gnał, gnał... Jego serce waliło jak młot, oddech stał się szaleńczy, poczuł jak brakuje mu tchu. I nagle usłyszał świst, a potem wyraźny szept - "W stronę światła". Momentalnie otworzył oczy by zobaczyć skąd pochodzi głos. Już nie biegł. Stał, a przed nim znajdował się jakby nieskończenie wysoki słup światła. Wiatr wyraźnie zelżał, a z mroku ponownie zaczęły wyłaniać się postacie. Stały w dwóch szeregach po jego lewej i prawej ręce, tworząc swoistą "drogę" prowadzącą wprost do jaśniejącego słupa. Nie czuł już zmęczenia. Położył dłoń na sercu - biło spokojnie, miarowo. Ruszył z wolna patrząc na twarze mijanych postaci. Te same twarze. Były nieruchome, jakby zdrętwiałe, bez najmniejszych oznak życia. Bił od nich dziwny niepokój. Obrócił się wokół siebie. Nie zauważył jednak niczego innego. Podszedł do światła. Zauważył, że wewnątrz słupa coś się znajdowało. Stąd nie był w stanie tego zobaczyć, bo przez oślepiające błyski obraz był bardzo niewyraźny. Powoli zanużył się w świetle. Nie poczuł niczego dziwnego, nie stało się nic niespodziewanego choć spodziewał się czegoś nadzwyczajnego. Nie działo się jednak nic. Odwrócił się i zobaczył, że postacie zniknęły, a poza słupem panuje na powrót nieprzenikniona czerń. Skierował się ku centrum światła. Nadal nie mógł dostrzec co leży w centrum, więc podszedł jeszcze bliżej. Zobaczył, że to stara płachta, która coś przykrywa. Kształetem przypomniało człowieka więc czym prędzej ją odsłonił. Przerażony, odsunął się na dwa kroki. Na ziemi leżał, wijąc się w agonii, *******. Był cały zakrwawiony, jego oczy były wyłupione, a z jego ust i brzucha płynęła krew. Wstrzymał oddech, jego serce zamarło wciskając się do gardła. Poczuł coś na ręce. Spojrzał przerażony na swą dłoń, po której ciekła ciepła jeszcze stróżka krwi, a w której ściskał zakrwawiony nóż. "Boże! Jestem cały we krwi! Zdejmijcie to ze mnie! Zdejmijcie!" krzyczał szamocząc się obłąkańczo. "Boże! Jestem cały we krwi! Zdejmijcie to ze mnie! Zdejmijcie!" ozwał się głos z oddali, a w chwilę potem dał się po raz trzeci słyszeć szyderczy, diaboliczny śmiech, który tym razem jakby nie ustawał. Stanął w miejscu zrezygnowany i upuścił nóż. To wszystko, ten widok, było jak uderzenie młota w jego głowę. Nie wiedział co ma począć, nie myślał. Szok. To wszystko odebrało mu myśli, odebrało mu zmysły. Stał bezwładnie na nogach, a do oczu cisnęły mu się łzy. Po chwili wybuchnął ponownie. "Nie! To nie ja!" - wyrzucał z siebie rozpaczliwie, szlochając i szamocząc się z zakrwawioną koszulą. Szaleństwo. Przez chwilę poczuł się jak szaleniec chwytający się rozpaczliwie za głowę. Jego dusza chciała krzyczeć, wyrzucić z siebie to wariactwo. Ale obłąkanie z każdą chwilą stawało się silniejsze. Do ust wstapiła mu piana, kapiąca na upuszczony nóż. Zaczął sie dławić. "To nie ja..." - urwał w końcu nie mogąc już złapać oddechu. Chciał opaść bezładnie na podłoże, ale... podłoża nie było. Spadał. Widział jak pozostawiał w górze zwłoki, krew, nóż, śmiech i... światło. To wszystko oddalało się, a on spadał. Nie wiedział gdzie, ale poczuł jakąś dziwną ulgę. Zamknął oczy i oddał się tej błogiej chwili. Przez chwilę poczuł się wolny od tego co zostawił tam w górze choć czuł, że to nie koniec.

Nie mylił się. Usłyszał miarowy stukot. Leżał. Rozejrzał się i wstał. Stał tak kilka chwil, zdezorientowany i przestraszony. Znów ogarniała go pustka, ale po chwili zauważył światło. Było niedaleko. Ruszył w jego kierunku. Stukot robił sie coraz wyraźniejszy. Brzmiał jakby ktoś kuł żelazo. Przyspieszył. Po paru chwilach zauważył, że światło dochodzi jakby zza załomu czegoś. Tak jakby w ciemności znajdowało się jakieś niewidoczne pomieszczenie, a światło biło z jego wnętrza przez otwarte drzwi. Tak, teraz słyszał już dobrze. To był dźwięk kutego żelaza. Ręką próbował wymacać rzekomy budynek, ale dłoń napotkała nicość. Wyjrzał zza załomu. Widok był przedziwny. Stał jak zamurowany u wejścia do pomieszczenia, w którym zobaczył ludzi. Tym razem byli żywi, ruszali się, ale to co robili było nierealne. Zobaczył czterech kowali uderzających młotami i dłutami o... ludzi leżacych nieruchomo na stołach. Kowale zachowywali się zupełnie jakby kuli żelazo. Odgłos był metaliczny, chłodny, za każdym uderzeniem leciały iskry - jak z kutego żelaza. Czy byli z metalu? Niemożliwe. A może jednak? Ocknął się z pierwszego szoku i niepewnie podszedł bliżej. Kowale nie zwracali na niego uwagi tak jakby go tu nie było. A może go tu nie było? Może wydawało mu się, że tu jest? Przyjrzał się ludziom na stołach. Nie dawali oznak życia, ich oczy były zamknięte, nie oddychali, a na czołach mieli dziwne, jakby wyryte znaki przypominające smoka. Dotknął ciała pierwszego. Było normalne. Gorące, ale normalne. Kowal znów uderzył o ciało, znów poleciały iskry, znów wydobył się metaliczny dźwięk. "Niemożliwe" pomyślał. "Musisz wybrać" usłyszał szept. I nagle to wszystko zniknęło. Stał w nicości. Rozejrzał się wokół zdezorientowany. Po chwili znów usłyszał ten dźwięk, znów zobaczył światło, znów ruszył w jego kierunku. Był pewien, że znów zobaczy to samo, ale pomylił się. Pomieszczenie było to samo, ale tym razem był tylko jeden kowal i kuł... samego siebie. Dziwnym było, że tym razem to on miał symbol smoka na czole. Stojąc, uderzał mechanicznie, bez żadnych oznak odczuć, o swoją nogę, a za każdym uderzeniem na podłoże siarczyście sypały się iskry. Po dłuższej chwili odłożył młot, odwrócił się i odszedł w mrok. "Musisz wybrać" usłyszał ponownie. Wszystko zniknęło. Stał w nicości. Spodziewał się ujrzeć światło, usłyszeć ten metaliczny dźwięk? Tak. I ujrzał światło. Nie słyszał jednak żadnego dźwięku. Wydawało mu się, że po raz trzeci zagląda do tego samego miejsca. Nie mylił się. To samo pomieszczenie, lecz znów inna scena. Jeden kowal, jeden człowiek na stole. Znów nieruchomy, bez życia, ze znakiem smoka na czole. Podszedł bliżej. Zobaczył, że leżący ma w klatce, w okolicach serca, wyszarpaną dziurę. Widok był makabryczny. Czuł jak zbiera go na wymioty. Kowal podszedł do stołu z wielkim kotłem i wlał do środka człowieka wrzącą surówkę. Zasyczało, surówka zaczęła bulgotać. Po chwili dziura w szybkim tempie zarosła się sama, człowiek otworzył oczy, wstał i odszedł w nicość. "Musisz wybrać" po raz trzeci usłyszał ten szept. I wszystko zniknęło. Przez chwilę znów nie był w stanie dostrzec niczego. Tylko przez chwilę... Za sobą usłyszał lekko słyszalny szmer. Odwrócił się i zobaczył cztery portale, z których biło ostre światło. Podszedł bliżej. "Droga do złota" usłyszał ponownie. Przed pierwszym portalem zobaczył kowala kującego człowieka leżącego na stole, przy drugim kowal kuł sam siebie, przy trzecim kowal wlewał wrzącą surówkę do wnętrza człowieka, przy czwartym nie było nic. Nad trzema pierwszymi portalami widniały rzeźby smoków unoszących się nad czarnym słońcem na tle dużych płomieni. Nad czwartym widniał smok walczący z aniołem, pod nimi czarne słońce, a tłem były płomienie. I właśnie ten ostatni portal nęcił najbardziej. Podszedł blisko niego, by zobaczyć co jest po jego drugiej stronie, lecz nie mógł niczego dostrzec. Światło było zbyt mocne, ślepiło. Wiedział, że wybiera niepewność. Jeszcze raz spojrzał na pozostałe portale. "Czy to początek, czy koniec?" zastanawiał się. Westchnął głęboko i wszedł w czwarty portal...
Ostatnio zmieniony 30 kwietnia 2005, 17:37 przez Maveral, łącznie zmieniany 2 razy.
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
Mellitus
Kurszok
Posty: 515
Rejestracja: 24 sierpnia 2003, 20:03
Lokalizacja: Kraków

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Mellitus »

Czy zamieszczając na forum możecie te wielkie klocki tekstu rozbić na mniejsze? Akapity? Paragrafy?
"Lecz jak mam osiągnąć Eden,
Jeśli ona ma lat dwadzieścia dwa,
A ja jutro skończę siedem"
R. Kasprzycki, Bo jestem powietrzem...
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Maveral »

Specjalnie dla Ciebie Mellitus, podzieliłem tekst na trzy mniejsze klocki :wink:
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Caer »

Maveral pisze:SZKICE UMYSŁU


cz.2/3 DROGA W NIEZNANE

(...)

No proszę, wystarczy zachęcić... :-D. Czekam na część trzecią.
Mike Coroner
Bełkotliwiec
Posty: 5
Rejestracja: 02 maja 2005, 10:41
Lokalizacja: Mikołów

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Mike Coroner »

To Może Coś Ode Mnie:
Garret – Mistrz Złodziejskiego Fachu
------------------------------------------------------------------------------
Garret – Osoba Którą Spowija Cień
Nie Wychodząca z Niego Nawet w Dzień,
Jest Zawsze Tam Gdzie Coś Cennego,
W Tym Zawodzie Nie Ma Sobie Równego.
Kocha Kraśc, Urodził Się Na Ulicy, W Ubogiej Dzielnicy
Nie Przeszkadzało Mu To Jednak Wcale, Bowiem Wiedział Od Początku:
----------------------------Dorobi Się Majątku--------------------------
Samobójstwo To Czasem Jedyna Droga Ucieczki...
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Maveral »

Potrafie jednak napisać cos radosnego :wink:

PONAD BOGIEM, POZA NIEBEM

Skoro świt, znad morza bije bryza
Orzeźwiająca... strach i gorycz wymywa
Skoro świt, toń morza pisaki zabiera
Tak szybko... strach i gorycz zamiera

Możemy iść przez wieczność sami
Tocząc boje z własnymi myślami
Możemy iśc przez wieczność we dwoje
Tworząc imperium przez uczuć podboje
Zajść dalej niż marzył sam Bóg
Wyjść za niebo, przekroczyć ten próg
Iść coraz dalej, konać i żyć
Jeśli zechcemy, możemy tam być

Skoro świt, żebrze o barwne kolory
Tęczowe... z niebia wypędzą potwory
Skoro świt, modlę się o słońce
Tak jasne... wypali potwory dryfujące

Światła zaświecą i rozwieją trwogę
Poprowadzą nas, wskazując drogę
Zajdziemy wtedy za kraniec świata
Gdzie Pan Losu nieustannie nas splata
Gdzie kwitną kwiaty nieskończoności
Nie ma tam czasu, nie ma przeszłości
Odkryjmy na powrót swoje marzenia
Tyle do zyskania, tyle do stracenia...

Skoro świt, widze gwiazdy na niebie
Migoczące... we śnie patrzą na ciebie
Skoro świt, widze tarczę księżyca
Tak wielką... swym blaskiem zachwyca

Możemy iść przez wieczność sami
Tocząc boje z własnymi myślami
Możemy iśc przez wieczność we dwoje
Tworząc imperium przez uczuć podboje
Światła zaświecą i rozwieją trwogę
Poprowadzą nas, wskazuąc drogę
Zajdziemy wtedy za kraniec świata
Gdzie Pan Losu nieustannie nas splata
Zajść dalej niż marzył sam Bóg
Wyjść za niebo, przekroczyć ten próg
Iść coraz dalej, konać i żyć
Jeśli zechcemy, możemy tam być
Gdzie kwitną kwiaty nieskończoności
Nie ma tam czasu, nie ma przeszłości
Odkryjmy na powrót swoje marzenia
Tyle do zyskania, tyle do stracenia...

Czemu gdy spoglądamy w górę, niebo jest tak ciemne?
A może to tylko nasze oczy widzą taką własnie prawdę?
Może widzą tylko to, co dyktuje im zaciemnione serce?
Może patrzymy tylko wtedy, gdy niebo jest zachmurzone?
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
Kruk
Skryba
Posty: 310
Rejestracja: 31 stycznia 2005, 19:25
Lokalizacja: Środek nieskończoności

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Kruk »

Dobre, trochę jak piosenka :-D
"Don't be afraid of the dark. Be afraid of what is hides"
ODPOWIEDZ