Mój projekt też :)

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Awatar użytkownika
marecki
Kurszok
Posty: 635
Rejestracja: 13 września 2005, 15:59
Lokalizacja: Wólka Kozodawska

Re: Mój projekt też :)

Post autor: marecki »

Dobrze jest Black Fox, tylko może zmień imiona rzeczywiście, bo ten cały Jack, Bob i Charlie brzmi jak z lipnego kabaretu. Czekam na dalszy ciąg i, khem, nie przejmuj się Caer, jesli wiesz, co mam na myśli.
Nothing is exactly as it seems, nor is it otherwise
Awatar użytkownika
Black_Fox
Szaman
Posty: 1015
Rejestracja: 23 września 2006, 11:54
Lokalizacja: The City

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Black_Fox »

Domyślam się... A jakie imiona proponujecie, bo... :roll:
- And...
- Remember to pick pocket of the party guests?
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Caer »

O wypraszam sobie, imion to się akurat nie czepiałam... :P:

Black_Fox pisze:Domyślam się... A jakie imiona proponujecie, bo... :roll:
Do wyboru, do koloru: www.gildiaoswieconych.go.pl > Biblioteka > Projekt


PS. Ten wątek żyje! Muahahahahaha! *Caer wybucha śmiechem szalonego naukowca*
Awatar użytkownika
marecki
Kurszok
Posty: 635
Rejestracja: 13 września 2005, 15:59
Lokalizacja: Wólka Kozodawska

Re: Mój projekt też :)

Post autor: marecki »

Caer pisze:Ten wątek żyje! Muahahahahaha! *Caer wybucha śmiechem szalonego naukowca*
E tam, to tylko przedśmiertne podrygi :-D
Nothing is exactly as it seems, nor is it otherwise
Awatar użytkownika
taffer
Młotodzierżca
Posty: 876
Rejestracja: 09 kwietnia 2007, 13:43

Re: Mój projekt też :)

Post autor: taffer »

Że się tak spytam... To jest temat, gdzie można coś naskrobać o złodzieju? ;)
Awatar użytkownika
marecki
Kurszok
Posty: 635
Rejestracja: 13 września 2005, 15:59
Lokalizacja: Wólka Kozodawska

Re: Mój projekt też :)

Post autor: marecki »

W zasadzie tak, i to nie tylko o złodzieju oraz w dowolnej formie: możesz tutaj wrzucić choćby rozprawkę syntetyzującą, poemat dygresyjny, dramat niesceniczny, a nawet limeryk.
Nothing is exactly as it seems, nor is it otherwise
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Caer »

marecki pisze:W zasadzie tak, i to nie tylko o złodzieju oraz w dowolnej formie: możesz tutaj wrzucić choćby rozprawkę syntetyzującą, poemat dygresyjny, dramat niesceniczny, a nawet limeryk.
Tak wlasciwie to powinnam podziekowac wszystkim, ktorzy propaguja strone Gildii Oswieconych pod nieobecnosc glownego designera i jego managera (a takze calej rzeszy innych osob odpowiedzialnych za strone). Obiecuje, ze odpowiednia notka pojawi sie w Magu Codzienny. Juz niedlugo. Jak tylko glowny designer uzupelni swoj diariusz. Zostancie z nami i takie tam.

Tymczasem wszystkich zainteresowanych wspolpraca zapraszam oczywiscie do zamieszczenia owocow swojej tworczosci na stronach Gildii, a takze w tym watku (tzn. chyba powinno byc odwrotnie, ale co tam).

Ps. Przepraszam za brak ogonkow, ale system niestety ich nie posiada. W tej chwili ;).
Awatar użytkownika
Black_Fox
Szaman
Posty: 1015
Rejestracja: 23 września 2006, 11:54
Lokalizacja: The City

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Black_Fox »

Mógłbym wrzucic poprawiony tekst i... trochę więcej, ale komu się chce to przepisywac (i czytac)... :/ Pisząc na komputerze nie mogę nic wymyślic. :) Wolę na karteczkach.
- And...
- Remember to pick pocket of the party guests?
Awatar użytkownika
Przemek557
Kurszok
Posty: 551
Rejestracja: 29 października 2005, 12:00
Lokalizacja: Tychy

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Przemek557 »

Do Black_Fox

No, przeczytałem twoje notatki i muszę przyznać że fajnie to wygląda. Proponowałbym walnąć tu jeszcze coś z więzieniem, np. zamknęli by część z głównych bohaterów lub wszystkich i musieliby jakoś uciec(AKA Prion Break :)) ) Ja natomiast uważam że ilość opisów jest dobra, bo bez opisów byłoby krótko. Motyw z tym że do karczmy wejdzie ktoś taki jak kupiec lub strażnik można było przewidzieć, ale jest ok.

P.S. Gdybym ja pisał sobie jakąś historyjkę na każdej chemii na której mi się nudzi to miałbym już 1354123524521 tomów po parę tysięcy stron małą czcionką :))

edit: BTW mógłby być jakiś wstęp gdzie byłaby nazwa miasta, czas akcji itp.
Zagraj z nami w Thievery!
Thievery Server Browser
Awatar użytkownika
taffer
Młotodzierżca
Posty: 876
Rejestracja: 09 kwietnia 2007, 13:43

Re: Mój projekt też :)

Post autor: taffer »

Black_Fox pisze:Mógłbym wrzucic poprawiony tekst i... trochę więcej, ale komu się chce to przepisywac (i czytac)... :/ Pisząc na komputerze nie mogę nic wymyślic. :) Wolę na karteczkach.
TRÓ :evil:

Nic nie odda magii papieru, na klawiaturze jest niewygodnie, a od monitra bolą oczy :-D
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Edversion »

Wczorajszego dnia naskrobałem coś takiego:

Na ulicach powoli się ściemniało. Ostatnie stragany na skalnym targu powoli były zamykane. Mieszczanie udawali się do swoich przytulnych i ciepłych domost. Lady Rumford w eksporcie swoich żołnierzy wracała do swojej rezydencji.
Za rogiem młotodzierżca złapał i zaczął walić swym bojowym młotem biednego żebraka. Żebrak próbował się bronić. Szarpał i walił pięśćmi w oprawcę. Zdenerwowany strażnik zakonny uderzył żebraka w głowę, który po chwili padł bez ruchu. Młotodzierżca jeszcze dłuższą chwilę walił w nieprzytomnego człowieka. Pochylił się. Okazało się, że nie żyje. Wyrzucił jego ciało na śmietnik i uciekł w boczną aleję.
Ach, Młotodzierżcy.. Ta fanatyczna, uzbrojona w bojowe młoty grupa, założyciele Miasta, oddający cześć Budowniczemu, który uznawany jest za założyciela wszelkiej cywilizacji, mistrzowie rzemieślnictwa i dyscypliny. Niestety w dzisiejszych czasach ich kapłani agresywnie narzucają ludziom posłuszeństwo. Wielu wsadzają w więzienia, torturują i każą dożywotnio pracować. Mam szczęście, że jeszcze na nikogo z nich nie natrafiłem. Od razu wylądowałbym w zakładzie karnym. A jestem jeszcze taki młody. Mam dopiero dwanaście lat.
Nie miałem nic do jedzenia. I niemiałem pieniędzy, którymi mógłbym zapłacić za pożywienie. Wychowywałem się bez rodziców i mieszkałem na ulicy, która z czasem stała się moim domem, w którym niestety nie czułem się zbyt bezpiecznie. Wszędzie kręcili się ci młotodzierżcy, strażnicy miejscy. Jednak musiałem jakoś żyć. Przenosiłem więc wiadomości i kradłem, aby nie umrzeć z głodu.
Już całkowicie się zciemniło. Rozejrzałem się po skalnym parku. Nie było tu już nikogo. Przebiegłem przez targ i wpadłem w uliczkę naprzeciwko mnie. Na prawo, przy barze widziałem jakiegoś człowieka. Był ubrany w czarną pelerynę. Nie widziałem jego twarzy ponieważ całkowicie miał ją zasłoniętą kapturem. Podeszłem nieco bliżej. Człowiek z kimś rozmawiał. Drugi osobnik był tak samo ubrany jak poprzedni. Co tu jest grane? Czy mam doczynienia z skrytobójcami, młotowcami, poganami, lub być może z jakąś inną, nową grupą?
Na szczęście mnie nie zauważyli. Teraz mogę poczekać aż dokończą rozmowę i rozdzielą się wtedy będę skradał się za jednym z nich. Może będzie miał coś drogocennego?
- Istotą równowagi jest obojętność - mówił człowiek w pelerynie - Przywiązać się do sprawy, polubić lub znienawidzić to utracić tę równowagę. A wtedy już żaden czyn nie budzi zaufania. Nasze brzmienie nie jest dla tych, którzy okazują słabość ducha.
- Masz rację - odezwał się drugi - Wracam do kryjówki.
Rozdzielili się. Czas na kradzież. Pierwszy zaczął udawać się w stronę targu, drugi odszedł w cień bocznej uliczki. Udałem się za tym pierwszym. Skradałem się tuż za nim.Miał przypięto do pasa pełną sakwę pieniędzy. Hmm, chyba mam dzisiaj szczęście. Poczekałem aż nadszedł odpowiedni moment i złapałem ręką sakwę. Jednak coś nie wyszło. Nie wiem jak to się stało, ale sakiewka znikła a ja trafiłem prosto w ręce obcego mi mężczyzny. Już po mnie.
- To nie dla ciebie - odezwał się nieznajomy.
- Błagam panie - powiedziałem niemal zapłakanym głosem - Jestem głodny. Przysięgam! Nie mów o niczym Młotom. Obiecuję, że..
Lecz on mnie jakby nie słuchał. Zapytał:
- Jak masz na imię, młody człowieku?
- Garrett - odpowiedziałem.
- Masz talent, chłopcze.
Mężczyzna teraz całkowicie mnie zaskoczył. Chciałem go okraść a on mi mówi o jakimś talencie? Czy ja śpiewałem, gdy się skradałem? Tak czy inaczej nie spodobał mi się ten człowiek. I cała ta afera.
- Puszczaj mnie, staruchu - powiedziałem otwarcie.
Gdy to powiedziałem próbowałem wyrwać się z rąk człowieka. I wtedy to zauważyłem. Miał on założony na palec złoty pierścień. Ale nie było to taki normalny pierścień. Miał on wymalowany znak dziórki od klucza. Co to jest? Jakiś herb, znak rozpoznawczy? Nie mam pojęcia.
- Niełatwo jest zobaczyć Opiekuna, zwłaszcza takiego, który nie chce być zauważony - powiedział człowiek.
Kim on jest? Kim są ci Opiekunowie?
- Potrzebujemy osób obdarzonych takim talentem jak twoim. Chodź ze mną, jeśli masz dość życia, jakie dotychczas wiodłeś.
- Zostaw mnie w spokoju - odpowiedziałem odruchowo.
- Jak sobie życzysz - starzec puścił mnie. Cofnąłem się kilka kroków.
Mężczyzna odwrócił się i zaczął dążyć dalszą droga.
Nie wiedziałem co robić. Zostawić go, o wszystkim zapomnieć i dalej żyć kradnąć i uciekać przed stróżami prawa? Czy może iść za człowiekiem, który da mi schronienie i pozywienie? Ale skąd mam wiedzieć, gdzie on mnie zaprowadzi? Być może on również mieszka na ulicy.
Nie mogłem się jednak zbyt długo zastanawiać. Opiekun skręcił w prawo w słabo oświetloną uliczkę. Dopędziłem więc go, zanim ponownie zniknął w cieniu.
- Wiedziałem, że przyjdziesz. Przepowiednie mówiły prawdę..
O co mu znowy chodzi? Przepowiednie? W jakim świecie on żyje.. czy raczej w jakim świecie ja zacznę żyć.
Mężczyzna zaczął mnie prowadzić do swojej kryjówki. Po drodze opowiedział mi nieco o sobie. Miał na imię Mayar. Należał do bractwa Opiekunów - tajnej organizacji, która ma mnie wyszkolić na.. złodzieja z przepowiedni. Opiekunowie używają niewidzialnych znaków i glifów, by utrzymać równowagę w Mieście. Mają porozrzucane kryjówki w każdej dzielnicy.
Po kilku minutach drogi Opiekun zaprowadził mnie na miejsce. Byłem gdzieś w zachodniej części doków. Przedemną stał ogromny budynek za grubym, ceglanym murem. Całość rezydencji zajmowała dość dużo terenu.
- Mówiłeś, że jesteście tajną organizacją - powiedziałem - A tutaj macie taki ogromny budynek. Nikt tego nie odkrył?
- Pozwól, że ci wszystko wyjaśnię. Powiedzieliśmy władzom miasta, że to rezydencja Lorda Orlanda,
i tak też oni myślą. Tak naprawdę to jest nasza główna baza. Mieszka tutaj nasz dowódca, Opiekun Orland i właśnie tutaj znajduje się nasza Wielka Biblioteka, gdzie przebywa przepowiednia Caduca z tłumaczką Gamall. Tutaj też przebywa najwięcej z nas. A teraz naprzód.
Mayar wyciągnął z kieszeni swoje pióro i zaczął kreślić na bramie jakieś znaki. Zamiast atramentu na bramie zaczęły pojawiać się iskrzące, białe linie. Gdy Mayar skończył malować, białe linie poprostu zniknęły i zaraz potem brama została otwarta.
- Zapewne interesuje cię, co to takiego jest - zapytał Mayar - Otóż to jest Glif Drzwi, potężny nasz symbol, który umieszczamy na ścianach, gdy chcemy wejść do jakiejś naszej kryjówki. Czasami jednak w wyjątkowych sytuacjach mamy nieco inne schematy wejścia, ale.. niech o wszystkim powie ci Pierwszy Opiekun.
- Co? Kierujesz mnie od razu do Orlanda? - zdziwiłem się.
- Jestem pewien, że to o tobie są te wszystkie przepowiednie.. To ty nas uwolnisz od mrocznej przyszłości.
- Mrocznego czego?
- Wchodzimy.. - i przeszliśmy do kryjówki Opiekunów.
Mayar zaprowadził mnie wprost do gabinetu Orlanda. Droga do niego była dość skomplikowana, ile to ja minąłem korytarzy, schodów i innych Opiekunów którzy dziwnie spoglądali to na mnie, to na Mayara.
- Bracie Orlandzie - odezwał się Mayar - To ten o którym opowiada nam Caduca.
- Niech mu się przyjrzę - odezwał się stojący niedaleko od okna Pierwszy Opiekun.
Podszedł do mnie. Był wysokim, tęgim mężczyzną w wieku około trzydziestu lat. Był ubrany w taką samą pelerynę jak Mayar, tylko nie miał założonego kaptura. Swoim badawczym wzrokiem badał mnie od stóp po głowę. Jego broda i muskulatura okazywała pełnię męskości. I do tego ten jego gruby głos..
- To on?!
- Tak jestem tego pewien - powiedział Mayar.
Opiekun Orland ponownie spojrzał na mnie.
- Nie wieżę w to. Poczekajmy kilka lat to to się okaże. Mayarze, wskaż młodemu człowiekowi jego komnatę.
Wyszliśmy.

Nie wiem czy się przyjmie, i czy mam pisać dalej. To jak? Podoba się?
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Maveral »

A jakoś zebrało mi się na bycie małym krytykiem ;) Najpierw błędy, które wychwyciłem.
Mieszczanie udawali się do swoich przytulnych i ciepłych domost
Na dobry początek literki zabrakło :-D
Lady Rumford w eksporcie swoich żołnierzy wracała do swojej rezydencji.
Teraz nie wiem czy lady Rumford handluje ludźmi, mało tego - eksportuje swoich żołnierzy do innych krajów, czy jednak chodzi o eskortę? :-D
Za rogiem młotodzierżca złapał i zaczął walić swym bojowym młotem biednego żebraka.
Składnia troche nie ten teges. "Za rogiem młotodzierżca złapał (biednego) żebraka i zaczął walić go ("okładać go" chyba lepiej by brzmiało) swym bojowym młotem.
Szarpał i walił pięśćmi w oprawcę.
Chyba "Szarpał się i walił pięśćmi w oprawcę". Mała rzecz, a cieszy :P
Zdenerwowany strażnik zakonny uderzył żebraka w głowę, który po chwili padł bez ruchu
Ja bym tu wstawił "zakonnik". Może się czepiam hehehe
Młotodzierżca jeszcze dłuższą chwilę walił w nieprzytomnego człowieka. Pochylił się. Okazało się, że nie żyje. Wyrzucił jego ciało na śmietnik i uciekł w boczną aleję.
Nie pasuje mi coś ten fragment dlatego proponuję: "Młotodzierżca jeszcze dłuższą chwilę walił w nieprzytomnego człowieka, po czym pochylił się nad nim i upewniwszy się że nie żyje, wyrzucił jego ciało na śmietnik. Po wszystkim udał się w kierunku bocznej alei.
Wielu wsadzają w więzienia, torturują i każą dożywotnio pracować
Chyba "wsadzają do więzienia", a jak chcesz koniecznie "w", to proponuję "osadzają w więzieniach" ;)
Mam szczęście, że jeszcze na nikogo z nich nie natrafiłem.
"Na żadnego".
Nie miałem nic do jedzenia. I niemiałem pieniędzy, którymi mógłbym zapłacić za pożywienie.
Znowu składnia. "Nie mialem nic do jedzenia. Nie miałem też pieniędzy..."
zciemniło
Rany... ŚŚŚŚŚŚŚciemniło :!: :roll:
Na prawo, przy barze widziałem jakiegoś człowieka
Wnioskuję, że chodzi o człowieka, który stoi przed barem. Przy barze to się kojarzy, jeśli ktoś jest w środku przy barze (tam gdzie barman nalewa). Zmień lepiej na "pod barem" albo "przed barem".
Człowiek z kimś rozmawiał. Drugi osobnik był tak samo ubrany jak poprzedni
Jeśli on z kimś rozmawia, to lepiej pasuje coś w stylu "Drugi osobnik był tak samo ubrany jak jego towarzysz" :)
Czy mam doczynienia z skrytobójcami, młotowcami, poganami, lub być może z jakąś inną, nową grupą?
1. "Do czynienia".
2. Teraz nie wiem czy "młotodzierżcy" i "młotowcy" specjalnie stosujesz zamiennie czy to niekonsekwencja? Raczej używałbym jednej z tych form, bo zamiennych form można użyć tutaj więcej np. zakonnik młota, czy sam zakonnik ;)
Teraz mogę poczekać aż dokończą rozmowę i rozdzielą się wtedy będę skradał się za jednym z nich.
1. Ooo kolego... to nie przejdzie. Konsekwentnie wymachuj czasem. Jak już piszesz w czasie przeszłym, to stosuj się do tej reguły. Czyli byłoby tutaj "mogłem". Jeżeli chodzi o, to że Garrettowi się tak pomyślało, to koniecznie walnij jakiś dopisek w czasie przeszłym np. "Teraz mogę poczekać, przemknęło mi przez głowę".
2. Spójrz na całe zdanie. Nie sądzisz, że czegoś tu brakuje? Podam ci dwa rozwiązania:

a. "Teraz mogę poczekać aż dokończą rozmowę i rozdzielą się. Wtedy będę skradał się za jednym z nich."
b. "Teraz mogę poczekać aż dokończą rozmowę i rozdzielą się, a wtedy będę skradał się za jednym z nich."
Pierwszy zaczął udawać się w stronę targu, drugi odszedł w cień bocznej uliczki. Udałem się za tym pierwszym.
:)) :)) :)) No to mnie rozbawiłeś hahaha To wyszło tak jakby chciał, a nie mógł ;) Po prostu "udał się". Poza tym masz powtórzenie w drugim zdaniu. Zmień to koniecznie.
Miał przypięto do pasa pełną sakwę pieniędzy.
1. Literówka i to w słowie, którego nie ma :-D Chodziło ci pewnie o "przypiętom", ale i tak piszemy "przypiętą" :!:
2. Źle ułożone słowa - "sakwę pełną pieniędzy".
Nie wiem jak to się stało, ale sakiewka znikła a ja trafiłem prosto w ręce obcego mi mężczyzny.
"Zniknęła" :roll:
Czy ja śpiewałem, gdy się skradałem? Tak czy inaczej nie spodobał mi się ten człowiek. I cała ta afera.
Hahahaha pierwsze zdanie dobre, rozbawiło mnie :oki Dalszą część połącz w jedno zdanie: "Tak czy inaczej nie spodobał mi się ten człowiek i cała ta afera". Od razu lżej na duszy ;)
Gdy to powiedziałem próbowałem wyrwać się z rąk człowieka.
Spróbowałem.
Miał on wymalowany znak dziórki od klucza.
"DziUUUUUUrki" :!: :evil:
Mężczyzna odwrócił się i zaczął dążyć dalszą droga.
Hmmm dziwny zwrot. Chyba lepiej by było "iść" zamiast "dążyć", ale może się już czepiam ;)
Zostawić go, o wszystkim zapomnieć i dalej żyć kradnąc i uciekać przed stróżami prawa?
"Kradnąc i uciekając" :)
Mężczyzna zaczął mnie prowadzić do swojej kryjówki. Po drodze opowiedział mi nieco o sobie. Miał na imię Mayar. Należał do bractwa Opiekunów - tajnej organizacji, która ma mnie wyszkolić na.. złodzieja z przepowiedni. Opiekunowie używają niewidzialnych znaków i glifów, by utrzymać równowagę w Mieście. Mają porozrzucane kryjówki w każdej dzielnicy.
Po kilku minutach drogi Opiekun zaprowadził mnie na miejsce.
Rany Boskie, to nie jest opiekun, ale jakaś straszna gaduła! :)) Od razu wszystko wytrajkotał nieznajomej osobie hahaha :)) :)) :)) Ale to nie koniec jazdy - zapraszam niżej :-D
- Mówiłeś, że jesteście tajną organizacją - powiedziałem - A tutaj macie taki ogromny budynek. Nikt tego nie odkrył?
Nasza plotkara od razu poczuła wiatr w żagle, zapominając o tym, że w sumie Garretta zna 5 min, i odpowiedziała beztrosko:
- Pozwól, że ci wszystko wyjaśnię.
Po tym jakże krótkim, acz płynącym ze szczerych chęci zdaniu, nasz "Strażnik tajemnic" poczuł plotkarskie uniesienie:
Powiedzieliśmy władzom miasta, że to rezydencja Lorda Orlanda,
i tak też oni myślą. Tak naprawdę to jest nasza główna baza. Mieszka tutaj nasz dowódca, Opiekun Orland i właśnie tutaj znajduje się nasza Wielka Biblioteka, gdzie przebywa przepowiednia Caduca z tłumaczką Gamall. Tutaj też przebywa najwięcej z nas.
Zaufany człowiek.
Mayar wyciągnął z kieszeni swoje pióro i zaczął kreślić na bramie jakieś znaki. Zamiast atramentu na bramie zaczęły pojawiać się iskrzące, białe linie. Gdy Mayar skończył malować, białe linie poprostu zniknęły i zaraz potem brama została otwarta.
Po tym jakże uroczym obrazku, naszego gadatliwego kolesia, którego nikt o nic nie pytał, pali niesamowicie język. W końcu nie potrafiąc już strzymać, wybucha:
- Zapewne interesuje cię, co to takiego jest?
...i asekurując się przed odpowiedzią "nie", nie czeka na odpowiedź, tylko od razu przystepuje do mielenia jęzorem:
- Otóż to jest Glif Drzwi, potężny nasz symbol, który umieszczamy na ścianach, gdy chcemy wejść do jakiejś naszej kryjówki. Czasami jednak w wyjątkowych sytuacjach mamy nieco inne schematy wejścia, ale...
Teraz uwaga! Chwila napięcia, bo oto teraz okaże się, że nasz gadatliwy koleś, jest pionkiem w porównaniu z kimś, kto w mieleniu jęzorem jest po prostu wyjebany w kosmos:
niech o wszystkim powie ci Pierwszy Opiekun.
O nie! Tylko nie on! Nieeeeeee! On nas zagada na śmierć! Wypapla wszystko do trzech pokoleń wstecz! Teraz dopiero pojawił się prawdziwy zawodnik. Z nim nie będzi perzelewek! Nasz gadatliwy koleś nie dorasta mu do pięt... oczywiście szanujemy go.

A na koniec:
Swoim badawczym wzrokiem badał mnie od stóp po głowę.
1. "Mierzył", "Lustrował".
2. "Od stóp do głów", tako się mówi ;)
Jego broda i muskulatura okazywała pełnię męskości .
Jak on widział te muskuły przez pelerynę? Coś tu nie gra hmm? ;)

To tyle moich uwag i wtrąceń. Ogólnie fajnie, że ktoś pisze o Thiefie. Jak poprawisz to stylistycznie, to nie będzie źle. Masz szczęście, że Bukary tego nie oceniał, bo by było chyba 2 razy więcej błędów wytkniętych ;) Pozdro.
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
waldeq
Kurszok
Posty: 517
Rejestracja: 03 grudnia 2006, 22:12
Lokalizacja: Południowa Dzielnica

Re: Mój projekt też :)

Post autor: waldeq »

Przeczytalem to cale z wielkim zainteresowaniem i musze powiedziec ze fabularnie bardzo fajnie. Tam bledy stylistyczne, gramatyczne itp. juz pomijam bo nie jestem dobrym polonista. Tez moze sobie cos takiego kiedys napisze. :idea:
Awatar użytkownika
Sutriw
Mechanista
Posty: 386
Rejestracja: 03 sierpnia 2005, 08:48
Lokalizacja: Piła

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Sutriw »

Oj, jak na mój gust czepiasz się zanadto Maveral.
Prawdą jest, że tekst stylistycznie nie jest mistrzostwem świata ale, żeby już na wstępie zaczynać od takiego zjechania? ;)

Cóż, ogólnie widzę Edversion, poczyniłeś postęp od "Robin Hooda". :)
Ten tekst, jak dla mnie przynajmniej, jest o wiele lepszy niż tamten, który swoją drogą, chciałeś wydać jako książkę. ;)

Jednak jak można wyczytać z postu Maverala, różowo nie jest. W opowiadaniu roi się od błędów stylistycznych, dziwnie zbudowanych zdań i innych podknięć.
Często zdarzają ci się powtórzenia, np. założyciele, dalej założyciela itp. Staraj się unikać powtarzania wyrazów w odstępie przynajmniej do 4 zdań od siebie.
Podsumowując, jest lepiej niż za czasów "Robin Hooda", jednak nadal kulawo troszkę. Czytaj więcej i pisz więcej, a będzie dobrze. :)

Co zaś się tyczy treści merytorycznej...
Ogólnie jak dla mnie bez rewelacji. Znaczy się, komuś tam się może podobać, ale jak dla mnie to troszkę strata czasu, pisanie takiego czeogś. Po co pisać o tym co już dobrze znamy z gry?
Nie lepiej popuścić wodzę fantazji i pisać coś swojego (co nie wyklucza, że w realiach thiefowych)? Radziłbym porzucić powielanie tego co już było i wszyscy dobrze znają, a wziąć się za tworzenie czegoś nowego, ciekawego i swojego.

Tak jak Maverala, również rozbawił mnie ten fragment:
Chciałem go okraść a on mi mówi o jakimś talencie? Czy ja śpiewałem, gdy się skradałem?
:)

Inna rzecz, jakąś taką małą nieścisłość z grą znalazłem...
Wielka Biblioteka, gdzie przebywa przepowiednia Caduca z tłumaczką Gamall.
Chyba na to jeszcze za wcześnie. Skoro, jak sam piszesz, Garrett ma dopiero 12 lat, a akcja TDS toczy się gdy ten ma już ok 30, to wychodzi na to, że w TDS Gamall byłaby już po dwudziestce conajmniej. :)
A tak, z tego tego co pamiętam, nie było chyba.

Jeszcze jedna rzecz, jakoś tak te dwie wstawki zarówno osobno, a tym bardziej w połączeniu ze sobą wydają mi się jakieś nie ten tego... :)
Nie wiem jak to się stało, ale sakiewka znikła a ja trafiłem prosto w ręce obcego mi mężczyzny.
Jego broda i muskulatura okazywała pełnię męskości. I do tego ten jego gruby głos..
Ekhm... jakoś to tak dziwnie... ;)
Awatar użytkownika
Kurak
Mechanista
Posty: 359
Rejestracja: 10 marca 2007, 22:14
Lokalizacja: z Przyszłości
Kontakt:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Kurak »

a mi się nie spodobało :/ bardzo nijakie, jak moje opowiadania z czasów podstawówki :/
Wymyśliłem sobie na to sposób: będę udawał głuchoniemego.
J. D. Salinger, "Buszujący w zbożu"
Awatar użytkownika
Black_Fox
Szaman
Posty: 1015
Rejestracja: 23 września 2006, 11:54
Lokalizacja: The City

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Black_Fox »

Podoba mi się Twój styl Maveral, a to, że ktoś komuś wytyka błędy to plus. (Przynajmniej dla mnie.) Ale to wszystko zależy od charakteru - czy ktoś jest uparty, czy będzie dalej pisał, czy rzuci to w cholerę.

[ Dodano: 09-06-07, 1:24 pm ]
PS. Co do tekstu to jest... średni, nie chce byc niemiły, ale zgadzam się z powyższymi opiniami co do wyzwolenia swojej wyobraźni i pisania własnych rzeczy.

[ Dodano: 09-06-07, 1:26 pm ]
Posłuchałem Maverala i przenoszę moje arcydzieło. :D Żeby nie robic burdelu.
___

Włączyłem muzykę i z zupełnych nudów usiadłem przy pustej kartce papieru, najpierw zacząłem coś na niej bazgrac, a potem wyszło coś takiego:

Tajemnica, cisza i cienie – to moja praca,
Nie powstydzi się ona żadnego bogacza,
Bo zyski daje, ale i bierze,
Zawżdy przywraca w dość znacznej mierze,
Jednak nie dzierżę jej dla pieniędzy,
Lecz aby pogrążyć bogaczy w nędzy.
- And...
- Remember to pick pocket of the party guests?
Awatar użytkownika
Maveral
Bruce Dickinson
Posty: 4661
Rejestracja: 11 kwietnia 2003, 12:07
Lokalizacja: Radlin
Płeć:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Maveral »

Sutriw pisze:Oj, jak na mój gust czepiasz się zanadto Maveral.
Prawdą jest, że tekst stylistycznie nie jest mistrzostwem świata ale, żeby już na wstępie zaczynać od takiego zjechania?
Eeeee tam od razu zjechania. Zależy jak kto do tego podchodzi. Na forum prozatorskim nauczono mnie, że mieć dobrego krytyka/krytyków to skarb. Kiedyś umieściłem tam tekst, który w moim przekonaniu był wygładzony i ogólnie cacy, a tu jak mi powytykali błędy i zmieszali tekst z błotem, to ręce mi opadły. W każdym razie, o ile na początku odechciało mi się pisać, o tyle później zrozumiałem, że to nie działa na zasadzie "żeby kogoś zjebać", tylko "żeby komuś pomóc". Poza tym przecinek miał być przed "ale" ;)
Sutriw pisze:podknięć
Hehehe... muszę komentować? ;)
Black_Fox pisze:Podoba mi się Twój styl Maveral...
Keeee?

Generalnie nie chcę, żeby Edversion odebrał to co napisalem jako atak, że chcę go zmieszać z błotem czy coś takiego. Nawet jeśli tak nie jest i mój post odbiera ci to ochotę do dalszego pisania, to w końcu zrozumiesz o co mi chodzi. W końcu nie od razu Rzym zbudowano hehehe
Black_Fox pisze:Tajemnica, cisza i cienie – to moja praca,
Nie powstydzi się ona żadnego bogacza,
Bo zyski daje, ale i bierze,
Zawżdy przywraca w dość znacznej mierze,
Jednak nie dzierżę jej dla pieniędzy,
Lecz aby pogrążyć bogaczy w nędzy.
I niech się bogacz każdy przekona,
Że nawet pieniędzmi mnie nie pokona

Fajne - takie hop sa sa ;)
Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!
Awatar użytkownika
marek
Garrett
Posty: 4775
Rejestracja: 09 grudnia 2003, 08:52
Lokalizacja: Poznań
Płeć:
Kontakt:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: marek »

Brakuje konsekwencji i zgodności ze światem Thiefa. Ogólnie takie sobie.
ObrazekObrazek
"No one reads books these days"
Awatar użytkownika
Sutriw
Mechanista
Posty: 386
Rejestracja: 03 sierpnia 2005, 08:48
Lokalizacja: Piła

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Sutriw »

Maveral pisze: Eeeee tam od razu zjechania. Zależy jak kto do tego podchodzi. Na forum prozatorskim nauczono mnie, że mieć dobrego krytyka/krytyków to skarb. Kiedyś umieściłem tam tekst, który w moim przekonaniu był wygładzony i ogólnie cacy, a tu jak mi powytykali błędy i zmieszali tekst z błotem, to ręce mi opadły. W każdym razie, o ile na początku odechciało mi się pisać, o tyle później zrozumiałem, że to nie działa na zasadzie "żeby kogoś zjebać", tylko "żeby komuś pomóc". Poza tym przecinek miał być przed "ale" ;)
Jak najbardziej rozumiem i popieram tą zasadę.
W tym rzecz jednak, że tak naprawdę to chciałem siebie troszkę wybielić, co bym nie wyszedł na jakiegoś srogiego krytykanta bo w planach nie miałem pochwał w dalszej części postu. ;)
Poza tym niegdyś w temacie o "Robin Hoodzie" też byłem tym "złym", toteż nie chciałem, żeby Edversion pomyślał sobie, że uwziąłem się na niego.

Też jestem zdania, że rzetelna krytyka jest o wiele bardziej cenna niż puste pochwały.

Choć z drugiej strony, IMO rzeczywiście ciutkę się czepiałeś. Chodzi o drobne literówki jak "domst" zamiast "domostw". Każdemu zdarzyć się może, choć wiadomo jest to rzecz nieporządana.
Niekiedy odczułem też malutką nutkę złośliwości. ;)

Poza tym pamiętajmy, że to jednak nie jest forum prozatorskie, tylko thiefowe.

Chodziło mi też o to, że byłeś pierwszą wypowiadającą się osobą, to mogłeś troszkę jakiś tam farmazonów na wstępie wrzucić, żeby zachęcić chłopaka do dalszego pisania, a nie od razu pojechałeś z grubej rury. :)
Sutriw pisze:podknięć
Hehehe... muszę komentować? ;)
Cóż, nikt nie jest doskonały... Tymbardziej jak czarne tło forum przeszkadza mu wychwycić czerwone podkreślenie firefoksa. ;)
Fakt, głupia literówka...
Ostatnio zmieniony 09 czerwca 2007, 16:51 przez Sutriw, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Gregorius
Egzekutor
Posty: 1716
Rejestracja: 28 maja 2003, 08:47
Lokalizacja: Civitas Kielcensis
Kontakt:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Gregorius »

Tekst średni, ale mnie zainspirował :)
Tak skutecznie, że siedząc w pewnym miejscu do którego król chodzi piechotą :shock: napisałem na laptopie dwa mini-rozdziały...
Jak skrobnę trzeci to wrzucę na Forum.
Brothers in arms & beer...
Awatar użytkownika
Black_Fox
Szaman
Posty: 1015
Rejestracja: 23 września 2006, 11:54
Lokalizacja: The City

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Black_Fox »

A ja poprawiłem tekst. Dobra, panowie i panie czas po mnie pojechac. Oddaję się do waszej dyspozycji.

___

1.

Już świtało, kolejne promienie słońca przedzierały się do piwnicy. Mieszkało nas tam kilku: ja, Lee, Issyt i Bob. Issyt był najstarszy, miał już nawet włosy pod nosem. Największą sympatią darzyłem Lee, był to chłopak o jasnych, kędzierzawych włosach i jasnoniebieskich oczach. Był średniego wzrostu, a co najważniejsze stawiał na spryt. Podczas kradzieży oczywiście. Issyt i Bob zawsze tupali i sapali. Ja byłem wolnym strzelcem, choć czasami współpracowałem z Lee. On zagadywał, a ja odcinałem sakiewki. „Nora”, bo tak nazywaliśmy miejsce naszego zamieszkania, była małym pomieszczeniem, zwykle zakurzonym i brudnym. Za łóżka służyły nam grube, wełniane koce. Pomiędzy moim „łóżkiem”, a łóżkiem Lee znajdował się kominek, nieczynny kominek. Zwykle służył nam zachowek na żywność, łupy i takie tam. Nad kominkiem była krata przez którą wpadało trochę światła. W Norze zazwyczaj panował półmrok. Największym atutem piwnicy były ukryte drzwi, które przypadkiem odkrył Bob, opierając się o ścianę na której wystawał kawałek metalu, zwykle używanego do mocowania pochodni. Przesuwając „wajchę” otwierały się ukryte drzwi, przez które można było dojść do ciemniej uliczki zastawionej kontenerem na odpady. Drugie wejście – główne, była to klapa na suficie. Zawiesiliśmy tam kawałek liny dzięki której można było wejść do opuszczonego, parterowego domu. Właściwie izby, bo był to jeden, zupełnie pusty pokój. Oprócz łóżek, kominka i kraty w Norze znajdował się mały stolik przy którym grywaliśmy w karty, które gwizdnąłem ze straganu. Co więcej, cztery małe stołki, dużo pajęczyn i szczury, które łapaliśmy w worki, a po amputacji ich ogonów można było je sprzedać u alchemika lub kramarza przy Skalnym Targu.
Wstałem z łóżka, przeciągnąłem się. Coś poruszyło się obok kominka, zobaczyłem znajomy ogon, chwyciłem za worek i rzuciłem się na szczura przy okazji przewracając stołek, robiąc przy tym nie lada rabanu. Szczur popędził do kominka , zajrzałem do środka, ale go tam nie było, dziwne…
- Co do diabła? – powiedział Bob przecierając oczy, wyszedłem z kominka, obróciłem się, wszyscy stali na nogach.
- Garrett, co ty wyprawiasz? – wypalił ze zdziwieniem Lee.
- Próbowałem złapać szczura, ale mi zwiał – odparłem.
Bez słowa podszedłem do klapy w suficie, chwyciłem sznur i wdrapałem się do izby. Otrzepałem się z kurzu, a potem wyszedłem na ulicę. Był targowy dzień. Wozy i wędrowni kupcy gęsto i tłumnie wchodzili do Miasta, które dopiero się budziło. Gdy Miasto się budzi – piekarnia również. Z tą myślą w głowie skierowałem się w stronę Skalnego Targu.
Oparłem się o ścianę zakładu krawieckiego i przyglądałem się piekarzowi który wykładał bułeczki na stół przed piekarnią. Czekałem na odpowiedni moment. Przy okazji podglądając życie mieszkańców. Jakiś Młotodzierżca prowadził skazańca, żebracy opierając się o ściany zakładów rzemieślniczych prosili czy może bardziej błagali o pieniądze przechodniów.
Gruby piekarz w końcu wszedł do piekarni. Od razu podszedłem do straganu na którym leżało pieczywo, chwyciłem co mniejszy bochenek i schowałem za pazuchą. Po drodze ukradłem rybę z kramu nieostrożnej babci. Potem żywym kokiem ruszyłem do Nory. „Dzień jak co dzień” – pomyślałem.


W Norze zastałem tylko Lee.
-Głodny? – zapytałem
- Ba, jeszcze jak! – powiedział blondyn wyciągając z kieszeni dwa jabłka.
- Postarałeś się o deser – rzekłem, wyciągając swój „łup” i kładąc go na stole. Lee wyciągnął brązowy bukłak – „Z wodą” – pomyślałem. Zabraliśmy się za jedzenie, z którym szybko się uwinęliśmy. Pociągnąłem z bukłaka i o mało się nie zakrztusiłem.
- To wino! Skąd masz wino?
- „Znalazłem” na targu. – odparł Lee. Obaj się roześmialiśmy, złapaliśmy za jabłka i opuściliśmy Norę.
Było już późne popołudnie, stałem obok przyjaciela, opierając się o ścianę karczmy „Pod senną sakiewką” i obserwując, hmmm… bardziej wyszukując co grubszych mieszków u pasów kupców.
- Zobacz, ten ma niezłą – szepnął Lee.
- Ten gruby, w purpurze? – zapytałem.
- Tak – odparł Lee.
- Więc na co czekamy? – bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
Zaszedłem stragan od tyłu, wyciągnąłem kawałek szkła, którego używałem do odcinania sakiewek, rozejrzałem się, a kiedy upewniłem się, że nikt na mnie nie patrzy – zanurkowałem pod stół. Lee poszedł od frontu i zaczął w te słowa:
- Panie, proszę, daj morelę biednemu – powiedział błagalnym i lekko piskliwym głosem Lee. Zaśmiałem się z tego w myślach. Kupiec stał przez chwilę w milczeniu, aż w końcu powiedział:
- Widzisz tego Młotodzierżcę na rogu katedry św. Edgara? Wiej gdzie pieprz rośnie, bo źle Ci się to skończy – wyrecytował na jednym tchu kupiec.
- Panie, proszę… - ponowił prośbę Lee.
Kramarz pochylił się nad ladą, to była moja okazja. Wyciągnąłem rękę ku pękatej sakwie po czym delikatnie, lecz pewnym ruchem począłem przecinać mocny rzemień. Leżąc pod stołem dało się słyszeć słowa kupca. Już prawie miałem mieszek w garści, ale kupiec szarpnął się i złapał Lee za kołnierz. Rozproszony tym upuściłem sakwę które głośno zabrzęczała. Po chwili zobaczyłem czerwoną, pulchną twarz kupca pod stołem. Oniemiałem. Dalej nie muszę mówić co było. Ten charakterystyczny krzyk „ZŁODZIEJ!”, uczucie jakbym był z waty i tupot nóg (zapewne strażników). – Można już się do tego przyzwyczaić. Na placu aż zawrzało. Po kilku sekundach, gdy wróciły mi zmysły kopnąłem rusztowanie podtrzymowujące stragan, a po chwili kupiec już się miotał w płótnie dachu. Chwyciłem leżący mieszek i zacząłem uciekać, Lee krok w krok za mną. W biegu zwinął z jakiegoś kramu pomarańczę i cisnął nią w goniącego nas strażnika. Trafił prosto w twarz, sok podrażnił oczy strażnika, który zaniechał dalszej pogoni. Biegliśmy dalej, w ręce mocno ściskałem sakwę ze złotem. Było już dość ciemno. Skręciliśmy w jakąś ciemną uliczkę, to była ślepa uliczka... Słyszałem nadbiegających ludzi. „To pewnie straż” – przemknęło mi przez myśl, zresztą nietrudno było się tego domyślić, a jeszcze łatwiej było się domyślić tego co ze mną zrobią jak mnie złapią. W głębi uliczki zauważyłem kontener na odpady. Wziąłem rozbieg, dwoma krokami odbiłem się od bocznej ściany i szybkim, technicznym ruchem wdrapałem się na kontener. Lee zabawnie skakał na dole. Wyciągnąłem do niego rękę i czym prędzej go wciągnąłem. Szybko się położyliśmy w najciemniejszym miejscu i czekaliśmy.
Nagle, nie wiadomo skąd do uliczki wpadło trzech strażników. Każdy miał pochodnię w ręku, a jeden nawet w drugiej obnażony krótki miecz. Za nimi dobiegł zasapany kupiec.
- Cholera, gdzie oni są? Przecież widziałem jak tutaj wbiegali – powiedział strażnik o głupim wyrazie twarzy.
- Ty zawsze widzisz rzeczy których nie ma – gniewnym głosem dodał drugi.
Stali tam jeszcze chwilę na coś jakby czekając. Pewnie czekali na nasz błąd, ale leżałem jak sparaliżowany. Ich pochodnie dobrze oświetlały uliczkę, jednak nie na tyle dobrze, aby mogli nas zobaczyć.
- Wracajmy – rzucił strażnik z mieczem – Pewnie to wino było za mocne, pobiegli dalej, a teraz tak czy siak już ich nie dogonimy – schował miecz do pochwy i wyszedł jako pierwszy z uliczki.
Reszta straży poszła od razu za nim, wychodząc na główną ulicę głośno rozprawiali o dzisiejszej służbie. Słyszałem jak kramarz zaklął pod nosem po czym ruszył śladem strażników.
Po minucie, może dwóch usłyszałem chichot nad uchem. Zawtórowałem mu tym samym.
- Dobra, cicho, sza już! – powiedziałem – To nie koniec naszej przygodny na dziś. Ale Lee dalej się śmiał, na szczęście bardzo cichutko. Wprawdzie miałem ochotę śmiac się na całe gardło i do łez, ale wolałem zachować środki ostrożności.
Potem nie było już żadnej rozmowy czy śmiechu. Cichy zeskok z kontenera i jak bezpański kot używający cienia miasta oddalenie się od tego pełnego emocji miejsca. Dalej ściskałem ten mieszek…


Noc zapadła na dobra, sakwę schowałem do kieszeni. Szliśmy teraz raźnym krokiem. Najgorsze było to, że nie wiedzieliśmy gdzie iść. Myślałem, że zna Miasto jak własną kieszeń, aż do tej chwili.
Zatrzymałem się pod latarnią, która nagle zgasła. Lee kopnął w słup, nic…
- Czemu stoimy? – zapytał chłopak.
- Nie żartuj, przecież wiesz, że się zgubiliśmy – odparłem. Byłem głodny jak wilk. Zapadł zmrok, ale kilka karczm było jeszcze otwartych – mamy pieniądze, chodźmy do jakiejś gospody i napełnijmy żołądki, potem pomyślimy co robić dalej.
- Zgoda. Ja też chyba zaraz padnę z głodu.
Pruliśmy przez ulicę przed siebie. Spacer zajął nam jakieś dwie minuty zanim dało się słyszeć odgłosy kilku bywalców jakiejś gospody. Zajrzałem przez szybę. „Za dużo ludzi” – pomyślałem. Na szczęście o rzut kamieniem dalej znajdowała się gospoda „Pod tłustą gęsią”.
- Zapowiada się smakowicie – powiedział Lee przyglądając się szyldowi.
Wyciągnąłem rękę ku mosiężnej klamce i popchnąłem ciężkie drzwi. W środku karczmarz wycierał szynkwas, a na środku izby siedziało kilku mężczyzn zajadających się mięsiwem i popijających piwo. W powietrzu unosił się zapach pieczonej gęsi, czy może kaczki. Zapach mieszał się z czosnkiem, ziołami i czymś czego nie potrafiłem nazwać.
Zajęliśmy miejsca w kącie – tam gdzie było najwięcej cienia. Gospodarz sam do nas podszedł i zapytał dosłownie „Co podać?”. Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć, spojrzałem niepewnie na Lee.
- Polewkę z serem, pieczone mięso, jakieś pieczywo i dwa kufle piwa, wszystko dla dwóch osób – ku mojemu zdziwieni szybko wyrecytował Lee.
- Pieniądze macie? – zapytał właściciel, jakby przeciągając sylaby i patrząc na nasze podarte ubrania. Mój towarzysz rzucił mi pytające spojrzenie.
- A, tak. – mruknąłem i wyciągnąwszy z sakwy kilka złotych monet rzuciłem je na blat stołu. Monety mimo cienia miło błysnęły dla oka, zwłaszcza dla oczu gospodarza. Chyba dałem za dużo, ale karczmarz szybko je zabrał, jakby lekko się ukłonił i zniknął na zapleczu.
W tym czasie przyglądałem się dogłębniej wnętrzu gospody, sala była dosyć duża, na ogół czysta. Za ladą na półkach zauważyłem gliniane i drewniane kufle oraz kilka mniejszych beczułek z piwem i winem. Większe zapewne stały pod szynkwasem. Nad ladą widniał powieszony czosnek, cebula i jakiś dziwny mały dzwonek. Przy okrągłym stole, na środku sali siedział jakiś mężczyzna z bródką, towarzystwa mu dotrzymywało: grubszy facet o krągłej twarzy, który ciągle zajadał się mięsem, a obok niego zupełny kontrast: facet był chudy jak sztacheta w płocie. Popijał co chwila z kufla i obserwował otoczenie. U brodacza zauważyłem sakiewkę przywiązaną do pasa, ale z drugiej strony majaczył sztylet schowany w skórzanej cholewie. Miał wystarczający argument, aby odgonić moją myśl kradzieży jego mieszka. Zresztą i tak miałem dość pieniędzy, przynajmniej na jakiś czas. A wrażeń po tym dniu – dość.
Barman w końcu wyszedł zza szynkwasu. I z prawdziwą zręcznością i opanowaniem niósł wielką tacę. Gdy doszedł do nas postawił wszystko na stole, życzył smacznego i odszedł. Od razu zabraliśmy się za jedzenie. Kątem oka widziałem karczmarza, który od czasu do czasu z uśmiechem się nam przyglądał zza lady. Wszystko było wyśmienite, a zwłaszcza piwo. Pierwszy raz piłem ten napój, ale gdy ujrzałem dno kufla wydawał się gorzki. Cienie na ścianach się wydłużyły, karczmarz chodził po izbie i wymieniał niedopałki świec, dorzucał drew do ognia w kominku. W zamyśleniu jedliśmy od czasu do czasu o czymś szepcząc. Czas płynął.


Odsunąłem misę, byłem najedzony do syta jak nigdy. Było już bardzo późno, ale ta gospoda jak też kilka innych były otwarte na zmianę nocną do świtu. Właśnie mieliśmy wychodzić, podparłem się o brzeg stołu i uniosłem na kolanach. Ktoś wszedł do gospody, był to grubszy człowiek w purpurze, to był kupiec który dziś zafundował mi kolację.
- Psia krew! – mruknąłem.
- Co? – zapytał Lee.
Mój druh, który od razu zauważył co się dzieje pociągnął mnie za koszulę znów do pozycji siedzącej.
Grubas rozejrzał się po wnętrzu po czym zajął miejsce w jednym ze stołów. Barman niemal do niego podbiegł, zamienił kilka słów i zniknął na zapleczy.
- Cholera, co robimy? – zapytał Lee.
- Spokojnie, zaczekajmy aż barman wyjdzie z zaplecza z półmiskami. Potem bez gwałtownych ruchów wyjdziemy – przedstawiłem prosty plan, który w jednej sekundzie narodził się w mojej głowie.
- Dobra, ale ty idź pierwszy, na mnie dłużej się gapił.
Karczmarz wyszedł z zaplecza, mruknąłem „teraz”, wrzuciłem sakwę do kieszeni i ruszyłem ku drzwiom. Nacisnąłem klamkę i lekko uchyliłem drzwi, gdy coś przykuło moją uwagę. Odwróciłem się i zobaczyłem mocno zaciśniętą rękę kupca na ramieniu Lee. Stanąłem jak wryty. Zrobiłem pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy. Zamachnąłem się na kupca i kropnąłem go pięścią w nos. Strumień krwi zalał mu usta, coś bełkotał. Popchnąłem go na stoły i wywaliłem kilka krzeseł. Złapałem Lee za rękę, kopniakiem otworzyłem drzwi i wypchnąłem go.
- Biegnij. – rzuciłem. Lee pobiegł w ciemność. Sam jeszcze stałem w progu, rzuciłem ostatnie spojrzenie na karczmarza który wybałuszał oczy na całe zdarzenie, a gębę miał tak otwartą, że mógłbym tam wepchnąć swój własny mieszek. Ukłoniłem się i wybiegłem na ulicę. Widziałem Lee który majaczył daleko pod latarnią. Puściłem się jak strzała wystrzelona z łuku za nim i szybko go dogoniłem. Biegliśmy jeszcze chwilę nie wiedząc dokąd zdążamy. Po chili odzyskałem orientację w terenie i żwawym krokiem ruszyliśmy do Nory.
W „domu” Issyt i Bob głośno pochrapywali. Lee też się już ułożył. Dopiero teraz się poczułem taki zmęczony… Szczelnie otuliłem się kocem i z uśmiechem na ustach zasnąłem.


Obudziłem się dość późnym porankiem, wiedziałem, że już nie śpię, ale nie otwierałem oczu. Leżałem na plecach, a pod sobą czułem zimną i twardą podłogę piwniczki.
Garrett… nie wiem skąd mam to imię. Nazywano mnie tak od dziecka, chociaż w ciąż nim jestem. Kradłem sakiewki i przenosiłem wiadomości, aby nie umrzeć z głodu i przeżyć kolejny dzień. Nieskromnie muszę przyznać, że w kradzieżach byłem cholernie dobry. Nie znałem moich rodziców, w prawdzie nie dbałem o to. Moją srogą, lecz nie pozostawiającą złudzeń matką było Miasto, ojcem – fach, zawód złodziejaszka, drobnego rzezimieszka, który walczył z ciężkim losem. A gdy robiło się za gorąco – chowałem się w mrokach Miasta niczym w ramionach matki. Gdy byłem młodszy trzymałem się większych grup „dzieci ulicy”. W końcu poznałem Lee, potem Issyta i Boba, znaleźliśmy tą przytulną Norkę i oto jestem.
Jestem dzieckiem ulicy, jestem złodziejem.
Otwieram oczy i podnoszę się na łokciach. W Norze nikogo nie ma. Wstaję i długo się przeciągam. Czuję w tym błogość dla moich mięśni po wczorajszych wydarzeniach. Na stole dostrzegam kawałek szynki i suchego chleba. W czasie gdy konsumuję śniadanie zostawiam na parapecie kominka pustą sakiewkę. Gdy jakiś mieszkaniec Nory to robił, oznaczało to, że poszedł na łowy.
Gdy wychodzę z piwnicy spoglądam na niebo, widzę wysoko stojące słońce. Robię kilka kroków i opieram się o ścianę stoczni. W tym dniu kupcy wyjeżdżali z Miasta, aby uzupełnić zapasy. W stronę bramy ciągnęły ogromne tłumy. Zauważyłem wśród ludzi człowieka, mężczyznę. Szedł bardzo szybko, przecinał ulicę. Ale szedł z taką gracją i lekkością, że nawet nie musnął żadnego człowieka. Ludzie nie zwracali na niego uwagi, jakby go tam nie było…
Powiew wiatru uniósł jedną ze stron płaszcza zakapturzonego, ujrzałem przy jego pasie pękatą sakwę. Odruchowo wkroczyłem w tłum, starając nie zgubić wzrokiem człowieka. Szedłem bardzo szybko, prawie biegłem, kilkakrotnie potrąciłem jakąś osobę, ale nie zwróciłem na to uwagi. Już sięgałem ręką do wielkiej sakwy uszytej z mocnej skóry. Już odcinałem rzemień, gdy nagle, z niewyobrażalną prędkością człowiek złapał mój nadgarstek w żelazny uścisk.
Poczułem jakby czas stanął w miejscu.
- To nie dla ciebie – rzekł drwiącym głosem zakapturzony, jego twarzy nie było widać, jedynie lekkie zarysy, obszerny kaptur dobrze ją ukrywał. Głos miał metaliczny, poważny i stanowczy
- Panie, proszę, jestem głodny. Nie mów nic Młotom – próbowałem go wziąśc na litość, ale jego dłoń zacisnęła się moim na nadgarstku niczym kajdany.
- Jak masz na imię chłopcze? – zapytał mężczyzna.
- Garrett – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, nieznajomy nagle jakby stał się jeszcze poważniejszy, przechodzący błazen pociągnął z małej buteleczki i dmuchnął na pochodnie, zionął niczym smok. Dzięki temu przez ułamek sekundy ujrzałem twarz mężczyzny, po jego oczach przebiegł dziwny blask. Blask ciekawości, zastanowienia, ale także tajemnicy jak i… szczęścia.
- Masz talent…
- Puść staruchu! – prawie krzyknąłem, ale on zachował się jakby tego nie słyszał.
- Trudno jest zobaczyć Opiekuna, zwłaszcza takiego który nie chce być widziany. Potrzebujemy ludzi obdarzonych takim talentem jak ty. Jeśli zmęczyło cię dotychczasowe życie chodź ze mną, a ja pokaże ci inną ścieżkę.
- Zostaw mnie w spokoju! – odparłem bez zastanowienia.
- Jak sobie życzysz – rzekł człowiek i ku mojemu zdziwieniu zwolnił uścisk. Zauważyłem na jego palcu pierścień, sygnet z wygrawerowanym znakiem dziurki od klucza.
Mężczyzna bez słowa się odwrócił i odszedł w głąb bocznej uliczki. Stałem jak słup soli, wahałem się, nie wiedząc co to wszystko może znaczyc i dlaczego ogarnia mnie takie uczucie. Dogoniłem Opiekuna zanim znów wtopił się w tłum. To był początek bardzo długiej edukacji…

___


2.

Ciemną i wąską uliczką podążam za zakapturzonym. Fascynował mnie sposób w jaki się poruszał. Jego kroki – choć stanowcze, szybkie i długie nie pozostawiały po sobie żadnego śladu w otaczającej nas ciszy.
- Dokąd idziemy? – zapytałem.
- Zobaczysz i dowiesz się we właściwym czasie- odparł człowiek.
Kluczyliśmy ulicami Miasta już przez długi czas. Może to była jakaś pułapka? Może nieznajomy tego chciał. Chciał abym nie pamiętał drogi powrotnej. Za tą myślą za nim szedłem. Ledwie nadążałem. Co chwila musiałem podbiegać, aby go dogonić.
W końcu zakapturzony zatrzymał się. Szedłem za nim, wlepiając wzrok w ziemię i w jego stopy. Omal na niego nie wpadłem.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił – Prawie na miejscu – poprawił się po krótkiej pauzie .
Podniosłem wzrok. Ujrzałem opuszczony dom. Spróchniałe drzwi wyglądały na takie które po popchnięciu wypadłyby z zawiasów. Budynek miał okna pozabijane deskami, w dachu majaczyły dziury.
Zakapturzony pchnął drzwi, które głośno zaskrzypiały, wszedł do środka. Uczyniłem to samo, krok w krok podążając za nim. Gdy drzwi z łoskotem zamknęły się za nami w domu zapanował mrok.
- Stój tu i się nie ruszaj – rozkazał mi Opiekun.
Wprawdzie miałem już dość tej gry w ciuciubabkę. Chciałem otworzyć kopniakiem te cholerne drzwi i stamtąd uciec. Jednak posłuchałem rozkazu i się nie ruszyłem. Zamykałem i otwierałem oczy, jednak ciemność była tak gęsta, że nie robiło to różnicy.
Po chwili czekania mężczyzna zjawił się znowu. W ręce trzymał zapalony kaganek. Instynktownie poszedłem za nim. Jedyne co zdążyłem zobaczyć i zapamiętać to połamane krzesła i stoły. Przeszliśmy przez pokój, potem następny, aż doszliśmy do jakichś drzwi. Po ich przekroczeniu ujrzałem schody. Na szczęście były krótkie. Potem kolejne drzwi, kolejna izba (to chyba była piwnica). Zatrzymałem się u boku (teraz już chyba mogę się tak wyrazić) towarzysza przez ścianą z litego kamienia. Spojrzałem na niego.
- Odwróć wzrok – rozkazał.
Trochę przestraszony, z wolna odwróciłem się plecami do ściany. Jedyne co zapamiętałem to jakiś nikły blask.
- Możesz się odwrócić – oznajmił.
Postąpiłem wedle rozkazu, ale tak gdzie była ściana z kamienia teraz znajdowało się wejście do jakiegoś korytarza. Cholera teraz mnie już chyba nic nie zaskoczy. W korytarzu, w równej odległości od siebie widniałby zapalone pochodnie. Zakapturzony zgasił kaganek i postawił go na beczce obok wejścia. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Po chwili u wylotu korytarza dochodzimy do kolejnych schodów. Na szczęście krótkich, lecz bardzo stromych. W końcu znów mogę oddychać świeżym powietrzem, bo wyszedłem na jakiś mały dziedziniec. Spoglądam w gwieździste niebo i wciągam w płuca ogromne ilości powietrza. Potem badam dziedziniec. Miał cztery wysokie ściany zbudowane z palonej cegły z wylotem na niebo. Nie było z niego innego wyjścia prócz korytarza i tajemniczej, ciężkiej bramy która majaczyła w ciemnościach przede mną. Podchodzę do niej i tym samym doganiam mojego przewodnika który już przy niej stoi. Czuję obecność kogoś trzeciego za moimi plecami. Odwracam się i widzę drugiego zakapturzonego wyglądającego zupełnie jak mój przewodnik.
- On naprawdę ma talent – powiedział mój towarzysz półgłosem, trochę jakby sam do siebie.
Drugi zakapturzony otworzył ciężką bramę i stanął na progu. Nie widziałem jego twarzy pod obszernym kapturem, ale czułem jego wzrok na sobie. Mój przewodnik rusza naprzód, robię to samo. Idziemy teraz wysokim, szerokim i długim korytarzem. To był bardziej hall niż korytarz. Osadzone na ścianach pochodnie doskonale oświetlały hall. Przy ścianach stały dziwaczne posągi, a na ziemi leżał czerwony dywan na całej długości pomieszczenia. W oddali dostrzegłem następną bramę. Była jeszcze wyższa i cięższa niż poprzednia. Mój towarzysz popchnął jedną połowę całym ciężarem ciała. W końcu drzwi ustępują i przekraczamy próg.
Czuję serce walące mi jak młotem. Jestem jednocześnie podekscytowany jak i przestraszony, ale ciekawość bierze górę. Intuicyjnie wyczuwam, że to koniec mojej wędrówki.
Po przekroczeniu progu moim oczom ukazuję się wielka, wręcz ogromna rotunda. W odległości kilku stóp od ścian stoją masywne, na kształt kręgu, drewniane, pięknie rzeźbione kolumny. Przy nich stoją ławy, rzeźbione równie piękne, a może i piękniej od kolumn. Na ścianach w równej odległości osadzone są futryny, same wyjścia, bez zawieszonych drzwi. Nie liczyłem wszystkich, ale naprzeciw wrót które właśnie przekroczyłem widniały inne, zapewne prowadzące do jakiegoś ważnego miejsca. Na przybocznych stolikach i półkach pozapalane były świece. Gdzieniegdzie leżałby księgi. Wiszące obrazy i wszystko dookoła pachniało starością. Nadawało temu miejscu ascetyczny charakter. Chociaż serce mi mówiło, że w ciemnościach ukryte są bogactwa.
Ale największe wrażenie odgrywali tu ludzie. Szepty, szelest przewracanych kart ksiąg, skrobanie pióra na papierze i dialogi przeprowadzane półgłosem wywierały na mnie niesamowite odczucie.
Poczułem się… poczułem się jakbym był… w domu.
Mój przewodnik odrzucił kaptur na plecy. Spojrzałem na niego. Nie był stary, włosy miał ciemne, sięgały mu do policzków. Oczy o stalowym połysku czujnie wypatrywały każdy ruch. Długi nos i lekko nadąsane usta widoczne były na twarzy o stanowczym wyrazie. Miał kilkudniowy zarost. Blizna na policzku dodawała mu szacunku, wśród innych, świadcząc o tym, że ma doświadczenie w tym co robi. Jednakże nie znałem jego zawodu.
- Jest już późno, nie czas na wyjaśnienia i jałowe dyskusje – rzekł i ciągnął – teraz odprowadzę cię do twojej komnaty. Czuj się jak u siebie, ale nie rozrabiaj, bo póki co jesteś tu czarną owcą – ostrzegł mnie – chodź za mną.
Bez słowa ruszyłem za jego plecami. Starałem się nie zwracać na siebie uwagi. Weszliśmy w jedne z wejść. Potem przecięliśmy korytarz z mnóstwem drzwi to po prawej, to po lewej jego stronie. Gdy doszliśmy do końca zwróciliśmy się do drzwi z lewej. Opiekun wcisnął klucz w dziurkę i przekręcił ze zgrzytem, popchnął dębowe drzwi i przekroczył próg ze słowami:
- Oto twoja komnata – oznajmił.
- Jak masz na imię? – zapytałem znienacka.
Nieznajomy zupełnie zignorował pytanie i powiedział:
- Jutro o świcie do ciebie przyjdę. Bądź gotowy. – poinformował mnie.
Już prawie wychodził, lekko uchylił drzwi, ale zatrzymał się trzymając klamkę powiedział przez ramię:
- Nazywam się Artemus.

___


Co wy na to? :oops:
- And...
- Remember to pick pocket of the party guests?
Awatar użytkownika
marek
Garrett
Posty: 4775
Rejestracja: 09 grudnia 2003, 08:52
Lokalizacja: Poznań
Płeć:
Kontakt:

Re: Mój projekt też :)

Post autor: marek »

Black_Fox pisze:Mój towarzysz popchnął jedną połowę całym ciężarem ciała. W końcu drzwi ustępują i przekraczamy próg.
pokręciłeś czas
Black_Fox pisze:- Nazywam się Artemus.
to na pewno Artemus był tym, który znalazł Garretta?
ObrazekObrazek
"No one reads books these days"
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Edversion »

Dość ciekawie czy to wyszło. Ale:
-utrzymuj się tylko jednego czasu. Nie rób mieszanek. Najlepiej brzmi czas przeszły.
-też mnie nieco zaskoczyło te imię - Artemus..
-Issyt był żebrakiem, nie złodziejem

Liczę, że będziesz dalej pisał ten tekst. Fajnie by było, gdybyś opisał jakoś z jakiego powodu Garrett opuścił Opiekunów.

Co do mnie:
-do licha, tyle błędów?? :shock:
-raczej nie będę kontynuował. Poczekam jakiś czas i zobaczymy, może napiszę coś nowego? Ale tym razem to będzie jakaś nowa historia.. ;) Nie z życia (Thiefa) wzięta ;)
Awatar użytkownika
taffer
Młotodzierżca
Posty: 876
Rejestracja: 09 kwietnia 2007, 13:43

Re: Mój projekt też :)

Post autor: taffer »

Ostatnio po paru piwkach poczytałem ten temat... i też mi się zachciało spróbować ;)

Oto dzieło, pt.(...) nie wiem... może... "Cień" :oops:

Krew na niebie - radość daje
Płomień w oddali gęstnieje
Najcenniejsza pora nastaje
Gdy mrok się nad Miastem rozleje
Odchodzi olbrzym ognisty
Ostatnie swe tchnienie oddaje
Mój wróg - księżyc szklisty
W czerni jego czas nastaje

Straże uliczne nadchodzą
W ciemności nas wypatrują
Dobrzy ludzie odchodzą
W ich domach sny królują
Latarnie powstrzymać nas chcą
Gazowe lampy syczą potwornie
Szczególnie przed nami nocą
Przytulonymi do cienia pokornie

Niczym wieczorne zwinne koty
Na dachach Miasto podziwiamy
Nieprzerwane nietoperza loty
A my na błyskotki czekamy
Sakiewki, skrzynie, kielichy
Dla nich wśród cienia żyjemy
Mówią - tchórzliwy nas zawód i cichy
Odwaga dla głupców, my jej nie chcemy.
Awatar użytkownika
Black_Fox
Szaman
Posty: 1015
Rejestracja: 23 września 2006, 11:54
Lokalizacja: The City

Re: Mój projekt też :)

Post autor: Black_Fox »

Po pierwsze to z tym czasem faktycznie kręce i to nieźle, ale nie o to mi chodzi, bo to nie są ostateczne poprawki. Chodzi mi o to czy to wciąga, czy lekko się czyta, czy chce się wiedziec co będzie dalej itp. Albo po prostu: czy to jest do dupy?

Issyt to nie pomyłka. Artemus to też nie pomyłka. A co? Macie jakieś źródła kto go zaprowadził do ich siedziby?
- And...
- Remember to pick pocket of the party guests?
ODPOWIEDZ