Strona 19 z 20

Re: Mój projekt też :)

: 18 stycznia 2010, 12:12
autor: SPIDIvonMARDER
Najmniejszego ;) Ogólnie mam zasadę, że Thiefowe rzeczy umieszczam w osobnych tematach, a tutaj całą resztę. Można o tym zresztą poczytać w regulaminie...
Kiedyś zamiast działu Twórczość Fanowska", przez wiele lat był tylko ten temat "I mój projekt też". Można powiedzieć, że Caer dala podwaliny pod dzisiejszy nowy dział :) Z czasem ludzie zaczęli tu umieszczać coraz więcej prac, a nawet po całości na forum,w Ogólnych Dyskusjach oraz w Świecie Złodzieja. Pewnego dnia wpadłem na pomysł wyodrębnienia ich w jeden dział... i wyszło :)
A zaczęło się od tego samotnego tematu...

Re: Mój projekt też :)

: 24 stycznia 2010, 18:39
autor: Keeper in Training
Spidi, fajnie piszesz o faktach historycznych. Podoba mi się. Podpowiem, że lieutenant to... zwykły porucznik :kwd . A przy pisaniu wyrazu "George'a" daj apostrof, OK? Szkoda, że brak szczęśliwego zakończenia, ale... Cóż, trudno dodać - wojna sama w sobie jest kompletnym bezsensem, więc... Trudno.

Re: Mój projekt też :)

: 24 stycznia 2010, 18:56
autor: SPIDIvonMARDER
By być ścisłym, to w armii amerykańskiej mamy dwa stopnie z wyrazem lieutenant:

First Lieutenant / Second Lieutenant
Porucznik / Podporucznik

Natoamist samo lieutenant to swego rodzaju uproszczenie używane na polu walki. Wtedy mówi się szybko i prosto, nie drążąć czy ktoś jest starszym czy młodszym chorążym... nas też tak uczyli :)

Z apostrofami miałem zgryz, ponieważ wyrazów go wymagających jest mnóstwo. Jednak obrałem konsekwentną zasadę: żadnych apostrofów. Tak samo jest w Harrym Potterze i tlumaczeniu Polkowskiego. Wygląda to dobrze, więc wziąłem przykład.

Czemu nie szczęsliwiego zakończenia? To połowa I rozdziału ;> nie wiecie co jest dalej... no i zdobyli tę cholerną plażę :P

Re: Mój projekt też :)

: 14 lutego 2010, 13:51
autor: SPIDIvonMARDER
Myśle, że was to trochę zaskoczy, nie zrażajcie się tematem :)
To opowiadanie ma głębszy sens, ciekaw jestem czy go znajdziecie...

WALENTYNKI
JAKUB ?SPIDIvonMARDER? ORŁOWSKI

To, że Stefan był zakochany, było widać na kilometr. Zamyślony, wpatrzony bezmyślnie w dal, nie mogący skoncentrować się nawet na najprostszych czynnościach, takich jak parzenie kawy czy wstukiwanie ewidencji w komputer. Z tego powodu stary chciał go nawet upomnieć, ale jak zauważył te maślane spojrzenie, to tylko machnął ręką i mruknął coś w stylu ?pieprzeni romantycy?.
To określenie (to drugie znaczy) świetnie pasowało do Stefana. Poeta-amator, wiecznie wzdychający do jakiś ?niewiast? w sukniach i spódnicach, mówiący patetycznym stylem i wierzącym w prawdziwą miłość nawet bez sexu. Trochę w tym wyczuwało się frajerstwa, ale w gruncie rzeczy jego świat był piękny... ale ile w nim można by wytrzymać? Miesiąc? Rok? A co potem?
A on tak tkwił w poszukiwaniach urojonej miłości doskonałej. Wszyscy go w głębi ducha żałowali... aż do teraz. Jego zachowanie świadczyło o tym, że w końcu znalazł taką miłość!
Kto by pomyślał...
I ta jego cała tajemniczość. Nie chciał zdradzić nawet jej imienia, niczego! Absolutnie niczego!
Wykręcał się, że ?to jeszcze nic pewnego, ona się waha, więc nie chcę zapeszyć?. No dobra...
*
Jest przełom! Po tygodniu w końcu odważył się ją opisać! To w gruncie rzeczy jego psi obowiązek... jestem jego przyjacielem, więc wypadałoby mieć do mnie zaufanie!
No więc na imię jej Matylda, jest wysoka, wyższa trochę nawet od niego, szczupła, ma trochę nieśmiały wyraz twarzy, długie, brązowe loki oraz alabastrową cerę. Ponoć najczęściej chodzi w czerwonej, lekkiej sukience i sandałach na wysokich obcasach, choć jeszcze nie szpilkach.
W sumie z opisu mi też się podobała.
Niestety, Stefan nic więcej nie chciał zdradzić...
*
Po kolejnych kilku tygodniach dowiedziałem się, że widują się najczęściej w pewnej kawiarni w Sopocie, a właściwie to tylko tam. To trochę dziwne... z drugiej strony ale nie znam zwyczajów romantyków (a zapewne taka jest Matylda, tak podejrzewam).
Ponoć wiele rozmawiają, Stefan wprost nie może się nacieszyć jej inteligencją. Świetnie się rozumieją i poruszają wszelkie sprawy, od fetyszy po gospodarkę światową, a także poezję i sztukę. Pozazdrościć...
*
Trochę mnie to zaczyna wkurzać, gdyż Stefan za Chiny ludowe nie chce mnie przedstawić swojej lubej. Niby tyle o niej gada i zachwyca się nią, ale pokazać choćby zdjęcie... o na to się nie odważy. Gdyby nie fakt, że on nie ma poczucia humoru, to zacząłbym podejrzewać, że to jakiś piętrowy dowcip, ale... no way.
O co mu chodzi do diaska? Nie dam się i nie uwierzę mu w wymówkę, że ?ona jest nieśmiała i wstydzi się poznawać nowe osoby?. Chociaż może jest w tym trochę prawdy... z opisu by pasowało...
*
Cała firma aż się trzęsie od plotek. Kim jest ta Matylda, że zdobyła serce Stefana? Jak wygląda naprawdę? Sam umieram z ciekawości... a ten stary pryk ani myśli o uchyleniu rąbka tajemnicy!
Przyłapałem się na tym, że na NK zacząłem szukać dziewczyny, która by pasowała do Stefanowego opisu.
Niech po prostu ją przyprowadzi do firmy... bo nie wytrzymam! Już zacząłem odczuwać do niego żal... który rósł z każdym dniem niepewności.
*
Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Po dwóch miesiącach... on... Stefan... zgodził się! Tak! Zaprowadzi mnie do niej, do tej kawiarni! Nie mogę się doczekać!
*
Nadszedł TEN dzień... stanąłem w umówionym miejscu przed kawiarnią i czekałem aż przyjdą.
Cały aż podskakiwałem. Nie wiem czemu tak mnie to rozpaliło, ale nie mogłem opanować drżenia rak.
Ku mojemu zdziwieniu przyszedł sam Stefan i to uśmiechnięty od ucha do ucha.:
-Cieszę się, że jesteś.
-Gdzie Matylda? ? spytałem bez ogródek
-No jak gdzie... w środku czeka.
-Nie widziałem, by ktoś wchodził...
-Ona zawsze czeka w środku.
Weszliśmy i usiedliśmy przy stole w narożniku sali. Zauważyłem, jak Stefanowi podryguje dolna warga, aż w końcu powiedział:
-Janie... oto Matylda... poznajcie się...
Obróciłem się w stronę, w która patrzył.
Faktycznie.... opisał ją doskonale. Nieśmiała i smukła, niczym księżniczka. Delikatna, niczym kwiat albo ptak...
Iiii...
Aż otworzyłem usta ze zdziwienia...
Nie mogłem, po prostu nie mogłem w to uwierzyć! To przecież absurdalnie nierealne!
Ona...
Nie...
Ale jednak...





Była tylko fotografią na ścianie...

Re: Mój projekt też :)

: 25 lutego 2010, 17:20
autor: SPIDIvonMARDER
Wiem, że nikt tego nie czyta, ale wstawiam dla własnej satysfakcji :)

ARTROSIS


Jestem ostatnim Samotnym Wędrowcem
Marzeniem dla mej drogi złotej
Idę, by nie błądzić po świątyniach
Podążam tam dalej, w Ukryty Wymiar

Jedyne co mam to Róża Kwitnąca
Wybrałam ją sobie spośród tysiąca

W imię Nocy idę
Dla niej jedynej żyję
Śpiewam o kwiatach i lustrze uczuć
Które były owocem zapomnianym

Ciemność szmaragdu miała barwę
Teraz jest czarno-biała, jak me życie
Ja czerń, bielą droga
Nie znam koloru jej marzeń

Przyklękłam w modlitwie
Prosić o zapomnienie
I ogień, co spali czarne sny
O ukojenia pokusę

Więc niech brnę w ten Sen!
Niech zanurzę się w bajek świat!
Ten jeden, ostatni raz!
Na wieki wieków, Amen!

Ściskam w Dłoni Róże, mój dobytek cały
Zrywam płatek, złota skrawek mały

Noc otacza mnie mgłą
Zanurzam się w cieniu cała
Jak zamknę oczy to znikną
Ostatnie złote szepty dnia

Lecz Sen jak tęcza nieuchwytny
I pomimo płomiennego wzroku
Nic nie widzę, nie czuję siebie
Już oddałam się Nocy

Twarz ozdabia uśmiech, jeden tylko
Dla Róży, co znaczy dla mnie wszystko
Dotknij mnie, A ja zamknę cię w dłoni
Gdzie jesteś? Odpowiedz...
Jesteś Nocą, cieniem moim
I ziemi, drogi po której stąpam

Kryjesz się w pocałunku
Czekam więc na niego
Dotknij mnie, ostatni raz
Bym zasnąć mogła, tak...

Lecz Róża zimna jak lód w dłoni
Ma rację, nic mnie tu nie chroni...

A więc nadziei brak
Jestem skazana na Sen
Co przyjść nie chce, nie może
Srebrna Mgła otacza mnie...

Sama pośród Kwiatów
Co nie mają zapachu
Otoczona Cieniami
Co osiągną coś i znikną

Proszę! Błagam!
Ostatni raz krzyczę!
Ma prośba choć twarda
Jest tak krucha jak szkło...

Bo cóż znaczą treści?
Zamknięte w słowach?
Cień i Kwiat ich nie ujrzą
A ja... sama i tak je znam

Róża ukłuła mnie, by obudzić z nadziei
Bym nie pomyliła dróg w tej smutnej kniei

Zamieniam się w ptaka i lecę
By pokonać płacz, co uderzy w me serce
Uciekam Mgle, uciekam światu
Otoczona nicością, w końcu wolna

Lecz jedna łza została
Nie mam złudzeń, ona nie opuści mnie
Sprawi że zapłacze znów
Bo nie da się zawisnąć gdzieś pomiędzy

Lecę wzdłuż drogi, nie opuszczę jej
Choć kręta jest, choć trudna wiem
Prowadzi do góry olbrzymiej
Na której zamek bez króla, bez tronu

Wiem, marzenie nieosiągalne
I tak dalej lecę w Ukryty Wymiar
Mijam posągów rząd w czarnych ogrodach
Obcych bóstw, zapomnianych nazw

Różo, ty jedna mnie rozumiesz jeszcze
Dzięki Tobie zasnę, zamknę oczy nareszcie

Pode mną milczący ocean, istnień otchłań
Widzę siebie, jak dryfuję samotna
Fale uciekają mi sprzed dłoni
Dlatego uciekłam, by tego nie wyśnić

I znów na drodze stoję
I srebrny pył strzepuję z bosych stóp
By spełnić jej marzenie
By zaprowadziła mnie do Góry Przeznaczenia

Prowadź mnie Różo, klejnocie zdobny
Tyś jak fetysz, serca przewodnik

Mijam posąg upiora
Spod kaptura tylko mrok spogląda
Symbol bólu i nienawiści
Ognia i strachu

Pod nim kilka słów sczytuję:
Ukryty Wymiar, Noc
Kwiaty i Cienie, Con Trust, Melange
I Róża, jak moja wykuta

Tym dla mnie jest ten kwiat złoty
Czym był ust, Nocy dotyk

Więc idę, czekam wciąż na Noc
Co Sen przyniesie
A mam tylko Mgłę i cienie martwe
I swą małą Różę

Kwiat, co ze mną razem śpiewa
A ja go łzami swymi podlewam

Ty, co skruszyłeś pieczęć
Czy wiesz co znaczą treści
Zamknięte w słowach?
Miłość zaklęta w lustro?
Czy czujesz te iskrę?

Nie wiem czy mój śpiew słyszałeś
Czy nadal tak cały obcy jesteś
Nie wiem

Lecz dziękuję, że posłuchałeś, a nie minąłeś
Obojętnie Wędrowca z Różą
Lecz pozwól iść mi dalej, bo szukam...
Wciąż szukam...
Snu w Nocy bez Mgły

To i tak był
Nierealny świat
Nierealna ja
Nieprawdziwa historia




Róża zamyka moje oczy, bym nie błądziła
Lecz szła dalej, śpiewała i śniła


\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\
Poświęcone Medech, poetce i wokalistce zespołu "Artrosis". O niej, o jej twórczości i o romantyźmie. Ten wiersz to pewna gratka dla fanów, gdyż mogą odnaleźć pełno nawiązań do zespołu :)

Re: Mój projekt też :)

: 25 lutego 2010, 18:00
autor: ERH+
Dłuuuuuuugie.
Ta dedykacja trochę popsuła mi szyki, ale i tak napiszę, że ubawiłem się setnie czytając niektóre rymy (sry, jeśli pisałeś to śmiertelnie poważnie :rad ). Z drugiej strony od miesiąca sobie skrobię taką ni to poezję, ni to prozę -i jak patrzę na twój wiersz, to zaczynam się bać tego co napisałem. Chyba będę następne dwa miesiące cyzelował, a potem schowam głęboko. :wst :luk
SPIDIvonMARDER pisze:Kwiat, co ze mną razem śpiewa
A ja go łzami swymi podlewam
:tar To może być nawet zabawne zostać poetą! A jakie karkołomne!

Re: Mój projekt też :)

: 25 lutego 2010, 19:14
autor: SPIDIvonMARDER
Trochę się pogubilem :) Czyli podoba Ci się czy nie bardzo :)
PS: bycie poetą (poeta anwet jest układacz stadionowych rymów... taka definicja) jest bardzo przyjemnie.

Re: Mój projekt też :)

: 25 lutego 2010, 19:55
autor: ERH+
Podoba mi się nie bardzo, ale naprawdę poprawiło mi to humor -więc czy ci to policzyć na plus, czy minus? Jakbym miał odtwarzać proces twórczy: opisywałeś kolejne obrazy przychodzące ci do głowy, ale nadawałeś im jak najbardziej lakoniczną formę, uzupełniając z przymusu rymami. No i tu przyzywasz na pomoc skojarzenia, raczej nie zaskakujące, albo wręcz żenująco oklepane. Jeżeli to miało być rozrywkowe, to ci się udało... Jako rekompensatę zamieściłbym kawałek swojego cuda, cobyś też mógł się pośmiać -ale wierzę, że jeszcze coś z tego trupa wykrzeszę jeśli zachowam go w tajemnicy. Dość powiedzieć, że to niezły bełkot galopujących myśli, tyle że utrzymany w formie opowiadania. Wyobraź sobie, że każde zdanie w swoim wierszu rozciągasz i rozciągasz do pełnego opisu, dorzucając w kółko kolejne, coraz dziwniejsze, oderwane od rzeczywistości elementy "sceny". Ogólnie bełkot, i u mnie, i u ciebie. :P:

Re: Mój projekt też :)

: 26 lutego 2010, 11:37
autor: SPIDIvonMARDER
No cóż, czyli generalnie lipa :/

Re: Mój projekt też :)

: 26 lutego 2010, 17:02
autor: ERH+
No cóż, im więcej ćwiczysz, tym lepszy masz warsztat.

Re: Mój projekt też :)

: 20 marca 2010, 11:24
autor: Vrael
Ostatnio nie bywam na Thief - Forum za często z różnych powodów, więc zaskoczyłeś mnie trochę, SPIDI. O ile nie czytałem wiersza(y) Twojego autorstwa(po prostu bałem się je/ich oceniać, nie bądź na mnie zły :roll: ), to 2 poprzednie teksty (tj. Walentynki i coś, co roboczo nazwałem u siebie na dysku "Polskie szkolnictwo", choć całkowicie zdaję sobie sprawę z niedoskonałości tego tytułu), bardzo mi się podobały. "Powstanie" jest strasznie gorzkie i prawdziwe - tak niestety w większości przypadków wygląda nasze szkolnictwo. "Masz to umieć, nie rozumieć" + cała nasza polska martyrologia przerabiana na historii/języku polskim w różnych utworach... Dlaczego to wszystko musi być takie smutne? Powstania, rozbiory, upadki, okupacje, "moralne zwycięstwa", przegrana, przegrana, przegrana...

[wybacz mi, Bukary, ja jestem tylko pyskującym uczniakiem, ja o wielu rzeczach nie mam i nie mogę mieć pojęcia, więc nie miażdż mnie proszę wiedzą i doświadczeniem, które Ty masz a którego ja z oczywistych wiekowych względów mieć nie mogę]

Chyba trochę odszedłem od tematu...

Tak czy siak, gratulacje, SPIDI. TO Ci się udało. Naprawdę. Zaś Walentynki... nie wymagają komentarza, moim skromnym zdaniem ;-)

Pozdrawiam wszystkich bytujących w cieniu.

Vrael

Re: Mój projekt też :)

: 26 sierpnia 2010, 15:32
autor: speede
Jako, że ostatnio urodził mi się syn, postanowiłem skończyć z chałturami i napisać coś pożytecznego. O ile starczy mi zapały i czasu (a z tym teraz krucho) to mam zamiar napisać kilka rymowanek odnoszących się do trudnych do wytłumaczeniu dziecku terminów.
Dziś wersja alfa rymowanki : Bycie dobrym.

„Bycie dobrym.”

Rozmawiały małe bobry
Co oznacza bycie dobrym.

Grzecznym być to jest podstawa,
Chociaż to nie łatwa sprawa.

Ważne jest też pomaganie
Babci, cioci, tacie mamie…
Aby w wirze codzienności
Dawać innym moc radości.

Na krzesełku prosto siadać,
przy obiedzie jeść nie gadać.
Nie marudzić przy śniadaniu.
Czasem pomóc przy sprzątaniu,

Wytrzeć kurze, wynieść śmieci,
I szanować inne dzieci.
A dla mamy oraz taty
Zrobić prezent, przynieść kwiaty.

No i prawdę mówić zawsze,
choć fantazje są ciekawsze.
Bo zmyślone raz ‘głupoty’
mogą wpędzić nas w kłopoty.

A słuchała tego sowa
I wyrzekła takie słowa:

Ładnie dziatki tu prawicie
Lecz czy sami tak robicie?
No bo wiedzieć ważna sprawa,
Lecz ważniejsza jest postawa.

Re: Mój projekt też :)

: 26 sierpnia 2010, 18:37
autor: Nivellen
Fajniutka rymowanka, moja żona też kiedyś układała takie rymy dzieciakom, po kilku latach niektóre z nich weszły na stałe do rodzinnego słownika :hyh
speede pisze:Jako, że ostatnio urodził mi się syn (...)
Witamy w "klubie", gratulacje speede :wes

Re: Mój projekt też :)

: 26 sierpnia 2010, 19:07
autor: SPIDIvonMARDER
Błyskotliwe, drugi Brzechwa :P Fajne rymy i sens też zacny!

Re: Mój projekt też :)

: 26 sierpnia 2010, 20:30
autor: Dominik
SPIDIvonMARDER pisze:Wiem, że nikt tego nie czyta, ale wstawiam dla własnej satysfakcji
-Te słowa zmotywowały mnie do przeczytania tego wiersza.
Nie wiem jak długo ją pisałeś, ale skoro ja moją ostatnią ( http://thief-forum.pl/viewtopic.p ... 26#p118126 ) pisałem 2 tygodni to tak długą jak twoją ( nawet przy napływie weny) pisał bym przez parę miesięcy.
wiersz - :oki
speede pisze:Jako, że ostatnio urodził mi się syn

Gratuluje
speede pisze:„Bycie dobrym.”
:oki Super rymowanka
:proste rymy, logika, rytm

Z nie cierpliwością czekam na twoje następne rymowanki.

Re: Mój projekt też :)

: 27 sierpnia 2010, 07:37
autor: speede
Dzięki za gratulacje. Rymowanka awansowała do wersji beta. :)

Re: Mój projekt też :)

: 28 sierpnia 2010, 17:32
autor: Keeper in Training
Dobry kawałek "literatury dziecięcej". Gratuluję :P .

Re: Mój projekt też :)

: 30 maja 2011, 22:39
autor: SPIDIvonMARDER
Krótki erotyk (light) pisany dla koleżanki na zamówinie, toteż nie odpowiadam za tematykę! :D

Smocze rande vous

Choć wielu w to wątpiło, wojna w końcu się skończyła i Rongar mógł wrócić do domu. Otrzymał od króla żołd za całe pół roku służby, spakował to wszystko, machnął skrzydłami i wrócił.
Machnął skrzydłami?
Tak się składa, że Rongar to smok najemny. Nie byle jaki smok najemny, ponieważ jeden z największych, o ile nie największy, jak brał udział w tej wojnie.
Ale po kolei...
Rongar ma jakieś 30 metrów w kłębie. Jego wagę ciężko oszacować, gdyż oczywiście nie ma na świecie dość dużej wagi. Jednak w miejscu, w którym stanie, powstaje odcisk łapy głęboki na jakieś pół metra, co daje do myślenia. Ma zieloną łuskę, ogromne skrzydła, i krótkie, złote rogi... zatem wygląda dość pospolicie. Jego charakter również jest całkiem zwyczajny: lubi spać, jeść, leżeć na brzuchu i obserwować okolicę, zwłaszcza tych maleńkich ludzi krzątających się dookoła niego i mu usługujących. Ta cała wojna to po prostu zwykła konieczność... kazali, zapłacili, to poleciał. Nie podchodził do niej zbyt emocjonalnie, zresztą jego zadania nie były zbyt bojowe, raczej samą swoją obecnością miał szachować przeciwnika, niż z nim walczyć. Raz jednak doszło do konfrontacji i skończyło się małą katastrofą...
Otóż Rongar utył. To nie żart! Jakiś czar w niego trafił, który miał spowodować jego gwałtowne napuchniecie i w rezultacie eksplozję. Jednak coś nie wyszło i zamiast rozpuknąć się, Rongarowi jedynie mocno urósł brzuch... i to nie powietrzem...
Początkowo wydało mu się to dobre, gdyż wyglądał potężniej oraz czuł się większy. Jednak kiedy przyszło mu polecieć z tym dodatkowym balastem, to stracił cały szacunek do swojego nowego brzucha. Stał się powolny i ospały, gdyż jakakolwiek czynność kosztowała go mnóstwo wysiłku. Stąd, kiedy tylko wrócił z wojny, to padł na swoją ukochaną pagórkowatą łąkę i zasnął, by nareszcie odpocząć za te pół roku... a szczególnie ostatnie "tłuste" dni.
W dodatku otyłość u smoków wiąże się z jeszcze jednym mankamentem: otyłe smoki są rzadkie i nie cieszą się szacunkiem ani ludzi, ani płci przeciwnej.
Co Rongara bardzo niepokoiło.
Był duży jak na smoka, a co dopiero z takim brzuchem, który z przodu mu wisiał niczym olbrzymi balon wypełniony tonami tłuszczu. Kiedy przewracał się z boku na bok, wyobraźnia dorabiała do tego dźwięku przelewającej się wody. Brzuch głęboko wrzynał się w glebę, tworząc małe kratery, jak odciski łap.
Był ciężki jednym słowem.

Minęło kilka dni. Rongar z początku myślał, że da radę zrzucić ten zbędne tony krótką głodówką, ale już drugiego dnia tak zaczęło mu burczeć wszędzie, że nikt nie mógł spać w okolicy.
Zresztą z Rongarem na czele.
Zdziwił się, jak bardzo stał się głodny, gdyż wcześniej potrafił całymi tygodniami nie jeść, jeśli była taka potrzeba. Jednak duży brzuch miał duże wymagania i już po dwóch dniach Rongar zjadł tyle, ale normalnie wystarczyłoby mu na tydzień.
Sytuacja stała się alarmowa, gdyż przed jego oczami zawitało widmo śmierci głodowej. Kazał zrobić coś, czego każdy szanujący się facet unika bardziej niż ognia – wezwać lekarza.
Oczywiście lekarze od smoków to bardzo specyficzny i rzadki zawód, szczęśliwie dało się kogoś znaleźć i wynająć. Padło na małą czarodziejkę, Euginię o ognistych włosach i chodzącą zazwyczaj w sukni o kolorze lodów jagodowych.
-Zawsze chciałam ciebie zbadać! – powiedziała, wspinając się z trudem na jego łapę. Nie było to łatwe, gdyż jego łapa była tak wysoka jak ona sama stojąc na palcach. Dopiero stąd mogła przytulić się do brzucha i posłuchać, co w środku się dzieje.
-Czemu zawdzięczam twoją ciekawość? – spytał sennym głosem.
-Bo jesteś największym smokiem w tej części kraju, a teraz jeszcze większym! – zachichotała, obmacując jego łuski.
-Wcale mi się to nie podoba! Kto mnie teraz zechce?
-Boisz się? – zachichotała ponownie, kopiąc go w brzuch... oczywiście była zbyt mała, by on to poczuł.
-A nie? Na wojnie zdałem sobie sprawę, jak bardzo potrzebuję kogoś obok siebie. Jakie to...
-Koniec badania! – przerwała mu nadal chichocząc i siadając na pazurze – Oto diagnoza: jesteś zwyczajnie gruby! Zalecam ci dużo ruchu i mało obżerania się!
-Co?! – krzyknął zaskoczony. Chciał wstać i przypadkiem strzepnął z siebie Euginię, która z piskiem wpadła do jednego z jego odcisków. Rongar wytężył siły i podniósł się, stawiając łapę tuż obok jej głowy i tworząc kolejny odcisk. Wygrzebała się z dołu i stanęła obok, poprawiając włosy i zadzierając głowę by móc zobaczyć jego oczy. Niestety, brzuch jak zwykle przesłonił cały świat obojgu.
-Coś się tak zbulwersował? – spytała
-To nie obżarstwo, a czar mnie roztył!
-Ale czar zadziałał jak obżarstwo. Magicznie tego już nie usuniesz. Przykro mi...
-To co teraz?
-Teraz? – zachichotała – teraz to czekaj... chyba że przejdziesz na dietę?
Dieta nie wchodziła grę. Przez kilka następnych dni Rongar ponownie uświadomił sobie, że nie jest w stanie żyć bez jedzenia tego co chce, a ruch przestał go bawić. Leżał cały dzień na swojej ulubionej górce i sypiał... jednak jego ciężar niszczył trawę w takim tempie, że górka zaczęła się spłaszczać.
Właśnie kiedy tak leżał po raz niewiadomo który i martwił, że nieco spłaszczył górkę, coś nagle połaskotało go w łapę. Poderwał się... to znaczy poderwałby się, gdyby był lżejszy... i zobaczył niedużą smoczycę siedząca obok i długim pazuraskiem drapiącą go w łapę. Była drobna nawet na smoka, smukła i miała jasno fioletowe łuski. Z wyjątkiem głowy, tam były rude raczej.
I miała wspaniałe oczy i soczysty uśmiech.
-Cześć! – przywitała go wesoła i odskoczyła do tyłu. Ponieważ był zbyt zaskoczony by jakkolwiek odpowiedzieć, obeszła go i znalazła się za jego głową. Przybliżała swoją twarz do jego twarzy, tylko że do góry nogami.
-Wiem wiem, żeś jest nieco zmieszany, ale nie przejmuj się. Wiele o tobie słyszałam... o tym jaki jesteś ogromny! I zawsze marzyłam, by moc to odczuć... osobiście.
-Że jak? Spytał głupio.
Nie odpowiedziała, tylko stanęła obok brzucha, który był prawie jej wielkości. Ucisnęła go, sprawdzając jaki jest miękki. Jej łapa zagłębiła się całkowicie.
-Jesteś fantastyczny! - zapiszczała. Rongar nadal miał spore wątpliwości, ale nie oponował, bo każde jej dotknięcie było... najprzyjemniejszą rzeczą, jakiej doświadczył w swoim życiu. Dlatego kiedy spytała się, czy nie ma nic przeciwko jej, jak to określiła „badaniu", nie oponował, a nawet ją zachęcił.
Wskoczył mu na brzuch i usiadła na jak miękkiej poduszce. Mieściła się na nim prawie cała. Zachichotała znowu i położył się na nim, kładąc mu głowę na pierś.
-Ale mi wygodnie... mogłabym tak już zostać na zawsze...
Nagle poczuł w sobie odrobinę energii... która zaczęła błyskawicznie rosnąc w gigantyczne uczucie. Niewiele myśląc szybko przewrócił się na brzuch przykrywając ją całym sobą i miażdżąc:
-Chciałaś odczuć to... osobiście! To chyba teraz... czujesz dość dużo, nie?
Nie odpowiedziała, tylko ponownie zachichotała i uśmiechnęła się z błogością.
Leżeli tak chwilę, rozkoszując się kontaktem i dotykiem. On czuł, że szczęście rośnie w nim jak balon, wypełniając nawet kolosalny brzuch, ona z kolei była szczęśliwa, że znajduje się pod taką ogromną ilością ton słodkości. Była bezpieczna pod nim, taka maleńka i bezbronna, ale paradoksalnie pewna i bezpieczna.
-Pocałuj mnie! – poprosiła cicho. On trochę się zmieszał w tej chwili, bo nigdy tego nie robił, jednak spróbował...
Kiedy ich usta się zetknęły wraz z językami, przeszedł przez nich prąd, niczym potężny piorun. Poczuli nagle, że mają nieograniczoną siłę do tego, by się kochać. Tak potężną, że jego waga przestała mieć znaczenie. Bez trudu wstał i podniósł ją go góry, przytulając tak mocno, że aż trzasnęły jej stawy i kości. Pisnęła, ale zaraz potem zachichotała. Wyślizgnęła się z jego ramion i odskoczyła do tyłu, wdeptując w jakąś małą, opuszczoną chatę. Jej stopa zdeptała małe domostwo ze strasznym rumorem, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Przed oczami widziała tylko jego, jego czułą i słyszała. Reszta świata znikłą na zawsze, jakby nigdy nie istniała.
Skoczyła tym razem do przodu i wpadła na niego, odbijając się od brzucha. Na to on też skoczył na nią.
Huk jego masy wstrząsnął pobliską okolicą, co tylko jeszcze bardziej dodało mu siły. Zaczął ją całą obcałowywać i wylizywać, coraz szybciej i szybciej, nie mogąc się nasycić delikatnością jej łusek. Chciał jej więcej i więcej... nie tylko dotykać, mieć ją w sobie! Wniknąć!
Wszystkimi czterema łapami przyciskał ją coraz mocniej i mocniej, by nagle poluzować chwyt i na nowo szukać jej ciała. To miało być jak kolejny łyk nektaru, kolejny kęs wykwintnej potrawy.
W jej oczach widział namiętny sztorm, chciał wskoczyć i zanurkować w tej gorącej toni. Zachłysnąć się nią i umrzeć, idąc na dno, na zawsze.
Tylko tego pragnął.
Ona natomiast czuła go na sobie niczym górę, niczym gigantyczną i ciężką kołdrę, pod którą mogła się schować i oddać tylko sobie i swoim doznaniom.
Kopała go i ugniatała, wiedząc jednak, że on nawet tego nie czuje. Jej bezsilność przy jego sile, masie i ogromie ją podniecała. Chciała się wić, szarpać, walczyć aż do utraty sił... wtedy on mógłby zrobić z nią co tylko zechciałby.

I walczyli tak, aż zmierzch ustąpił miejsca nocy. Wraz z księżycowym chłodem nadeszło też wycieńczenie, a potem twardy jak skała sen.
Sen, który w sumie zaczął się jeszcze za dnia, a nie skończy się zbyt szybko...

Re: Mój projekt też :)

: 17 czerwca 2011, 20:10
autor: Moira
Smokoporno! ;)

Re: Mój projekt też :)

: 18 czerwca 2011, 12:07
autor: Artass
Porno to mało powiedziane! Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że porno-duszno. ;) Mimo to czuję jakiś niesmok. :kwa
Oj, Kuba... Nie wiem co Ci siedzi w głowie, ale zastanawiam się jak to jest przerażające. Skąd ty bierzesz pomysły na takie teksty?! :tar

Re: Mój projekt też :)

: 18 czerwca 2011, 13:51
autor: krystyn-a
Artass pisze:Oj, Kuba... Skąd ty bierzesz pomysły na takie teksty?! :tar
Z autopsji? ;)
:-D

Re: Mój projekt też :)

: 04 października 2011, 20:46
autor: Keeper in Training
krystyn-a pisze:
Artass pisze:Oj, Kuba... Skąd ty bierzesz pomysły na takie teksty?! :tar
Z autopsji? ;)
:-D
Przypuszczam, że nie chcemy wiedzieć... :))

Re: Mój projekt też :)

: 04 października 2011, 20:49
autor: SPIDIvonMARDER
Chciałbym mieć jakaś autopsję... a tak muszę bazować na źródłach zewnętrznych.

Re: Mój projekt też :)

: 20 grudnia 2011, 20:07
autor: Keeper in Training
SPIDIvonMARDER pisze:Chciałbym mieć jakaś autopsję... a tak muszę bazować na źródłach zewnętrznych.
Kuba, bazować na wrażeniach innych też się da. Chociażby ostatnie zlecenie (tak, biznes się rozkręcił na dobre :P ) - "TafferWatch": http://wyszczekani.hpu.pl/viewpage.php?page_id=41. Przecież do złożenia zamówienia przez zleceniodawcę, ja nawet nie wiedziałam, że istnieje taki Jerry Springer! A ponoć jest dobrze.

Re: Mój projekt też :)

: 28 kwietnia 2012, 21:32
autor: SPIDIvonMARDER
Taki zabytek z czternastego lutego 2010...

WALENTYNKI
JAKUB „SPIDIvonMARDER" ORŁOWSKI

To, że Stefan był zakochany, było widać na kilometr. Zamyślony, wpatrzony bezmyślnie w dal, nie mogący skoncentrować się nawet na najprostszych czynnościach, takich jak parzenie kawy czy wstukiwanie ewidencji w komputer. Z tego powodu stary chciał go nawet upomnieć, ale jak zauważył te maślane spojrzenie, to tylko machnął ręką i mruknął coś w stylu „pieprzeni romantycy".
To określenie (to drugie znaczy) świetnie pasowało do Stefana. Poeta-amator, wiecznie wzdychający do jakiś „niewiast" w sukniach i spódnicach, mówiący patetycznym stylem i wierzącym w prawdziwą miłość nawet bez sexu. Trochę w tym wyczuwało się frajerstwa, ale w gruncie rzeczy jego świat był piękny... ale ile w nim można by wytrzymać? Miesiąc? Rok? A co potem?
A on tak tkwił w poszukiwaniach urojonej miłości doskonałej. Wszyscy go w głębi ducha żałowali... aż do teraz. Jego zachowanie świadczyło o tym, że w końcu znalazł taką miłość!
Kto by pomyślał...
I ta jego cała tajemniczość. Nie chciał zdradzić nawet jej imienia, niczego! Absolutnie niczego!
Wykręcał się, że „to jeszcze nic pewnego, ona się waha, więc nie chcę zapeszyć". No dobra...
*
Jest przełom! Po tygodniu w końcu odważył się ją opisać! To w gruncie rzeczy jego psi obowiązek... jestem jego przyjacielem, więc wypadałoby mieć do mnie zaufanie!
No więc na imię jej Matylda, jest wysoka, wyższa trochę nawet od niego, szczupła, ma trochę nieśmiały wyraz twarzy, długie, brązowe loki oraz alabastrową cerę. Ponoć najczęściej chodzi w czerwonej, lekkiej sukience i sandałach na wysokich obcasach, choć jeszcze nie szpilkach.
W sumie z opisu mi też się podobała.
Niestety, Stefan nic więcej nie chciał zdradzić...
*
Po kolejnych kilku tygodniach dowiedziałem się, że widują się najczęściej w pewnej kawiarni w Sopocie, a właściwie to tylko tam. To trochę dziwne... z drugiej strony ale nie znam zwyczajów romantyków (a zapewne taka jest Matylda, tak podejrzewam).
Ponoć wiele rozmawiają, Stefan wprost nie może się nacieszyć jej inteligencją. Świetnie się rozumieją i poruszają wszelkie sprawy, od fetyszy po gospodarkę światową, a także poezję i sztukę. Pozazdrościć...
*
Trochę mnie to zaczyna wkurzać, gdyż Stefan za Chiny ludowe nie chce mnie przedstawić swojej lubej. Niby tyle o niej gada i zachwyca się nią, ale pokazać choćby zdjęcie... o na to się nie odważy. Gdyby nie fakt, że on nie ma poczucia humoru, to zacząłbym podejrzewać, że to jakiś piętrowy dowcip, ale... no way.
O co mu chodzi do diaska? Nie dam się i nie uwierzę mu w wymówkę, że „ona jest nieśmiała i wstydzi się poznawać nowe osoby". Chociaż może jest w tym trochę prawdy... z opisu by pasowało...
*
Cała firma aż się trzęsie od plotek. Kim jest ta Matylda, że zdobyła serce Stefana? Jak wygląda naprawdę? Sam umieram z ciekawości... a ten stary pryk ani myśli o uchyleniu rąbka tajemnicy!
Przyłapałem się na tym, że na NK zacząłem szukać dziewczyny, która by pasowała do Stefanowego opisu.
Niech po prostu ją przyprowadzi do firmy... bo nie wytrzymam! Już zacząłem odczuwać do niego żal... który rósł z każdym dniem niepewności.
*
Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Po dwóch miesiącach... on... Stefan... zgodził się! Tak! Zaprowadzi mnie do niej, do tej kawiarni! Nie mogę się doczekać!
*
Nadszedł TEN dzień... stanąłem w umówionym miejscu przed kawiarnią i czekałem aż przyjdą.
Cały aż podskakiwałem. Nie wiem czemu tak mnie to rozpaliło, ale nie mogłem opanować drżenia rak.
Ku mojemu zdziwieniu przyszedł sam Stefan i to uśmiechnięty od ucha do ucha.:
-Cieszę się, że jesteś.
-Gdzie Matylda? – spytałem bez ogródek
-No jak gdzie... w środku czeka.
-Nie widziałem, by ktoś wchodził...
-Ona zawsze czeka w środku.
Weszliśmy i usiedliśmy przy stole w narożniku sali. Zauważyłem, jak Stefanowi podryguje dolna warga, aż w końcu powiedział:
-Janie... oto Matylda... poznajcie się...
Obróciłem się w stronę, w która patrzył.
Faktycznie.... opisał ją doskonale. Nieśmiała i smukła, niczym księżniczka. Delikatna, niczym kwiat albo ptak...
Iiii...
Aż otworzyłem usta ze zdziwienia...
Nie mogłem, po prostu nie mogłem w to uwierzyć! To przecież absurdalnie nierealne!
Ona...
Nie...
Ale jednak...





Była tylko fotografią na ścianie...