[LITERATURA] Opowiadanie konkursowe - Bafford i święta.

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

[LITERATURA] Opowiadanie konkursowe - Bafford i święta.

Post autor: Hadrian »

Bafford i święta

Zacznijmy od tego, że Ramirez zmarł. Czemu? Są trzy teorie na ten temat. Jedni mówią że popadł w długi i popełnił samobójstwo. Inni, że został otruty podczas obiadu, a nie liczni twierdzą że śmiercią naturalną (w końcu staruszek miał już 72 lata!). Tak, czy owak – straż miejska zataja te informację. Tak jak zawsze.
Głównym żałobnikiem jest Bafford – stary zrzęda i skąpiec, którego już kilka razy okradli.

***

- To była nagła śmierć – stwierdził Bafford.
Bladego jak ściana Ramireza, a raczej jego trupa ułożono go w trumnie, w najlepszym ubraniu jakie miał za życia. Według wierzeń, zmarłym trzeba było położyć na zamkniętych powiekach dwie korony, tak właśnie uczyniono.
- Panie…
Przedsiębiorca podatkowy podał lordowi dokument. Akt zgonu.
- Podpisać…
Bafford złapał pióro w pulchne palce i podpisał się małymi literkami Bafford. Szlachcic wziął płaszcz i już miał zamiar wyjść z zakładu gdy przedsiębiorca wyciągnął rękę i chrząknął cicho. Bafford zrozumiał.
Sknerus, pomyślał.
Odwiązał małą, fioletową sakiewkę i wyjął koronę. Drżącymi palcami wręczył ją przedsiębiorcy. On uśmiechnął się lekko i chrząknął jeszcze ciszej. Twarz Bafforda skwaśniała lekko. Wyciągnął następną koronę, popatrzył na nią i powoli, jakby to była jego ostatnia moneta, dorobek życia, wręczył ją mężczyźnie. Ten ledwo zauważalnie kiwnął głową.
Bafford usłyszał jak pomocnik, pryszczaty chłopiec, bierze wieko trumny.
- Stój, młokosie! – wrzasnął na chłopaka.
Pomocnik wystraszył się, tak że prawie upuścił dębowe wieko. Bafford schylił się nad trupem i wziął monety z powiek Ramireza.
- To mu się już nie przyda, a mi tak – wycedził przez zęby.
Schował korony do sakwy i spokojnym krokiem, podpierając się laską, wyszedł z zakładu pogrzebowego i wsiadł do karocy, która zaraz odjechała szybko w stronę posiadłości lorda.
Zaczął padać śnieg.

***

7 lat później.

Nora lichwiarska była prawie całkowicie ciemna, ale w środku było dwóch ludzi. Yanselt, pracownik lorda i Bafford. Szef liczył pieniądze, a Cedryk Yanselt udawał że pisał i grzał się przy małej, łojowej świeczce.
Zadzwonił dzwonek, oznaczający że ktoś wszedł.
- Wesołych świąt, wuju! – usłyszał lord czyjś radosny głos.
- Bujda – burknął Bafford.
- Wuju, jak możesz tak mówić? – do biura wszedł młody, wysoki mężczyzna.
- Jak ludzie mogą się cieszyć w święta, jak są w długach i w nędzy, hę? – wycedził.
- A jaki ty masz powód, aby się nie cieszyć, wuju? Ty, bogacz?!
- Głupstwo… - burknął Bafford.
- Nie bądź taki ponury, wuju…
- A z czego mam się cieszyć, gdy otaczają mnie głupcy? Do licha z wesołymi świętami!
- Wuju…
- Idź święć Dzień Budowniczego Narodzenia na swój, własny sposób a mi daj święty spokój! – zawołał lord.
- Nie gniewaj się… Przyjdź jutro do nas na obiad – zaprosił siostrzeniec.
- Mówiłem, daj mi już święty spokój, do licha!
- Wesołych świąt! – zawołał radośnie siostrzeniec, z uśmiechem na twarzy.
Drzwi zamknęły się za nim, a Bafford zadowolony ze świętego spokoju wrócił do liczenia zysków. Nie nacieszył się długo, bo do biura weszli dwaj eleganccy panowie.
- Firma Bafford i Ramirez, jeśli się nie mylę? – powiedział jeden z nich.- Mam przyjemność rozmawiać z panem Baffordem czy Ramirezem?
- Pan Ramirez zmarł dokładnie siedem lat temu. Dziś rocznica – stwierdził sucho Bafford.
- Niewątpliwie, że jego wspólnik jest również hojny i szczodrobliwy – powiedział uśmiechnięty. - Z okazji Świąt Narodzenia Budowniczego, panie Bafford, zamożni ludzie w Mieście obdarowują i wspomagają najuboższych. Na jaką mam pana sumę zapisać?
- Na żadną.
- A, rozumiem. Chce pan zostać anonimowym ofiarodawcą?
- Życzę sobie, aby zostawiono mnie w spokoju – burknął Bafford, wciąż licząc pieniądze. –
Nie cieszę się, ani nie ulżyłem sobie podczas Świąt Budowniczego Narodzenia. I nie stać mnie na to, abym pomagał próżniakom i leniwcom. Wspieram przytułki i więzienia, a jeśli biedacy chcą zostać ,,wspomożeni” niech udadzą się tam.
- Większość nie może, albo wolałaby umrzeć – powiedział zbierający datki.
- No to… niechże to uczynią! Pomogą rozwiązać problem przeludnienia! – syknął lord.
Mężczyźni zamarli zdziwieni.
- Mam zamiar pożegnać panów – powiedział Bafford.

***

Dzwon wybił ósmą wieczorem. Bob, pracownik Bafforda uśmiechnął się lekko.
- No, Yanselt – powiedział Bafford. – Możesz już wracać.
- Proszę pana… - zaczął niechętnie Cedryk. – Jutro jest wigilia, więc…
- Chcesz wolne? – dokończył Bafford.
- Święta są raz do roku…
- Jakbym ci płacił za ten dzień nieróbstwa, okradałbyś swego chlebodawcę co roku. Potrącę ci z pensji, Yanselt! Jutro masz być z samego rana! – powiedział Bafford ubierając płaszcz.
- Wielkie dzięki panie. Jutro będę na pewno!
Wyszli z lichwiarskiej nory. Bafford zamknął drzwi na klucz, sprawdził czy na pewno to zrobił i udał się bez słowa na północ. Tam, za rogiem czekał powóz. Gdy tylko zniknął w karecie, Cedryk zawołał radośnie i pobiegł do swojego domu, a raczej rudery.

***

Powóz zatrzymał się przed kiedyś piękną, a teraz starą posiadłością. Pomarańczowe cegły wyblakły, czerwony dach został zasypany śniegiem. Bafford spokojnie i powoli podszedł do drzwi posiadłości, podpierając się laską. Wyciągnął kluczę, ale mu wypadły z grubych i zimnych rąk. Z trudem kucnął i złapał kółko. Wstał, wybrał właściwy klucz i gdy miał go wsadzić do dziurki odskoczył gwałtownie. W miejscu kołatki była teraz świecąca głowa. Bafford zamknął oczy i je otworzył.
- Szachrajstwo…
Twarz zniknęła. Otworzył drzwi, wszedł do ciemnego holu i zamknął je na klucz, zasuwę i łańcuch. Zapalił świeczkę, chwycił ją i zaczął wspinać się po schodach do sypialni.

***

Już w koszuli nocnej, Bafford wpatrywał się w ogień kominka sypialni. Nagle coś usłyszał. Dzwonek. Ten nad drzwiami. Poruszył się. Oznaczało to że ktoś wszedł do domu. Zadzwonił drugi, trzeci i czwarty, potem wszystkie na raz. Lord nie mógł uwierzyć własnym oczom i uszom. Wszystkie dzwonki i dzwony zaczęły bić, nawet te z zegarów z każdego piętra. Bafford nie wytrzymał. Zakrył grubymi palcami uszy.
Ucichło, pomyślał.
Odsłonił uszy. Huk. Wielki, donośny. Szczęk żelaza. Przeraźliwy i straszny. Znowu huk. Szczęk żelaza. Huk. Szczęk żelaza. Huk, szczęk żelaza. Huk, szczęk żelaza. Coraz głośniejsze. Lord Bafford wtulił się w fotel. Huk. Szczęk żelaza. I znowu, ten najgłośniejszy i najbliższy. Coś zaskrzypiało. Klamka powoli przesunęła się w prawo, potem w lewo. Cisza. Wydawała się, że trwała wieki.
Nagle, coś wielkiego i przezroczystego wleciało przez drzwi do pokoju. To była skrzynia, zawiązana łańcuchami. Następna skrzynia. I następna. I znowu.
Bafford wrzasnął krótko i głośno.
Przez drzwi przeszedł duch, najprawdziwszy. Przypominał kogoś, ale Bafford nie mógł sobie przypomnieć kogo.
- Kim, lub czym, jesteś?! – krzyknął lord.
- Zapytaj kim byłem!
- Kimże więc byłeś? – zapytał.
- To ja… - powiedziała upiornie zjawa. – Ramirez, twój wspólnik! – zawołał równie upiornie - Czuję, że we mnie nie wierzysz, Baffie! Dlaczegóż to, nie ufasz własnym zmysłom?!
- Bo łatwo można je zmącić. Byle nie strawiona skórka od sera, kromka chleba… Możesz być nawet nie gotowanym kawałkiem kartofla!
- Więc uwierz we mnie!
Duch wrzasnął upiornie tak, że Bafford wtulił się ze strachu. Zaczął dygotać.
- Widzisz te łańcuchy? Wykułem je dla siebie, przez całe życie! Chcę cię ostrzec, Baffie! Dziś o w nocy odwiedzą cię trzy duchy. Pierwszy o dziesiątej, drugi o jedenastej, a trzeci o północy. Strzeż się!
Duch mówiąc to, rozpłynął się.

***

Kotary łoża Bafforda odsłoniły się same. Lord skulił się i schował pod kołdrą. Rzucił okiem po pokoju i wrzasnął.
- Czy jesteś Duchem Świąt Przeszłych? – zapytał.
- Tak. Śpieszy mi się, więc chodź.
Przed łóżkiem stał, a raczej lewitował, zakapturzony mężczyzna.
Bafford poderwał się z łóżka. Teraz dokładnie widział ducha. Jak wcześniej zauważył był to mężczyzna w czarnym płaszczu. Za pasem miał czarną pałkę, a spod kaptura coś świeciło.
- Tak, tak… To idziemy?
Lord lekko kiwnął głową. Duch złapał go za rękaw koszuli nocnej i skierował go do okna.
- Czekaj! Jestem śmiertelnikiem, mogę spaść!
- Wystarczy że zrobię to – położył na jego piersi rękę. – Abrakadabra, Hokus-Pokus! – zażartował sobie.
Bafford zaczął unosić się powoli.
- No to lecimy! – zawołał duch.
I to zrobili. Po prostu wylecieli z posiadłości, przelecieli nad murem, znaleźli się nad Nowym Rynkiem. Potem Wysokie Miasto. Z nocy stał się dzień.
- Dobrze widzę? – powiedział lord. – Czy to dwór świętej pamięci Ramireza?
Polecieli nad katedrą młotodzierżców, Pierwszym miejskim Bankiem, Posiadłością starego rodu Rumfordów i w końcu nad niesamowicie wysokim murem otaczającym Miasto.
Bafford z góry zobaczył ośnieżone drogi, po których podróżowali kupcy i pielgrzymi, a obok nich stały domki i pola. Potem monumentalne więzienie Rozpadlin, przelecieli nad lasem i zatrzymali się przed jakąś dużą wsią.
- Czy mnie pamięć nie myli… - zawołał uradowany Bafford.
- Nie myli. To Baskervillage – przyznał duch. – W skrócie, Basker.
- Wychowałem się tutaj! O, tam jest dom Tima, Angeliki i…
- Twój. Nikt nas nie widzi, więc chodźmy, a raczej lećmy.
Polecieli między uliczkami, minęli piekarnię i zatrzymali się przed wielkim starym budynkiem.
- Ta szkoła nie jest opuszczona…
Twarz Bafforda skamieniała.
- Został tam jeden, opuszczony chłopiec.
Wlecieli do szkoły, na drugie piętro i ostrożnie uchylili drzwi. W ciemnej klasie, w ławce pod oknem siedział chłopczyk. Śpiewał cicho i ładnie, jak na chłopca. Bafford wraz z duchem podlecieli bliżej.
Lord poczuł na policzku coś mokrego.
Chłopiec zniknął, a w kącie pojawił się nastolatek. Był zabójczo podobny do lorda Bafforda.
Do klasy wbiegła uradowana mała dziewczynka.
- Braciszku, braciszku! – zawołała.
Młody chłopak uśmiechnął się na jej widok i podszedł szybko do niej.
- Co się stało, Oliwio? - zapytał.
- Możesz wrócić do domu…!
- Co ty pleciesz, malutka? Do domu?! A ojciec?
- Tata nie jest już taki surowy! Był bardzo miły, więc nie bałam się spytać czy możesz wrócić do domu na wigilię! Jak fajnie! Będziemy szczęśliwą rodziną, braciszku…
- Och, Oliwio… - chłopak kucnął, teraz był tak mały jak ona. – To świetnie, malutka!
- Chodźmy! Indyk już czeka!
Postacie rozpłynęły się.
- Pamiętasz to wydarzenie, Bafford? Kilka dni po Świętach twój ojciec zmarł. A ty poszedłeś na studia.
Polecieli z powrotem do Miasta, do Dziennego portu. Zwolnili przed magazynem, potem przez ogromną szybę do niego weszli. Wrzała tutaj zabawa, taniec, muzyka i jeszcze raz taniec.
- A niech mnie szlag! Hoth znów żyje!
Wśród roześmianego tłumu tańczył młody mężczyzna z charakterystyczną, górującą nad innymi czupryną. Bafford wśród tłumu zobaczył siebie, pięćdziesiąt lat młodszego. Muzyka była coraz bardziej szalona, aż w końcu skończyła radosnym ,,Hej!”. Wszyscy roześmiali się, również Bafford, młody i stary.
- Pamiętasz ważne spotkanie tutaj, Bafford? – zapytał duch – Poznałeś swoją jedyną miłość…
Świat momentalnie się zmienił. Teraz byli w świeżo wyremontowanej dziupli lichwiarskiej. Przez okno na ulice patrzył młody Bafford, a za nim stała urodziwa kobieta.
- Zmieniłeś się, kochanie – stwierdziła kobieta. – Żyjesz tylko po to by gromadzić i chomikować pieniądze.
- Wiesz jak życie w nędzy jest okrutne i straszne! – mężczyzna odwrócił się i pochylił nad biurkiem zawalonym papierami. – Jeśli chcesz żyć jak oni – wskazał na biedną rodzinkę za oknem – to proszę bardzo. Idź do nich, może cię przygarną. Ale wiesz że zawsze będę cię kochał.
- Kłamiesz. Gdybyśmy nie byli po słowie, poślubiłbyś mnie? Biedną, bez grosza przy duszy sierotę? Odchodzę, kochanie – powiedziała całkiem poważnie kobieta zabierając skromną torebkę z fotela. – Żegnaj.
- Ale dokąd? –zawołał za nią.
Wyszła. Młody Bafford pochylił się jeszcze bardziej nad biurkiem i zasłonił ręką twarz, usiadł.
- Zabierz mnie stąd, proszę – powiedział stary lord, odwracając się od szlochającego mężczyzny.
- Nie. Później. Zobacz co się stanie.
- Zabierz mnie stąd!
- To jeszcze nie koniec – duch uśmiechnął się z pogardą.
-Ty cholerny złodzieju! Poznaję cię, oddawaj moje berło! – zamachnął się pięścią lord, ale duch Garretta rozpłynął się w ostatniej chwili. A razem z nim wszystko inne. Została tylko ciemna pustka i Bafford. Lord przetarł oczy i znalazł się w swoim łóżku. Spojrzał na stary zegar mechanistów – była prawie jedenasta.

***

Dzwon wybił jedenastą. Bafford usłyszał w pokoju obok donośny śmiech i miłą muzyczkę pozytywki.
- Co do diaska?
Lord wstał, ostrożnie podszedł do drzwi i zaczął nasłuchiwać. Znowu donośny śmiech.
- Wejdź, Bafford! Czekam na ciebie!
Drzwi same się otworzyły, a szlachcic zajrzał do pokoju.
Był wielki i bogato przyozdobiony i umeblowany. W rogu znajdowała się ogromna góra prezentów, a na niej siedział…
- Jestem Duchem Świąt roku 1433! Nie obawiaj się, wejdź!
Był to olbrzymi mężczyzna, gruby i miał zwisające poliki, takie jak maja buldogi.
- Ja… ja-ja… cię znałem-łem… - zająknął się patrycjusz, wchodząc do pokoju.
- Teraz to nie ważne – stwierdził duch. – Została nam tylko godzina, więc chodź tutaj.
Jakoś nieufnie i ostrożnie Bafford podszedł do góry prezentów. Duch zszedł z niej i stanął obok patrycjusza. Był dwa razy większy od niego.
- A więc… chodźmy! – zawołał uradowany.
Bogaty pokój zamienił się w nędzną izbę, ze stołem pośrodku i kominkiem w rogu. Stały tutaj same kobiety i dziewczynki (Bafford naliczył cztery) i chłopak w młodym wieku.
- Gdzie jest ta Marta?! – zawołała najstarsza kobieta. – Spóźnia się na wigilię! TOM!!! Chodź tu! Weź małą Ewelinę i Barbarę i idźcie do sklepu po tą kaczkę. Prędko! Ojciec zaraz tu będzie.
- Zapewne znasz tą rodzinę, a właściwie jej głowę – powiedział duch.
Bafford zamyślił się.
- O, jesteś Marto! – zawołała gospodyni witając gościa.
- Zasiedzieliśmy się wczoraj w pracy, a dzisiaj rano trzeba było sprzątnąć – powiedziała kobieta witająca się z matką.
Była wysoka i szczupła. Na głowie miała zawiązaną chustę, a jej rysy twarzy wskazywały na około dwadzieścia lat życia.
- Nie znam ich – stwierdził Bafford, kończąc myślenie.
- Bzdura! – zawołał wielki duch, naśladując patrycjusza.
Lord dziwnie zmieszał się.
- Mamo, mamo! Tatuś idzie! – krzyknęła młodsza córka.
- Marto, szybko! Schowaj się do szafy!
Starsza córka schowała się do szafy, a do izby wszedł mężczyzna, wyglądający na ponad pięćdziesiątkę.
- Znasz go? – zapytał duch. – Przecież to stary Yanselt, twój kancelista.
Bafford przyznał mu rację. Bob na plecach dźwigał małego chłopca, nazywanego Harrym. Tuż za nimi wszedł Tom wraz z Barbarą i Eweliną. Chłopak trzymał w rękach wielką, wyglądająca smakowicie (dla Yanseltów) kaczkę. Oczywiście martwą i oskubaną.
- Jaka piękna… - zaniemówili wszyscy.
Obraz nagle zmienił się, ale pokazywał to samo miejsce, tylko o innym czasie. Wszyscy Yanseltowie zajadali się kaczką za zarobione i odkładane przez Cedryka pieniądze. Zarobione u Bafforda, a to było nie lada wyzwanie.
- Miejmy nadzieje – zaczęła matka – że dzieci kiedyś posmakują indyka!
- Na pewno – odpowiedział Cedryk – moja droga. Kiedyś na pewno.
Mały Harry przy krześle miał kulę, za której pomocą chodził.
- Czy ten Harry… umrze? – zapytał nie pewnie Bafford.
- Widzę – powiedział duch smutno – puste miejsce w kącie. Obok krzesła stoi bezpańska kula.
Zmienili miejsce. Tym razem znaleźli się w bogatym pokoju w jakimś małym dworku, pewnie na Starodalach. Na sofach siedziało dużo kobiet i mężczyzn w młodym wieku oraz w bogatych strojach.
- A więc – zapytał jeden z mężczyzn – to zwierze żyje w Mieście?
- Tak – odpowiedział inny, który wyglądał jak Fred, siostrzeniec Bafforda. Bo to był Fred.
- Kot!
- Pies!
- Krowa!
- Bełkotliwiec!
- Koń!
Na każdą nazwę zwierza odpowiadało przeczenie Freda. Nagle ktoś zawołał:
- Świnia?
- I tak i nie – powiedział ze złośliwym uśmiechem siostrzeniec.
- Wiem, wiem! – zawołała gruba kobieta. – To twój wujek Bafford!
Cały pokój wybuchnął śmiechem, włącznie z pokojówką i duchem stojącym obok półświni.
Przenieśli się do jakiej, wielkiej sali, w której nie widać sufitu i ścian. Duch stanął naprzeciwko Bafforda.
- Mój czas dobiega końca… - oznajmił duch.
Dzwon zaczął wybijać godzinę dwunastą, a duch wrzasnął z bólu i upadł na podłogę. Złapał się z serce. Bum! Znowu wrzasnął. I znów. Bafford przeraził się jak nigdy w życiu. Znowu wrzask ducha, ale ten nagle zaczął się śmiać. Bum! Bum! Bum! Bum! Bum! Bum! Bum! Bum! Na podłodze zamiast ducha leżały kości, olbrzymie kości, które zaraz rozwiały się. Po duchu nie zostało ani śladu. Zegar ucichł, nic nie było słychać, a Bafford widział tylko drewnianą podłogę i swój własny cień. Rozejrzał się, wytężył słuch, ale nic się nie działo. Do czasu. Zauważył coś niewiarygodnego.
- Czy to się dzieje naprawdę…? - zaczął Bafford.
Jego własny cień rósł i zmieniał sylwetkę. Głowa cienia zmieniła się w kaptur, ręce schudły i wydłużyły – wyglądały teraz jak kości. Nogi przykrył jakiś płaszcz, albo sutanna. Patrycjusz zrozumiał co się dzieje – padł na kolana, dłonie złożył jakby do modlitwy.
- Czy jesteś Duchem Świąt, które jeszcze się nie wydarzyły? – zapytał Bafford cienia. – Jestem gotowy, abyś pokazał mi przyszłość.
Cisza. Lord odczekał odpowiednią chwilę i zawołał:
- Ruszajmy czym prędzej!
Cisza. Nagle cień jakby skoczył na Bafforda, a on przestraszył się i padł na podłogę plecami. Ona pękła pod jego ciężarem, a on wylądował na jakiś schodach i sturlał się po nich. Ostre końce stopniów wbijały mu się w każdą część ciała. Turlał się chyba beż końca, ale nagle zauważył że naokoło schodów wyrósł świat. Miasto. Jakaś dzielnica. Chyba Wysokie Miasto.
Przeleciał przez nogi jakiś mężczyzn stojących na schodach i wylądował na ośnieżonym bruku.
- Kiedy wyciągnął kopyta? – zapytał jeden z nich.
- Chyba dzisiaj w nocy, lub wczoraj wieczorem – odpowiedział.
Bafford znał ich. Gerwazjusz, Randall i już stary Rumford.
- Założę się – powiedział Rumford – że pogrzeb będzie tani. Pójdziecie na niego?
- Jak będzie stypa – stwierdził Randall – to się przejdę.
Roześmiali się.
- A spadek? – znów zapytał Rumford – Kto go dostanie?
- Na pewno nie przepisał go mnie – oznajmił dziwnym tonem lord Gerwazjusz. – I nawet ich nie chcę. Nigdy nie miałem brudnych zysków jak on.
- Akurat.
- Pamiętacie jak chciał mnie oszukać z tym obrazem Duranta? – roześmiał się Gerwazjusz.
- O, panowie! – zawołał lord Randall – Moja karoca jedzie, do zobaczenia, panowie!
Rozpłynęli się. Cały placyk przed operą stał się pusty, a potem zniknął.
Teraz stał w izbie rudery rodziny Yanseltów. Do chaty wszedł stary Cedryk.
- Byłem u niego… - powiedział do rodziny, brakowało jednej osoby – W wiosnę będzie miał tam pięknie i zielono… - zaszlochał.
- Tatku… - zaczęła jedna z jego córek – Nie płacz, proszę, nie płacz…
- Tak go kochałem… - głos Boba załamał się – Biedny Harruś…
Cała rodzina zaczęła płakać.
Dom zniknął, teraz był w jakimś domu patrycjusza. Na środku pokoju stało łoże, pod kołdrą coś leżało. Bafford zobaczył cień ducha w kącie. Jego ręka podniosła się i zaczęła wydłużać, aż dotknęła kołdry. Palec wskazał na głowę człowieka leżącego pod pościelą.
- Nie – powiedział ostro Bafford – nie zrobię tego! Nie, nie, nie! – krzyknął.
Duch opuścił rękę. Przeniósł go na ośnieżony cmentarz. Była ostra śnieżyca, lord nie mógł prawie nic widzieć przez nią. Duch stał obok jakiegoś nagrobka, który wskazywał ręką.
- Kto tu spoczywa?
Duch wskazał dokładnie na imię pochowanego. Datę śmierci przysypał śnieg. Bafford przeczytał na nagrobku własne imię i nazwisko
- To ja! Proszę, powiedz mi, czy to są wydarzenia takie, które się wydarzą, czy mogą się wydarzyć?! Odpowiedz mi! Duchu!
Data śmierci Bafforda prawie się odsłoniła.

Ur. 11 lipca 1344, zm. 25 grudnia…

- NIE! To jutro!
Bafford zaczął zapadać się w ziemię.
- Duchu, proszę, NIE! NIE, NIE, NIE!
Ziemia zamknęła się nad nim.

***

- Wróciłem? Tak! Tak! TAK! Jestem tutaj! Jeszcze jestem! Hurra! – zaczął tańczyć radości – Zaraz, zaraz… Jaki dziś dzień? – wyjrzał przez okno – Chłopcze…! Jaki dziś dzień?!
- Jak to jaki?! – zawołał chłopiec z ulicy – Budowniczego Narodzenia!
Bafford uśmiechnął się radośnie.
- Chłopcze, powiedz mi – zawołał – czy w tym sklepu za rogiem jest jeszcze ten wielgachny indyk?
- Tak, panie!
- To idź i kup go!
- Akurat…
- Stój! Mówię serio, dostaniesz pół korony!
Chłopak szybko pobiegł do sklepu, a Bafford z uśmiechem na ustach zszedł na schody do holu posiadłości.
- Pani Griners… - zawołał do pokojówki polerującej obraz.
Starsza kobieta spojrzała na lorda wystraszona, że chcę ją zwolnić.
- Wesołych Świąt!
Pracownica poderwała się z kolan i wrzasnęła:
- Pomocy, pomocy! Pan Bafford zwariował! Pomocy!
Zbiegł po schodach, złapał kobietę za ręce i zaczął z nią tańczyć.
- Zwariował! POMOCY!
Uderzyła go ścierką w głowę i uciekła do kuchni powtarzając ciągle to samo. Bafford złapał się za głowę i mruknął coś w stylu ,,urodziwa kobieta”. Wyszedł zza drzwi dworu i spotkał się z chłopcem i sprzedawcą niosącym na ramieniu indyka.
- To dla ciebie, mały… - lord wręczył chłopakowi pół korony. – A to dla pana – sprzedawcy wręczył pięć koron. – Proszę to tylko zawieź na ten adres – szepnął mu coś do ucha. – Za powóz ja zapłacę.

***

- Aż szesnaście minut spóźnienia – powiedział Bafford chichocąc. – O, idzie!
Drzwi nory lichwiarskiej otworzyły się, poinformował o tym dzwoneczek.
- Yanselt! Co ty sobie wyobrażasz?! Kwadrans spóźnienia!
- Przepraszam, panie Bafford… Zasiedzieliśmy się na wigilii…
- Słuchaj, Yanselt… Dzień wolnego, spóźnienia… Jestem zmuszony w końcu… Podnieść ci pensje! – krzyknął z surową miną lord.
Pracownik najwyraźniej nie zrozumiał, bo minę miał tępą i o mało nie upadł na podłogę.
- Wesołych Świąt, Bob! – zawołał z uśmiechem lord.

***
- Czy pan jest w domu? – zapytał lord pokojówkę.
- Jest, sir. Proszę wejść.
- Dziękuję.
Bafford powiesił płaszcz i podszedł do uchylonych drzwi do salonu.
- Krowa!
- Nie.
- Bełkotliwiec!
- Nie.
- Koń.
- Nie.
- Świnia?
- I tak, i nie.
- Wiem, wiem! To twój wujek…
Wszedł do pokoju. Wszyscy umilkli i zamarli natychmiast. Szczególnie siostrzeniec Fred.
- Czy mogę… - zaczął niepewnie lord – Zjeść z wami kolację?
Cisza i bezruch. Nagle wszyscy podskoczyli z foteli i stanęli przed lordem.
- Naturalnie – powiedział siostrzeniec - wuju! Chodź siadaj…


***

I tak zawsze Bafford odchodził święta. Chodził do swego siostrzeńca, Cedryk zarabiał teraz aż pięć koron na godzinę! Na godzinę! Codziennie przychodził z trzydziestoma koronami! Yanseltowie zamieszkali w bogatszej kamienicy na Nowym Rynku i nigdy nie narzekali na głód i ubóstwo. To samo pani Griners i inni pracownicy Bafforda. Harry nie chorował już. Zakończmy więc tą opowieść według jego słów: ,,Budowniczy błogosław nam wszystkim po równo!”

Na podstawie powieści K. Dickensa "Opowieść" Wigilijna"

Mam obawy co to tego opowiadania, bo nie wiem co pomyślicie o tym pomyśle - Można powiedzieć ,,Ale zrzyna!" albo ,,Świetny pomysł!"...

Miałem najpierw inne opowiadanie wstawić (pojawi się później na forum) ale pomyślałem że mamy święta, to może... ;)

EDIT
Zapomniałem dodać że nie podoba mi się to opowiadanie ;) Nie wiem dlaczego...
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Opowiadanie konkursowe - Bafford i święta.

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Tak na pierwszy strzał to cięzko mi trafić z oceną. Jest tu kilka rzeczy, które bardzo cenię, i inne... echem... nie cenię ich.
Zacznijmy od kwestii technicznych. Niepewny pisze się razem. Tak samo Nieliczni. Czasami zdania były zbyt poszarpane... ogólnie opisy ładne (fajnie, że są), ale bez szaleństw :P Poprawnie z plusem.

No dobra, fabuła. "Opowieść Wigilijna" już została zaadaptowana na warunki Thiefa przez Keeper, dlatego miałem małe wrażenie, ze to już widziałem ;) Nie Twoja wina oczywiście. Zwykły pech...

Inaczej sobie wyobrażałem postać Bafforda. Taki komiksowy Sknerus (na żywca) to trochę do niego niepodobne, no ale to tylko oczywiście wrażenia. Jednak ogólnie trochę jest płaski, papierowy. Czysty skąpiec, bo prostu zły. Czarny charakter, bez żadnych domieszek ludzkich. Mógłby chociaż być elokwentny ;)

Ok. Motywy retrospekcji i zagladania wgłąb siebie... motywy sennych wizji i podróży... to wszystko uwielbiam, za to wielki plus.
Ale... to takie mało odkrywcze. Pomijajac sam fakt, że Bafford i biedne dzieciństwo jakoś gryzie się ze sobą, to w dodatku w taki sposób jak to opisałeś, mieliśmy już w tysiącu książek. *
Druga i trzecia podróż już lepiej, jest tutaj mniej cukierkowatości :)

No i zakończenie... aj można utonąć w tej słodyczy. :D Och tak, słodki, miły starszy pan, co nagle się zmienił na takiego stuprocentowego anioła :D Happy end, amełykańska flaga i wszyscy szczerzą zeby do kamery, obciskując się. Napisy końcowe, reklama szamponu...* sorry, ale zakończenie bardzo mi się nie spodobało. :bj: :chase:

No i ciężko mi postawić ocenę. Za retrospekcę mimo wszystko dałbym 4/6, ale za zakończenie 2/6. No to 3+... bo styl się poprawił znowu! Czyli piszesz dobrze, ale potzrebujesz innych pomysłów. Oczywiście w moim mniemaniu...

*pomysły tym bardziej powinny być ciekawsze, skoro czas na pisanie został sporo wydłużony.
Obrazek
Awatar użytkownika
Artass
Egzekutor
Posty: 1539
Rejestracja: 07 października 2006, 11:45
Lokalizacja: Kraków

Re: [LITERATURA] Opowiadanie konkursowe - Bafford i święta.

Post autor: Artass »

Co prawda nie czytałem ale z tym wychwalaniem opisów nie rozpędzałbym się aż tak bo z tego co widzę to większość prosto z książki lub lekko zmodyfikowana. Mogę się mylić bo nie zapoznałem się z tekstem całkowicie, jeżeli nie mam racji to zwracam honor.
Obrazek
Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Opowiadanie konkursowe - Bafford i święta.

Post autor: Hadrian »

Właściwie to książki nie czytałem ;) Czytałem tylko pierwszą strofkę, większość brałem z najnowszej ekranizacji, którą oglądałem kilka razy ;)
No i zakończenie... aj można utonąć w tej słodyczy. :D Och tak, słodki, miły starszy pan, co nagle się zmienił na takiego stuprocentowego anioła :D Happy end, amełykańska flaga i wszyscy szczerzą zeby do kamery, obciskując się. Napisy końcowe, reklama szamponu...* sorry, ale zakończenie bardzo mi się nie spodobało.
Mógłbym powiedzieć ,,To nie moja wina, tylko pana Karola Dickensa!" ale wiadomo... mogłem dużo wymyślić ;)
Pomijajac sam fakt, że Bafford i biedne dzieciństwo jakoś gryzie się ze sobą, to w dodatku w taki sposób jak to opisałeś, mieliśmy już w tysiącu książek.
Właściwie nie myślałem o tym :)
Inaczej sobie wyobrażałem postać Bafforda. Taki komiksowy Sknerus (na żywca) to trochę do niego niepodobne, no ale to tylko oczywiście wrażenia. Jednak ogólnie trochę jest płaski, papierowy. Czysty skąpiec, bo prostu zły. Czarny charakter, bez żadnych domieszek ludzkich. Mógłby chociaż być elokwentny
Ja sobie wyobrażam że Bafford stał się taki po tym jak go Garrett okradł. Potem jakiś inny, inny itp. Aż w końcu się wkurzył bo zrozumiał że świat nie jest sprawiedliwy, dlatego zaczął prać brudne pieniądze i stał się po prostu skąpcem. Takim który żałował wydawać prawie na wszystko pieniądze.
Niepewny pisze się razem. Tak samo Nieliczni. Czasami zdania były zbyt poszarpane... ogólnie opisy ładne (fajnie, że są), ale bez szaleństw
Nie wiem czemu ale mam z tym problemy :kwa Kiedyś z kartkówki z polaka miałem 5 z przeczenia ,,nie" :? A co do opisów... Miałem jakieś ładne opisy?!
No dobra, fabuła. "Opowieść Wigilijna" już została zaadaptowana na warunki Thiefa przez Keeper, dlatego miałem małe wrażenie, ze to już widziałem ;) Nie Twoja wina oczywiście. Zwykły pech...
No tak, zwykły pech :) Wybacz Kepeer że ukradłem pomysł, ale nie czytałem go. Na forum jest za dużo opowiadań abym mógł wszyściutkie przeczytać, a czasu mało :?


Czyli jednak nie wyszło aż tak źle jak myślałem? To dobrze ;)
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Opowiadanie konkursowe - Bafford i święta.

Post autor: Keeper in Training »

adriannn pisze:

Bafford i święta

Bafford z góry zobaczył ośnieżone drogi, po których podróżowali kupcy i pielgrzymi, a obok nich stały domki i pola. Potem monumentalne więzienie Rozpadlin, przelecieli nad lasem i zatrzymali się przed jakąś dużą wsią.
- Czy mnie pamięć nie myli… - zawołał uradowany Bafford.
- Nie myli. To Baskervillage – przyznał duch. – W skrócie, Basker.
He, he, słodkie. Ale jaki ma związek Dickens z “Psem Baskerville’ów”? Generalnie lubię odwołania do innych dzieł literackich, ale tu trochę nie widzę powiązań.
adriannn pisze:

Bafford i święta

Był to olbrzymi mężczyzna, gruby i miał zwisające poliki, takie jak maja buldogi.
Za ten kawałek powinieneś dostać Order Fluffy’ego (jeśli nie grałeś w „Seven Sisters”, Fluffy był pupilkiem pewnej wdowy; za odprowadzenie go do domu po jego porwaniu przez rzeźnika Garcio dostał kupę forsy – nic dziwnego, że ma słabość do burricków) :D!
adriannn pisze:

Bafford i święta

- A więc – zapytał jeden z mężczyzn – to zwierze żyje w Mieście?
- Tak – odpowiedział inny, który wyglądał jak Fred, siostrzeniec Bafforda. Bo to był Fred.
- Kot!
- Pies!
- Krowa!
- Bełkotliwiec!
- Koń!
Na każdą nazwę zwierza odpowiadało przeczenie Freda. Nagle ktoś zawołał:
- Świnia?
- I tak i nie – powiedział ze złośliwym uśmiechem siostrzeniec.
- Wiem, wiem! – zawołała gruba kobieta. – To twój wujek Bafford!
Cały pokój wybuchnął śmiechem, włącznie z pokojówką i duchem stojącym obok półświni.
“Półświni”? chyba chodziło o półtuszkę… taką, jak wygląda gumowy prosiak po zabawie z udziałem mojego psa :twisted: .
adriannn pisze:

Bafford i święta

- Wróciłem? Tak! Tak! TAK! Jestem tutaj! Jeszcze jestem! Hurra! – zaczął tańczyć radości – Zaraz, zaraz… Jaki dziś dzień? – wyjrzał przez okno – Chłopcze…! Jaki dziś dzień?!
- Jak to jaki?! – zawołał chłopiec z ulicy – Budowniczego Narodzenia!
Hmm… “Dzień Budowniczego Narodzenia” brzmi… dziwnie. Nie mam nic przeciwko, ale Miasto jest bardzo zróżnicowane, także pod względem wyznań i takie święto raczej nie byłoby obchodzone tak globalnie. No, ale to moje zdanie. Po prostu jakoś nie umiem pozbyć się wrażenia, że Miasto leży na Dysku, na tej wysepce poniżej Kontynentu XXXX (patrz rysunek). Przykładowo, ja wolę w swego rodzaju trybucie dla panów Pratchetta i Cooka używać tradycyjnej Nocy Strzeżenia Wiedźm ;).
Lokalizacja Miasta na Dysku (PNG).PNG
adriannn pisze:

Bafford i święta

- Pani Griners… - zawołał do pokojówki polerującej obraz. - Wesołych Świąt (...)!
- Pomocy, pomocy! Pan Bafford zwariował! Pomocy!

To jest pięęękne :twisted: :D.
adriannn pisze:

Bafford i święta

EDIT
Zapomniałem dodać że nie podoba mi się to opowiadanie ;) Nie wiem dlaczego...
…Bo masz potencjał literacki i w sposób naturalny odrzuca Cię od – przepraszam, niech to nie zabrzmi niegrzecznie – od chałturzenia. Absolutnie nie mam na celu urażenie kogokolwiek. To nie chodzi o to, że jest tak słodkie – ostatecznie jest cała masa książek, które są słodziuchne do bólu i dobrze się sprzedają, tylko o fakt, że – to tylko moje zdanie, więc nie czuj się dotknięty! – wydajesz się czuć się zmuszany do oddania pracy w takim, a nie innym terminie. To, pozwolę sobie dodać, była pięta Achillesowa memoriału, że panowie, uparliście się na oddawanie prac w terminie wybitnie niedogodnym z uwagi na święta itd. Z pewnością mieliście duże plany i z dyskusji wynikało, że nie tylko Adriann chciał – i ma częściowo gotowe – dużo ambitniejsze projekty, jednak zabrakło czasu do wykończenia ich. Z tego powodu koledzy łacherzy zabrali się chwilowo do machnięcia czegoś „na szybko”, troszkę, troszeczkę – pod publiczkę. Zdaję sobie w pełni sprawę z tego, że brzmię cynicznie i bardzo Garrettowato, ale wydaje mi się, że mieliście zbyt mało czasu. Ja nie umiem pisać „na wezwanie”, ale jest wielu zdecydowanie mądrzejszych i zdolniejszych ludzi ode mnie, którym nie powinno to sprawiać kłopotu :).

Teraz spróbuję wypowiedzieć się o całości. Z punktu widzenia gramatycznego i stylistycznego znów widać duży postęp, co bardzo Ci się chwali. Z drugiej strony, z Thief’em niewiele ma to wspólnego. Po pierwsze, Bafford i Ramirez raczej nie współpracowali. O ile obaj dbali o swoje interesy – „zarówno te bardziej, jak i mniej legalne” (:P) – to Ramirez był bonzą półświatka, a Bafford – mocno podtatusiałym lorduniem, który raczej pilnował, by jego biznes opierał się na łatwych i przyjemnych zarobkach bez zadawania się z podbrzuszem Miasta, od czego R. nie stronił (widzieliście mafiosa wypisz-wymaluj B.?! No, mniejsza z tym :P). Po drugie, oparcie się o Dickensa aż bije w oczy. Jest wiele udanych parodii „Opowieści wigilijnej”, jednak tutaj używałeś aż nadto oczywistych powiązań. Dodam, że Bob to był pracownik Scrooge’a (Bob Cratchit, gwoli ścisłości – w oryginale „The Christmas Carroll” jest dużo lepsza, jeśli wolno mi dorzucić), a nie siostrzeniec. Mogłeś nawet przy tak oczywistych związkach włożyć wiele od siebie, zamanifestować, że to jest Twoja „Opowieść wigilijna”. Możliwości gierek słownych i fabularnych, zwrotów akcji i podtekstów były nieograniczone! Ty jednak z nich nie skorzystałeś – szkoda.

Postaci są raczej… tendencyjne. Bafford ma najpierw grać wrednego tetryka, dusigrosza i znienawidzonego dziadka, wokół którego wszyscy modlą się, by opuścił ten padół jak najszybciej, który znajduje zabawę tylko w tym, by zrobić im na złość i pożyć jeszcze ze dwadzieścia lat. Siostrzeniec brzmi tak optymistycznie, jakby uciekł z domu bez klamek (1. „Jak tam Azorek, Kowalski?”. 2. „Azorek? Panie doktorze, przecież to zwykły pluszak na smyczy!”. 3. „Brawo, Kowalski, jesteście już mężczyzną. Idźcie do domu”. 4. „Patrz, Azorku! Ale żeśmy ich wykiwali!”). Nie trzeba dodawać, że pewnie to wujcio tak działa na biedulka. Podwładny dziadka to typowy pracownik biurowy – wystarczy dać mu chleba i igrzysk, a czasem nawet igrzysk, żeby nie dochodził swoich praw. Z kolei prócz dość papierowych facetów mamy kilka melodramatycznych heroin, które są jak najlepsze streszczenie „Wojny i pokoju”: „walczą, a potem przestają”. Z kolei po wizytach duchów (oj, duszna atmosfera się zrobiła…) nasz paskudek staje się aniołkiem, brakuje mu tylko skrzydełek i zespołu dziecięcego śpiewającego „Silent Night” (nie, żebym miała coś do anglojęzycznej wersji tej kolędy). Nawet Garcio, który powinien swoim sarkazmem, czarnym humorem i cynizmem wnieść trochę świeżości do opowiadania, wydaje się być tak nie Garrettowy, jakby miał migrenę. Hmm… APAP dla Złodzieja!

Nie odbierz mojego zdania jako chęć wyładowania się, choć Bóg mi świadkiem, że autentycznie ucieszyłam się z widocznej poprawy kwestii gramatyczno-leksykalnej. Tylko tak dalej! Jestem prawie pewna, że projekt, o którym mówiłeś, że nie zdążyłeś go wykończyć, będzie na znacznie wyższym poziomie. Kiedy tylko ten tajemniczy tekst się pojawi, jestem na liście oczekujących na przeczytanie go :)! Pozdrawiam i życzę szczęścia w konkursie wszystkim uczestnikom!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Opowiadanie konkursowe - Bafford i święta.

Post autor: Hadrian »

Ale jaki ma związek Dickens z “Psem Baskerville’ów”? Generalnie lubię odwołania do innych dzieł literackich, ale tu trochę nie widzę powiązań.
To wyszło przez przypadek... :P A ,,Psa Baskerville'ów" znam, ale nie czytałem. Mam zamiar, bo uwielbiam Sherlocka :)
Był to olbrzymi mężczyzna, gruby i miał zwisające poliki, takie jak maja buldogi.
- Ja… ja-ja… cię znałem-łem… - zająknął się patrycjusz, wchodząc do pokoju.
To jest duch świąt przyszłych, ale jako duch Barona :P Tak sobie go wyobrażałem ;) Na początku zamiast jego miał być Truart :P
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Opowiadanie konkursowe - Bafford i święta.

Post autor: Keeper in Training »

adriannn pisze:
Był to olbrzymi mężczyzna, gruby i miał zwisające poliki, takie jak maja buldogi.
- Ja… ja-ja… cię znałem-łem… - zająknął się patrycjusz, wchodząc do pokoju.
To jest duch świąt przyszłych, ale jako duch Barona :P Tak sobie go wyobrażałem ;)
A, to czapeczki z głów. Ten opis mnie powalił :pad :oki !
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
ODPOWIEDZ