[LITERATURA] Braterska miłość

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Awatar użytkownika
Ezet
Ożywieniec
Posty: 88
Rejestracja: 05 grudnia 2010, 17:42
Lokalizacja: Ankh-Morpork

[LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: Ezet »

Na wstępie chciałbym zaznaczyć że jest to mój trening w pisaniu- chcę popisać trochę opowiadań w świecie Thiefa po czym spróbować wymyśleć cuś swojego ;)

Wrzucam pierwszą część mojego opowiadania ponieważ tyle mi się udało napisać ostatnim czasem. Niedługo dołącze resztę ;)

Enjoy :)

Braterska miłość


***
Ledwo dostrzegalny cień wyminął strażników Doków przyodzianych w pomarańczowo-fioletowe tuniki. Ledwo dosłyszalny stuk butów zdradzał obecność kogoś nieporządanego o tej porze w tej dzielnicy Miasta. Nocny łowca ruszał na polowanie, jednak potrzebował inwentarzu. Garrett zmierzał do jednej ze swych skrytek rozsianych po całym mieście. Ostatnimi czasu został eksmitowany ze swego mieszkania- spóźnił się z spłatą czynszu, a jak na złość żadna dobra okazja do zarobku nie pojawiała się w mieście. Do teraz; jako niezależny strzelec nie wtrącał się w rodowe intrygi gdyż często wprowadzały za duże zamieszanie w życie miasta oraz.. narażały mistrza złodziei na śmiertelne konsekwencje.
Omijał z dala lampy gazowe i elektryczne, przywierał do ceglanych murów magazynów i hal skąpanych w mroku nocy. Zręcznie wymijał wszelkie patrole strażników, gotowych pochwycić go i przekazać Błękinym Płaszczom...bądź zabić na miejscu. Sunął w ciemnościach niczym ryba w wodzie nie dając nikomu powodów do podejrzeń o jego obecności. Zbliżał się do magazynów Młotodzierżców, w którym jedna z ścian miała poluzowane cegły które po wyjęciu tworzyły wnękę zdolną pomieścić całkiem sporą ilość sprzętu. Garrett przywarł do muru, odczekał minutę wypatrując patrolu pary członków Zakonu Młota regularnie przechodzącego między uliczką odzielającą dwa hangary należące do Hammerytów. Nadeszli. Stąpali cieżko w swych butach rozważając słowa Budowniczego zasłyszane na kazaniach. Mineli Garretta dosłownie o grubość cienia, jednak Mistrz Złodziei pozostał nieruchomy niczym posąg. Wstrzymał w tej chwili powietrze, wciągnął brzuch oraz zamknął oczy by blask latarni nie zdradził jego obecności. Niemal poczuł jak ciężki młot musnął czubki jego wysoki do kolan butów. Serce biło jak oszalałe. Nieważne jak długo już siedział w tym fachu, każda akcja dostarczała adrenaliny. Kiedy Hammeryci oddalili się pogrążeni w rozważaniach nad słowami Budowniczego, Garrett wypuścił powietrze po czym ostrożnie obrócił się na pięcie i począł wyjmować cegły i układać je obok swych stóp. Wiedział że nie zdąży wyciągnąć ekwipunku zanim patrol powtórzy swego cyklu obchodu, jednak musiał zaryzykować. Kiedy ułożył stosik cegieł w cieniu muru, usłyszał Młotodzierżców. Wyprostował się i ponownie wciągnął powietrze. Czuł że coś pójdzie nie tak. Ale teraz za późno. Kości zostały rzucone.
Hammeryci zbliżali się do niewidocznego osobnika nie wiedząc że ogłusza go jego własne bicie serca. Garrett był napięty niczym struna, gotowy zadać ciche uderzenie dwójce fanatyków. Czuł ich. Byli teraz tak blisko że gdyby otworzył oczy, ujrzał by ich głowy na wprost siebie. Może się uda? Może wszystko pójdzie gładko?
Mylił się.
Młotodzierżca przechodzący bliżej Garretta trącił głowicą młota stos cegieł. Zatrzymał się gwałtownie zaskoczony zgrzytem kamieni. Sekundę później poczuł uderzenie czegoś tępego w potylicę by po chwili zanurzyć się w ciemności. Złodziej błyskawicznie odskoczył w bok zanim drugi z Hammerytów zdążył zareagować i cisnął pod jego stopy jedną bombę błyskową, którą zawsze nosił przy sobie. Zakonnik wzywając Budowniczego zasłoniłł oczy porażone nagłym błyskiem, by po chwili paść ogłuszony dwoma celnymi i szybkimi ciosami pałką w głowę. Garret pochwycił w ostatniej chwili upadające ciało i oparł o mur- na początek zgarnie swój ekwipunek, potem zajmie się ciałami. Sięgnął ręką do powstałej w murze wnęki wyciągając dwa granaty błyskowe, pęczek strzał wodnych oraz hałasujących. Po chwili namysłu wydobył z ciemności pięć strzał mchowych owniętych sznurkiem. Cały inwentarz wrzucił do czarnej, wąskiej torby przerzucanej przez ramię. Rozejrzał się w ciemnej uliczce, by następnie szybko poukładać luźne cegły na swoje miejsce. Teraz gdy zamaskował swoją skrytkę postanowił ukryć ciała- udał się w kierunku przeciwnym niż ten w którym zmierzali Młotodzierżcy. Poruszał się powoli, przykucnięty, ostrożnie stawiając stopy- nie miał pewności czy tego sektora nie patrolują ludzie wynajęci przez Rampone'a bądź strażnicy miejscy. Wychylił się nieznacznie, tylko na tyle by dokładnie słyszeć dźwięczne pobrzękiwanie metalowych butów siepaczy. Z zapartym tchem nasłuchał, lecz nic niepokojącego nie doszło do uszu złodzieja; jedynie odległe echa rozmów oraz szczęk zbroi. Garrett powrócił do obezwładnionych, pochwycił pierwszego z nich i przerzucił przez plecy. Stęknął, ugiął się pod ciężarem Młotodzierżcy, lecz napiął mięśnie nóg i odzyskał równowagę. Ruszył z nim do sterty skrzyń którą zobaczył niedaleko magazynu pilnowanego przez Hammerytów. Zrzucił go w cień drewnianych pakunków i chwilę potem wrócił z jego współtowarzyszem. Narzucił na nich dodatkowo brezent znaleziony w stercie śmieci pod ceglanym murem odzielającym sektory hangarów. Ciężko odetchnął otrzepując ręce z kurzu, poprawił swój tobołek na plecach i ruszył na łów..


EDIT: Wybaczcie brak akapitów. Kombinowałem i formatowałem ale jakoś nie chcą mi się ustawić ;/
Right player on the wrong server can make all different in net... so connect mr. Player... connect and... fell the lag..
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Nie przepadam za serialami, wolę jak całe opowiadanie zostanie umieszczone w całości. To polepsza klimat i pokazuje jego głębię... ale to kwestia gustu.
Co do tekstu...
Jest jednym słowem poprawny. Poprawny, czyli dobrze napisany... ale ten krótki fragmencik nie prezentuje niestety nic wyjątkowego: Garrett idzie, chowa, ukrywa się, wali, idzie... jak pierwsze 5 minut dowolnej FMki :) Dlatego nie da się wyczerpująco ocenić fabuły, bo tej jeszcze nie ma.
Ale technika i styl bdb ;)
Obrazek
Awatar użytkownika
Ezet
Ożywieniec
Posty: 88
Rejestracja: 05 grudnia 2010, 17:42
Lokalizacja: Ankh-Morpork

Re: [LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: Ezet »

Wrzucam już dokończone opowiadanie "Braterska Miłość" ;)

Mam nadzieję że się spodoba ;)

***

Oswald Bafford, młodszy z dwójki Baffordów, przechadzał się nonszalancko po komnacie audiencyjnej swego niedawno zmarłego ojca popijając whisky z srebrzystej czarki dzierżonej w szczupłej, bladej dłoni. Purpurowe buty z zakręconymi noskami wgłębiały się w pomarańczowy puchowy dywan a czarne, paciorkowate oczy niczym kuliste odpryski onyksu spoglądały co jakiś czas na portret przedstawiający zmarłego lorda- tęgiego mężczyznę z przypruszoną siwizną włosami, bokobrodami oraz wąsikiem. Obraz wisiał tuż nad wyjściem do przedsionka sali. Oswald oparł się o drewniany filar znajdujący się na lewo od tronu wznoszącego się na trzystopniowym podeście z czarno-białych kafelek ułożonych w szachownicę, po czym przechylił czarkę do dna. W pomieszczeniu panował mrok, jedynie przez wąskie otwory w murze przedostawały się nikłe światło księżyca. Młody Bafford podszedł do półki ściennej przy wyjściu, przesunął po niej dłonią po czym rzekł głosem przywodzącym na myśl węża sunącego wśród skał
- Ojciec był bardzo zirytowany faktem kradzieży swojego berła, Garrecie. Jednak przyznam- kradzież perfekcyjna..profesionalna. Jesteś mistrzem, Garrett. Jak ty to robisz?- zwrócił się do drugiego filara skąpanego w mroku. Można by pomyśleć iż Oswald zwariował gadając do drewnianej konstrukcji, lecz jeśli wytężyć wzrok dało się zobaczyć kontury zakapturzonej postaci z założonymi na siebie rękami. Emanował od niej spokój i opanowanie znamionujące kogoś pewnego swych umiejętności i doświadczonego. Złodziej nieznacznie przechylił głowę w stronę mówiącego. Odparł powoli:
-Czego ode mnie oczekujesz Oswald? Chcesz mnie oddać w ręce straży? Mówiłeś o zleceniu, więc przejdź do rzeczy. Nie lubię tracić czasu na czczą gadaninę...
-Wybacz, po prostu intrygują mnie twoje umiejętności... mogły by przyspożyć nam obu wiele korzyjści..- gad pełzł w mroku.
-Nie licz że dam się zaciągnąć do szeregu twych ludzi. Wielu próbowało mnie zwerbować- wielu się zawiodło. Mam wyjść czy powiesz mi wreszcie co mam zrobić? Dobrze wiesz że nigdy nie nawiązuję dłuższej współpracy z kimkolwiek. Na pewno nie dłuższej niż kilka zleceń. NIGDY- powiedział twardo Garrett odsuwając się jednocześnie od filaru i kierują się do wąskiej szpary w murze. Cisza, która zapadła po tej wymianie zdań była tak ciężka i wszechobecna że mogłaby dusić osoby o nieco czystszych sercach i prawszych myślach. W końcu Oswald rozwiał grobową ciszę:
- Chodzi o pewien medalion. Lecz nie kradzież a..wymianę- złodziej obrócił się w stronę rozmówcy.- Znasz zapewne młodą lady Laurę Kerman? Narzeczona mego kochanego braciszka. Zupełnie stracił dla niej głowę. W ramach prezentu ofiarował jej taki oto naszyjnik- Oswald wyciągnął z głębi swego kubraka srebrny wisiorek w kształcie sześcioramiennej gwiazdy z szafirem wtopionym w jej środek- Śliczny nieprawdaż? Chcę abyś zakradł się do jej prywatnych komnat, odnalazł oryginał i podmienił na egzemplarz który otrzymasz ode mnie. Ślub odbędzie się za trzy dni. Masz włamać się noc przed ślubem; ukochana brata wyjeżdża do swej ciotki po suknię ślubną wraz ze swą świtą; jej komnaty nie będą zatem strzeżone. Nie ma jednak sposobu na dostanie się tam bezpośrednio więc musisz się włamać od bocznych drzwi kuchennych- uśmiechnął się krzywo- Będziesz mógł ograbić całą rezydencję Kermanów...chodzą słuchy na mieście iż zostałeś wykopany z domu, co? Los bywa okrutny...- zamilkł z krzywym uśmiechem, a raczej grymasem. Złodziej zacisnął w mroku usta w wąską kreskę po dokuczliwej uwadze na temat jego eksmisji. Podszedł szybko, wyrwał naszyjnik z bladych dłoni i schował do kieszeniu czarnych, wąskich spodni po czym dodał zniecierpliwionym głosem:
-Coś jeszcze? Czy mogę już z łaski twojej wyruszyć i podmienić te medaliony? Muszę jeszcze zabrać pare moich rzeczy z skrytek...mój ukryty schowek za ścianą już nie jest bezpieczny, a obskoczenie wszystkich miejsc zajmie mi trochę czasu- dodał z przekąsem. Oswald patrzył jeszcze przez chwilę na niego w zamyśleniu po czym odparł:
-Tak. Po wykonaniu zadania bądź pod "Koślawym Bełkotliwcem"- ktoś z moich ludzi skontaktuje się z tobą i dostarczy sowitą nagrodę. A teraz odejdź.
Ledwo skończył, gdy mroczny cień przekroczył próg sali audiencyjnej i rozpłynął się w powietrzu tak, jakby nigdy nie istniał


***
Rezydencja Kermanów mieściła się niedaleko Banku Depozytowego, dosłownie o rzut kamieniem. Garrett, przykucnięty na jednym z dachów czynszówek podziwiał kopułę błyszczącą światłem odbitym od ulicznych latarni gazowych. Lustrował żółte kwadraty mieniące się na czarnym firmamencie nocy- Miasto jeszcze nie spało; żyło swoim cichym, mrocznym życiem: gdzieś wędrowali mrocznymi zaułkami poganie, w oknach stali patrycjusze obmyślający kolejne intrygi, dziwki kręciły się obok strażników zachęcając ich obietnicami rozkoszy. Zawietrznicy gwałcili prywatność co możniejszych wytrychami, Błękitne Płaszcze wymierzali sprawiedliwość a plebs upijał się w licznych gospodach Miasta. Wciągnął nocne powietrze po czym upewnił się że supeł liny mocno trzyma..
Pani Garnwood cerowała skarpety dla swego męża. Kolejna para. Niecierpiała tego, lecz jako dobra żona starała się być cierpliwa oraz posłuszna. Spojrzała w okno rozmyślając o jutrzejszym dniu, gdy w pewnej chwili czarna, niewyraźna postać przemknęła tuż za jej oknem! Przerażona wcisneła się w fotel przecierając starczymi dłońmi zmęczone oczy. Odłożyła robótkę na niski stolik po czy podeszła do okna powoli otwierając je, tak ostrożnie jakby za nimi miał się czaić upiór. Nic. Słyszała jedynie metaliczny brzęk butów straży miejskiej oraz cichy stuk rozpoczynającej się orkiestry deszczu. Wzruszyła ramionami przekonana że przewidziało jej się, zatrzasneła okna i powróciła do swej pracy.
Lina zwisająca bezwładnie na prawo od okna drgneła. Potem drugi raz. Za trzecim razem została szarpnięta całą mocą po czym opadła w otchłań niczym wąż ciśnięty w ciemność piekła...

***
Garrett stał pod zepsutą latarnią u wylotu brukowanej alei a na przeciwko niego rozciągał się niewysoki, biały murek zwieńczony skrzydlatymi gargulcami w odstępach co pół metra. Słaby deszcz moczył ich pyski oraz zmieniał maść z białej na brudnoszarą. Złodziej stał milcząc wśród harmonii perkusji dźwięcznego opadu dzwoniącego o metalowy kaptur latarni i wybijającego głuchy rytm na dachówkach kamienic. Woda szemrała w rynsztoku jakby próbując podpowiedzieć mu sposób na dostanie się do środka rezydencji; znalazł. Ruszył zdecydowanym krokiem niczym cień upiora po czym skręcił w prawo idąc równolegle do mury odzielającego posiadłość. Doszedł do miejsca w którym biała bariera stykała się z wieżą strażniczą; w pobliżu walało się kilka skrzyń z których włamywacz stworzył dwustopniowe schodki. Upadł na miekką, mokrą trawę w ogrodach państwa Kerman po czym spojrzał na mapę wyrysowaną na skórzanym pergaminie; znajdował się obecnie w południowo wschodniej. Wejście boczne dla służby do kuchni znajdowało się północno-wschodniej części rezydencji która wzniesiona została na planie litery X. Środek budynku był hallem głównym oraz znajdowały się tu schody na drugie piętra każego z ramion budynku. Garrett zaznaczone miał na mapce komnaty młodej Laury w północno-zachodniej odnodze budynku, na drugim piętrze. Mruknął cicho pod nosem, zrolował pergamin. Wsunąwszy go jednej z kieszeni krótkiego czarnego płaszcza poprawił na plecach swoją czarną, małą torbę i ruszył przez labirynt żywopłotów. Szedł szybciej niż zwykle gdyż trawa tłumiła jego kroki a ponad to deszcz dodatkowo zagłuszał jego kroki swym szumem i kapaniem. Wreszcie stanął u wejścia do labiryntu i przykucnął lustrując przestrzeń przed nim- trójkątny fragment trawnika, samotne drzewo którego gałęzie lgnęły do mury, chodnik z kamiennych płyt biegnący równolegle do krawędzi zielonego pola trawy. Z tego miejsca było widać dwupiętrową kondygnację południowo-wschodniego ramienia budynku: kwatery oficerów straży, zbrojownię, piwnice i lochy. W oknach z który biło wątpliwe światło przesuwały się w regularnych odstępach czasu cienie, najpewniej strażnicy bądź służba. Garrett przyklęknął na jedno kolano i przechylił nieznacznie głowę wypatrując strażnika patrolującego ten obszar rezydencji. Z cierpliwością pająka trwał nieruchomo w deszczu poruszając jedynie oczyma ogarniającymi wszystko przed nim. Jest! wreszcie wyłonił się z cienia budynku mężczyzna w lazurowej tunice narzuconej na kolczugę dzierżącego buławę w ręce. O jego połyskujący kapalin rozpryskiwały się kropelki deszczu. Zapewne jakiś sierżant- pomyślał złodziej. Obserwował jego ruchy; zmęczone, mozolne i niechętne. Gdy zmierzał ścieżką uszu złodzieja doszły marudzenia na parszywą służbę, by za chwilę umilknąć- strażnik zniknął za ścianą żywopłotu. Garrett nie był amatorem; poczekał aż wartownik powtórzy swój cykl by ocenić jak dużo ma czasu na przekradnięcie się. Nie mineło kilka minut gdy usłyszał ponownie narzekania sierżanta który ponownie zniknął w cieniu budynku. "Tam zapewne dochodzi do północnego ramienia" stwierdził mistrz złodziei. Wstał powoli i ruszył cicho jak anioł śmierci w cień rzucany przez drzewo. Wpatrywał się ponownie w mrok i ujrzał kontur strażnika; oddalał się. Złodziej śmiało szedł do przodu w ciemnościach i deszczu po wąskim pasie trawy. Przekroczył mokry chodnik i wtopił się w czerń znajdującą się między ramionami budynku schodzącymi się w hallu. Zewnętrzne ściany budynku były pokryte granatową farbą tak więc Garrett nie kłopotał się przyklękaniem oraz kryciem się- stojąc był i tak wystarczająco niedostrzegalny. Kroczył powoli do przodu przybliżając się do północnej odnogi budynku tuż przy ścianie kiedy nagle ujrzał kwadratową wnekę- prawdopodobnie okno piwniczne. Schylił się by się upewnić; tak! na dodatek uchylone; blokował je drewniany klin. Wytrącił kołek, podparł dłońmi okienko po czym odchylił je jeszcze bardziej w górę i wniknął do wnętrza budynku.
Upadł na drewniane skrzynki które jak na złość rozsypały się z stosu czyniąc niesamowity rumor w środku nocy i wytrącając włamywacza z równowagi. Upadł boleśnie na prawę ramie przeklinając swą nieuwagę i brawurę której dopuścił się pierwszy raz w życiu. Zachował zimną krew i natychmiast znikł w cieniu filaru oczekując nadejścia strażników. Wyciągnął w tym czasie strzałę wodną, zdjął łuk z pleców i wycelował w pochodnię znajdującąsię na ścianie po jego prawej; cichy brzęk tłuczonego cienkiutkiego kryształu przygłuszyony został zgrzytem zardzewiałych zawiasów drzwi spiżarni. Złodziejowi zabiło mocniej serce, przyklęknął i wydobył następną strzałe, tym razem jednak niosącą śmierć. Strażnik schodził zdecydowanie po schodach z uniesioną tarczą oraz mieczem:
- No..wiem że tu jesteś. Nie ukryjesz się długo. Myślisz że spiżarnie o tej porze są niepilnowane?-
Niedosłyszalnie naciągana cięciwa wygieła mały złodziejski łuk, wartownik znalazł się w kwadracie celownika...
Krótkie błyśnięcie odbitego światła z korytarzu przebiegło po drobnym, romboidalnym grocie:
-HA! MAM CIĘ SZUMOWINO!
Głuche jęknięcie które nastąpiło po ledwie słyszalnym brzęknięciu cięciwy. Miecz zadzwonił na pożegnanie swemu właścicielowi o kamienną podłogę. Metaliczny zgrzyt zbroi i strażnik padł na prway bok. Jego czoło było wątpliwie ozdobione czarnym drzewcem przechodzącym przez całą czaszkę. Oczy wpatrywały się w mrok, jednak już bez życia. Garrett odetchnął głęboko jednak nie pozwolił sobie na chwilę rozproszenia; wpatrywał się w jasny kwadratowy otwartych drzwi. Ponownie naciągnął cięciwę, lecz nie z całą siłą by nie zmęczyć mięśni. Wolał dmuchać na zimne i spodziewać się nadejścia kolejnego strażnika; minut się wlekły, wieczność pędziła. Wtem pojawił się czarny kontur człowieka z mieczem w dłoniu który zajrzał do spiżarni. Podniósł rękę i głośnym szeptem spytał:
- Hej, Bred? Żyjesz?
Odpowiedziało mu milczenie.
-Eh..ty stary moczymordo..leż i trzeźwiej durniu- po czym zatrzasnął drzwi. Garrett zdumiony spojrzał na zwłoki i ujrzał powód rozbawienia wartownika: u nóg martwego leżały dwie duże butelki Fine Vine oświetlane przez ledwie tlącą się pochodnię przy drzwiach . Ciało upadło w taki sposób że tułów znalazł się za zwalonymi skrzynkami przez co towarzysz nie mógł ujrzeć kałuży krwi oraz przebitej głowy kompana. Mistrz złodziei ostatecznie uspokojony schował strzałę oraz zarzucił łuk na plecy ponownie poprawiając uwierającą go torbę. Przemieszczał się na kuckach. Doszedłszy do zwłok sięgnął po butelki wina, odkorkował jedną i wypił za powodzenie zadania po czym schował obie do swej torby. "Znowu ten cholerny kołczan mnie uwiera..albo torba...co za złośliwość.."- szybko jednak skupił się odkładając na później rozwiązanie problemu niewygodnego tobołka. Wkroczył ostrożnie po drewnianych schodach i przyłożył ucho do nieoheblowanych drzwi. Cisza. Uchylił ostrożnie drzwi; ujrzał korytarz oświetlony pochodniami umieszczonymi w ścianie co dwa metry. Nic szczególnego; wyciągnął z kołczanu ( "Argh! Kiedy upłynnię łupy i odbiorę nagrodę kupuję bardziej poręczny kołczan i torbę!" ) naciągnął kryształową strzałę z wodą w jej wnętrzu i wypuścił w pochodnię znajdującą się przy kolejnych drzwiach. Zdecydowanym krokiem wysunął się zza drzwi i ruszył kuckiem do plamy cienia. Przywarł plecami do białej ściany pokrytej lazurowym pasem drogiej tapety i dłonią w czarnej rękawicy odszukał klamki; nie znalazł. Przesunał się bliżej lewej framugi i wreszcie wymacał podłużny stalowy kształt. Nacisnął i poczuł opór otwieranych drzwi. W pomieszczeniu panował mrok, jedynie mała lampka na biurku pod ścianą rzucała słabe, blade światło na ściany pokrytę mahoniową boazerią. Znajdowały sie tu równierz regały z książkami, kilka foteli ustawionych przy biurkach. Garrett wsunął się do pokoju zamknąwszy cicho drzwi. W samą porę, bowiem usłyszał odległy stuk butów na marmurowej posadzce posiadłości. Strażnik przechodzą obok zamarudził coś na "te tandetne, szybko wypalające się pochodnie" i nie zawracając sobie więcej głowy tym problemem szedł dalej. Arcyzłodziej rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu i trafił wzrokiem na brązową plakietkę przymocowaną nitami do boazerii po prawej stronie drzwi. Napis głosił, iż znajduje się w bibliotece sir Remualda Kermana. Mruknął pod nosem i ruszył nieśpiesznie wzdłuż pustych stołów. Kierował się do biurka na którym jarzyła się lampka; leżała tam otwarta księga. Złodziej znalazł się już w nikłym kręgu światła, odsunął delikatnie krzesło i usiadł pochyliwszy się nad księgą. Z dat w górnych rogach stronic wywnioskował iż jest to dziennik pana posiadłości. Przewertował kilka pierwszych stronic w poszukiwaniu ciekawych informacji nasłuchując jednocześnie krążącego po korytarzu strażnika; już poznał rytm obchodu tak więc bez obaw zasiadł do lektury. Nie spodziewał się nikogo inne gdyż prawie pewne jest to iż gospodarze oraz większa część służby śpi, a nawet jeśli nie, to nie wejdą do prywatnej biblioteki ich pana bez zezwolenia lub wyraźnego polecenia. Garrett przewracał strony do coraz aktualniejszych dat aż natrafił na wpis z dnia dzisiejszego:
" Cieszę się iż moja kochana córka wychodzi za mąż. Wprawdzie wśród Baffordów rzadko trafiają się ludzie godni życzliwości, bo jak większość patrycjuszy są złaknieni pieniędzy i władzy, tak Robert, najmłodszy z Baffordów jest zaprawdę obiecującym mężczyzną: szarmancki, przystojnym, inteligentny oraz posiadający dobry gust i najważniejsze- nie było w nim ani cala pazerności .Brak mu jednak tej żyłki do interesów którą posiadał ojciec bądź jego brat, Oswald. Liczy się jednak dla mnie szczęście Laury i nic więcej. Sądzę że mój przyszły zięć nabędzie umiejętności niezbędnych do prowadzenia interesów z kupcami oraz innymi szlachetnymi, a ja jestem gotowy z całego serca służyć mu radą. Ślub już jutro. Niepodoba mi się jedynie spojrzenie Oswalda- ta zawiść, ta niechęć do Laury. Oczywiście zachowuje pozory życzliwości i obojgu życzy szczęścia z całego serca, jednak mam wrażenie iż coś knuje. Możliwe że będzie im kiedyś sprawiać kłopoty.."
Garrett ponownie tej nocy mruknął pod nosem po czym odłożył księgę obok lampy. Miał teraz chwilę wytchnienia tak więc wyciągnął z kieszeni rulonik mapy i rozłożył go na stole. Spojrzał; "Znajduję się w bibliotece, parter, północno-wschodnie skrzydło. Na tym poziomie nic ciekawego już nie znajdę. Wykradnę się również piwnicą. Teraz muszę jedynie dostać się na piętro Laury i podmienić te medaliony..Cóż. Nie marnuję zatem czasu"- pomyślał i wstał z krzesła. Przekradł się do drzwi i uchyliwszy je delikatnie wyczekiwał strażnika; wysunął z skórzanego rzemienia wiszącego po prawej stronie spodni dębową, krótką pałkę i pochwycił ją pewniej. Ujrzał niewyraźni cień rzucany przez odległą pochodnie oraz oddech śpiącego wartownika. Ziewnął przeszedłszy koło drzwi w który czaił się Garrett; ten wysunął sie bezgłośnie niczym ząb jadowy żmii i zadał mocny cios pałką w potylicę; strażnik posiadał jedynie kaptur kolczy, tak więc uderzenie nie wywołało większego hałasu. Nawet miecz który wysunął się z bezwładnej dłoni ogłuszonego upadł płasko bez większego brzęku. Napastnik błyskawicznie pochwycił zamroczonego strażnika pod pachy i stęknał. "Ciężki skurczybyk..widać na służbie Kermanom da się napchać brzuch" pomyślał przelotnie Garrett. Delikatnym pchnięciem piętą otworzył szerzej drzwi i wsunął z powrotem do biblioteki. Odnalazł najciemniejsze miejsce będące pomiędzy jedną biblioteczką a ścianą naprzeciw wejścia; tam ułożył powoli strażnika niczym dziecię do snu. Sapnął, otrzepał ręce i ponownie wsunął pałkę w pętelkę ze skóry. Rozejrzał się po korytarzu: powierzchnia pokryta w całości marmurem wydającym przeraźliwie głośny dźwięk kiedy się po nim stąpa. Garrett sięgnął po dwie strzały mchowe, wsunął w cholewę buta by po chwili zdjąć równierz i łuk; ułożył go poziomo i nałożył strzałę niczym pocisk kuszy. Spojrzał z ukosa, zamknął jedno oko i niemal bezgłośnie zwolnił cięciwę- strzała pomknęła i cicho pacneła o powierzchnię sunąc dalej i pozostawiając po sobie zieloną smugę. Gęsta, przypominająca błoto linia natychmiast poczeła sie spłaszczać i rozlewać po korytarzu tworząc dziesięciometrowy odcinek miękkiego mchu. Garrett uśmiechnął się pod kapturem zadowolony ze swego dzieła- "W ciężkich czasach należy umieć oszczędzać"- pomyślał. Zarzucił łuk na plecy oraz wyciągnął strzałę wsadziwszy ją ponownie do kołczanu; ruszył bezgłośnie zieloną aleją.
Złodziej stał przed schodami prowadzącymi na piętro. Zaskakujące jak mało strażników znajduje się w posiadłości; po chwili jednak wykonał myślowe pacnięcie w czoło- "Przecież Oswald mówił że część służby wyjeżdża z lady Laurą do ciotki. Co się ze mną dzieje? Zapominam o takich kluczowych informacjach, popełniam fatalne błędy, takie jak ten w piwnicy..chyba się starzeję". Jednak nie to gryzło cynicznego osobnika..
Stał w cieniu posągu przedstawiającego przodków Kermanów i lustrował olbrzymi hall: schody wyłożone szkarłatnym dywanem rozwidlały się tworząc coś w rodzaju litery T. Złote poręcze błyszczały w słabiutkim świetle pochodni. Strażnicy mają rację- łuczywa są naprawdę fatalnej jakości. Hall był zbudowany na planie graniastosłupa ośmiokątnego: cztery boki były wejściami prowadzącymi do korytarzy poszczególnych ramion, cztery stanowiły ściany hallu. Wszystko było w barwach błękity bądź lazury: gobeliny, sztandary, mundury strażników oraz tuniki służby. Kilku lokai przeszło niosąc srebrndą zastawę do komnat Remualda znajdujących się w południowo-wschodnim ramieniu budynku, przeciwlegle do korytarza pokoi swej córki. Złodziej cierpliwie odczekał aż służący powrócą do swych komnat znajdujących sie na parterze, jednak w tym samym ramieniu co komnaty Kermana, po czym ruszył powoli acz zdecydowanie, przygarbiony, wysuwając lewe ramie oraz nogę przed siebie jakby balansując na niematerialnej krawędzi. Jego buty wkraczały na coraz wyższe stopnie a wraz z nimi i on. Rozglądał sie po pomieszczeniu skąpanym w mroku. "Zaniedbanie które będzie i drogo kosztowało" pomyślał chytrze złodziej. Widział te wszystkie ozdobne puchary i brązowe, srebrne oraz platynowe figurki ustawione na stolikach pod gobelinami zwisającymi z każdej z czterech ścian. Skręcił w prawo i szybko przylgnął do turkusowego arrasu przedstawiającego czaplę stąpającą w niebieskim jeziorze. Garrett spojrzał w korytarz prowadzący do komnaty Laury i usłyszał chodzącego strażnika; światło pochodni wyłaniało się z mroku korytarza niczym żywiołak ognia z piekielnej szczeliny. Siepacz nucił pod nosem podśpiewując od czasu do czasu jakiś sprośny wers ciesząc się sielanką nocnego patrolu. Przecież kto by się mógł włamać do posiadłości Kermanów? Nie mieli żadnych wrogów, wszyscy ich poważali za uczciwość i sąsiedzką solidarność. A co to ? Hm..zapewne szczur. Nieważne jak możni panowie- szczury zalegną się wszędzie...
Garrett nawet nie zadał sobie trudu ogłuszenia wartownika; po prostu przemknął obok niego jak anioł nocnej ciszy. Korytarz był skąpany w mroku zaniedbania, dlatego nie widział żadnych szczegółów. Jedynie nocne światło dochodzące prawdopodobnie z tarasu rzucało jasność w kształcie trapezu na krótki fragment drogi złodzieja. Skradając się w kucki usłyszał głosy rozmów:
-Eh..myślisz że nie oberwie się nam za tą przerwę w patrolu? Przecież dopiero co zaczeliśmy obchód, Jeff.
-Nie bój się. Widziałem Breda pijanego jak belę śpiącego w spiżarni na parterze lady. Dwa Fine Vine wydudlał, moczymorda jeden.
-Bred? Przecież sierżant Bred dopiero co rozpoczął swoją wahtę- zastąpił Gerwolfa! Niemożliwe by się tak szybko upił. ZWŁASZCZA podczas służby, Jeff!
-Panikujesz stary. Przecież kto mógłby się tu włamać? Jednego mniej czy więcej...
-DUŻA różnica tumanie- widocznie był stopniem wyższy od swego niedbalskiego rozmówcy- Bred patrolował cały parter! A poza tym głupcze- widziałem go pół godziny stojącego prosto jak strzała w czerepie! Bred nigdy nie przegina z alkoholem..coś mi tu nie pasuje... nie wiem jak ty, ale ja idę sprawdzić. Pal tego swojego śmierdzącego fajka, flejtuchu..
Garrettowi serce zabiło jak dzwon- nie spodziewał się tak nieprzychylnego zwrotu akcji! To miała być czysta, cicha robota: bez trupów, bez hałasu, bez zbędnego zamieszania! A tu szykuje się kolejny ogłuszony, o ile nie martwy. Niewiele myśląc odsunął się w głąb ciemnego korytarza nie wydając przy tym żadnych dźwięków gdyż lady Laura zażyczyła sobie puszysty dywan zagłuszający kroki wartowników. Przysunął plecy do ściany i ponownie tej nocy zmuszony zostanie do użycia swej pałki. Z tarasu wyszedł tęgawy strażnik z fajką w ustach ("Przyganiał kocioł garnkowi"-pomyślał Garret-"Papierosy są dla prostaczków, prawda waćpanie?" ). Minął niewidzialnego napastnika i po chwili poczuł jak świat ucieka sprzed jego oczu; Garrett musiał pomóc sobie kolanem by nie pozwolić upaść grubasowi na dywan z głuchym dudnięciem. Oparł go o ścianę i ruszył w stronę wejścia na taras. Wychyliwszy się ujrzał szczupłego, przygarbionego strażnika ćmiącego papierowa; obrócony był w stronę księżyca tak więc złodziej nie dostrzegł jego młodocianej, głupiej zapryszczonej twarzy z dwoma wodnistymi i leniwymi kryształkami w oczodołach. Włamywacz stawiał ostrożne kroki na mokrych od deszczu płaskich,granitowych kamieniach. Wyprostował się, przysunął usta do miejsca gdzie pod kolczugą były uszy młodego strażnika i wyszeptał złowrogo:
-To za twoje niedbalstwo, deklu- I zamachnął się z całej siły trafiając w podstawę czaszki nim żółtodziób zdążył wydać jakikolwiek dźwięk. Dwójkę strażników ukrył pod ławą na tarasie; wątpliwa kryjówka lecz Garrett musiał improwizować- nie miał czasu na szukanie miejsca dla dwójki wartowników. Teraz pozostało jedynie włamanie się do głównego pokoju lady Laury. Złodziej podszedł ku dwuskrzydłowym, zdobionymi metalowymi ornamentami w gryfy drzwiami. Nacisnął klamkę, jednak poczuł twardy, zdecydowany opór nieustępujący drzwi. Chrząknął z dezaprobatą; sięgnął do kieszeni czarnego płaszczyka i wydobył dwa wytrychy przypięte do stalowej obręczki niczym klucze. Na początek wsunął brązowy z kwadratowymi ząbkami. Metaliczny chrzęst świadczące o trafianiu w zapadki. Nagle ustał. Sięgnął po srebrny, trójkątne ząbki. Chwila metalicznego, cichego szeptu po czym głośny zgrzyt zasygnalizował otwarcie zamka. Garrett uchylił lewe skrzydło drzwi i wsunął sie do komnaty- od razu widać iż rezyduje tu młoda panna z dobrej rodziny: łóżko z baldachimem i tiulową zasłoną, wazony z kwiatami, liczne ozdoby. Złodziej przeszedł krótkim korytarzykiem i ujrzał kominek na lewo otoczony kręgiem trzech krzeseł. Biblioteczka na prawo, drzwi do łazienki tuż obok niej. Przez duże okna naprzeciw drzwi wejściowy wpadało blade, księżycowe światło; zajmowały one znaczną część ściany dlatego rzadko kiedy konieczne było używanie tu pochodni. Garret podchodził już nieco bardziej wyprostowany w stronę stolika nocnego na prawy od łóżka. Czarny cień przemknął na tle okien, by po chwili zniknąć w ciemnościach przy łożu. Tak jak przypuszczał, młoda panna nie zadbała zbytnio o ukrycie medalionu. Co dziwne, nie wzieła go ze sobą! Nie rozumiał takiego zachowania póki nie przeczytał kartki leżącej na stoliku:
"Nie muszę się obawiać o bezpieczeństwo podarku od mego Roberta- dom jest pilnie strzeżony. Natomiast nie chcę go nosić do samej uroczystości ślubnej; wtedy to pokażę wszem i wobec jaki piękny prezent sprawił mi mój luby.." potem już były tylko nic nieznaczące bazgroły młodej dziewczyny i jakiś rysunek kwiatka. Garrett wydobył z kieszeni spodni medalion od Oswalda, położył na stoliku i zagarnął oryginał. Intrygowała go sprawa z podmianą wisiorków; postanowił zaspokoić swą ciekawość podczas odbierania zapłaty od kuriera młodego Bafforda; prawdopodobnie będzie coś wiedział. A nawet jeśli nie to cóż- zadanie zostało wykonane. Garrett wycofał się z pokoju, zamknął drzwi i ruszył w ciszy drogą w drogę powrotną nie napotykając żadnych przeszkód. Kiedy zeskoczył z białego muru posiadłości na bruk miasta odetchnął głęboko i ruszył pod "Koślawego Bełkotliwca".

***
Bywalcy "Bełkotliwca" pili na umór, śpiewali, plotkowali i podsumowywali miniony dzień kolejnymi kuflami piwa. Jeden tylko z nich nie pił; siedział w zacienionym kącie. Nikt nigdy nie zajmował tego miejsca, bo wszyscy wiedzieli iż tam rezydujący biesiadnik jest na ogół w złym nastroju i zawsze wypędza nieproszonych osobników ze swej "miejscówki". Siedział z nogami założonym na siebie i oczekiwał. Mijały godziny, tłum się bawił, powietrze przepełniało się wonią piwa oraz potu a dym wnikał w drewniane szczeliny sufitu oraz filaru. Garrett zaczął robić się senny gdy nagle dosiadła się do niego postać- również zakapturzona. Wyciągneła zza pazuchy dwa duże, purpurowe woreczki i rzekła:
- Oto twoja zapłata, mistrzu złodziei. Mój pan jest wdzięczny. Możliwe iż jeszcze poprosi o kilka zadań...
-Przekaż swojemu panu iż nie zamierzam być w jego stajni. Twój pan to głupiec.. i podły człowiek. Możesz mi powiedzieć czemu miała służyć ta podmiana medalionów? Niczym się między sobą nie różniły, a otrzymuję za to nagrodę dwóch i pół tysiąca dukatów.
Kurier zaśmiał się złowieszczo i odparł krótko:
- Nadstawiaj jutro uszu gdy ludzie będą gadać, a dowiesz się. A teraz żegnaj Garrecie. Może się jeszcze spotkamy...
Zaszurało krzesło. Garrett pozostał sam na sam ze swymi myślami, po czym skinął na barmana i zamówił butelczynę Fine Vine.

Poprzednia noc była...nie była. Nie pamiętał jej dokładnie. Pamiętał że zamówił wino, uchlał się na umór i prawdopodonie zasnął na stole skoro dalej na nim leżał . Na szczęscie nikt go nie okradł, a nawet jeśli- słono by tego pożałował. Omiótł nieprzytomnym wzrokiem pustą gospodę i ujrzał szynkarza kręcącego się za kontuarem. Wydał nieokreślony, gardłowy charkot i uderzył głową o stół.

Południe. W "Bełkotliwcu" przesiadywało kilku miejscowych pijaków, strażnik miejski oraz jeden siepacz Ramireza. Ostatni dwaj zajmowali stolik przed urżniętym w trupa osobnikiem. Strażnik pociągnął z kufla i wznowił rozmowę:
- Kurwa, kto by pomyślał że może stać się coś takiego?! Jeszcze nigdy nie słyszałem o takiej makabrze. NIGDY
- Daj spokój.. nie było co z niej zbierać. Biedna dziewczyna.. ładna była.
- Ładna a jakże! Spopieliła się biedula w nic. A sir Robert? Wiesz co on zrobił? Wybiegł z katedry Młotków i wbił sobie paradny sztylet prosto w gardło. Oszalał! Mówię Ci.
- A dziwisz się? Kochał ją na zabój. Dobry był. Jedyny dobry z Baffów. Jego brat, ten Oswald to podono skurwysyn jak mało. Zawsze złakniony kasy- pociągnął z kufla- Ej..troche to..dziwne. Na początku umiera lord Bafford w niewyjaśnionych okolicznościach. Następnie ginie niedoszła żona jego starszego syna przy czym on popełnia z rozpaczy samobójstwo.
- Eee..fatum i tyle.
- Nie powiedziałbym- odparł smagły strażnik Ramireza- powiedz mi kto osiągnie z tego największą korzyść? Nie będzie żadnego podziału majątku, rozumiesz? Oswald, ten skurwiel odziedziczy wszystko po swoim niegorszym ojcu. Rozumiesz do czego zmierzam?
Strażnik miejski ściszył głos:
- Wiem! doskonale wiem! Ale jak myślisz, ile osób o tym chce wiedzieć? Oswald to dupek, skasuje każdego kto mu może bruździć. Tylko małe grono osób domyśla się jak było naprawdę. Pozostaje jeszcze jedna rzecz..mianowicie..
- Kto podmienił medaliony?
- Właśnie! Na pewno doszło do tego za sprawką tego Oswalda. Albo i on sam zaklął wisiorek, kto takich wie? Jemu źle z oczu patrzy. A nawet jeśli nie on zaklął to komuś zlecił podmianę...- zamilkł i rzucił wymowne spojrzenie swemu towarzyszowi. Oboje wiedzieli kto posiadał umiejętności umożliwiające wykonanie takiego zadania.
Siedzący za nimi uniósł się niepewnie po czym wytoczył się chwiejnym krokiem z gospody spluwając na jej próg...


EDIT: ponownie mam problem z akapitami -_-
Ostatnio zmieniony 22 lipca 2011, 11:47 przez Ezet, łącznie zmieniany 2 razy.
Right player on the wrong server can make all different in net... so connect mr. Player... connect and... fell the lag..
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: Keeper in Training »

Witaj, Ezet, miło, że prezentujesz swoje opowiadanie. Zacznę od tego, że bardzo chętnie je przeczytam i zrecenzuję, jak pewnie wiele osób ;). Muszę jeszcze do tego wrócić, bo takie opiniowanie po przeczytaniu jeden raz jest cokolwiek lekkomyślne. Wiele myśli nasuwa się w miarę czytania, tak więc za jakiś czas postaram się wyrazić moją skromną opinię na temat "Braterskiej miłości". Na razie w oczy rzuciły mi się: pewna ilość błędów ortograficznych i braki w interpunkcji. Może sprawdzić Ci to pod tym kątem? Jestem pewna, że nie tylko ja zaoferuję Ci pomoc w tym zakresie, jeśli uda Ci się złapać np. Bukarego, to jesteś naprawdę szczęściarzem (Bukary robi za nadwornego "speca od języka" :)) ). To świetnie, że chce Ci się pisać i nie boisz krytyki, to rokuje bardzo dobrze. Jeśli tylko będzie tak dalej, to może któreś z Twoich dziełek dołączy do "Kronik Strażników"? Kto wie? Trzymaj tak dalej, pozdrawiam!

EDIT!

Właśnie skończyłam korektę Twojego opowiadania. Można ją obejrzeć tutaj: http://chomikuj.pl/Cecilia.Robinson - folder dokumenty. Rozszerzenie RTF, więc nie powinno być problemu. Na co zwróciłam uwagę - poćwicz pisownię z końcówką -nie, "ż" i "rz", "u" i "ó" oraz "ch" i "h". Musisz też pilnować się ze znakami interpunkcyjnymi, zwłaszcza przecinkami i wielokropkami (może to błąd typograficzny, ale notorycznie zjadana była 3. kropeczka w wielokropku "..." i spacje przed myślnikami, kiedy zaczynasz cytat bądź kwestię bohatera przy dialogu). Właśnie piszę krótką recenzję i na razie powiem tylko tyle, że jesteś bardzo obiecującym autorem! TTrzymaj tak dalej.

PS "Kroniki Strażników" - znany w Uniwersum projekt - to kompendium-tomik poezji i prozy w klimatach z gry. Regularnie dodaję do nich nowe prace, także są szanse :) . Możesz pobrać sobie aktualną wersję z mojej strony tutaj: http://wyszczekani.hpu.pl/viewpage.php?page_id=32 - właśnie zrobiłam update ;) .
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: Keeper in Training »

Z góry przepraszam za podział posta. Mam teraz fatalne łącze i musiałam sobie tak poradzić... Mam nadzieję, że ktoś miły to scali. Z góry dzięki :mru .

Obiecałam recenzję. Od czego mam zacząć? Chyba od fabuły. Zazwyczaj młodzi autorzy zaczynają od jakiegoś short story z motywem szlachty. "Braterska miłość" nie jest tu wyjątkiem, więc mamy do czynienia z motywami takimi, jak zazdrość, zbrodnia w rodzinie, tragedia miłosna, samobójstwo. Widać, że nie decydujesz się na jeden temat - to dobrze, bardzo dobrze. Nikt nie lubi książek monotematycznych.

Jeśli mówimy o samym sposobie pisania, widać od razu, że masz bogate słownictwo, a także umiesz i lubisz opisywać. To także wielki plus, bo historia bez opisów jest jak potrawa bez przypraw - nie ma tyle smaku. Ponadto posługujesz się rozbudowanymi zdaniami i porównaniami, częstokroć bardzo poetyckimi. Generalnie to nie błąd, często wręcz wzbogaca tekst, ale pamiętaj, aby nie przesadzić. Musisz brać pod uwagę, że inaczej będziesz przedstawiać tajemniczy ogród w dzikiej dolinie, a inaczej opiszesz pojedynek czy melinę. A propos meliny - tutaj chyba każdy ma trudność, bo z jednej strony trzeba wczuć się w klimat takiego miejsca, a z drugiej utrzymać poziom i kulturę języka, żeby nie zrobiła się z tego kwiecista wiązanka. Wydaje mi się, że radzisz sobie z tym dosyć dobrze, zawsze jednak przeczytaj kilkakrotnie fragment i zastanów się, czy chciałbyś sam usłyszeć coś takiego na ulicy.

Widzę, że stosujesz różne tryby i style wypowiedzi, zdania pojedyncze i złożone. Czytelnik trafia na imiesłowy bierne, mowę zależną i niezależną, cytaty, a także oficjalny i nieoficjalny, potoczny styl wypowiedzi. To jest sztuka, bo aby nie wyszedł kompletny miszmasz, trzeba faktycznie poprawnie te elementy stosować. U Ciebie jednak nie znalazłam specjalnych wykroczeń, dlatego zaliczam to na plus. Pewnym zgrzytem były literówki - pamiętaj, "zaczęło się", "stanął" - tych niuansów na pierwszy rzut oka nie słychać, jednak zgodnie z zasadami pisowni trzeba je uwzględnić. Zwróć też uwagę na deklinację i końcówki: lokaje w dopełniaczu to "lokajów", nie "lokai" ;) . Za to nie serwowałeś ani razu takich "kwiatków", jak "Mistrz Złodzieji" :evil: . To może naprawdę zniechęcić.

Radziłabym poćwiczyć jeszcze ortograficzne zagwozdki z "h" i "ch", "u" i "ó" oraz "ż" i "rz". "Również" to jest istotne w tekście! Za to średni minus, bo psuło efekt.

Teraz stylizacja. Większość Twoich zdań jest wielokrotnie złożona. To nie błąd, pokazuje, że potrafisz je umiejętnie stosować (mnie czytało się dobrze), lecz pamiętaj: dostosowanie się do publiki to konieczność. Niewiele osób nadąża za takim potokiem, choćby tak zgrabnym, jak prezentowany przez Ciebie w "Braterskiej miłości". To nie Twoja wina, tylko generalnie ludzie łatwiej wyobrażają sobie świat przedstawiony, jeśli tekst podzielony jest na łatwe do przetrawienia części. Spróbuj nieco ograniczyć zdania wielokrotnie złożone na rzecz kilku krótszych. Zobaczysz, że łatwiej będzie zrozumieć, o co chodzi :) . Składnia jest generalnie w porządku, choć w paru miejscach korekty pozwoliłam sobie przesunąć kilka słów, by brzmiały płynniej, sam zobaczysz, w których miejscach, kiedy porównasz sobie tekst na forum z dokumentem. Postaraj się kilkakrotnie czytać fragmenty tekstu i eksperymentować z układem poszczególnych wyrazów. Liczy się to przede wszystkim podczas dialogów, choć nie tylko. Warto też przy kreowaniu bohatera brać pod uwagę sferę psychiki. Bogate portrety psychologiczne ze zrozumiałych względów cieszą się większym uznaniem czytelników niż te płaskie "środkowoamerykanki" ;) .

Sporym minusem przy czytaniu - z punktu widzenia atrakcyjności tekstu - jest pewna liniowość zachowań. Garrett wchodzi, łupie, tłucze, spada, mamroli, gada do siebie, sprząta, co trzeba i opuszcza scenę. To swego rodzaju zgrzyt zwany tu powszechnie "efektem fanmisji", a przeze mnie "schematem włam się-wynieś-pozamiataj". Chodzi tu o wrażenie niemego filmu z rozgrywki typowej FM-ki, wchodzisz, trzepiesz po głowach, zbierasz świecidełka i wynosisz się. Zbyt prosto... Czytelnicy tego nie lubią. Nie lubią wynoszenia bohatera na piedestał. Jeśli jest wyidealizowany, wszystko mu od razu udaje ot, tak, to przestają go doceniać, przeciwnie, chcą, aby powinęła mu się noga, "zobaczymy, co zrobi, skoro jest taki super". Zdradzę Ci sekret: aby historia naprawdę się podobała i zagrzała w głowie miejsce na dłużej, czytelnicy muszą się z postacią utożsamić. I to jest wielka tajemnica nieliniowych dzieł. Zwróć uwagę na to, że w większości pozycji kanonu postaci mają wiele problemów. Przeżywają zawody miłosne, piją na umór, zapadają na nieznane choroby, borykają się z kłopotami finansowymi, szukają swojego "ja" i miejsca na Ziemi... To wszystko sprawia, że stają się nam bliskie, bardziej ludzkie. Jeśli uda Ci się pokazać bohatera żywotnego, z zaletami i wadami, często pełnego rozterek, niejednokrotnie życiowo poplątanego, to masz wielkie szanse na zatrzymanie publiczności. Bo bohaterowie muszą żyć.

Reasumując, "Braterska miłość" ma, jak na Twój pierwszy tekst, zaskakująco wiele do zaoferowania. Zdecydowane plusy to bogaty język, kilka motywów i zróżnicowanie stylowe. Największe braki to błędy ortograficzne i interpunkcyjne oraz pewna liniowość misji. Oceniając jednak "na czysto", to jest to całkiem dobry tekst. Jak na żółtodzioba, naprawdę dobry. Wyglądasz na obiecującego młodego autora. Teraz musisz skupić się na największych atutach i brakach, starać się pisać jak najwięcej. Eksperymentuj ze stylami, spróbuj różnych gatunków, zobacz, któy najbardziej Ci leży. I oczywiście nie bój się pytać, po to istnieje choćby kawiarenka, żeby ludzie mogli wymieniać się poglądami i radami. Ogólnie wypadłeś bardzo dobrze, biorąc pod uwagę, że ma to być Twój pierwszy raz. Wygląda na to, że masz do tego smykałkę, więc nie zaprzepaść tego. Gratulacje i pracuj tak dalej :-D !
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Gratuluję pierwszego opowiadania na naszym forum! To miłe, żewybrał Pan nasz serwis do zaprezentowania swojej twórczości.

Dobra, a teraz koniec miłego, zaczynamy recenzję :twisted:

Pierwsza rzecz, to zadam pytanie: stary! Wstawiłęś to choć na sekundę do Worda? Buraków tu jak krzaków, po prostu tańczący z bykami ;) W co ztrecim zdaniu jest błąd ortograficzny, w co czwartym nie ma kropki lub spacji, a pomiędzy nimi wkradnie się jakaś literówka czy błędna deklinacja.
Wystarczyło to sprawdzić w Wordzie i poprawić podkreślenia.
Za to duży minus.

Deklinacja imienia "Garrett" (tak, to pisze się z dwoma 't' na końcu)
M Garrett
D Garretta
C Garrettcie
B Garetta
Ms Garettcie
N Garettem
W Garrettcie!

Inne sprawy techniczne szczerze mówiąc mało mnie obchodzą, Keeper i tak sporo o nich napisała, więc nie będę się powtarzał ;) Styl masz ładny, elegancki i dojrzały. Dobry materiał na pisarza.

Fabuła (moja ulubiona rzecz w każdym tekście):

Jest... poprawna. Historia bardzo standardowa: Garrett przeszukuje rezydencję jakby była to jakaś misja: używa sprzętu, nokautuje strażników, zbiera skaby, wypełnia objective i zwiewa.
Sam zaczynąłem od takich tekstów, zresztą chyba każdy tutaj. Przydałoby się coś od Ciebie... chociażby jakis element ekwipunku wymyślony przez Ciebie. Bo teraz mamy standardową FMkę. Wielka szkoda, bo tekst aż prosi się o coś twórczego.

Muszę jeszcze zabrać pare moich rzeczy z skrytek...
I Garrett tak ot mówi o tym? Skrytka jak sama nazwa wskuje to sekret :)

"Koślawym Bełkotliwcem"-
Haha! Jak to jest, że w każdym opowiadaniu knajpa to jakiś tam Bełkotliwiec? xD

tak, jakby nigdy nie istniał Bardzo ładne! :)

Zawietrznicy gwałcili prywatność co możniejszych wytrychami Jak wyżej


maść z białej na brudnoszarą
Jaką maść?

anioł śmierci w cień rzucany przez drzewo. Wpatrywał się ponownie w mrok i ujrzał kontur Też ładne!

Głuche jęknięcie które nastąpiło po ledwie słyszalnym brzęknięciu cięciwy. Miecz zadzwonił na pożegnanie swemu właścicielowi o kamienną podłogę Też ładne, ale niestety nierealistyczne. Z włąsnego doświadzcenia wiem, ze jak miecz czy karabin spadnie na kamienną podłogę, to rumor jest taki, jakby się coś zawaliło ;)

Fine Vine Fine Vine to po angielsku "zacne wino" czy jakoś tak, w sensie, zę szlachetne... to nie marka, więc kwestia, że upił się fine vine jest niepoprawna ;)

Garrett zabijający na tym forum zawsze budził kontrowersje. Osobiście uważam, że to mało thiefowe, ale z drugiej strony... Twoje opowiadanie, Twój Garrett ;)

niczym ząb jadowy żmii Ładne

posiadał jedynie kaptur kolczy Sorry, ale właśnie od tego jest kolczuga by chronić przed uderzeniami. Zatem powinno mu zrobić guza, ale nie znokautować.
Nie mówiąc już o tym, że hałas też byłby znaczny.

-DUŻA różnica tumanie- widocznie był stopniem wyższy od swego niedbalskiego rozmówcy- Bred patrolował cały parter! O! O tym często zapominamy, my pisarze. W grze nokautujemy kogoś, chowamy, zapominamy. A w rzeczywistości by go wcześniej czy później znaleźli, brak koelsia wzbudziłby wątpliwości... i on mógłby się w końcu obudzić, hehe! Plus.

"Nie muszę się obawiać o bezpieczeństwo podarku od mego Roberta- dom jest pilnie strzeżony. Natomiast nie chcę go nosić do samej uroczystości ślubnej Mnie to nie przekonało, i tak dziwne, że leżało to na wierzchu. Strażnicy tacy uczciwi?

Twój pan to głupiec.. i podły człowiek. Możesz mi powiedzieć czemu miała służyć ta podmiana medalionów? Garrett nie zwykł wnikać w szlachetne czy podłe intencje swoich klientów, wszak to złodziej. Tym bardzej ich nie bluzgał.

- Ładna a jakże! Spopieliła się biedula w nic. A sir Robert? Wiesz co on zrobił? Wybiegł z katedry Młotków i wbił sobie paradny sztylet prosto w gardło. Oszalał! Mówię Ci. To też mi się nie podoba. Medalion ot tak sobie spopielający... na ślubie... nie pasuje cosik...

Podsumowanie: bardzo ładnie piszesz, używaj korekty w Wordzie, spróbuj wpakować Garretta w jakąś autorską zupełnie przygodę :D Czekam na następny tekst!
Obrazek
Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: Hadrian »

Przeczytałem i powiem, że masz bardzo rozbudowany język ;) Wymienisz się ze mną? :P

Fabuła, jak już wspomniał Spidi, jest przeciętna. O ile motywów Oswalda się nie domyślałem, to motyw był najbardziej popularny wśród szlachty: "Wybij wszystkich i zagarnij wszystko" ;) Tylko... nie zrozumiałem co się stało z Laurą. Zginęła i co? Ale dlaczego? Bo medalion fałszywy :roll: ?

Zauważyłem kilka błędów ort. i literówek, Garrett był sobą (oprócz zabijania, oczywiście), ale jakoś mało kradł. Pisałeś, że mijał złote kielichy, srebrne figurki, ale czemu ich nie brał? ;)

Mam nadzieję, że szybko dostanę odpowiedź na te pytanka :)
Awatar użytkownika
Ezet
Ożywieniec
Posty: 88
Rejestracja: 05 grudnia 2010, 17:42
Lokalizacja: Ankh-Morpork

Re: [LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: Ezet »

Z tym medalion chodziło o to iż został przez Oswalda zaklęty na konkretną osobę ( W tym wypadku małżonkę Robcia) i by ją zabił podczas ślubu. Może mój błąd że gdzieś nie wtrąciłem wyjaśnienia tego ale w sumie też nie chciałem kłaść wszystkiego na tacy :p

Swoją drogą dzięki wszystkim za ocenienie opowiadania i za konstruktywną krytykę :) Na przyszłość będę pamiętał o błędach i starał się ich unikać :)

EDIT: Co do korekty w wordzie..jak na ironie to właśnie w nim pisałem i byłem zaskoczony prawie brakiem błędów..a tu o dziwo BUM- całe stada żałosnych WIELbłądów...
Right player on the wrong server can make all different in net... so connect mr. Player... connect and... fell the lag..
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: Keeper in Training »

Dokładam się do przedmówców, o tych elementach chciałam właśnie wspomnieć, ale miejsca i czasu brakło. Z tego powodu potwierdzam tylko, że zgadzam się z tymi opiniami. Generalnie brakuje na tym tekście rysu własnych pomysłów, trochę to niedokończone z punktu widzenia fabuły. Chyba, że zostawiasz już sobie furtkę do kontynuacji, jednakże :? ... Minusy za:
- Garcia-siepacza;
- Garcia-moralizatora (raczej czułby niesmak i uważałby, że z takim człowiekiem nie warto w ogóle się zadawać);
- fanmisyjności;
- "skrytki";
- luk w fabule (jak to się stało, że Laura jest teraz "gnijącą panną młodą", jak się to wydarzyło; skąd Robcio na ślubie miał jakiś sztylet; jakie były motywy Oswalda itd.).

Jednak w kwestii ogólnego wyniku daję - biorąc też pod uwagę Twój staż - coś koło 4+, 5-: gratulacje, nie jest łatwo mnie zaspokoić :D . Teraz przede wszystkim czytaj i pisz jak najwięcej. Stań się bywalcem kawiarenki, obserwuj style i nie bój się eksperymentować! Masz bardzo ładny styl i język, porównania (może odnalazłbyś się w liryce?). Ten ANIOŁ ŚMIERCI mnie rozbroił, piękne... Sugeruje jego mroczną, bolesną przeszłość Garretta. Jedyne co, to spytaj osób kompetentnych, czy nie lepiej jest zapisać to z wielkiej litery (bo w literaturze to generalnie tytuł).

Mam też takie pytanie: szykujesz kontynuację? Bo im dłużej czytałam, tym mocniejsze miałam takie wrażenie...
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
Ezet
Ożywieniec
Posty: 88
Rejestracja: 05 grudnia 2010, 17:42
Lokalizacja: Ankh-Morpork

Re: [LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: Ezet »

Co do motywów Oswalda to pragnął zagarnięcia połowy spadku brata jednak w ciut bardziej wyrafinowany sposób niż zabójstwo. Wolał zabić jego żonę doprowadzając brata do no..załamania nerwowego :chy no a paradny sztylet to..wiadomo że szlachta lubi robić imprezy z pompą i jak największym przepychem :prz

Może masz rację z tym iż są to luki w fabule i trochę za dużo chciałem by strażnicy w karczmie "dopowiedzieli" za mnie ;) oraz z garciem moralizatorem.

Co do kontynuacji- nie wiem. Nawet jeśli już to dość luźno związana z tym opowiadaniem.
Right player on the wrong server can make all different in net... so connect mr. Player... connect and... fell the lag..
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: SPIDIvonMARDER »

To jakiego masz Worda, że on taki ślepy? :) Jeszcze nie mów, że to oryginał... ;)
Obrazek
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] Braterska miłość

Post autor: Keeper in Training »

SPIDIvonMARDER pisze:To jakiego masz Worda, że on taki ślepy? :) Jeszcze nie mów, że to oryginał... ;)
Może równie dobrze mieć wyłączoną kontrolę "wdów i bękartów", jak to się głupkowato nazywa w polskiej wersji :? . Od kiedy pamiętam używałam angielskiego systemu i przestawienie się na polski Visty i siódemki było mało przyjemne (double-click versus dwumlask :evil: ). Jeśli sprawdzanie pisowni jest wyłączone (ewentualnie, błędów jest zbyt dużo, by program był w stanie je sprawdzić, ale to ekstremalna sytuacja), to nawet jeśli napisze wakuola przez "ó", to mu nie podświetli.
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
ODPOWIEDZ