[LITERATURA NIETHIEFOWA] Krwawe Gody

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

[LITERATURA NIETHIEFOWA] Krwawe Gody

Post autor: Hadrian »

Napisane na konkurs literacki, pod naporem presji czasu i "co by tu poprawnego napisać..." ;) Nie bójcie się, nie porzuciłem Bractwa. Wrócę do niego niebawem.

Polonistka mnie poprosiła o ten dość krótki tekst, daję wam go w stanie takim jakim go jej dam jutro. Smaczego ;)
_______________________________________________________________

Ściągnąłem wodze. Marszcząc brwi, spojrzałem na zachód, obserwując zachodzące słońce. Już zmierzcha, pomyślałem. W dali, na horyzoncie, majaczyły blade zarysy gór, zza których wyglądało czerwone jak krew słońce. Przed Białymi Grzbietami rosła potężna tajga, przykryta o tej porze roku grubą warstwą śniegu, a przed lasem ciągnął się, również przykryty białym puchem, szeroki na wiele mil step. Na nim piętrzyło się wzgórze, na którym stał rodowy dwór mego ojca.
Koń parsknął, najwyraźniej znudzony obserwacją tak dobrze znanej nam przyrody.
- Chcesz już wracać do domu, Łajka? – zapytałem pieszczotliwie klepiąc siwą klacz po boku. Łajka jakby zrozumiała mnie i potrząsnęła grzywą. – Dobrze, już jedziemy.
Ledwo drgnąłem kolanami, a klacz sama ruszyła galopem przez zaspy śniegów. Wybrała też kierunek, zresztą od najmłodszych lat swego końskiego życia znała okolicę.

***

Kopyta Łajki zastukały na brukowanym podwórzu dworu. Służba właśnie kończyła go odśnieżać, gdy wjeżdżałem przez otwartą bramę. Dwór mojej rodziny był zbudowany w większości ze świerkowego drewna, ale mury parteru były kamienne. Okna prywatnych komnat były oszklone, a o tej godzinie już za nimi wydobywał się ciepły blask świec.
- Ojciec wzywa cię do siebie, paniczu – powiedział ostrożnie koniuszy, chwytając za lejce. Zeskoczyłem z kulbaki i pogłaskałem konia po grzywie.
- A kiedy? – spytałem.
- Przed chwilą usłyszałem to w kuchni, panie.
Skinąłem głową i skierowałem się do głównego wejścia do domostwa. Przeszedłem przez kilka sal do komnat ojca. Zapukałem niepewnie.
- Wejść! – usłyszałem ostry głos zza ciężkich drzwi. Pchnąłem je i wszedłem do środka.
Komnata pana domu była najlepiej umeblowanym i usytuowanym miejscem w całym domu. Za kilkoma ułożonymi szeregowo oknami rozciągał się malowniczy widok, prawie taki sam, jak ten, który widziałem podczas przejażdżki. Za masywnym biurkiem siedział nie kto inny, jak Borys Rostov. Ojciec wpatrywał się w malowidło przedstawiające mojego pradziada, powieszone tuż obok pejzażu naszych włości, otrzymanych za dawne zasługi wojenne. Ojciec spojrzał jeszcze na kredens z zabytkowymi ozdobnymi talerzami i marszcząc brwi, skierował gniewny wzrok na mnie. Szpakowate włosy i długa broda nadawała mu złowieszczego wyglądu. Pogłębiał go miażdżący wzrok.
- Wiesz, że panuje wojna – zaczął.
- Tak… - przytaknąłem niepewnie i zbliżyłem się trochę.
- Wiesz, że robi się niebezpiecznie.
- Tak, ale…
- …to dlaczego każesz mi odchodzić od zmysłów podczas twoich długich przejażdżek konnych?! A może… - mój tata zmienił nagle ton wypowiedzi z gniewnego na smutny. Załamał mu się głos. Mi również się udzielił ten zły nastrój i atmosfera.
- Ojcze… Zawszę biorę pistolet. I szablę. Wiem jak się obronić.
- Nie dasz rady sam, walcząc z grupą dezerterów albo z kompanią wroga. Proszę, uważaj na siebie. I jakby coś się stało… Opiekuj się siostrą.
Przytaknąłem cicho i poczekałem chwilę na przyzwolenie na wyjście. Ojciec wrócił do oglądania malowideł.

***

Siedziała przy oknie. Jej długie, blond włosy czesała milcząca służka. Moja siostra, Anastazja, też milczała, ale poruszała ustami, jakby była niemową. Wpatrywała się - na pierwszy rzut oka beznamiętnie - w krajobraz za szybą.
Wślizgnąłem się cicho do pokoju. Próbowałem ominąć stojący w rogu kandelabr, ale cień rzucany przez moją skuloną sylwetkę zdradził mnie. Służka drgnęła wystraszona i przez przypadek szarpnęła za włosy mej siostry. Anastazja krzyknęła z bólu. Spojrzała na mnie przestraszona, a gdy mnie rozpoznała, wstała z krzesła.
- Przepraszam, nie chciałem was przestraszyć – powiedziałem prostując się i przyjmując przepraszającą postawę. Ale mojej siostrze to nie przeszkodziło, aby wpaść mi w ramiona.
- Iwan! – zawołała radośnie, gdy ją objąłem z czułością. Tak, to ja, pomyślałem tylko. – Czekałam na ciebie… - dodała, a ja pokazałem ruchem głowy drzwi służce, która wyszła cicho na paluszkach.
- Na mnie? – spytałem, gdy już skończyły się czułości. Podniosłem brwi i uśmiechnąłem się szelmowsko. – Czy może na niego… - spojrzałem szybko na okno.
- Na niego też – przyznała Anastazja. – To dzisiaj.
Przytaknąłem ze smutkiem. Podobnie jak nasza starsza siostra, Anna, została przeznaczona na żonę dla hrabiego Archazego z sąsiednich ziem. To czekało także Anastazję, która od kilku dni codziennie czekała przy oknie na syna margrabiego. Widziałem jej ekscytację i zarazem zaniepokojenie w tych błękitnych oczach. Nie znałem przyszłego narzeczonego Anastazji osobiście, więc również się bałem o jej los. W naszym kraju śluby w rodzinie szlacheckiej zawsze były ustalone wcześniej przez rodziców. Sam się bałem o to, że ja wkrótce będę zmuszony stanąć na ślubnym kobiercu z młodszą dziewczyną, do której nic nie będę czuł.
- Skąd wiesz, że to dzisiaj? – spytałem odrywając się od przemyśleń. Podszedłem do okna i, jakby od niechcenia, zacząłem się również wpatrywać w nie, nie przerywając rozmowy.
- Ojciec zapowiedział tą wizytę dwa tygodnie temu, podróż może potrwać wiele tygodni – stwierdziłem.
Anastazja w tym czasie usiadła powrotem na fotelu i zaczęła sama się czesać. Wspomnianego przeze mnie dnia ojciec dostał list od margrabiego Hranova, w którym nadawca przypomniał, że wkrótce wyruszy z synem w podróż. Zaraz po tym, jak uporają się ze zbiorami. U nas, w rodzimej posiadłości mego rodu, nie uprawiano ziemi. Od wieków utrzymywaliśmy się z myślistwa i darów tajgi, nie jak większość szlachty z Vołgardu, która zarządza obszernymi folwarkami otoczonymi ogromnymi polami uprawnymi.
- Nie wiem. Po prostu Mateczka Stworzycielka mi podsyła taką myśl… Jakbym miała wiedzieć, że dzisiaj zmieni się moje życie. Albo zacznie się zmieniać.
Przytaknąłem smutno i oderwałem wzrok od okna. Spojrzałem na siostrę i pogłaskałem ją po głowie, zapewniając, że wszystko będzie dobrze. W sercu nie czułem takiego optymizmu. Wpatrywałem się w Anastazję jeszcze chwilę, a potem skierowałem się ku wyjściu.
- Jadą!
Natychmiast porzuciłem swoje zamiary. Podreptałem do okna i wyjrzałem przez nie, stając obok zaciekawionej dziewczyny. Na trakcie poruszała się nieco ciemniejsza od śniegu kawalkada plam. Przystawiłem dłonie do szyby osłaniając ją od odbijającego się światła. Nim zaparowałem szybę swym oddechem, ujrzałem trzy, ciemne powozy. Każdy ciągnięty był przez cztery konie, a z każdej strony jechała straż na wierzchowcach, opatulona w skóry niedźwiedzie. Oderwałem wzrok od orszaku i spojrzałem na podwórze. Tu panowała gorączkowa wrzawa. Służba biegała tam i powrotem, kończyła odśnieżać bruk i ścieżki. Szambelan postawił straże w pogotowiu oraz pogonił obiboków.
- Nie bój się – powiedziałem do siostry, która zamarła, nie wiedząc, co czynić. – Dopiero pojutrze odbędzie się bal. Dziś będzie tylko powitanie…
- Już pojutrze i aż powitanie – poprawiła mnie. - Muszę się ubrać! W co się ubrać?
Wychodząc z komnaty zawołałem służkę. Zaśmiałem się cicho z mentalności kobiet. Zawsze w trudnych chwilach myślą o ubiorze.

***
Aleksy Hranov wpatrywał się we mnie znad kielicha.
- A więc to ty jesteś Iwan… - powiedział, stawiając naczynie na stole. Tymi słowami zakończył ciągnącą się niemiłosiernie ciszę od początku naszego spotkania przy butelce.
- A ty Aleksy – odpowiedziałem, nalewając myrskie wino sobie i jemu. – Sporo o tobie słyszałem.
- Ja też.
Nie wytrzymałem napięcia i po chwili ciszy powiedziałem, próbując zachować spokój:
- Czego chcesz ode mnie?
- Napić się z przyszłym szwagrem – błysnął oczami, patrząc na mnie spode łba. Te brązowe ślepia wwiercały się w moją nieogoloną twarz. Mój ród kultywował brody jako symbol męskości. Młodsze rodziny, takie jak ci zadufani Hranovie, szli za nową modą z zachodu, nosząc się na modłę meldorską. Aleksy miał długie i czarne włosy, które spinał na karku, podczas gdy ja miałem je o wiele krótsze. A ja za to nosiłem małą, ale bardzo widoczną brodę, którą Aleksy zapewne goli każdego dnia, próbując powstrzymać naturę.
- A co? Liczysz na to, że następnym razem spadnę z konia tak jak ty? – Wypiłem kolejny łyk wina. Uznałem, że tyle wystarczy na ten dzień. Było już popołudnie, a jutro miał się odbyć bal zaręczynowy. Wczoraj późnym wieczorem odbyło się uroczyste powitanie. Przestraszona Anastazja, gdy tylko stanęła twarzą w twarz z Aleksym, zmieniła się. Nie, to nie mogła być miłość od pierwszego wejrzenia, przekonywałem sam siebie. To tylko zauroczenie. Taki jegomość nie mógł omamić mojej słodkiej siostry. Nie po tym, jak spadł z konia podczas wyścigu, jak ostatni matoł. Ale, przyznaję, to ja wpadłem w zaspę śniegu podczas walki na szable.
- Nie marnuj mojego czasu – powiedziałem, gdy kolejna cisza zaczęła trwać zbyt długo. – Jutro poprosisz o rękę mojej siostry. To najsłodsza osóbka, jaką znam. Nie zniszcz tego ważnego dla was dnia, upijając się i irytując jej brata.
Wbrew oczekiwaniom, Aleksy odstawił kielich i ponownie spojrzał na mnie. Chyba chciał mi coś przekazać. Podniosłem pytająco brwi.
- Widziałem Zangeinów.
- Gdzie? – spytałem zdezorientowany. Drgnąłem wystraszony, słysząc tą nazwę. Stary nawyk.
- W czasie drogi. Właściwie był sam, skradał się wśród sosnowych pni. Gdy spojrzałem na niego, zapadł się pod ziemię. Nie wiem, co ten plugawiec zrobił, ale po prostu zniknął.
- Dlaczego mówisz to mi, a nie komuś innemu? Komuś bardziej… doświadczonemu?
- Nikt mi nie uwierzy. Wasze zapyziałe włości są na krańcach Vołgardu, ale też daleko od Hordy. Dziwne, że się tu kręcą. Ostrzeż ojca. Tobie uwierzy.
- Widziałeś tylko jednego. I zapewne z daleka. To mógł być myśliwy z okolicznej wioski, który mógł po prostu schować się w krzakach. To jest zbyt daleko na północ, jak dla nich. Ale niech ci będzie, ostrzegę ojca.
Aleksy nalał sobie jeszcze trochę wina. Odstawiłem kielich i zadumałem się na chwilę. Nie byłem zbytnio przekonany. Najwyraźniej ten Hranov bał się naszej niegościnnej ziemi i próbował mnie wystraszyć.

***

Sala balowa była naprawdę pięknie przystrojona. Służba się postarała, aby uświetnić dzień zaręczyn pani domu. Powieszono długie zasłony na wysokie, sięgające sufitu, okna. Powieszono także pozłacane żyrandole, oświetlające teraz sztukaterie na ścianach i marmurową posadzkę. Ta część posiadłości była najbardziej wystawna, bardziej niż właściwy dwór. W jednej części pomieszczenia ustawiono trzy długie stoły, złączone w kształt litery U. Zasiadałem po prawej mego ojca, jako jego zastępca i spadkobierca. Po lewej siedziała Anastazja i Aleksy, już zaręczeni i wpatrzeni w siebie.
Lista gości nie była bardzo długa. Aleksy, jego rodzice i stary wuj, nawet moja ciotka i młodsze kuzynostwo przybyło tego dnia. Także dworzanie Hranovów i ciotki. Ale najbardziej zaskoczyła nas Anna i jej mąż Archazy, którzy przybyli wraz ze świtą. I jeszcze gospodarze: Ja, ojciec i Anastazja.
Zatrudnieni grajkowie zmienili tempo i tancerze przyspieszyli, do nich dołączyli ponownie Aleksy i Anastazja. Oderwałem wzrok od wirujących par i spojrzałem na stół po prawej. Za nim, sama, siedziała pewna kobieta. Była po prostu piękna. Nie wiedziałem, co robię, wstałem z krzesła i podszedłem do niej.
- Jak ci na imię? – zapytałem.
- Adelajda.
- Można prosić?
Zaczerwieniła się, ale złapała mnie za rękę i odprowadziłem ją od stołu. Upewniłem się, że mam w pochwie szablę. Zaczęliśmy wirować. Czułem się jak we śnie. Nie, to się nie dzieje naprawdę. Ja tańczę. Tańczę, myślałem. Spojrzałem Annie głęboko w oczy. A wtedy…
Krzyk. Przeraźliwy krzyk. A potem trzask i kilka osób padło na ziemie. Rozejrzałem się gorączkowo, nie wiedząc co się dzieje. Jedna z szyb w oknach leżała potłuczona na ziemi. Z utworzonej dziury wyskoczyła gromada ludzi w skórach. Byli uzbrojeni. Straciłem dech w piersiach, gdy coś, chyba łokieć, uderzyło mnie w pierś. Poczułem, że ręka Adelajdy odrywa się od mojej. Zawołałem ją po imieniu. Chyba.
- Zangeini! – wrzasnął ktoś inny.
Świsnęło coś obok mojego ucha. Kolejny krzyk. Zgubiłem rękę Adelajdy. Rozejrzałem się gorączkowo. Tam! Anastazja, pomyślałem tylko. Zacząłem się przepychać miedzy tłumem. W stronę złotych loków. Siostra próbowała uciekać. Jeden z Zangeinów powiedział coś w swoim plugawym języku. Byłem otumaniony zamieszaniem.
- Iwan! – zawołała.
- An…! – odkrzyknąłem.
Złapaliśmy się za rękę. Huk wystrzału. To ojciec. Zangein padł martwy. Inny, stojący obok niego, zamachnął się szablą. Ktoś odbił. To Aleksy. Odbija jeszcze raz i… pada. Nie było czasu. Pociągnąłem siostrę i wyrwaliśmy się z tłumu. Do sali wpadli zbrojni z muszkietami. Wypalili. Odpowiedziała im salwa strzał.
Szloch. Nie, płaczliwy ryk. Mały Wasyl. Złapałem go za rękę i pociągnąłem szybko. Kolejne huki i krzyki. Rozgorzała walka. Nie było czasu, abym się przyłączył. Myślałem tylko o ojcu.
- Tato! – krzyknąłem, gdy dopadłem do ojca. Odkrzyknął coś o ucieczce.
Co? -zastanowiłem się.
- Uciekajcie! To wasza jedyna szansa – powiedział jeszcze raz. Wypalił z pistoletu i wskazał na otwarte drzwi. Większość zbrojnych padła. Zangeini wciąż przybywali. Zamiast strojnych szat i kirysów widziałem coraz więcej skórzanych strojów. To koniec. Musimy uciekać.
W rytmie hałasu wybiegłem z pomieszczenia. Mały Wasyl potknął się. Przypomniałem sobie o nim. Wziąłem go na barana i popędziłem Anastazję. Przebiegliśmy przez korytarz i dotarliśmy do surowszych pomieszczeń dworu. Otworzyłem drzwi do kuchni.
Zangeini grabili jedzenie, które miało się pojawić przed chwilą na stole. Zobaczyli nas. Zawróciłem i biegnąc, wyciągnąłem pistolet. Wypaliłem za siebie, gdy usłyszałem skrzekliwe wołania po zangeińsku. Wpadliśmy do stajni.
- Łajka! – zawołałem, a uwiązana klacz odpowiedziała rżeniem. Próbowała się wyrywać. Wyraźnie słyszała, że dzieje się coś niedobrego. Bardzo niedobrego. – Wsiadaj! – Mówiąc to, podsadziłem Wasyla. Poszukałem wzrokiem Strzały. Nie musiałem nic mówić, siostra sama odwiązała swojego brązowego wałacha i wskoczyła na kulbakę.
Gdy wsiadałem na konia, zobaczyłem płomienie liżące dom. To koniec. Ojciec, Anna. Adelajda. Aleksy. Wszyscy ci prawdopodobnie nie żyją.
- Jedź! – zawołałem, gdy niszczyciele wpadli do stajni. Ruszyliśmy, wypadliśmy na dziedziniec. Płomienie świeciły za naszymi plecami. Byle daleko. Byle daleko. Do tajgi. Tam nas nie złapią, powtarzałem sobie. To koniec. Gdyby Hranovie byli ostrożniejsi, Zangeini nie zapuściliby się aż tutaj. To wszystko przez te gody. Krwawe gody.
Ostatnio zmieniony 24 stycznia 2013, 21:25 przez Hadrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA NIETHIEFOWA] Krwawe Gody

Post autor: SPIDIvonMARDER »

To już koniec? Czy będzie kontynuacja?
Obrazek
Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: [LITERATURA NIETHIEFOWA] Krwawe Gody

Post autor: Hadrian »

No nie wiem, to jest materiał na całą powieść fantasy z wątkiem podróżniczym :P Taki pomysł mi już dawno chodził po głowie, wygrzebałem go gdy potrzebowałem czegoś dość zamkniętego na konkurs... Ale kontynuacji nie planuję AKTUALNIE. Na pewno muszę skończyć Bractwo, które też piszę ;)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA NIETHIEFOWA] Krwawe Gody

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Bo to kończy się tak... nagle, ni w pięć, ni w dziewięć :P Jakby Harry Potter skończył się na "Znikającej Szybie".

Ostatnio czytałem "Bohuna" napisanego przez Komudę (też klimaty stepowe) i to uświadomiło mi, jak ważne w tekście jest posługiwanie się językiem charakterystycznym dla opisywanych realiów, w tym nasączenie tekstu słownictwem. Szkoda, że u Ciebie jest tak mało tego... to by bardzo polepszyło klimat. Bo sam tekst jest ładnie napisany, ale brakuje mu pazura :P
Obrazek
Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: [LITERATURA NIETHIEFOWA] Krwawe Gody

Post autor: Hadrian »

No cóż, nie chciałem jakoś specjalnie wydziwiać, bo się spieszyłem. Gdyby dał coś arcyskomplikowanego i długiego to by nikomu z komisji (btw jest w niej Wanda Chotomska) nie chciało by się czytać mojej pracy :P

Gdyby ktoś się pytał, to klimat tego tekstu wzorowałem właśnie na carskiej Rosji w czasie Wielkiej Smuty i Iwana Groźnego oraz na Rzeczpospolitej Szlacheckiej. "Modła meldorska" to nic innego jak moda francuska, a charakter rodu Rostovów to typowy sarmatyzm-bojaryzm (nowe słowo? ;) ). Ale starałem się unikać jawniejszych nawiązań, chociażby do wydarzeń historycznych. Zawsze przy wymyślaniu światów fantasy, to muszę podświadomie wpleść tam inspirację historią, nawet gdy tego nie chcę. No cóż, wada bycia historykiem ;)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA NIETHIEFOWA] Krwawe Gody

Post autor: SPIDIvonMARDER »

No właśnie. "Bohun" dzieje się w czasach powstania Chmielnickiego i też nie jest powieścią fantasy, więc skojarzenie miałem oczywiste :) Tym bardziej szkoda, że u Ciebie było mało klimatów stepowych... może by to poprawić w następnym opowiadaniu, skoro się tym interesujesz?

Kiedyś czytałem fajny felieton Pilipiuka... przypomnę, żę jest też jednym z tych autorów, co obracają się w klimatach historycznych. Pilipiukowi można wiele zarzucić, ale zgodzę się z nim, że autor przed rzuceniem się w jakiś określony klimat, powinien uzupełnić wiedzę o tym klimacie. Dlatego mi najłatwiej tworzyć o II wojnie i Egipcie, bo to moje klimaty, o których sporo czytałem. To daje dużo satysfakcji, kiedy czyta się np. o amerykańskim żołnierzu palącym Lucky Strike'i... a nie po prostu "papierosy", albo pijanym Niemcu śpiewającym "Panzerlied". No i pozwala się też nauczyć czegoś o tamtych czasach... to właśnie z Bohuna dowiedziałem się, że kozacy to mołojcy ;)
Obrazek
Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: [LITERATURA NIETHIEFOWA] Krwawe Gody

Post autor: Hadrian »

Wstawiłem nową wersję z poprawionymi błędami itp.
ODPOWIEDZ