OPOWIEŚĆ RAKOLUDA: W DRUGIM OTWORZE CHAOSU

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Aen
Mechanista
Posty: 423
Rejestracja: 01 listopada 2002, 12:43
Lokalizacja: Elbląg

OPOWIEŚĆ RAKOLUDA: W DRUGIM OTWORZE CHAOSU

Post autor: Aen »

Dziś wieczorem przypomniało mi się, że kiedyś wymłóciłem taką oto opowiastkę "od drugiej strony", czyli opis Katedry od środka:
http://thief-forum.pl/viewtopic.php?t=2760
Po przeczytaniu pomyślałem, że jest jeszcze jeden punkt, który warto by tak pokazać, a mianowicie Paszcza Chaosu. Tekst skończony przed chwilą, pisany spontanicznie, jestem więc otwarty na wszelkie poprawki. Enjoy :)

OPOWIEŚĆ RAKOLUDA: W DRUGIM OTWORZE CHAOSU

To był freiddas, piąty dzień tygodnia, pamiętam doskonale...

Od początku mówiłem Szefowi że z tym całym Mrocznym Projektem to był zły pomysł, ostrzegałem, pisma słałem, napominałem przy każdej nadarzającej się okazji. Wszystko to jak krew w piach. Zżymał się, marszczył czoło i pukał w nie, mówiąc:
-Panie Cray, lubię pana. No powiedz, Viktorio, czyż nie awansowałbym Pana Craya na kierownika placówki, gdybym nie lubił? Nie sądzę...Ale dajże mi już Pan święty spokój, Panie Cray! Decyzja podjęta i zdania nie zmienię!
Odchylał się wtedy w fotelu, kładł ręce na brzuchu i patrzył na mnie swoim słynnym spojrzeniem, automatycznie zginającym nogi w stawach kolanowych tej szczuroludzkiej hałastry pochlebców, która "stróżowała" dla niego, potykając się o własne miecze i ogony.
A ta zdrewniała dziwka stała za nim, opierając ręce na jego ramionach, z tym prześmiewczym uśmieszkiem na buzi.
Co to była za suka...
Słyszałem co się stało po tym, jak Pan Szachraj na własnej skórze boleśnie przekonał się jak dla niego samego Mroczny Plan się skończył, zanim się na poważnie zaczął. Smutna sprawa. Srogi to był szef, nie przeczę, ale...ludzki taki. Choć przyznaję, uparty jak koza, nawet rogi podobne. I to go zgubiło, Pana Szachraja...
Szkoda...
Przepraszam, trochę się zamyśliłem. Jak mówiłem, po katastrofie obiło mi się o narząd słuchu, że Paszczę Chaosu objęła Viktoria i...Bogowie, podobno zrobiła z tego miejsca cyrk, nawet małpy się znalazły. Miękkie, mchowe dywany, ornamenty z winorośli, rośliny z oczami, no koszmar po prostu. Kolega, Larry Fireball, żywiołak nadzorujący kurierów, zdołał zwiać z tego lunaparku, trafiliśmy na siebie w ósmym wymiarze i powiedział mi o wszystkim. Wpuścić babę pod nieobecność chłopa na kwaterę i dać wolną rękę w wystroju. Śmiałem się do rana, jak to usłyszałem...
Potem podobno ten sam ludzki parch w pelerynie zwabił ją gdzieś i za pomocą jakiejś sekty wykończył. Ironia losu, co? Tyle parchów chodzi po tamtym świecie, a ten sam morduje Pana Szachraja i jego..."asystentkę" driadę.
Do dziś zachodzę w głowę jak on nam się przemknął...


Portal pracował równomiernie, bucząc jak odurzony konopnym dymem rój pszczół. Co parę sekund jaśniał na chwilę, po czym z cichym "plop!" wypluwał z siebie skórzasty, zielonkawy kokon. Ten lewitował przez chwilę nad ziemią, po czym chwiejnym lotem unosił pod sklepienie ogromnej jaskini. Tam, na szerokiej kamiennej półce, przejmowała go troskliwie akurat dyżurująca brygada, otwierając go i z cichym mlaskiem wydobywając lekko oszołomionego długą podróżą rekruta. Nakrywając go pledem, prowadzili ostrożnie do jednej z trzech wnęk, zależnie od aparycji delikwenta. Nad każdą widniał wykuty w skale napis:
A)MODLISZKI-Administracja
B)SZCZUROLUDZIE-Baraki
C)RAKOLUDZIE-Kierownictwo

Pod spodem jakiś narwaniec dopisał węgielkiem:
WSZYSCY RÓWNI, RAKI NA BARAKI!

Pan Cray przekrzywił trójkątną, pokrytą chitynowym pancerzem głowę i zaklikał z niesmakiem. Stojący obok niego asystent odwrócił się na kostropatych szponach i machnął w kierunku bohomazu długim, ostrym szczypcem. Dwa pająki-czyściciele z wiadrem i szmatkami owiniętymi wokół przednich odnóży podbiegły żwawo do napisu i zaczęły go intensywnie ścierać.
Reszta kadry spuściła głowy.
Jedna z modliszek podbiegła do Pana Craya, wymachując brzytwami. Jej szczękoczułki wirowały w niepokojącym tańcu, gdy wypluwała z siebie przeprosiny:
-Och, panie Cray, najmocniej przepraszam! Cóż za niedopatrzenie, jestem oburzona! Niech no dowiem się któremu z pracowników włączył się wewnętrzny rebeliant, a przyniosę panu do biura jego łeb na tacy. Co ja plotę, na złotej tacy, panie Cray!
Pan Cray przerwał jej, kładąc szczypce na zielonych ramionach pracownicy. Uśmiechnął się uspokajająco na tyle, na ile definicja uśmiechu może pasować do wielkiego, humanoidalnego skorupiaka:
-Panno Mantiss, nic się nie stało. Chłopcy zmyją napis i będzie w porządku. Musicie zrozumieć – podniósł głos, by usłyszały go wszystkie modliszki stojące w karnym rządku – ta niezapowiedziana kontrola nie jest spowodowana zastojem placówki. Wszystko, jak widzę z zadowoleniem, działa na pełnej mocy. Jednostki zdrowe, gotowe do pracy, z prawidłowym morale – Miód na moje otwarte serce. Jednakże – uniósł głos jeszcze bardziej, zmieniając ton na oficjalny – Pan Szachraj, Szef, za parę chwil będzie tędy przechodził. Odzyskał Oko!
Przez tłum przeszedł szmer. Modliszki patrzyły na siebie z niedowierzaniem. Skołowany szczurolud, pokryty jeszcze pochodzącym z kokona śluzem, patrzył na zgromadzenie z otwartą gębą, dopóki stanowczo nie wepchnięto go do środkowej wnęki.
-Tak jest! - kontynuował Pan Cray, kierownik Głównego Portalu Przyzywającego – Pan Szachraj odzyskał ostatni element do swojego rytuału. Wiecie jak kocha mroczne rytuały, prawda? No właśnie...Dlatego nie chcę, by radość mógł popsuć mu jakiś głupi, burżuazyjny napis. Nie musi tego oglądać, serce by mu pękło z żalu, że kolektyw posiada niezadowolone, wywrotowe jednostki. Czy wyrażam się jasno?
-JASNO! - odkrzyknął kolektyw. Pająki skończyły swoją pracę i czmychnęły cichutko w tłum.
-No i pięknie. Niech wszystko działa tak jak teraz, a będę zadowolony. Czuwaj!
-CZUWAJ!-powtórzyli pracownicy po czym rozeszli i rozpełźli w stronę swoich miejsc pracy. Pan Cray odwrócił się do głównej modliszki, pochylił i szepnął uprzejmie:
-Na tę złotą tacę czekam w mondass, Panno Mantiss. Między dziesiątą a dwunastą. Życzę miłego dnia.
-Tak jest. Dla pana wszystko, panie Cray!
Rakolud zmierzył ją usatysfakcjonowanym spojrzeniem i ruszył do swojego biura odpocząć. Do powrotu Pana Szachraja ze swoim świecidełkiem pozostało dwadzieścia minut. W sam raz, by uporządkować parę dokumentów. Asystentowi polecił udać się do własnych obowiązków, po czym ruszył spacerem w kierunku gabinetu, wpatrując się nostalgicznym spojrzeniem w wielkie jezioro bulgoczącej lawy.
Gdy Szachraj minął zakręt i znalazł się przed jaskinią, w której miał odbyć się rytuał, Pan Cray już na niego czekał. Bożek, ściskając pod pachą zawiniątko, skinął głową na powitanie, kierownik odwzajemnił gest:
-Wszystko gotowe, Panie Cray?
-Gotowe, Szefie, wysłałem ekipę. Piedestały ustawione, posadzka zamieciona, trzy małpoludy wypatroszone, a ich serca wdeptane pośrodku kręgu. Nic, tylko czarować.
Szachraj wypuścił powietrze z aprobującym pomrukiem. Pan Cray rozpromienił się w środku, rad że chityna nie posiada naczyń krwionośnych:
-Bardzo dobrze – z uśmiechem podsumował Szachraj, kiwając rogatą głową - Proszę mi teraz nie przeszkadzać, Panie Cray. Nadeszła ta chwila! Mówiłem że się uda, a Pan ciągle wieszczył porażkę, do znudzenia – dodał rozżalonym głosem pokazując swojemu kierownikowi pakunek – Widzi pan? Udało się! Oko moje, a z głupoluda który mi je prawie w zębach dostarczył pozostały już pewnie tylko puste w środku kości. "Nie uda się, Panie Szachraju, to głupi plan, panie Szachraju" – zaczął przedrzeźniać pracownika bożek. Rakolud pochylił głowę. Widząc to, muskularny satyr kiwnął zadowolony głową i chwycił jedną z rąk zwisającej ze sklepienia liany.
-No to idę. Już niedługo zajmiemy znowu ich świat, Panie Cray!
Szachraj naprężył muskuły i w parę chwil znalazł się na skalnym występie. Pomachał łapą kierownikowi i zeskoczył do jaskinii rytuału. Pan Cray westchnął i wrócił do gabinetu.
Nie zdążył nawet usiąść, gdy z miedzianej rury wbitej w ścianę zaczął dochodzić szum. Rakolud mruknął zrezygnowany, podszedł do urządzenia i pochylił ku niemu głowę:
-Co się stało, Bobby? Mamy tu Szefa, więc to nie najlepszy moment...
-Panie Cray! Panie Cray! Słyszy mnie Pan!? - wrzasnęła tuba, wypełniając trójkątną głowę rozmówcy bolesnym tępym hałasem.
-Słyszę, na bogów, słyszę!!! CO-SIĘ-STAŁO?!
-Panie Cray, ktoś tu jest! Znalazłem ogłuszonego strażnika, hełm ma tak wbity w kosmaty łeb,że chyba z tego nie wyjdzie! Obok leży jeden ze sprzątaczy, przebity strzałą z łuku! CZŁOWIEK W PASZCZY CHAOSU, PANIE CRAY!
Rakolud stał przez chwilę jak sparaliżowany. Przez głowę przemknęła mu myśl.
Panszachrajokorytuałzłodziejmiałemrację
A zaraz po niej, absurdalna:
Przecież jest freiddas.Czemu akurat przed weekendem?!
Wziął się w garść i wrzasnął do przekaźnika:
-Natychmiast postawić wszystkich w stan najwyższej gotowości! Przysłać tu najstarszych rekrutów i obstawić salę rytuału, nawet bździna nie ma prawa nad nimi przelecieć niewyczuta! Wszystko na paluszkach, Szef nie może o niczym wiedzieć! MIGIEM!
-Tak jest, Panie Cray! - chrząknęło urządzenie i zamilkło. Pan Cray wybiegł z gabinetu, wykrzykując komendy.

Wianuszek szczurzych rezunów, uzbrojonych po zęby stał przed stromą ścianą i trzema lianami prowadzącymi do sali rytuału. Pan Cray zmierzył każdego piorunującym spojrzeniem i powiedział:
-Jeśli jakikolwiek głupolud zdoła dostać się na górę, każdy z was wyleci z roboty. Dosłownie! Wyleci stamtąd – Pokazał szczypcem pod samo sklepienie, gdzie znajdowała się wykuta w skale platforma – I wpadnie tam! – Obniżył szybko kończynę, kierując jej ostry koniec na dymiącą pod spodem lawę. Macie być czujni jak ważki! Rozumiecie?!
Szczurołaki potwierdziły serią chrząknięć i parsknięć. Któryś chyba nawet puścił z przejęcia bąka. Rakolud westchnął, współczując samemu sobie jakości podwładnych:
-Los całej Paszczy Chaosu leży w waszych rękach, żołnierze! Macie jej bronić do ostatniego kłaka! Po to zostaliście stworzeni!
Perorował, z mimowolną dumą obserwując zachwycone brzmieniem jego głosu nalane szczurze mordy żołdaków, wpatrujące się w niego jak w obrazek. Stał tyłem do lian.
Dlatego nie widział, jak po jednej z nich wspiął się zwinnie odziany w czerń człowiek, nieuchwytny jak dym.

Ogromny wybuch wstrząsnął całym kompleksem. Małpoludy popadały jak włochate, zdumione kręgle, samego rakoluda rzuciło do przodu tak mocno że zarył zdumioną twarzą w płaski, jakby przeznaczony do tego głaz. Podniósł się chwiejnie, rozjeżdżając na szczypcach. Coś z ogromną siłą uderzyło parę stóp od niego, z łoskotem wzburzając kłąb pyłu. Wszystko się rozpadało.

Walcząc ze strachem, zdołał unieść się na nogi i z szaleńczym klekotem stawów popędził w stronę lian. Chwycił je w szczypce i zacisnął.

Odcięty metrowy kawałek opadł na ziemię.

Pan Cray wpatrzył się osłupiony w smętną, zieloną wstęgę na coraz bardziej trzęsącej się kamiennej podłodze. Podszedł do drugiej, tym razem spróbował złapać ją delikatniej.
To samo.
W panice i wściekłości zaczął skakać komicznie na kostropatych nogach, wymachując szczypcami:
-PO CO TE GŁUPIE LIANY! CZEMU NIE ZAMONTOWAŁ SOBIE DRZWI ALBO DZIURY W SKALE, JAK KAŻDY NORMALNY...
Nie dokończył. Drugi wybuch, z apogeum w sali rytuału, odrzucił go jeszcze dalej. I skuteczniej. Stracił przytomność.


Gdy się ocknął, panowała cisza. Wokół niego leżały poszarpane ciała i resztki tego, co zostało z Paszczy Chaosu. Podniósł sie chwiejnie na nogi i ruszył powoli przed siebie, próbując przejrzeć przez ciemną zasłonę wulkanicznego pyłu.
Panna Mantiss siedziała na ziemi, w oszołomieniu patrząc na zgliszcza i przelewającą się przez koryta lawę. Jej czułki obracały się powoli.
Podszedł do niej, pomógł jej wstać. Uniosła na niego segmentowane oczy:
-Chyba...Chyba zostałam bez pracy, Panie Cray...
-Ja...-odparł słabym głosem – Ja chyba też, Panno Mantiss...
Przez chwilę stali oparci o siebie, patrząc w milczeniu na pobojowisko.
W końcu Pan Cray objął ją szczypcem i powiedział:
-Znajdźmy jakiś działający portal. Gdzieś w innym wymiarze na pewno jest inna Paszcza Chaosu...
Ruszyli chwiejnie przed siebie, dwa pokryte chityną, zmęczone jak diabli stwory:
-...w której znajdzie się etat dla kogoś z naszymi kwalfikacjami.


KONIEC
Kobiety są jak szanse - niewykorzystane, mszczą się okrutnie!
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: OPOWIEŚĆ RAKOLUDA: W DRUGIM OTWORZE CHAOSU

Post autor: Keeper in Training »

Aen, uwielbiam Twoje krótkie formy pisane z punktu widzenia rzadkich bohaterów w stylu zombiaczków czy szczypaw. Masz wspaniałą niszę, którą potrafisz świetnie wykorzystać. Pilnuj jej i wypełniaj dalej, bardzo Cię prosimy :aniol:. Parodia korporacji w Paszczy Chaosu... Cud, miód i orzeszki. Do dziś z sentymentem wspominam "Zamurze...". Pisz dalej. Bardzo mi się podobało!
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Re: OPOWIEŚĆ RAKOLUDA: W DRUGIM OTWORZE CHAOSU

Post autor: Caer »

E, dlaczego to nie wzięło udziału w konkursie? Chętnie oddałabym na to swój głos :).

Widzę, że nie straciłeś celności swojego pióra, a do tej pory pamiętam Opowieść zombiaka. Podoba mi się takie "zdroworozsądkowe" podejście do wydarzeń, które na rzecz gry musiały zostać uproszczone ("Czemu nie zamontował sobie drzwi?!" :-D). Kapitalne.

Będą jeszcze jakieś inne stwory? (pozostaje Zaginione Miasto i - coby daleko nie szukać - żywiołaki... :) )
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: OPOWIEŚĆ RAKOLUDA: W DRUGIM OTWORZE CHAOSU

Post autor: Keeper in Training »

Caer pisze:Będą jeszcze jakieś inne stwory? (pozostaje Zaginione Miasto i - coby daleko nie szukać - żywiołaki... :) )
Ja chciałabym także prosić o burricki, po prostu kocham te pękate mordki! King Kongi też w sumie mogą być.
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
ODPOWIEDZ