[Literatura około thiefowa] Strażnik

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

[Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Wrzucam to z bólem serca, gdyż pisałem ten tekst zdecydowanie zbyt długo. Mnóstwo w nim zmieniałem, dopisywałem sceny, usuwałem, aż wyszło coś takiego. Mam nadzieję, że chociaż troszkę lepsze od "Pani Jeziora".

STRAŻNIK

Czerwiec 1943
Marderstadt, południowa Bawaria

Po tym, jak odbył się ten wielki nalot w czerwcu, zdecydowano, że muszę się przenieść do Marderstadt. Oczywiście nikt nie pytał się o moje zdanie, pomimo, że mam dwadzieścia lat i jestem najstarsza w domu po śmierci mamy i pod nieobecność taty z Karlem. Karl pływa gdzieś na Atlantyku, a tata stacjonuje w Norwegii, gdzie ma podobno ważną funkcję. Nic więcej nie wiem, ale w każdym razie traktuje się mnie wciąż jak małą dziewczynkę. To takie irytujące!
By było śmieszniej, z kolei Joseph zostaje w Spandau! On ma czternaście lat i mu wszystko wolno do diaska!
Ale nie... stryj podjął żelazną decyzję, że „nic w oblężonym mieście po kobietach”. Oblężonym mieście... phi! Nie znam się na wojnie i wojsku, ale ja tutaj nigdzie oblężenia nie widzę.
Tak czy siak spakowałam walizki i po paru dniach załatwiania przeprowadzki wylądowałam w Bawarii, na totalnym odludziu, gdzie jedyną rozrywką jest gapienie się na góry. Gdzie moje teatry, kina i biblioteki?
Zostało mi wąchanie kwiatków i słuchanie ptaszków, bo nawet na dłuższe spacery mi nie pozwolą.
Moja arcyniska pozycja społeczna wynika z pewnej choroby. By było śmieszniej, ta choroba bardzo spodobała się państwu, więc dostajemy pewne dofinansowanie do leczenia, choć wszyscy lekarze rozkładają bezradnie ręce mówiąc, że dziwią się, że jeszcze żyję.
Choroba podoba się państwu, bo jestem diabelnie wysoka. Mam 193 centymetry, które osiągnęłam już w wieku 14 lat. Z początku myślano, że taka gigantka będzie królować na wszelkich imprezach sportowych, lecz okazało się niestety, że w parze ze wzrostem nie poszła budowa ciała. Moje kości są kruche jak szkło, odporność żadna, a mięśnie ledwo utrzymują i tak mój niewielki ciężar. Zero tłuszczu, zero kształtów. Czasem zazdroszczę swojej kuzynce Elizabeth, która strasznie się roztyła po trzech ciążach i chce dostać medal za urodzenie Rzeszy dużej ilości dzieci. Wiem, że jej waga uniemożliwia jej normalne funkcjonowania, a byle wejście po schodach to męka, ale przynajmniej wszyscy faceci interesują się takim ogromnym biustem.
Mnie tam nikt nigdy nie chciał... wstydzili się być niżsi, a jak jeszcze dowiadywali o moich problemach.
Zresztą ciąża by mnie pewnie zabiła.
*
Dom wujka to ogromna posiadłość, zbudowana w starym, pruskim stylu. Białe ściany z poprzecznymi belkami, liczne okna i wykusze, jakieś wieżyczki i oczywiście wysokie dachy. Okna z okiennicami malowanymi w ukośne pasy ładnie komponują się z małymi szybkami. W dodatku dwór ma w środku coś w stylu foyer, ale okolonego schodami dookoła. Ciasne korytarze, dziesiątki pokoi, pełno obrazów i zdobionych mebli. Łatwo się przestraszyć w nocy, szczególnie przy blasku świec. Niestety, nie cały dwór posiada oświetlenie elektryczne.
Obok niego znajdował się mały domek, również murowany, lecz nieporównywalnie skromniejszy. Tam nie wolno nam chodzić, gdyż to miejsce pracy wujka. Jest oficerem Abwehry i nie mamy się interesować, co tam się dzieje. W dodatku budynku pilnuje kilku żandarmów z karabinami, więc tym bardziej nikomu rozsądnemu nie przychodzi na myśl się tam zapuszczać.
*
Tego wieczoru usiadłam w bibliotece ulokowanej na strychu i szukałam czegoś do czytania. Ku mojemu zaskoczeniu, wujek posiadał całkiem obfitą kolekcję książek, choć ciężko było znaleźć w niej cokolwiek. Broszury rządowe mieszały się z jakimiś chyba średniowiecznymi rękopisami, a te z instrukcjami obsługi karabinów czy czegoś tam.
Moją idyllę naruszyło czyjeś ciężkie człapanie, niestety tak charakterystyczne, Zrezygnowana odłożyłam właśnie przeglądaną książkę, bo już wiedziałam, co mnie czeka.
Do komnaty weszła Elizabeth, a właściwie wsunęła się. Drzwi były dość wąskie i jej opasły brzuch normalnie nie mógłby się zmieścić. Popatrzyła na mnie, zmarszczyła brwi i swoje małe oczka i wydarła się:
-Znowu nic nie robisz! Opieprzasz się zamiast pomóc! Jesteś gościem w tym domu, więc wypadałoby...
-Daruj, sama się obijasz...
-Jestem matką! Wiesz ile to wysiłku i obowiązków?!
-Naprawdę przestań mnie nudzić! Twoje wszystkie dzieci wychowują rządowe przedszkola i opiekunki. Już wujek o to zadbał. Nie mydl mi oczu swoją pracowitością, bo mnie mdli.
-Co tym możesz wiedzieć o macierzyństwie? Może jakbyś była choć odrobinę bardziej atrakcyjna, to wtedy by ciebie chciał ktokolwiek przelecieć...
-Przynajmniej nie wyglądam jak morze tłuszczu – zmrużyłam oczy, bo zaraz nastąpi eksplozja.
Elizabeth poczerwieniała i zatrzęsła się, a całe jej ogromne ciało zafalowało.
-Słuchaj dziwko! Od dziś będziesz musiała...
-... porządkować bibliotekę. – powiedział wujek, który właśnie pojawił się za plecami córki. Jakimś cudem ją wyminął i stanął przede mną, zupełnie ignorując naszą rozmowę – jak sama widzisz, straszny tu bałagan. Przydałoby się poukładać jakoś te książki, nie sądzisz?
-Tak wujku... z chęcią...
-Cieszę się. Chodź Elizabeth, musisz mi doradzić coś a propos wystroju pokoju dla twojego najstarszego...
Wyszli z pokoju zamykając drzwi. Popatrzyłam na walające się wszędzie książki... czasem ich sterty sięgały sufitu. Swoją drogą, to na tym poddaszu było dość nisko i w wielu miejscach musiałam mocno się schylać. Jedna zaleta mego wzrostu jest taka, że sięgam do najwyższych półek. Jedynie okna były umieszczone wysoko, co dawało całkiem sporo światła w ciągu dnia.
Zaczęłam zbierać książki i je grupować kategoriami. W sumie wypadałoby wymyślić jakiś system, ale wciąż byłam zbyt wzburzona, aby to zrobić. Potrzebowałam chłodnego umysłu, a na niego nie mogłam liczyć już dzisiaj.
Nagle jedna książka spadła mi na podłogę. Była dziwna, bo bez żadnych napisów dookoła, posiadała jedynie szaro-niebieską okładkę i wielką dziurkę od klucza na środku. Brak autora, także na stronie tytułowej. Pismo to jakiś bardzo stary gotyk, więc ciężko było cokolwiek przeczytać. Było tu parę dziwnych symboli, jakieś krzyże, wilcze haki, kwadraty z rogami, kółka. Odczytałam jedno hasło: „strażnicy”.
Odłożyłam na bok, aby wrócić do tego jak już co nieco ogarnę.
*
Śpię bardzo lekko, więc byleco mnie wytrąca z tego błogosławionego stanu. Tej nocy usłyszałam dźwięk... jakby kot stąpał po deskach. Ciche i ostrożne kroki, ale zdecydowane... i całkiem bliskie!
Spanikowana otworzyłam oczy, lecz bała się choć drgnąć. Kto wie, czy to nie uratowało mi życia.
W moim pokoju stał jakiś nieznajomy człowiek. Kaptur i płaszcz czyniły go nierozpoznawalnym i przerażającym. Obszukiwał półki z książkami w mojej sypialni, jakby stały tam jakieś cenne woluminy, a nie baśnie dla dzieci...
To niezwykłe, ale stąpał cicho jak kot, a kiedy schodził z księżycowej plamy światła, to znikał całkowicie w mroku, który przecież nie był specjalnie gęsty! Czy to duch, czy to człowiek?
Złodziej, zabójca, szpieg?
Jak bardzo się boję!
Serce waliło mi tak głośno, że cud, że on go nie słyszał. Drżałam cała i błogosławiłam łóżko, które szczęśliwym trafem od tego nie trzeszczało. Oczy rozszerzały mi się z każdą sekundą i gorączkowo śledziły jego ruchy.
A on spokojnie chodził po pokoju i obmacywał półki. Szukał skrytek? Pieniędzy między książkami? Nic nie rozumiałam.
Miałam nadzieję, że znajdzie czego chce i sobie pójdzie. Niech to będą banknoty, białe kruki czy biżuteria. Byleby jak najszybciej się wyniósł!
I wtedy zrobił coś, czego sobie nie wyobrażałam. Wziął lalkę – Yvette, moją ukochaną zabawkę z dzieciństwa i schował do kieszeni! To przelało czarę goryczy, aż zapomniała o strachu i syknęłam.
Błyskawicznie odwrócił się w moją stronę i wycelował we mnie z pistoletu, który wyciągnął nie wiem skąd. Widząc czarną, czarniejszą niż noc lufę wybuchnęłam płaczem i przez łzy wyszeptałam, by mnie nie zabijał.
Pod kapturem nie widziałam twarzy, lecz chyba się zawahał. Cały czas celował do mnie i po paru chwilach namysłu zapytał ciepłym głosem:
-Niełatwo dostrzec Strażnika, szczególnie kiedy on sobie tego nie życzy. Jak się nazywasz?
-Augustine, panie...
-Augustine? Chyba wiem kim jesteś... tą dużą dziewczyną ze szkła. Przykro mi, ale muszę ciebie uśpić. Dlatego leż spokojnie, a nie stanie ci się krzywda... – podniósł pistolet i wysunął z niego magazynek. Wyjął jeden z naboi. Akurat stanął w plamie światła i ujrzałam, że czubek naboju jest wykonany ze szkła. Nieznajomy stanął koło mnie, a mi prawie zatrzymało się ze strachu serce. Nie mogłam ruszyć palcem, nie byłabym w stanie się obronić.
Przysunął mi nabój pod nos i kciukiem utrącił szklany czubek...
I zasnęłam.
*
-Augustine! Do której znowu siedziałaś przy tych książkach?
-Co... co...? – zupełnie nieprzytomnie przetarłam oczy. To chyba mówiła ciocia Rosalie, matka małej Elżbietki. Córcia właśnie po niej odziedziczyła figurę, ale na szczęście nie temperament i kulturę.
-Jakie książki?
-Jest już po drugiej, a ty ciągle w łóżku! Uważaj na siebie, bo jeszcze będziesz w dzień spać, a w nocy pracować! No już, pobudka!
Faktycznie, zegar niewzruszenie wskazywał, że południe minęło dawno temu. Czemu tak spałam, przecież to się nie zdarza.
Nie mogłam sobie niczego przypomnieć, co by miało wydarzyć się dziwnego. Uczucie, że ktoś wyrwał mi kawałek pamięci mnie drażniło cały dzień.
*
Uczucie zmęczenia ciągnęło się za mną do nocy. Przekładałam książki w bibliotece i pomimo zaledwie dziesiątej na zegarku padłam zmęczona na biurko i zamknęłam oczy.
I ponownie obudziły mnie czyjeś arcyciche kroki. Jednak ten ktoś skradał się wśród półek, chyba nie zdając sobie sprawy z mojej obecności. Świeca dawno zgasła, więc poruszał się w całkowitym mroku, co mnie nieco zaskoczyło.
Już chciałam spytać „wujek?” ale nagle przypomniałam sobie wczorajszą noc... i to wspomnienie zmroziło mi serce. To ten włamywacz! Powrócił i... nie zabił mnie wczoraj. Ale czy dziś też będzie równie miłosierny?
Zbliżał się dość szybko jak na skradającego i nie znającego terenu. Wyraźnie słyszałam jak wędruje wśród półek i już tylko parę kroków go dzieliło od wpadnięcia na mnie.
Boże! Muszę coś zrobić!
Wyprostowałam się na krześle i założyłam ręce na piersi. Jak ma mnie zabić, to chociaż umrę godnie!
Wyszedł na mnie i stanął jak wryty. Ha! Miałam tę małą satysfakcję, że zupełnie się mnie tutaj nie spodziewał. Wyglądał tak samo... płaszcz, kaptur, a w ręku pistolet. Teraz dopiero zauważyłam, że to taki sam model – Luger, jak wujka, ale z dłuższą lufą. Wycelował we mnie, ale jakoś tak niechętnie. Spod kaptura dobiegł głos:
-Chyba ciebie nie doceniłem. Skąd wiedziałaś, że tutaj będę.
-Nic nie wiedziałam. Pracuję tutaj, to ty na mnie się napotykasz. To ja powinnam się ciebie popytać o parę rzeczy.
-Owszem, powinnaś. Ale to zbędne. Teraz zaśniesz...
-Czekaj! – powiedziałam wstając. Zauważyłam, jak podnosi głowę do góry... jakby zdziwiony.
-Cholera! Faktycznie duża jesteś! Ale nie rób proszę mi pod górkę... – wysunął z pod płaszcza rękę, na której ujrzałam sukno mundurowe i opaskę z wyszytą czarną dziurką od klucza.
Spojrzałam w mrok lufy i straciłam dech.
Strzelił w drewnianą podporę stropu obok mnie, a mą twarz ogarnęła zielona chmura.
*
Otworzyłam oczy, tym razem pamiętając wszystko, jakby było średnio realistycznym snem... ale zawsze brzmiało to dość prawdziwie. Już chciałam poderwać się i pobiec do wujka, lecz on we własnej osobie stał na moim łóżkiem, niczym Rommel nad umierającym żołnierzem. W dodatku miał właśnie taką minę, która skojarzyła mi się z filmem z kroniki w kinie...
-Augustine... przykro mi, ale coś jest z tobą nie tak. Od dwóch dni dziwnie długo sypiasz. Coś się stało?
Chciałam mu powiedzieć o włamywaczu, ale jakiś natarczywy i bardzo charyzmatyczny głosik w duszy mi to odradzał. Mówił, że ta tajemnica nie powinna zostać wydana, a da mi to pewien wymierny profit...
-Nie... nic. Pracowałam do późna w bibliotece, to padłam na łóżko i spałam aż do teraz.
-Zostawiwszy pantofle na górze? Przecież wiesz co by powiedziała Greta to widząc.
Właśnie do mnie dotarło, że zasnęłam na górze, a obudziłam się na dole. To znaczyło, że on musiał mnie tutaj ZANIEŚĆ... ta perspektywa wydała mi się szalona.
Musiałam zblednąć, bo wujek zacmokał i wyszedł z pokoju.
No to mam kłopoty! Czy prędzej ubrałam się i pognałam na górę, aby zabrać pantofle niż zobaczy to pani Greta – nasza gospodyni. Faktycznie potrafiła być bardzo upierdliwa na tym punkcie szczególnie, że martwiła się o moje zdrowie i słabo gojące stopy pokłute drzazgami...
Jednak prawdziwym problemem dnia dzisiejszego był tajemniczy nieznajomy, który nie dość, że codziennie ryzykował, że go wsypię, to jeszcze mnie odnosił do łóżka. Czemu nie zabił? Może nie miałby czego zrobić z ciałem, a ponadto moje zaginięcie by mogło go nakryć.
*
Parę godzin później przyszedł do mnie wujek z zatroskaną miną. Przeczuwają kontynuowanie poprzedniego tematu, westchnęłam głośno, ale on podniósł rękę i wyjął z kieszeni pistolet, który mi bez ociągania od razu wręczył. Chwyciłam go w dwa palce i od razu upuściłam. Upadł z potwornym grzmotem, który prawie mnie znokautował swoją bezlitosnością.
Wuj westchnął i pokręcił głową.
-Augustine... – zaczął, a ja przeczuwałam falę krytyki – jesteśmy tutaj chronieni przez pół kompanii dobrze mi znanych i zaufanych ludzi. Jednak mimo to czułbym się pewniej mając świadomość, że umiesz się obronić sama. To jest pistolet...
-Wiem wujku... ale po co mi to? Ja nie umiem... – podniósł ponownie rękę przerywając moją wypowiedź.
-Zaraz pójdziemy za dom i pokażę ci jak tego używać. Nie protestuj, to bardzo ważne. Wiem, że dama nie powinna walczyć, gdyż to mężczyźni są na tyle brzydcy, by mogli sobie ginąć na wojnie. Jednak nasza wojna wkrada się do domowego ogniska, penetruje łóżko, sypialnie, łazienkę i zagląda do garów. Dlatego podnieś broń i udaj się przed dom... – w tym momencie odwrócił się i wyszedł, a jego płaszcz mundurowy obtarł framugę z obu stron.
Nieco drżącą dłonią podniosłam pistolet i zważyłam w dłoni. Był okropnie duży i ciężki, zupełnie nieporęczny. Pomimo bardzo długich palców nie mogłam go ogarnąć... spust był za blisko, ale kolba za długa i zbyt masywna. Strzelanie byłoby trudne, bo staw w palcu haczył o tę taką osłonkę dookoła.
Beznadzieja...

Strzelanie okazało się być nie mniej głupie. Pistolet przy strzale rzucał się do tyłu jakby chciał uciec z tych słabych dłoni. Było mi głupio przed wujkiem być taką ofiarą, ale to nie moja wina...
Nie wiem, czy czegoś się nauczyłam tego dnia. Chyba po prostu odkryłam kolejną rzecz, w jakiej okazałam się beznadziejną.

Z ulgą wróciłam wieczorem na strych. Wzięłam jakaś kolejną z rzędu encyklopedię, a z pomiędzy opasłych woluminów wypadła dużo skromniejsza, podarta książeczka, z symbolem dziurki od klucza na okładce.
Wszystko mi się przypomniało...
Walnęłam trzymane encyklopedie na biurko, nie bacząc na to, że spadają na podłogę. Podniosłam książeczkę i usiadłam na podłodze, próbując w wątłym świetle odczytywać litery, posiłkując się notatkami na kartce. Było to ekstremalnie trudne i rozszyfrowanie każdego zdania zabierało mi ponad pięć minut, które z resztą szybko przestałam liczyć. Zauważyłam jedynie, że lampka zaczęła przygasać, co oznaczało, że nafta się kończyła. W tym momencie zebrałam notatki i zaczęłam czytać:

Nazwaliśmy siebie Strażnikami, gdyż niczym wachta na okręcie lub obserwator na wieży, i my rozglądamy się wokół szukając rys, mogących zagrozić ustalonemu porządkowi. Jednak, choć jestem uczony i wtajemniczony we wszystko, to już dziś nikt z nas i ja też, nie pamiętamy czym naprawdę jest Równowaga i co oznaczały dawne hasła, dawne Glify. Wiek Ciemności, Era Metalu zabrały nam duszę, więc nie jestem nawet pewien, czy mogę ze spokojnym sumieniem nazywać siebie Strażnikiem. Czym jest moja wiedza przy wiedzy nowicjusza sprzed zaledwie 300 lat temu? Czy jest mój pierścień, gdyż nie znam jego mocy?
Moc, Glify, Równowaga... nie wiem czym są.
Czuję się jak jakiś strażnik... ale w muzeum, odkurzający eksponaty, których nie rozumie.
Jedno czego jestem pewien, to zabiło nas to, co przepowiadał Garrett-Złodziej. Nie byliśmy podatni na zmiany. Staliśmy jak żelazna zbroja, ale świat elastycznie zaciskał się dookoła niczym pnącze, które zmiażdży każdego, kto nie ustąpi.
Teraz jest za późno.

-Czytasz bardzo nudne książki...
Podskoczyłam na krześle, a notatki wypadły mi z rąk i zaczęły latać po pokoju. Tuż przede mną stał on... nieznajomy włamywacz, w swoim płaszczu i kapturze, który wciąż ukrywał jego tożsamość, co zaczęło mnie irytować... tak bardzo ciekawiła mnie twarz mego prześladowcy, że przestałam się bać.
Przeciąg rozwiewał jego szatę, odsłaniając luźno wykrojony mundur, gdzie na piersi przyszyto odznakę w kształcie klucza, a poniżej znajdowała się mała przypinka przedstawiająca róg do picia.
Na szerokim pasie miał mnóstwo ekwipunku, którego nie widziałam nigdy wcześniej u żołnierzy wujka. Jakaś okrągła kula ze szklaną soczewką, kompas świecący bardzo słabym, granatowym kolorem, pęk różnych kluczy, pręcików i wytrychów, a także kabura z pistoletem.
W dłoniach dzierżył długi karabin, bardzo podobny do zwykłego Mausera, ale miał lunetkę jarzącą się czymś zielonym po obu końcach.
-Daj mi tę książkę... to znaczy proszę... – pomimo mroku wiedziałam, że się uśmiechnął złośliwie. Miał karabin, więc rozsądnie byłoby spełnić jego żądanie, ale w moje serce wbiła się cieniutka szpilka buntu, która kazała mi odsunąć się od niego i przycisnąć książkę do piersi.
-Bo co? Co to w ogóle jest, że sobie przychodzisz tutaj wieczorkami, jak kochanek pod balkon i mi kradniesz książki! Kim ty jesteś do cholery?!
-Jestem Garrett. Dała ci coś ta informacja? A teraz nie rób problemów. Ze względu na twój szklany stan zdrowia staram się być delikatny, ale w każdej chwili mogę przyspieszyć rozmowę.
-Jak krzyknę, to to też przyspieszy bieg wypadków.
Wyprostował się, zapewne zagryzając wargę. Z satysfakcją popatrzyłam, jak przebiera palcami po kolbie karabinu. Po chwili odezwał się nieco innym tonem:
-Dobrze! Proponuję ci układ. Spotkajmy się jutro o północy na cmentarzu w kotlinie, wiesz na pewno którym. Masz być sama... bo jak będzie tam obstawa, wujek, kochanek, to zginie. A jeśli go nie będzie, to sobie pogadamy spokojnie i może wtedy oddasz mi tę książkę dobrowolnie. Umowa stoi?
Brzmiało to jak zaproszenie do piekła, ale mimo to kiwnęłam głową. On odwrócił się jak na komendę, otworzył okno w poddaszu i wyskoczył. Nim doskoczyłam do parapetu, on już zniknął. W mroku nic się nie poruszało, nawet pojedyncza gałąź krzewów rosnących dookoła.
*
Ponieważ wybierałam się na cmentarz, to musiał spaść deszcz i pomiędzy chmurami przeświecać księżyc, jak w powieści grozy. W normalnych okolicznościach zbyt bałabym się przeziębienia, aby wyjść gdziekolwiek, ale ciekawość to pierwszy stopień do piekła. A że do piekła się najprawdopodobniej wybierałam, wszystko znajdowało się na swoim miejscu.
Północ... godzinę też sobie wybrał romantyczną. Musi mieć jakiś sentyment do klimatów fantastycznych albo średniowiecznych.
Kręta ścieżka pośród gęsto rosnących sosen prowadziła na nieduży cmentarzyk, zlokalizowany w kotlince identycznej jak strzelnica. Było tam może co najwyżej dwadzieścia starych płyt, z datami nawet sprzed dwóch stuleci, otoczonych żelaznymi krzyżami i martwymi aniołami, zastygłymi w niemym płaczu. Jedna jedyna kaplica grobowa, mniejsza od garażu, stała otwarta na oścież. Prowadziła do niej krótka aleja wysadzana wielowiekowymi cisami, tworzącymi tunel zielonych igieł i poskręcanych nieludzko konarów.
-Bosch miesza się ze Stokerem – mruknęłam przekraczając bramę cmentarza, pilnowaną przez dwa betonowe krzyże.
Ustawiłam elektryczną latarnię przed bramą kaplicy i czekałam.
Oparłam się o ścianę w ciemnym kącie w nadziei, że mnie nikt tutaj nie zauważy. Latarnię zostawiłam u wejścia, aby nieznajomy jako pierwszy został zmuszony wejść w krąg światła.
Rozmyślałam, kim on w ogóle jest.
Chodzi zamaskowany, zatem jego tożsamość nie może zostać ujawniona. Nie może być żołnierzem. Jego mundur nie przypomina mi nic, co dotychczas widziałam. Chyba nie jest Brytolem. Nie może być chamem czy brutalem, bo dotychczas obchodził się ze mną delikatnie.
Jego w ogóle nie dawał się odgadnąć.

Nagle usłyszałam wytłumiony, głuchy strzał. Latarka przewróciła się i zgasła w deszczu iskier i miniaturowych błyskawic. Kiedy spróbowałam ją zapalić ponownie, to rozległ się tylko pusty trzask przełącznika.
Wyciągnęłam z kabury pistolet i przytuliłam go do piersi. Jeśli to faktycznie jest piekło, to nie umrę dobrowolnie...
Kroki! Ktoś stara się iść nieludzko cicho, ale mam talent do nasłuchiwania. Cień. Ktoś umie w nim znikać, ale widzę dobrze nawet w ciemnościach.
Dlatego kiedy jako pierwsza przywitałam się ze zbliżającym się nieznajomym, ten wyraźnie zdębiał, a potem pokręcił głową zaskoczony. Kiedy był blisko mnie, to odezwał się pysznym głosem, w którym wyczuwałam odrobinę rysę lęku:
-Czujna jesteś, ale zupełnie nie umiesz tego wykorzystać...
-Czy to jest to, co chciałeś mi powiedzieć? – spytałam zadziornie. Satysfakcja z jego zakłopotania dodawała mi animuszu.
-To jest być może najważniejsze co ci dzisiaj miałem do powiedzenia. Ale masz rację, nie przeciągajmy. Zapraszam do środka... – bezceremonialnie wszedł do krypty i rozsiadł się na dużym pomniku. Wyciągnął z kieszeni papierosa i zapalił go, wulgarnym gestem strzepując popiół na złote napisy.
-Co? Chcesz stać na tym deszczu? Myślałem, że bardziej martwisz się o swoje zdrówko...
-To jest cmentarz, krypta, a ty właśnie go bezcześcisz!
-Oni są martwi, nie robi im to różnicy. Chcesz sprawdzić? – poderwał się i zaczął przymierzać się do osuwania płyty.
-Zostaw! Gadaj już o co chodzi...
-No skoro tak ci się śpieszy... – usiadł ponownie, ale papierosa rzucił w kąt. Zanotowałam to w pamięci... wyglądało na to, że jednak choć troszkę się przejął – pewnie myślisz, że chcę wybadać nad czym pracuje twój wujek i ciebie o to wypytać. Oczywiście to bzdura, bo wiem, że ty gówno wiesz i gówno możesz zrobić. Znam twojego wujka osobiście i wiem, że to profesjonalista, który nie zabiera roboty do domu. Mnie bardziej zainteresowała książeczka, którą czytałaś wczoraj do poduszki. Jest ich tam więcej?
-Nie mam pojęcia. Biblioteka jest duża, a ja dopiero zaczęłam tam porządki.
-Chciałbym, abyś kolekcjonowała te książki i mi przynosiła. Wszystkie! Za każdą ci sporo zapłacę... a jak nie chcesz pieniędzy, to dogadamy się inaczej.
-Nie będę okradała wujka.
-Śmiem wątpić, czy twój wujek w ogóle wie o tych książkach. Jakby wiedział, to na pewno nie zostawiłby ich na widoku. Dlatego to żadna strata.
Nagle wpadł mi do głowy pomysł...
-Dobrze, zgadzam się pod warunkiem, że opowiesz mi o tych Strażnikach... co to za jedni i czemu nosisz ich symbol.
Sądziłam, że w tej chwili mi zaprzeczy, rzuci obelgę, a nawet odejdzie. Ale on zaśmiał się ponuro i powiedział:
-Dobry układ, bo i tak zamierzałem ci o tym powiedzieć. W sumie to niełatwe zadanie... po pewnie i tak masz w głowie pełno pytań. Jak dostaję się do domu? Czemu wracam co noc? Czemu ciebie jeszcze nie zabiłem? Nie wszystko naraz, ale coś ci mogę zdradzić, szczególnie, że potrzebuję twojej pomocy.
-Potrzebujesz mojej pomocy, aby wyciągnąć te książki?
Zakrył twarz dłonią w geście zażenowania:
-Nie poddawaj próbie swojej inteligencji, bo stracę do ciebie szacunek. Oczywiście, że nie o to chodzi, to wyszło przypadkiem. Problem jest znacznie poważniejszy...
Nagle coś uderzyło w drewniane drzwi grobowca. Nieznajomy chwycił mnie za rękę i rzucił mną na ziemię, niczym lalką. Uderzyłam o kamienną posadzkę i krzyknęłam z bólu, czując jak moje kości idą w drzazgi. On położył się obok i błyskawicznym ruchem wyciągnął karabin. To było niesamowite, pomimo bólu oślepiającego oczy dokładnie widziałam, jak jego ręce, niczym ramiona automatu, sięgają za plecy, biorą broń, wyciągają z ładownic nabój i ładują go. Nie minęły dwie sekundy, a on już przeczesywał lunetką okolicę... pomimo, że był mrok! Jak mógł widzieć tak dobrze w ciemnościach? Może to dzięki tym dziwnym, zielonym soczewkom w lunetce?
Cierpiałam, ale on mnie uciszał syczeniem. Starałam się zachować powagę, ale całą klatkę piersiową rozsadzał ból, poobcierane łokcie płonęły żywym ogniem, w dodatku deszcz zamoczył podłoże... wiedziałam, czym to się skończy. Chciałam zemdleć i odciąć się od tego wszystkiego, ale adrenalina zbytnio pobudzała mnie do działania.
Piekło... cholera, a jednak trafiłam do piekła.
Znowu coś uderzyło w drzwi, teraz domyśliłam się, że to strzały. Ktoś bardzo niecierpliwie do nas celował, skoro tak pudłował. Ponadto oboje mieliśmy czarne stroje, więc chyba nie powinien nas w ogóle widzieć... na nasze szczęście światło księżyca nie docierało do kaplicy.
Ale nieznajomy jakoś widział... więc może tamten także?
Psiakrew, nawet nie wiem jak się nazywa!
Nagle trzasnął jego karabin, a z lufy wydobył się mały dymek. Pociągnął dźwignię do siebie i załadował nowy nabój.
-Zostań jak jesteś. Ich może być więcej.
-Kogo? Syknęłam przez zęby, starając się nie krzyczeć.
-A bo ja wiem? Wiele osób mnie nie lubi i chętnie by ujrzała moją krew na ścianie. W sumie to twoje krzyki były przekonujące... pomyślał, że ciebie trafił i taka euforia go nieco rozproszyła.
Nagle coś błysnęło i trzasnęło w posadzkę jakieś pół metra ode mnie. Krzyknęłam ze strachu.
-Dobrze! Krzycz dalej! To go zmyli!
Zaczęłam się drzeć najgłośniej jak potrafię. Nabieranie powietrza do płuc jeszcze bardziej potęgowało ból, który musiałam wykrzyczeć... wpadłam w piekielne, błędne koło cierpienia. Krzyczałam, płakałam, darłam się... aż nagle on strzelił ponownie. Otarł pot z czoła i jego chwilę szperał celownikiem po okolicy.
-Nigdy nie można mieć pewności, ale to chyba wszystko. Jednak było ich tylko dwóch.
Pomógł mi wstać i wziął na ręce. Przyszło mi do głowy, że to w ten sposób znalazłam się w łóżku przedwczoraj. Był bardzo silny, gdyż pomimo swojego ekwipunku mógł prawie biec ze mną... a może to ja jestem aż tak lekka?
Postawił mnie na ziemi przy bramie cmentarza i powiedział:
-Dalej będziesz bezpieczna, nie będą ciebie ścigać. Ja dam sobie radę. Spotkajmy się tutaj za tydzień, jak wydobrzejesz. Wybacz to brutalne traktowanie... ale to nie są żarty. Już siedzisz w tym bagnie, więc raczej uważaj na siebie. Weź to i wypij! – podał mi szarozieloną fiolkę z przeźroczystym płynem. Nie miałam zupełnie sił jej chwycić w dłonie, więc niezbyt delikatnie wsadził mi ją w usta i wlał zawartość. Zakrztusiłam się, gdyż płyn palił w gardło jak alkohol. Jednak od razu jakoś tak lżej mi się zrobiło na duszy, a ból osłabł.
-To bardzo specyficzna mieszanka penicyliny, morfiny i paru innych świństw. Pomaga jak nic innego, ale jest niezwykle droga w produkcji, więc nie licz na więcej. Bywaj!
Odwrócił się i pobiegł, znikając w cieniu. Chciałam zdziwić się, jak mu się to udaje, ale w tym momencie znowu zabolały mnie połamane żebra. Zacisnąwszy zęby, zaczęłam kuśtykać w kierunku domu. Na szczęście to tylko pół kilometra...
Pół kilometra piekła...
*
Ku mojemu zaskoczeniu, los obszedł się ze mną łaskawie, co było chyba paradoksalnie najbardziej szokującą sytuacją mego życia. Powinnam przez tydzień nie móc nawet wstać do toalety, a tutaj już po jednej dobrze przespanej nocy byłam zdrowa, jakbym wczoraj nie kąpała się w deszczu, nie tarzała po zabłoconych kaflach i nie roztrzaskała sobie kości.
Wujek nie zadawał mi pytań. Jedynie powiedział, że znalazł błoto na moim pistolecie... i nic więcej nie dodał.
Nie musiał, byłam pewna, że domyślił się, że wyszłam na spotkanie z kimś, o kim nie chcę mu powiedzieć. A skoro nie chcę, to nic ze mnie nie wyciągnie, póki zdesperowana nie zapragnę jego pomocy.
Niełatwo być słabą, młodą kobietą.
Cały dzień, aż po krwisty wieczór, przeszukiwałam bibliotekę w próbie odnalezienia książek o Strażnikach. Oprócz tej poprzedniej nie mogłem znaleźć nic o nich, ani niczego równie starego, co swoim wiekiem by mogło służyć za jakiekolwiek źródło.
Zaczęłam nawet przeglądać półkę pod lukarną, pomimo, że były tam same stare żurnale. Okno było tak wysoko, że chyba tylko ja mogłam przez nie wyjrzeć. Jako jedyne wychodziło akurat na dziedziniec zamkniętej części domostwa, gdzie pracował wujek. Nie zapłonięto go, bo sądzono, że nikt nie będzie brał krzesła by spoglądać przez malutką szybkę.
Też nie powinnam tego zrobić w tamtej chwili, ale coś mnie pokusiło, aby przyjrzeć się co niesie dwóch żołnierzy. Były to nosze z ciałem zawiniętym w koc. Podszedł do niego wujek i ściągnął nakrycie, odsłaniając krępą postać w masce przeciwgazowej, dziwnym mundurze i z opaską z wielkim, widocznym nawet stąd symbolem dziurki od klucza. Wstrzymałam oddech myśląc, że to Garrett, ale wtedy zdałam sobie sprawę, że on jest chudszy i wyższy od tego trupa. Wujek pokręcił głową, wymienił parę zdań z żołnierzami i gestem kazał zabrać ciało.
Usiadłam po turecku na krześle, próbując jakoś zmieścić swoje tyki grochowe, ale nie mieściły się w żaden sposób. Chciałam się skurczyć w sobie, przytulić samą siebie, ale to było irracjonalnie niemożliwe.
Wujek już wie o tamtej strzelaninie... może dowiedzieć się o Garrettcie, że tu był, a wtedy Garrett zginie. Jak go uratować? Jak go ostrzec, uchronić przed plutonem egzekucyjnym?
Poderwałam się z zamiarem pragnieniem działania! Wybiegłam z pomieszczenia, pognałam schodami aż na sam parter, mijając zaskoczonych domowników. Niemalże rozbiłam się o drzwi wejściowe, cudem nie wpadłam na wchodzącą Elżbietę, pobiegłam na tyły domostwa. Musiałam znaleźć wujka i...
...i co wtedy?
Przystanęłam i zamurowało mnie jak żonę Lota. Przecież nie powiem wujkowi, że odwiedzał mnie taki jedne typ w mundurze, co dobrze chowa się w cieniu i chodzi bezgłośnie jak złodziej! Wujek spyta, czemu nie powiedziałam wcześniej, a ja... będę mogła tylko próbować się wyłgać z tego. Nie ma jednak sensu kłamać przed oficerem wywiadu, to wiedział każdy w Rzeszy.
Bezwolnie zrobiłem kilka korków do przodu i weszłam w wąską alejkę wysadzaną wysokimi cisami, łączącą teren mieszkalny z terenem wojskowym. Krzewy rosły gęsto, tworząc trudno przekraczalny mur, idealny dla zakochanych, chcących schować się przed głodnymi plotek i skandali oczami ciekawskich.
Albo by wpaść z impetem na swego wujka.
-Augustine, czemu tam idziesz? Przecież wiesz, że nie masz tam czego szukać.
-Ja... – czułam, że to koniec, że muszę skapitulować i powiedzieć coś... cokolwiek! Ale co wybrać jako pierwsze?! Myśli jak szalone mi galopowały dookoła głowy, nie mogąc zwolnić,. Nie widziałam ich, pęd zamazywał kontury i kolory – ja muszę... muszę...
Nagle ponad moim ramieniem usłyszałam pohukiwanie puszczyka. Było to tak dziwne, że obróciłam się gwałtownie, aż wujek dostał warkoczem w twarz, co skwitował jęknięciem. Jednak ten puszczyk w środku dnia był tak dziwny, że zapomniałam o wszystkim, co jeszcze przed chwilą mnie martwiło.
Ptak odezwał się ponownie, tym razem za wujkiem. On też gorączkowo zaczął się rozglądać, nawet wyjął pistolet z kabury i odbezpieczył. Jednak w jego geście dostrzegłam wahanie... jakby nie chciał wcale użyć broni, a jedynie nią postraszyć kogoś.
-Ukaż się! Przecież wiem, że to ty draniu!
Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
-Wujku, co ty...
-Cicho, Augustine! On zaraz...
-Ja już jestem… - aż podskoczyłam, gdy ktoś odezwał się za moimi plecami. Wujek błyskawicznym ruchem wymierzył w niego pistolet, ale spowita w płaszcz i cień kaptura postać uniosła ręce mówiąc spokojnie:
-Możesz schować swoją Grubą Bertę. Przecież nie podkradałbym się tak, jakbym chciał tutaj coś nabroić.
Zaparło mi dech w piersiach, To był Garrett we własnej osobie! Przybył jak na zawołanie, aby rozwiązać mój problem moralny. Byłoby to romantycznie, gdyby nie było takie głupie.
-No pojawiać się znikąd to ty umiesz jak zawsze... – wycedził przez zęby wujek, coraz bardziej zdenerwowany. Opuścił broń, jednak jej nie schował, a zaczął gładzić drugą ręką – masz niezwykły tupet, że tutaj przyszedłeś.
-Nie tupet, nie odwaga, a po prostu potrzebuję pomocy, a ty potrzebujesz mojej.
-Czemu miałbym potrzebować twojej pomocy?
-To proste braciszku... oni już wiedzą o tobie!
Braciszku? Ale czemu?
Byłam tym tak zaskoczona, że wciąż milczałam, pomimo, że pytania cisnęły się na usta jak stado mustangów.
Słyszałam, że wujek miał brata, który jednak grzecznie pracował w Bremie od zawsze, a nie spotykał się ze mną na cmentarzu.
-Wiedzą?
-Tak. To trochę moja wina, bo wczoraj dwóch zabiłem i nie posprzątałem po sobie. Po prostu jedno ciało mi gdzieś zginęło... znaleźli je za twoi ludzie i tutaj przynieśli. Mieli pecha, gdyż musieli zostać zauważeni przez moich... i po nitce do kłębka doszli, gdzie to ciało znikło. Teraz będą musieli zniszczyć ten ośrodek, aby nie doszło do dekonspiracji. Podejrzewali ciebie od dawna, ale nie było specjalnie pretekstu, by ciebie i twoją komórkę usunąć. Teraz jest. Wiesz co to oznacza? Że oni już tu jadą! Na końcu jedynej drogi stąd siedzi koleś z rakietnicą i rozwali każdego, kto mu się nawinie. Kabel telefonu przecięto, a radiostację ktoś zagłuszy. Myślę, że za godzinę zaatakują.
-Skąd to wiesz?
-Bo sam ułożyłem plan hipotetycznego ataku na ten obiekt, jakby wynikła taka potrzeba.
*
Wujek zaprosił Garretta do środka domu. W międzyczasie spytał go, jak to możliwe, że jeden Strażnik zdradza innych, co było nie do pomyślenia i nie miało precedensu od XV wieku.
-To nie jest takie proste, jak ci się wydaje – powiedział Garrett siadając na fotelu i kładąc na kolanach karabin - My przeżywamy od paru wieków regres... upadek. Nie mamy sił by działać, możemy jedynie rozmawiać i nakłaniać... i to jeszcze wychodzi nam nieźle. Jednak straciliśmy inicjatywę. Potrafimy jedynie dostosowywać się do wydarzeń, które miały miejsce jakiś czas temu. Dlatego kiedy Hitler zbroił was do wojny, sądziliśmy, że jeszcze daleko do wybuchu. Potwierdzali to nasi szpiedzy, którzy widzieli waszą niegotowość. Jednak...
Tutaj zająknął się na dłużej i wbił spojrzenie w celownik optyczny swej broni. Minęło dobre dwadzieścia sekund, niż podjął z powrotem temat:
-...nie umiemy myśleć abstrakcyjnie... i elastycznie. Nikomu do głowy nie przyszło, że Hitler postąpi nierozsądnie i wypowie wojnę Polsce za wcześnie. I ją wygra! – machnął pięścią w powietrzu – Wydarzenia potoczyły się tak szybko, że przespaliśmy wrzesień, październik... także zaskoczył nas Związek Radziecki i jego agresja na Polskę i Finlandię. Dopiero we Francji daliśmy znak życia. Nasi dyplomaci wywalczyli pokój dla Vichy, a także nakłonili waszych Gaulitierów, aby okupacja nie była okrutna. Byliśmy tak dumni z tego sukcesu, że pozwoliliśmy bitwie lotniczej toczyć się swoim torem. Nie mieliśmy sił na Afrykę, więc ją też olaliśmy. Generalnie wszystko wskazywało na to, że wojna wygasa i stary porządek nie został za bardzo naruszony...
Ale wtedy ruszyliście na Ruskich. To był szok jeden za drugim... każdy mówił, że owszem, siły się zbierają, ale liczyliśmy na to, że wszyscy będą się wzajemnie szachować. Jedni i drudzy gromadzili armie, więc nawet jakby to ruszyło, to pewnie skończyłoby się wojną pozycyjną, bez zwycięzców i bez efektów. A jednak popędziliście pod Moskwę w takim tempie, że znowu nie daliśmy rady się zastanowić co robić dalej. Kłóciliśmy się jak baby na targu, a wy zdobywaliście jedno miasto za drugim.
Znowu spauzował, a powstała w ten sposób cisza kojarzyła się tylko z pogrzebem lub tą chwilą, kiedy lekarz orzeka rodzinie coś, czego i tak wszyscy spodziewali się od dawna, ale mimo wszystko ów fakt przeobraża się w szok.
-I wtedy wydarzył się precedens, którego nasze bractwo jeszcze nigdy nie przeżyło... owszem, manipulowano nami, zwodzono i oszukiwano... ale nie przekupiono! Psiakrew! Najbardziej chamsko w świecie przyszli Amerykanie i wcisnęli naszym liderom walizkę dolarów... nieważne jak duża była to suma...
Przestał się jąkać i zacinać, a jego oblicze znowu stało się zacięte.
-Otóż na jesieni już wypracowaliśmy pewną koncepcję, że pomożemy wam wygrać wojnę, co zniszczy Sowietów. Wtedy z kolei pomożemy Brytyjczykom obalić Hitlera i zmusić was do kapitulacji. W ostatecznym efekcie uległyby zniszczeniu obie dyktatury i pojawiłaby się szansa dla podbitych krajów na odzyskania niepodległości. Jednak ci zdrajcy... te haniebne psy to wszystko spieprzyły! Dali się przekupić i postanowi jednomyślnie, że przegracie wojnę. Orzekli to w ciągu jednego dnia! Wcześniej cztery miesiące kombinowali o co w tej wojnie chodzi, a tutaj błyskawicznie rozpracowali tajemnicę europejskiej polityki! Pstryk i już!
Nakłonili Hitlera do przerżnięcia Moskwy. Owszem, potem ponownie daliście radę odrobić swoje, gdyż nam skończyła się inwencja twórcza... jednak pieniądze nie zastąpią prawdziwej idei utrzymania Równowagi. Jednak przyszedł Stalingrad, gdzie znowu nasi dali czadu i podszeptywali waszemu Führerowi takie bzdury, że przykro wspominać. Efektem była zagłada całej armii i przesunięcie frontu.
Nagle jego oczy zapłonęły, jak geniuszowi, któremu właśnie objawiła się jakaś mistyczna prawda:
-Ale teraz znowu mamy szanse powrócić na tor Równowagi. Obie strony zebrały w okolicach Wielkich Łuków tak gigantyczne siły, że musi dojść do starcia. A wtedy przegrany straci inicjatywę na dobre i w ten sposób rozstrzygnie się wszystko. Niestety... oni już podjęli decyzję kto wygra. Sprzeciwiłem się temu i uciekłem z tego cholernego bractwa.
Jestem sam... ale mimo to działam, jak widzicie. Postanowiłem zaryzykować dekonspirację, dzięki czemu zyskałem pokaźny wachlarz działań, które normalnie byłyby zakazane. Jestem banitą, na którego polują... ale jako agresor stoję krok przed nimi.
Twój wujek – teraz zwrócił się do mnie – dowodzi komórką wywiadu starającą się rozpracować moją organizację. Dużo wiecie o naszych działaniach, ale oczywiście zbyt mało, by w jakikolwiek sposób walczyć czy przeciwdziałać. Strażnicy też zdawali sobie sprawę z takiego stanu rzeczy, lecz póki co nie podejmowali działań zaczepnych. Teraz, kiedy skumali się, że nawiązałem kontakt z tobą, a dziś z twoim wujkiem... nie będzie litości. Zabiją wszystkich, nie będą brać jeńców.
-A więc śmierdzielu naraziłeś mnie i moją rodzinę na śmierć – powiedział obrzydliwie zimno wujek, a w jego oczach zalśniła stal.
-Tak, zgadza się, przyznaję. Jednak moim celem jest uratowanie nie tylko twojego kraju przed klęską na wschodzie, ale także przywrócenie pokoju i normalności w Europie.
-A pomyślałeś, że nam nie odpowiadają twoje warunki? My chcemy wygrać wojnę, ale nie chcemy późniejszego pogromu ze strony Brytyjczyków.
-Głąbie! – zirytował się Garrett – żyjesz w tym piekle już dziesięć lat i nie zauważyłeś niczego podejrzanego? Nie przeszkadza ci, że gazety serwują beznadziejnej jakości propagandę, obozy są pełne niekoniecznie kryminalistów, a na froncie dowodzi szaleniec bez żadnego wykształcenia wojskowego? Chcesz mieć drugi Stalingrad, drugą Moskwę, drugą Anglię? A zresztą dobra... – machnął ręką ostentacyjnie – róbcie ze mną co chcecie. Aresztuj, zabij, możesz mnie nawet torturować jak masz ochotę! Może będzie to przyjemniejsze od tego beznadziejnego życia, jakie miałem dotychczas! Pełnego tajemnic i traktowania jak kółka w zepsutej maszynie! Ale teraz, w tej konkretnej chwili, przygotujmy się do odparcia ataku, a tutaj ci będę potrzebny, bo wiem o ich komandosach więcej od ciebie. Zgoda, braciszku?
Obaj popatrzyli na siebie w taki sposób, że mogliby wzrokiem kroić ściany.
-Dobrze... – wycedził przez żeby wujek, niczym najgorsze przekleństwo – będzie jak mówisz. Ale potem zabiję ciebie własnoręcznie, gołymi rękami!
-Będzie to prawdziwa, braterska przysługa. A teraz rusz dupę i każ zamknąć wszystkie okiennice. Oni mają wielu snajperów, więc lepiej ich zmusić do walki wewnątrz domu.
Zadrżałam. Wewnątrz domu? Ten piękny budynek ma zostać podpalony, poszatkowany kulami, wysadzony granatami? Rozejrzałam się dookoła, jakby chcąc zapisać w pamięci widok obrazów, kształt balustrady schodów, czy dekoracje ościeży. Czy patrzę na nie po raz ostatni? Czy też może jakimś szczęśliwym trafem nic się nie stanie i jutro znowu obudzę się tutaj, w tym samym domu, otoczona tymi samymi ludźmi.
Serce, czy też może zdrowy rozsadek (jak ciężko od siebie odróżnić!) mi mówiły, bym nie robiła sobie głupich nadziei.
-Ty – zwrócił się do mnie Garrett, a wujek na chwilę gdzieś wyszedł – byłaś mi potrzebna do nawiązania kontaktu z wujkiem. Gdyby wypadki potoczyły się wolniej, to teraz na spokojniej bym ciebie wprowadzała w tę tajemnicę i chciał, byś mnie jakoś umówiła. Niestety... sama widzisz co się porobiło...
Wujek wezwał szefa ochrony, Leutnanta Brusse. Wydał mu szereg szybkich komend, jak to w zwyczaju mają zawodowi wojskowi – porozumiewają się krótkimi zdaniami, pełnymi jednak treści, która jest czytelna tylko dla osób przeszkolonych.
Błyskawicznie zamknięto okiennice, zatarasowano szafami boczne drzwi, a do wrót wejściowych podłączono jakieś pudełko i drucik, co moim zdaniem wietrzyło zniszczenie. Garrett zapytany, czemu akurat obrona ma skupić się na głównym wejściu odparł, że Strażnicy nie znają inwencji w walce i walą od frontu korzystając tylko ze swoich umiejętności strzeleckich i lepszego sprzętu. Jedyną osobą szkoloną w przeprowadzaniu operacji i działaniu na tyłach był on, jako nadworny złodziej.
Ponoć przeciwników miało być nie więcej niż dziesięciu. Jak popatrzyłam na mrowie żołnierzy rozstawiających się po pokojach, budujących z mebli barykady, albo kładąc granaty pod ręką, to zastanowiłam się, jak ci Strażnicy chcą zniszczyć tę siłę?
Kiedy skończono przygotowania, rozpoczęło się denerwujące oczekiwania. Mnie i wszystkim pozostałym kobietom kazano schować się we wschodnim pokoju na strychu, gdyż nie miał on okien, a do samej komnaty prowadził długi i łatwy do obrony korytarz.
Jednak po godzinie patrzenia się na złośliwą twarz Elżbiety, stwierdziłam, że już chyba śmierć jest lepsza od oglądania tej mordy. Dlatego z ulga ujrzałam, że z pokoju jest jednak wyjście – przez klapę w suficie, która prowadziła na strych. Jako jedyna sięgałam aż do niej i mogłam ją otworzyć. Całkowicie zignorowałam wszelkie syknięcia i prośby, bym wróciła. Całe życie robiłam coś, czego chcieli za mnie inni, teoretycznie martwiący się moim wątłym zdrowiem! Teraz miałam jedyną w swoim życiu okazję zrobić i zobaczyć coś, czego mi od zawsze odmawiano:
Wojnę!
Podsunęłam sobie krzesło i wciągnęłam się na górę. Jak już pisałam wcześniej, nie miałam zupełnie siły w rękach, ale byłam tak chuda, że dałam radę jakoś podskoczyć, podciągnąć się i zaczepić nienaturalnie długą nogą o żyrandol, który nie urwał się pod moimi imponującymi czterdziestoma paroma kilogramami.
Na górze zamknęłam klapę i zastawiłam ją jakimś pudłem, by nikomu innemu nie wpadł do głowy tak kretyński pomysł jak mój.
Uchyliłam drzwi na schody i w tym momencie coś eksplodowało!
Aż padłam ze strachu na podłogę. Stłukłam sobie łokieć, ale to zignorowałam, rozglądając się gorączkowo dookoła. To chyba nie ja coś zepsułam, wybuch nastąpił na dole...
Rozległa się seria z karabinu maszynowego, a potem gardłowy krzyk.
Zadrżałam... każdy zmysł i każda z pięciu dusz we mnie nalegały... BA! Kazały mi wracać na strych i gdzieś się schować, zwinąć w kłębek i przyspać książkami... ale nie! Jeden, jedyny głosik, zwany „ciekawość”, co pewnie w jakimś języku oznacza „zgubę”, podszeptywał mi, bym wyszła na schody i zobaczyły, co też tam się dzieje interesującego.
Wiec tak zrobiłam.
Powoli, krok za krokiem, stopień po stopniu, stawiałem swoje stopy, podążając w dół. Na pierwszym półpiętrze mogłam kucnąć i pomiędzy żerdziami spojrzeć na parter, gdzie drzwi wejściowe leżały rozerwane na drzazgi. Wszystko pokrywał kurz i pył, a także potłuczone odłamki kafelków z sieni, gdzie normalnie zostawia się płaszcze i parasole. Było też coś jeszcze... sporo krwi i urwana ręką, w mundurze koloru munduru Garretta.
Ten widok mnie nie zszokował, w ogóle na mnie nie podziałał. Może dlatego, że spodziewałam się tego?
Albo zwyczajnie nie rozumiałam tego widoku.
Znowu rozległ się strzał, suchy i pojedynczy. Ktoś strzelał z najniższego półpiętra, które znajdowało się na lewo ode mnie. Jak patrzyłam w dół, to po lewej byłą niewidoczna sień, poniżej naprzeciwko wejście do jadalni, skąd czasami serię wypuszczał karabin maszynowy.
Nagle z galerii nad jadalnią, znajdującej się naprzeciwko mnie, wychylił się Garrett ze swoim dziwnym karabinem, wycelował i strzelił. Rozległ się huk i mała eksplozja, jak od petardy bardziej, jednak następujący po niej krzyk i długi jęk świadczyły, że jednak to nie była petarda.
Garrett otworzył komorę nabojową swej broni i już chciał wsadzić tam długi nabój z czerwoną łuską, kiedy zauważył mnie. Najpierw wytrzeszczył oczy, potem walnął się otwartą dłonią w twarz, a potem machając ręką kazał mi wracać na strych. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się jak dziecko, które pomimo zakazu je cukierki przed obiadem.
Coś wybuchło tuż pod nami z taką siłą, że ja znowu padłam na schody, a Garrett musiał złapać się framugi. Potem błyskawicznie wycelował i strzelił wywołując kolejny mały huk, ale schylił się, kiedy seria trafiła we framugę tuż ponad jego głową. Wyciągnął z kieszeni pistolet i parę razy strzelił w stronę celu, który był gdzieś na parterze pode mną. Potem poderwał się i podbiegł do mnie, silnym chwytem przygważdżając mnie do schodów.
-Co tutaj robisz? Zdajesz sobie sprawę jak nam będziesz przeszkadzać?
Nie odpowiedziałam, spanikowana wpatrując się w jego zielone jak szmaragdy oczy. Machnął ręką i położył rękę na klamce drzwi na strych, kiedy zawahał się. Przyłożył ucho do drewna, a następnie zaklął siarczyście. Chwycił mnie w pasie i prawie bez wysiłku podniósł do góry i wrzucił do pokoju znajdującego się kilka stopni niżej, po prawej. Był tutaj wujek, który moim nagłym wturlaniem się do komnaty był równie zdumiony, jak wcześniej Garrett. Jednak nie zdążył zadać żadnego pytania, bo drzwi strychowe rozpadły się jak od uderzenia gigantycznej siekiery, i wypadł z niej żołnierz w hełmie, kapturze i z maską zakrywającą twarz. Za trzema znajdującymi się w masce otworami był tylko mrok. Kaptur był zwieńczeniem płaszcza, który prawie całkowicie zakrywał mundur identyczny jak u Garretta, z opaską na rękawie, przedstawiającą dziurkę od klucza. Strażnik w dłoniach trzymał coś podobnego do naszego pistoletu maszynowego, jednak wzbogaconego o małą lunetkę.
Wujek strzelił do niego ze swojego Lugera, w czasie kiedy Garrett szybko zmieniał magazynek. Ja leżałam pod drzwiami balkonowymi i biernie czekałam na rozwój wydarzeń, bezradnie czując, jak strach mnie zjada od środka.
Chciałaś wojny, to ją masz.
Wymiana ognia trwała jeszcze chwilę, aż wujek wrzasnął i padł na ziemię, obejmując się w pasie. Garrett wyciągnął z pasa dwa kuliste granaty i dwie rękoma oba odbezpieczył i rzucił w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą leżałam.
Potężny wybuch chyba o mało nie zmiótł ściany, dzielącej ans od schodów. Z góry potoczyło się ciało w płaszczu i spadło gdzieś daleko w dole.
Taki sam granat wturlał się do nas. Garrettowi oczy niemalże wyszły z orbit, kiedy rzucił się ku niemu, ale za późno.
Nagle eksplodował tak jasnym światłem, że złodziejem rzuciło o ścianę jakby go koń kopnął. Zaczął wić się po podłodze i zawodzić, trąc oczy, jakby ktoś do nich nasypał soli.
Nie wiem czemu na mnie to tak nie podziałało, może po prostu zasłoniłam twarz oczekując śmierci.
Do pokoju wpadli dwaj Strażnicy, obaj z identycznymi pistoletami maszynowymi. Jeden podniósł wujka, który jęknął z bólu.
-Nie brać jeńców! – zakomenderował pierwszy z żołnierzy, a drugi wypalił prosto w głowę wujkowi. Jego krew trysnęła na połowę ściany i łóżka stojącego obok. Następny wróg podszedł do Garretta i z całej siły kopnął go w głowę, a następnie wyjął z pochwy przy pasie długi miecz...
Tak!
Prawdziwy miecz, o co najmniej metrowym ostrzu!
Jeden Strażnik przytrzymał otumanionego Garretta, a drugi zamachnął się i rzekł:
-W imieniu Równowagi zostajesz skazany na śmierć za zdradę Zakonu! – i zamaszyście obciął mu głowę.
Nie wiem... może to duch wujka we mnie wstąpił, bo sama nie byłabym nigdy w stanie czegoś takiego dokonać... ale nie wiedząc co robię, sięgnęłam do kabury, którą miałam pod sukienką, wyciągnęłam broń i wypaliłam dwa razy. Prosto w ich głowy, bezbłędnie jak zawodowiec.
Wtedy duch uciekł, pistolet spadł na podłogę, a ja zemdlałam.
*
Nie wiem, czy bracia byliby zadowoleni, gdyby dowiedzieli się, że ich groby sąsiadują ze sobą. Jednak stwierdziliśmy, że śmierć jednoczy wszystkich ludzi, więc by już nie komplikować sprawy, pochowaliśmy ich blisko siebie.
Nagrobki całkiem proste: identyczne pomniki w kształcie prostopadłościennych tablic, u jednego z krzyżem żelaznym, u drugiego z dziurką od klucza. Oczywiście wszyscy kupili moją wersję, że zaginiony i nagle odnaleziony brat po prostu pracował w wywiadzie i musiał ukrywać wcześniej swoją tożsamość.
Zresztą, czemu mieliby wątpić?
Walka nie trwała długo.
Garrett miał rację – Strażnicy zaatakowali od przodu i zostali odparci ogniem maszynowym, wszyscy zginęli. Miał też racje, że stoczyli się, skoro nie znali nowoczesnych taktyk i sposobów walki. Jednak pomylił się myśląc, że nie wpadną na pomysł uderzenia od tyłu.
Po walce odesłano mnie do Hessen, gdzie spędziłam czas do końca wojny, ale to zupełnie inna historia. Nie mam nic ciekawego do opowiedzenia z tamtego miejsca.
Obrazek
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: Keeper in Training »

Przyznaj się, czy to jest opowiadanie napisane od nowa, czy wygrzebane i/lub dokończone?

Widzisz, nie obraź się, ale zawsze powtarzasz, że klimaty Opiekunów Ci nie leżą. Wolisz Pogan, Młotków, różnych szlachetnie urodzonych, duchy itd. I to się zdaje przekładać na pisanie, w szczególności na ten tekst. Wydaje mi się, że niekoniecznie Ci wyszedł.

Dlaczego? Miałeś pomysł ciekawy - pokazanie, że Strażnicy zmobilizowali się po końcówce T3 i przeżyli do II wojny. Ale wykonanie, niuanse fabularne, a przede wszystkim: kreacja Garretta, są zwyczajnie niewiarygodne. Wyszedł miszmasz "Assassin's creed" i "Cmentarzu w Pradze".

Nie bierz tego do siebie i nie traktuj jako krytyki. Gusta są różne. Po prostu wiele obiecywałam sobie po Twoim wielkim powrocie i to był mój podstawowy błąd. W efekcie się rozczarowałam. Nie gniewaj się, idea była warta grzechu! Najważniejsze, że dobrze się bawiłeś.
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Ten tekst pisałem przez pół roku, dlatego jest taki beznadziejny. Po prostu jakoś leży za długo, to zaczyna przypominać obrus zszyty z różnych kawałków.
Cóż, jak widać nie umiem napisać niczego wartościowego.
Obrazek
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: Keeper in Training »

SPIDIvonMARDER pisze:Cóż, jak widać nie umiem napisać niczego wartościowego.
Tragizujesz ;). Czasem napisze się coś mniej udanego, chodzi o przyjemność pisania. Sienkiewicz też miał "Potop" z Zagłobą, Rochem Kowalskim i Kiemliczami oraz "W pustyni i w puszczy" ze Stasiem i Nel :twisted: .
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
Hattori
Młotodzierżca
Posty: 939
Rejestracja: 18 listopada 2011, 16:40
Lokalizacja: The Keepers' Chapel (Zamurze)
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: Hattori »

Cóż, jak widać nie umiem napisać niczego wartościowego.
Co ty, emo?! :) Jak dla mnie na poziomie. Nie wiem, o co chodzi Keeper, to raczej jej nie leżą klimaty militarne. Znalazłem trochę czasu na ocenę i w ogóle na przerobienie do końca.

Czy choroba Augustine jest wymyślona przez ciebie, czy rzeczywiście taka istnieje?
Tego wieczoru usiadłam w bibliotece ulokowanej na strychu
Ha, w TDA narzekałeś, że Biblioteka Główna na Uniwersytecie znajduje się na samej górze :twisted:

Dobry koncept z amunicją nasenną. Pewnie zwykłą ranę też umie zadać przez to szkło.
Nie protestuj, to bardzo ważne. Wiem, że dama nie powinna walczyć, gdyż to mężczyźni są na tyle brzydcy, by mogli sobie ginąć na wojnie.
Rewelacja :tar

W momencie gdy Augustine uczy się strzelać z pistoletu, akapity nie są oznaczone standardową gwiazdką. Niby drobiazg, ale myślę sobie, że źle się to komponuje w momencie, gdy za chwilę pojawia się odczytany tekst Strażników. Akapit z tym tekstem jest słusznie oddzielony od reszty, ale to się miesza, gdyż poprzednie są odosobnione w ten sam sposób. Ciężko to wytłumaczyć na chłopski rozum - po prostu wstaw gwiazdki przed i po akapicie, w którym bohaterka mówi o swojej beznadziejności. Wtedy będzie to widać.
Przydałoby się też wyróżnić jakoś niańkowy tekst, poprzez forumowe formatowanie albo chociaż cudzysłowy.
Czuję się jak jakiś strażnik... ale w muzeum, odkurzający eksponaty, których nie rozumie.
:ok
Nie byliśmy podatni na zmiany. Staliśmy jak żelazna zbroja, ale świat elastycznie zaciskał się dookoła niczym pnącze, które zmiażdży każdego, kto nie ustąpi.
IMO wyszłaby jeszcze ciekawsza metafora, gdyby zamiast pnącza użyć tutaj szamerunku. Co o tym myślisz?
Dobrze! Proponuję ci układ. (...)
Rozsądek nakazywałby raczej wystrzelić w nią trzeci nabój z gazem... Stwierdził, że to się robi nudne? :) Pewnie wtedy nie byłoby opowiadania, ale myślę, że też dałoby się je napisać. Dosyć ciekawy motyw: G. pojawia się każdej nocy, a każda noc kończy się tak samo, równie tajemniczo dla Augustine.
Kojarzyło by się to z wcześniejszą "Panią Jeziora".
Ponieważ wybierałam się na cmentarz, to musiał spaść deszcz i pomiędzy chmurami przeświecać księżyc, jak w powieści grozy.
Dobre. "Powieści gotyckiej" też by pasowało, ale to raczej obojętne.
W normalnych okolicznościach zbyt bałabym się przeziębienia, aby wyjść gdziekolwiek, ale ciekawość to pierwszy stopień do piekła. A że do piekła się najprawdopodobniej wybierałam, wszystko znajdowało się na swoim miejscu.
Nawet groby były przygotowane. :twisted:
Jego w ogóle nie dawał się odgadnąć.
Nie brakuje tu jakiegoś słowa?
Ale masz rację, nie przeciągajmy. Zapraszam do środka... – bezceremonialnie wszedł do krypty i rozsiadł się na dużym pomniku.
Byłoby śmiechowo, gdyby powiedział "Zapraszam do mnie". Zupełnie jak Mel Gibson w "Zabójczej broni", jeśli ktoś kojarzy scenę.
Byłam tym tak zaskoczona, że wciąż milczałam, pomimo, że pytania cisnęły się na usta jak stado mustangów.
Weź, zmień to na "jak dywizja pancerna", będą jaja :P
Psiakrew!
"Na Równowagę" dałoby lepsze odzwierciedlenie.
Mnie i wszystkim pozostałym kobietom kazano schować się we wschodnim pokoju na strychu
(...)
Dlatego z ulga ujrzałam, że z pokoju jest jednak wyjście – przez klapę w suficie, która prowadziła na strych.
Drobna niekonsekwencja.

Naboje z czerwoną łuską - "kryształy" ogniowe, jak mniemam. Mógłbyś jednak rozwinąć postać G. pod tym względem, że - tak jak w oryginale - nie zabija. Używa jedynie naboi nasennych, a tych czerwonych np. do robienia sobie przejścia.
Strażnik w dłoniach trzymał coś podobnego do naszego pistoletu maszynowego, jednak wzbogaconego o małą lunetkę.
MP40 + kolimator? :P

Granaty błyskowe zdają się mieć tutaj bardziej destrukcyjne właściwości. Zmieniłbym to - od bombowych efektów ma się przecież nieco nowocześniejsze granaty.
Chciałaś wojny, to ją masz.
Si vis bella, adepto eam. :-D


Podsumowując, nie czaję narzekania Keeper. Całkiem fajna konwersja Keeperów i Garretta na wiadome klimaty. Po pierwszym przeczytaniu nie wiem tylko, na ile sensownie ułożony jest tu ciąg przyczynowo skutkowy. Czy Garrett szukał książek o Opiekunach z ciekawości? Bo jeśli chciał jedynie ostrzec brata, to są na to prostsze sposoby. A tak wygląda to trochę, jakby nieśmiały G. chciał się jakoś nieudolnie zbliżyć do Augustine. :) Tyle że podczas pierwszej randki coś nie wyszło, zapomniał o jednym ciele i stąd ten późniejszy syf. Może za drugim razem by coś jeszcze do mnie dotarło, co by rozjaśniło sprawę.

Kolejna rzecz to bitwa (a raczej potyczka). W sumie dobrze opisana, ale nie bardzo da się wywnioskować, jak to jest ze stosunkiem sił. O liczbie obrońców nie wiadomo zbyt wiele (chyba, mogłem coś przeoczyć), a Keeperów miało być zaledwie dziesięciu. Tylko?! Może chodzi o to, że się "zatracili". Lecz jak na organizację, która mimo wszystko ma dosyć duże wpływy polityczne, to raczej za mało. I jeszcze jedna rzecz: po pierwszym przeczytaniu wydaje mi się, że potyczka miała miejsce za dnia. Jeśli tak, to jest to wybitnie nie w stylu Kepeerów (ani Garretta, który, jak czytamy, układał plan ataku). Skoro oni wiedzą, że są słabi militarnie, powinni wykorzystać dobrze znany im atut: noc. W takich warunkach ilość żołnierzy może stracić na znaczeniu (jeśli dobrze wykorzysta się element zaskoczenia). To powinien być pierwszy pomysł, jaki Opiekunom przyszedłby do głowy. Tym bardziej, że mieli sprzęt noktowizyjny (a przynajmniej Garrett miał. O lunetkach na MP40 nie było mowy, aby miały "zielone soczewki").

Inne spojrzenie: gdyby zwiększyć liczbę obrońców i atakujących, mogłaby wyjść z tego epicka bitwa o stare, pruskie zamczysko. W środku nocy, kiedy jego korytarze są jeszcze mroczniejsze niż normalnie. Mmmm 8-)


Na deser zalety.

Brawa za świetną konwersję sprzętu Garetta na WWII. I pytanie: ten Luger Garretta jest dłuższy, bo po prostu ma tłumik?
I kolejne: inspirowałeś się tym? http://stg44.pl/index.php?option=com_co ... &Itemid=13

Augustine. Całokształt postaci. W mojej opinii bardzo udanie opisujesz sposób jej myślenia - jako facet, w tym kontekście ;) Co ja tam wiem o kobietach, niemniej to, co piszesz, nie brzmi stereotypowo i co więcej - brzmi wiarygodnie. Ja raczej tak nie umiem - wszyscy wiedzą, KTO powstaje w momencie, gdy tworzę kobietę. :roll:

Wygląd Keeperów. Te maski gazowe są ciekawe, chociaż mi bardziej kojarzą się ze stalkerami.

I gdybym znał się nieco bardziej na historii, pewnie uznałbym rozmowę G. z wujkiem za spory walor i smaczek.


Na koniec drobna korekta, gdybyś chciał poprawiać:
"funkcjonowania" - "e" na końcu zamiast "a"
"Moją idyllę naruszyło czyjeś ciężkie człapanie, niestety tak charakterystyczne," - na końcu kropka
"Śpię bardzo lekko, więc byleco" - "byle co"
"Spanikowana otworzyłam oczy, lecz bała się choć drgnąć" - "bałam"
"Uczucie, że ktoś wyrwał mi kawałek pamięci mnie drażniło cały dzień" - zamień miejscami słowa "drażniło" i "mnie"
"-Chyba ciebie nie doceniłem. Skąd wiedziałaś, że tutaj będę." - na końcu znak zapytania
"Czy prędzej ubrałam się i pognałam na górę, aby zabrać pantofle niż zobaczy to pani Greta" - "czym", "nim"
"bardzo upierdliwa na tym punkcie szczególnie, że (...)" - przecinek po "punkcie"
"Czy jest mój pierścień, gdyż nie znam jego mocy?" - "czym", "gdy"
"po pewnie" - "bo"
"Otarł pot z czoła i jego chwilę" - "przez"
"Oprócz tej poprzedniej nie mogłem znaleźć" - "mogłam"
"Poderwałam się z zamiarem pragnieniem działania" - tu albo przecinek, albo "pragnienia"
"odwiedzał mnie taki jedne typ w mundurze" - "jeden"
"Bezwolnie zrobiłem" - "zrobiłam"
"nie mogąc zwolnić,." - o jeden przecinek za daleko.
"Byłoby to romantycznie, gdyby nie było takie głupie." - Dobre, tylko "romantyczne"
"znaleźli je za twoi ludzie" - brakuje "to"
"Wiesz co to oznacza?" - przecinek po "Wiesz"
"Dali się przekupić i postanowi" - "postanowili"
"bym wyszła na schody i zobaczyły" - "zobaczyła"
"stawiałem swoje stopy" - "stawiałam"
"sporo krwi i urwana ręką" - wdarło się "ą"
"to po lewej byłą niewidoczna sień" - j.w.
"Potem błyskawicznie wycelował i strzelił" - przecinek na końcu
"-Co tutaj robisz? Zdajesz sobie sprawę" - j.w.
"dzielącej ans od schodów" - "nas"

--------

Jeszcze jedna rzecz, którą chciałbym ci zasugerować. Nie mówię, że tego mi brakuje, ale w pewien sposób mógłbyś wzbogacić swoje kolejne teksty, gdyby dotyczyły one Niemców. Spróbuj w mowę niemiaszków wstawiać polskie germanizmy. Osobiście bardzo lubię taką celową stylizację, naprawdę potrafi dodać klimatu. Sporo germanizmów występuje np. w gwarze wielkopolskiej.
Podobny zabieg zamierzam wprowadzić w życie, dodając rusycyzmy w tym czymś o Stalkerze, co piszę ukradkiem.
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Przyznam szczerze, że bardzo podbudowałeś mnie na duchu. mam doła ostatnimi czasy i fakt, że pianie nie wychodzi tak jakbym sobie wymarzył... nie poprawia mi humoru :) Dlatego bardzo mi miło, że jednak w tym tekście coś się zgadzało.

No i sama recenzja też niczego sobie. Nie dostałem takiej wnikliwej aż od czasów Black_Foxa, za którego opiniami tęsknię... pomimo, że były bardzo krytyczne.

Sorry za literówki. Po prostu jak się robi ich taką ilość jak ja i samodzielnie sprawdza własne prace, to ciężko je wyłapać :/
Czy choroba Augustine jest wymyślona przez ciebie, czy rzeczywiście taka istnieje?
Istnieje chyba. Czytałem kiedyś o specyficznym gigantyzmie, że za wzrostem ciała nie idzie w parze jego budowa. Masa jest taka sama jak u 165-centymetrowej kobiety, ale... ;)
Ha, w TDA narzekałeś, że Biblioteka Główna na Uniwersytecie znajduje się na samej górze
no ale chyba jest różnica między domową biblioteczką, a uniwersyteckim wielotysięcznym zbiorem ;)
IMO wyszłaby jeszcze ciekawsza metafora, gdyby zamiast pnącza użyć tutaj szamerunku. Co o tym myślisz?
Zazwyczaj w fantastyce mówi się o duszących coś pnączach, ale szamerunek byłby... elegantszy? :)
Dobre. "Powieści gotyckiej" też by pasowało, ale to raczej obojętne.
Fakt! W tamtych czasach mówiło się "powieść gotycka".
Nie brakuje tu jakiegoś słowa?
Brakuje literki "o" w "dawało".
Weź, zmień to na "jak dywizja pancerna", będą jaja
dla mnie i dla Ciebie ;) ponadto Augustine nie zna się na wojsku i może nie wiedzieć co to jest dywizja pancerna. Trzeba pamiętać, że jeśli jest narracja pierwszoosobowa, lub narrator bezpośrednio śledzi bohatera, to powinno się pisać to, co bohater wie.
"Na Równowagę" dałoby lepsze odzwierciedlenie.
kiczowate :P
Drobna niekonsekwencja.
a dokładniej mój błąd, bo w rzeczywistości one był zamknięte na piętrze. Po prostu nie poprawiłem.
Naboje z czerwoną łuską - "kryształy" ogniowe, jak mniemam. Mógłbyś jednak rozwinąć postać G. pod tym względem, że - tak jak w oryginale - nie zabija. Używa jedynie naboi nasennych, a tych czerwonych np. do robienia sobie przejścia.
A kto powiedział, że Garrett nie zabija? :D To nie jest przecież ta sama postać, a jedynie inspiracja. Wręcz odwortnie... Garrett jest u mnie bardziej Strażnikowaty (w sensie podobny do zakonu znanego z gry) od Strażników z mojego opowiadania... bo to on jest tym ostatnim wierzącym Strażnikiem, który postępuje, jakby postąpili oni. A tamci nie wahali się kogoś poświęcić.
Czy Garrett szukał książek o Opiekunach z ciekawości?
Nie nie... on nie chciał, by wujek je znalazł i się dowiedział z nich czegoś o zakonie. Wszak było wspomniane, że na strychu jest nieogarnięty bałagan.
Żadnego motywu miłosnego! :) To miałą być innowacja, czyli męski i żeński bohater i zero seksu :P Chciałem się podlizać Flavii :)

On nie chciał początkowo nikogo ostrzec, chciał wykorzystać wujka do rozbicia intrygi Strażników, czyli nie dopuścić do wygrania bitwy pod Kurskiem przez Sowietów. Podrzucić informacje itd.
Ale wujek został zdekonspirowany i sytuacja wymknęła się spod kontroli
-Ty – zwrócił się do mnie Garrett, a wujek na chwilę gdzieś wyszedł – byłaś mi potrzebna do nawiązania kontaktu z wujkiem. Gdyby wypadki potoczyły się wolniej, to teraz na spokojniej bym ciebie wprowadzała w tę tajemnicę i chciał, byś mnie jakoś umówiła. Niestety... sama widzisz co się porobiło...
Stosunek sił:
-Augustine... – zaczął, a ja przeczuwałam falę krytyki – jesteśmy tutaj chronieni przez pół kompanii dobrze mi znanych i zaufanych ludzi.
Kompania to od 60 do 160 ludzi, w zależności od formacji, okresu, sytuacji i oczywiście strat. Tutaj chodziło o najmniejszą wartość, czyli około 60. 60/2-30.

To miała być noc, nie napisałem <facepalm>

Nie, nie inspirowałem się Vampirem ;) Tzn znam dobrze tę sprawę, także wersję montowaną na czołgach (PzKpfW V Panther Ausf. G), ale tutaj chodziło o technologię Strażników.

Luger był dłuższy ze względu na jego wersję "artyleryjską", cechującą się większym zasięgiem i celnością.
http://www.kaisersbunker.com/feldgrau/e ... /fge15.jpg

Germanizmy... zazwyczaj dużo daję wtrąceń z języków ojczystych, ale mnie za to ganiono, więc przestałem. Może warto wrócić? :)


Jeszcze raz dzięki!
Obrazek
Awatar użytkownika
Hattori
Młotodzierżca
Posty: 939
Rejestracja: 18 listopada 2011, 16:40
Lokalizacja: The Keepers' Chapel (Zamurze)
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: Hattori »

Dokładność, niestety, mam w naturze. Ale z tą korektą wyszło tak tylko dlatego, że notowałem na bieżąco. Bez tego nie zapamiętałbym nawet 1/5.
SPIDIvonMARDER pisze:Sorry za literówki. Po prostu jak się (...) samodzielnie sprawdza własne prace, to ciężko je wyłapać :/
Potwierdzam. Keeper mocarz! :pad
SPIDIvonMARDER pisze:no ale chyba jest różnica między domową biblioteczką, a uniwersyteckim wielotysięcznym zbiorem ;)
Jest też różnica między uniwersyteckim wielotysięcznym zbiorem a uniwersyteckim wielotysięcznym zbiorem podtrzymywanym przez magię glifów. :) Zależy, jak wielka jest owa biblioteczka.
SPIDIvonMARDER pisze:
Hattori pisze:Weź, zmień to na "jak dywizja pancerna", będą jaja :P
dla mnie i dla Ciebie ;) ponadto Augustine nie zna się na wojsku i może nie wiedzieć co to jest dywizja pancerna. Trzeba pamiętać, że jeśli jest narracja pierwszoosobowa, lub narrator bezpośrednio śledzi bohatera, to powinno się pisać to, co bohater wie.
Napisałem to pół-żartem, ponieważ utożsamiam się z tym, co właśnie powiedzialeś. Cholera, to ogranicza twórcę. Wyobrażam sobie to kuszenie, żeby nazwać Kar98 po imieniu. :evil:
SPIDIvonMARDER pisze:Żadnego motywu miłosnego! :) To miałą być innowacja, czyli męski i żeński bohater i zero seksu :P Chciałem się podlizać Flavii :)
INNOWACJA - tak, to stosowne słowo :sup Flavia, co Ty na to?
SPIDIvonMARDER pisze:Luger był dłuższy ze względu na jego wersję "artyleryjską", cechującą się większym zasięgiem i celnością.
http://www.kaisersbunker.com/feldgrau/e ... /fge15.jpg

Germanizmy... zazwyczaj dużo daję wtrąceń z języków ojczystych, ale mnie za to ganiono, więc przestałem. Może warto wrócić? :)
Że co? Kto cię ganił? Polonistka z ogólniaka?
:bws
Jeśli rzeczywiście polonistka z ogólniaka, to mamy ciekawą sprawę. O ile dobrze pamiętam, Sapek użył kilku rusycyzmów w "Żmiji", co mi odpowiadało. Taki zabieg budzi we mnie skojarzenia, a te przekładają się na klimat. To trochę tak, jak na tych starych filmach obcokrajowcy mówią specjalnie łamanym angielskim, mimo że prywatnie, jako aktorzy, mieszkają w Stanach od urodzenia. Tyle tylko, że nasza pisemna stylizacja wygląda o niebo lepiej (in my humble sapkowskicated opinion).
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Ten filmik jest chory, co Ty oglądasz?! o_O

Ganili mnie czytelnicy, 90% z nich narzekało, że wtrącenia są sztuczne i ich nie rozumieją ;)
Obrazek
Awatar użytkownika
Hattori
Młotodzierżca
Posty: 939
Rejestracja: 18 listopada 2011, 16:40
Lokalizacja: The Keepers' Chapel (Zamurze)
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: Hattori »

:)) To jedno z najbardziej zarąbistych anime, jakie widziałem. Fragment epizodu z neonazistami. Wolę japońskich lektorów i napisy, wtedy to nie wygląda chyba aż tak… dziwnie dla niewtajemniczonych :)
Jest to zakręcona historia związana z pewnym U-VII, który miał dopłynąć do Japonii.

Zapomniałem jeszcze skomentować puszczyka. Ciekawy pomysł, pewnie dlatego Keeper miała skojarzenia z AC. Niemniej – zgaduję, że kiedy ja bym wstawił coś takiego do tekstu, usłyszałbym, że pojawiło się znikąd, bez powodu itd.
Ganili mnie czytelnicy, 90% z nich narzekało, że wtrącenia są sztuczne i ich nie rozumieją 
Teraz z kolei ja mam taką minę: 0_o
Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: Hadrian »

Nie czytałem (jutro postaram się zmusić do tego, Sagi i TDA), ale te wtrącenia byłyby dla mnie w porządku ;) Jak czytam jakieś powieści historyczne to jak postacie mówią po łacinie, to mnie to strasznie wkurza, bo muszę patrzeć w tył książki lub przypisy. Wyjątek to był "Inkwizytor" gdzie jest narracja pierwszoosobowa i bohater od razu przekładał na włoski. Natomiast podobają mi się wtrącenia typu:

-Wasze zdarowie, sobaki!

czy:

-Signior, tak się nie godzi...

bo łatwo je zrozumieć i przy okazji uczymy się języka ;)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Zgadzam się, wielu zwrotów można się douczyć po takich wtrąceniach.
Obrazek
Awatar użytkownika
Hattori
Młotodzierżca
Posty: 939
Rejestracja: 18 listopada 2011, 16:40
Lokalizacja: The Keepers' Chapel (Zamurze)
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: Hattori »

I dokładnie o takie wtrącenia mi też chodzi. To co mówi Adi, nie można tylko przesadzić. W napisanych przeze mnie fragmentach narrator objaśnia krótko te mniej znane wyrażenia, chyba, że ich znaczenia i tak mogą zostać odczytane poprzez kontekst.
Awatar użytkownika
Flavia
Egzekutor
Posty: 1606
Rejestracja: 07 maja 2012, 15:34
Lokalizacja: Dno Piekieł

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: Flavia »

Hattori pisze:
SPIDIvonMARDER pisze:Żadnego motywu miłosnego! :) To miała być innowacja, czyli męski i żeński bohater i zero seksu :P Chciałem się podlizać Flavii :)
INNOWACJA - tak, to stosowne słowo :sup Flavia, co Ty na to?
Ja na to, że żaden z Was nie dotarł do drugiego rozdziału Sagi :jez

Ogólnie czytało się dobrze, a i pomysł ciekawy, tylko...
Akcja Thiefa rozgrywa się w innym świecie. Mamy mapy, mamy nazwy geograficzne, które dobitnie o tym świadczą. Przenoszenie tego nagle do nazistowskich Niemiec wydaje mi się trochę bez sensu.
Ale gdybyś opisał alternatywną przyszłość danego świata... Nazistowskie Miasto (albo Młotodzierżcze :-D )wypowiadające wojnę Blackbrook, z drugiej strony atak Bohn, okupacja Cyric, wojna lotnicza... gdzieś tam. Potem przypływający zza oceanu i przekupujący Strażników agenci Prink z walizką dukatów. To by było ciekawe :-D I nie trzeba by rezygnować z nowoczesnych akcesoriów, nawet konkretnych modeli broni, skoro aż tak je lubisz (o tak, to widać), a czytelnik miałby radochę, próbując dopasować wydarzenia fikcyjne do historycznych.

Trochę czepialstwa:
Jego w ogóle nie dawał się odgadnąć.
A cóż to za potworek? oO
odrobinę rysę lęku
Kolejny...
Czemu ciebie jeszcze nie zabiłem?
że ciebie trafił
będą ciebie ścigać
Podejrzewali ciebie od dawna
Cię, cię, cię. Wydaje mi się, że już o tym pisałam...
Pół kilometra piekła...
Co ona ma z tym piekłem? :-D
nie zapłonięto go
? :-D
Poderwałam się z zamiarem pragnieniem działania!
To zamiarem czy pragnieniem?
Bezwolnie zrobiłem kilka korków do przodu
Nie wiem, co mnie bardziej frapuje: jak się błyskawicznie zmienia płeć, czy jak się robi korki? Obrasta się korą, jak dąb korkowy? :-D
-Ja... – czułam
"Czułam" z wielkiej litery.
wycedził przez żeby
Przez żaby? :P
to teraz na spokojniej bym ciebie wprowadzała w tę tajemnicę i chciał, byś mnie jakoś umówiła.
O, znowu zmiana płci. I znowu "cię".
Leutnanta Brusse
Niechaj to narodowie wżdy postronni znają...
Dlatego z ulga ujrzałam
Smaczny był ogonek?
dwie rękoma oba odbezpieczył
"dwie-ma". Albo "oboma". Albo po prostu "odbezpieczył oba" i wsio.
dzielącej ans od schodów
"nas"

Mam nadzieję, że nie masz mi za złe takiego "analizatorskiego" tonu. Ja to wszystko w dobrej wierze! ;)
Heroes are so annoying.
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Flavia... no ja wiem, że robię literówki, naprawdę zdaję sobie z tego sprawę. :sword: I tak, sprawdziłem ten tekst 5 razy i znalazłem większość z nich ;)

cię/ciebie - jakiś czas temu pewien polonista żalił się, że Polacy już nie używają pełnych zwrotów mnie/ciebie, a tylko mi/cię co jest wieśniackie. Też tak troszkę uważam i wolę mówić pełnymi słowami :)


Opowiadanie jest "okołothiefowe" i w żaden sposób nie miało być "thiefowe" :) Chciałem pobawić się koncepcją, czyli "co by było gdyby do drugiej wojny wsadzić Garretta". Można to było zrobić, czyli II wojnę wsadzić w świat Garretta, ale ta koncepcja własnie wydała mnie się sztuczna :) Oczywiście to kwestia gustu.
Obrazek
Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: Hadrian »

Flavia pisze: Ogólnie czytało się dobrze, a i pomysł ciekawy, tylko...
Akcja Thiefa rozgrywa się w innym świecie. Mamy mapy, mamy nazwy geograficzne, które dobitnie o tym świadczą. Przenoszenie tego nagle do nazistowskich Niemiec wydaje mi się trochę bez sensu.
Ale gdybyś opisał alternatywną przyszłość danego świata... Nazistowskie Miasto (albo Młotodzierżcze :-D )wypowiadające wojnę Blackbrook, z drugiej strony atak Bohn, okupacja Cyric, wojna lotnicza... gdzieś tam. Potem przypływający zza oceanu i przekupujący Strażników agenci Prink z walizką dukatów. To by było ciekawe :-D I nie trzeba by rezygnować z nowoczesnych akcesoriów, nawet konkretnych modeli broni, skoro aż tak je lubisz (o tak, to widać), a czytelnik miałby radochę, próbując dopasować wydarzenia fikcyjne do historycznych.
Ja bym uważał z takim dopasowywaniem fantastyki do historii. Jest pewna saga fantasy, typowa młodzieżówka, "Zwiadowcy". Dwa pierwsze tomy były fajne, ale masakra zaczyna się w trzecim. Wtedy bohaterowie pierwszy raz opuszczają kraj drogą morską i pojawia się mapa kontynentu... Od tego momentu do samego końca cały świat jest praktycznie zerżnięty z naszej, wczesnośredniowiecznej historii. Nazwy państw przypominają nazwy krain: Iberion od Iberii, Gallia od Galii, Teutonia, Skandia od Skandynawii, Toscano od Toskanii... Języki takie same, sytuacja polityczna identyczna i pełna stereotypów narodowościowych (silna "Anglia", rozbita "Francja", zacofani "Słowianie", podstępni "Włosi"), uzbrojenie identyczne z istniejącym i cała reszta. Czytając ostatni, 10 tom (jest jeszcze 11, zbiór opowiadań) miałem już dość tego, szczególnie, że ja tak samo robiłem z wymyślaniem własnych światów. A to nawet chciałem wprowadzić do Thiefa.

Sory, że tak mnie poniosło, ale musiałem to z siebie wydusić :) Niech to będzie przestrogą ode mnie o stylizacji światów przedstawionych na istniejące ;)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: SPIDIvonMARDER »

SPIDIvonMARDER pisze:Ten tekst pisałem przez pół roku, dlatego jest taki beznadziejny. Po prostu jakoś leży za długo, to zaczyna przypominać obrus zszyty z różnych kawałków.
Cóż, jak widać nie umiem napisać niczego wartościowego.
Czas na małe wspominki. Od czasu opublikowania tego posta minęło około 2,5 roku. W tym czasie napisałem łącznie około 2000-2500 stron tekstów prozaicznych, z czego jeden stał się nieskromnie mówiąc hitem.

Ech... jak bardzo wena jest zależna od stanu ducha i faktu posiadania lub nie posiadania depresji.
Obrazek
Awatar użytkownika
Hattori
Młotodzierżca
Posty: 939
Rejestracja: 18 listopada 2011, 16:40
Lokalizacja: The Keepers' Chapel (Zamurze)
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: Hattori »

Heh, a ja nadal pamiętam "Strażnika" jako udaną konwersję świata Thiefa na świat WWII, z dobrą fabułą i ciekawą główną bohaterką. Było klimatycznie i interesująco :wes

Gratuluję nakładu :shock: Czym jest ów hit? Kojarzę gdzieś w pamięci coś o magicznych wieżach w Normandii, ale to było chyba jeszcze przed "Strażnikiem".
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: SPIDIvonMARDER »

"Wieża Snów" to niestety przebłysk dzieciństwa i tekst w żaden sposób nie nadaje się na publikację :)


Teraz dużo piszę rzeczy kucowych:

http://mlppolska.pl/watek/6848-%C5%BCel ... rviolence/ to jest ten hit, tekst ma prawie 11,5 tysiąca wyświetleń, doczekał się ogromnej ilości bardzo pozytywnycyh recenzji i posiada nawet pewną bazę fanów.

http://mlppolska.pl/watek/11989-kryszta ... ege/page-1 a teraz pracuje nad takim potworkiem... 1500 stron to będzie miało?


Swoją drogą cieszę się, że ktoś tutaj jeszcze pamięta moją pisaninę. Thiefowi i temu forum zawdzięczam kickstartera mojej kariery pisarskiej. Czasami sentymentalnie nachodzi mnie ochota napisania czegoś, ale chyba poza recenzją Thiefa 4, to nie ma innej opcji. Wszak mocno wypadłem z klimatu...
Obrazek
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [Literatura około thiefowa] Strażnik

Post autor: Keeper in Training »

SPIDIvonMARDER pisze:Thiefowi i temu forum zawdzięczam kickstartera mojej kariery pisarskiej. Czasami sentymentalnie nachodzi mnie ochota napisania czegoś, ale chyba poza recenzją Thiefa 4, to nie ma innej opcji. Wszak mocno wypadłem z klimatu...
Dlaczego nikt nie robi w impresjach? Krótkie, naładowane słowami-kluczami slajdy w określonym stylu pasującym do głównego bohatera. Oczywiście, trzecia osoba, bo narrator wszechwiedzący. Na to zawsze znajdzie się chwila, a efekty... potrafią być naprawdę apetyczne. Jeśli Cię ciągnie, to pisz, jeśli nie, znajdziesz inny temat.
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
ODPOWIEDZ