Jakieś dwa miesiące temu, po wielu latach(!) zbierania się w sobie, w końcu zawziąłem się na obejrzenie całego Babylon 5. Wcześniej widziałem pilota serialu chyba ze 2 razy, mając w zanadrzu obejrzenie całej serii, ale... pilot jest dość nudny i mnie odrzucało. Dlaczego tak chciałem się z tym męczyć? Ano dlatego, że serial ten był napisany pod banderę Star Treka, ale po zawirowaniach z wydawcą ostatecznie powstał Star Trek: Deep Space Nine, zaś dzieło Straczyńskiego, z gotowymi scenariuszami na wszystkie sezony (podobno co do odcinka!), wydano ostatecznie jako Babylon 5. Jako fan uniwersum Star Treka nie mogłem tego odpuścić, tym bardziej, że środowisko trekowe bardzo pochlebnie opowiada o B5. Tym razem więc już zmusiłem się do dalszego oglądania. Pięc sezonów po 23 odcinki + filmy pełnometrażowe. Spiąłem poślady i zacząłem oglądać.
Ogólna koncepcja polega na tym, że po konflikcie zbrojnym Ziemian i Minbari, ci drudzy, stojący znacznie wyżej technologicznie, omal nie zmietli ludzi z powierzchni wszechświata, ale przed samym atakiem na Ziemię coś ich powstrzymało. Szybko podpisano pokój. W celu uniknięcia międzyrasowych konflików powstawały kolejne stacje kosmiczne o nazwach Babylon, które były centrami dyplomatycznymi znanej części galaktyki, centrami handlu oraz stacjami przelotowymi do innych systemów gwiezdnych. Wersje 1-3 zostały rozwalone przez konflikty lub awarie, Babylon 4 pewnego pięknego dnia po prostu zniknął, więc w końcu wybudowano Babylon 5. Serial przedstawia losy tej, ostatniej już z serii, stacji. W serialu od razu walą nam między oczy tekstem, że Babylon 5 był ostatnią stacją tego typu, na końcu zniszczoną. Serial opowiada jak do tego doszło.
Pilot serialu nie porywa i to chyba największy zarzut w stosunku do tego serialu, bo później jest już tylko lepiej. Sezon pierwszy to typowe rozstawienie pionów na szachownicy. Nie ma tu typowych dobrych i złych. Każdy ma coś za uszami i każdy ma coś dobrego do zaoferowania. Tutaj już jest dobrze i po kilku odcinkach zaczynamy sie wciągać, ale co się dzieje w sezonach 2-4 to jest poezja. Widać, że fabuła dla wszystkich odcinków była napisana przed kręceniem serialu, bo tak spójnego fabularnie widowiska, to ja chyba jeszcze nie widziałem. Wszystkie działania bohaterów mają swoje konsekwencje, nawet w odległych odcinkach. Często zdarzają się sytuacje, że jakiś odcinek trzeciego, czy czwartego sezonu nawiązuje do czegoś tam w sezonie pierwszym. I to nie luźno, ale ściśle. Tu nie ma przypadków i pisania scenariusza na kolanie, choć jak się dowiedziałem, poprzez zawirowania kadrowe Straczyński był zmuszony do modyfikacji historii w trakcie kręcenia serialu, ale były to zmiany na tyle nieduże, że nie wpłynęły na spójność przedstawionej historii. Sezon piąty to wygaszanie wszystkich wątków i zakończenie żywota Babylon 5. Zakończenie jest niesamowite. Łzy mi popłynęły podczas ostatnich scen Sheridana
Muszę podkreślić kapitalne role Jursika i Katsulasa. Jak ten duet się uzupełniał w całej historii, to bajka. Wszyscy aktorzy grali dobrze swoje postacie, ale ta dwójka zmiotła ich swoimi rolami. Pięciosezonowy, aktorski majstersztyk!
Oczywiście efekty specjalne trącą myszką, choć nie ma też na tym polu tragedii. Serial ma już niemal 25 lat, więc nie ma się czemu dziwić. Na początku trochę te efekty kłują po oczach, ale po kilku odcinkach można się do nich przyzwyczaić.
I tak mi zleciały dwa miesiące - żyłem Babylon 5
Niech to będzie najlepszą rekomendacją.