Only Lovers Left Alive.
Do obejrzenia filmu skłoniły mnie dwie rzeczy: boski Tom Hiddleston (no co?!) i wampiry.
Tak, lubię wampiry. Wiem, że od kilku lat przyznawanie się do tego to trochę obciach, ale to nie mój problem. Jak na porządnego hipstera przystało, lubiłam wampiry zanim stały się cool (i fabulous) i nie zamierzam zmienić swoich sympatii dlatego, że teraz muszę je dzielić z grupką nieletnich oszołomów.
Na szczęście OLLA przywraca krwiopijcom dawny splendor. Jest ciężki mroczny, klimatyczny, trochę artystyczny i większość oszołomów odrzuci po kwadransie. Ale do rzeczy...
Obraz... tak, to dobre słowo. To w zasadzie obraz rozciągnięty do dwóch godzin, scenka rodzajowa z życia nieśmiertelnych. Akcji tu niewiele, fabułę da się streścić w dwóch zdaniach, a bohaterowie nie przechodzą żadnej znaczącej metamorfozy, nie odbywają "podróży", która dla wielu jest wyznacznikiem dobrej historii. Owszem, jeden z nich przeżywa pewien kryzys, a potem z niego wychodzi, ale ja odniosłam wrażenie, że to nie tyle zmiana, co kontynuacja. W końcu po tylu latach (wiekach? mileniach?) istnienia, można chyba założyć, że wszystko się już przeżyło, wszystko już było, wszystko jest znane. Co zresztą może być jedną z przyczyn frustracji głównego bohatera. A jednak znajdzie się coś, dla czego warto przetrwać kryzys i kontynuować życie w mroku... Nie powiem Wam co. Wystarczy spojrzeć na tytuł
Tak więc: nie najoryginalniejsze przesłanie, powolna akcja. Czy warto więc obejrzeć ten film? Cóż... Mnie zauroczył. Klimatem głównie, gęstym i lepkim jak dobrze odleżana krew. Oszczędne, ciepłe oświetlenie, dekadencki wystrój wnętrz, powolne kadry, fenomenalna wręcz
muzyka. Nie powiem, podobało mi się również przedstawienie wampirów, nawiązujące do bardziej romantycznych tradycji, a jednak wpasowane w realia dwudziestego pierwszego wieku. I bez powtarzania szkoły po raz dziesiąty, dziękuję bardzo. Aktorstwo trudno ocenić - jak powiedziałam, postacie nie przeżywają wielkich uniesień ani nie przechodzą metamorfozy, a więc aktorzy nie dostali wielkiego pola do popisu. Powiem tyle, że Tom mnie przekonał, za to Tilda wypadła jakoś bez wyrazu. Postacie poboczne były w porządku. Raziło mnie tylko trochę nadużywanie przekleństw, momentami wychodziło to nieco sztucznie.
Podsumowując: film do smakowania raczej i namysłu, niż uniesień serca czy akcji rodem z
Blade'a i
Hellsinga. Gdybym miała do czegokolwiek go porównać, przywołałabym
Wywiad z wampirem, tylko bardziej artystyczny i enigmatyczny (w przeciwieństwie do
Wywiadu, pokazuje wycinek życia, a nie jego całość - nawet wiele kwestii, które w innych dziełach zostałyby uznane za ważne, tutaj po prostu pominięto, jak np. wiek bohaterów czy relacje Evy z "siostrą"). To jednak dzieło specyficzne i nie jestem pewna, czy mogę z czystym sumieniem polecić je każdemu. Większość zapewne się znudzi lub zniechęci, gdy skończy seans nie będąc mądrzejszymi, niż na początku. A jednak mnie zafascynował i zauroczył i chyba oficjalnie dołącza do grona moich najulubieńszych. Więc jeśli kiedykolwiek poczujecie się przytłoczeni tym całym światłem, szczęściem i dobrem dookoła, polecam po niego sięgnąć.