Obejrzalem kolejny sezon House of Cards i muszę niestety napisać, że ten sezon był słaby. Nawet bardzo. Widać, że odszedł główny scenarzysta serialu i wszystko się rypło

Zabrakło nagle pomysłu na niektóre postacie. Doug przez 11 odcinków w zasadzie nei robi nic poza gadaniem przez telefon i dopiero w ostatnich dwóch dokłada swoją cegiełkę do akcji. Seth, to już w ogóle nic nie robi w tym serialu oprócz wygłaszania kwestii, że musi napisać przemowę

Hammerschmidt cały czas drąży wątek śmierci Zoe Barnes i nadal niczego nie wie. Serio? Przez 2 sezony gość drąży i drąży i nic z tego nie wynika. Masakra. Na scenę weszła też jakaś lalunia - Jane Davis. Wszystko wie, wszystkich zna, łazi sobie po Białym Domu bez ceregieli, ma wszędzie potężne kontakty... no po prostu Pan Bóg w spódnicy

A najlepsze, że wcześniej nikt o tak potężnej personie nawet nie wspomniał. Spadła z nieba chyba

Konstrukcja sezonu to też chaos. Do połowy trwa walka o prezydencki stołek z Willem Conwayem, nagle w 6 odcinku Will przegrywa i dosłownie znika z ekranu. Nie ma gościa. Wprowadza się nowy wątek walki Claire z Frankiem i już. Słabo.
--------------
Obejrzałem też nową Anię z Zielonego Wzgórza. Generalnie, produkcja spoko, tylko wali tak chamsko między oczy feminizmem, że aż oczy łzawią, a uszy krwawią. Te drętwe teksty, które pojawiają się dośc często, typu "Przecież kobiety mogą wszystko to co mężczyźni", albo Maryla niemal-feministka

Feminizm wtrącony z subtelnością niemieckiego pornola. Szkoda, bo realizacja stoi na wysokim poziomie, a aktorzy grają świetnie. Nie ich wina, że scenarzyści schrzanili niektóre rzeczy.
_________________
SZKICE UMYSŁU - reaktywacja
Wherever You Go, There You Are...Ciemność jest naszym sprzymierzeńcem!