Przez lata dziwię się po co powstają i są ciągnięte na tym forum tematy takie jak ten i podobne. Generalnie nie podzielam atmosfery panującej w tym temacie jak i w wątku o polityce czy w kilku innych, gdzie stała, wąska grupa śmieszków tego forum docina sobie nawzajem zabawnymi (ich zdaniem) odzywkami.
Zapewne moje nastawienie do podobnych sytuacji potęgowane jest tym, że inne tematy, skupiające się na pierwotnej tematyce tego forum, większość czasu świecą pustkami. Z tego powodu jest mi więc przykro, jeśli swoim komentarzem kogoś urażę - przepraszam.
Poniektórzy, do których kierowana jest powyższa i poniższa wiadomość to osoby które kiedyś nie próżnowały, a ich działalność przyczyniła się do wzbogacenia polskiej sceny Thiefa. Czym jest dla was dziś to forum? Karczmą pod zbłąkanym Bełkotliwcem, gdzie spotykacie się i pijecie naważone dawno temu piwo. Ledwo trzeźwi bawicie się przy rozpalonym kominku, zapodając sobie żarciki na prawo i lewo. A w ciemnym kącie... Garrett siedzi i zapuszcza siwą brodę. Nie robi nic, bo nie ma czego kraść. Wszystkie łupy wydaliście na zabawę zamiast kolekcjonować je i polerować w zaciszu swojego domu, a gdy przyjdzie okazja, wystawić na ekspozycję w miejskim muzeum.
To tyle szczerego hejtu. Może ktoś weźmie sobie mój (mam nadzieję - poetycki) wywód do serca, widząc moje intencje. Jeśli nie, trudno.
Przechodząc jednak do samego tematu, nie będę zabierał głosu w dyskusji. Boli mnie jednak to, że w miejscu w którym jedni tworzą sobie centrum zabawy, inni przychodzą aby zwierzyć się i podzielić się swoimi skrytymi problemami grupce anonimowych osób z internetu.
TricksieThiefsie napisał(a):
Tak się zastanawiałem nad swoim żywotem, moim doświadczeniami i moją potencjalną przyszłością, to mogę śmiało stwierdzić, że żadnej siły wyższej w moim życiu nie było.
Aby było jasne, nie uważam się za żaden autorytet w kwestii religii i jakichkolwiek wierzeń. W dyskusji nie będę przyjmował żadnej ze stron. Jednak mam wrażenie, że odrobiną wiedzy na temat kościoła katolickiego mógłbym się z Tobą podzielić.
TricksieThiefsie napisał(a):
Nie wiem, może jest taka zasada, gdzie dane jednostki bywają opuszczone przez Boga i są zdane na siebie kompletnie, ale wtedy przynajmniej powinienem otrzymać jakiekolwiek wytłumaczenie dlaczego tak się dzieje (jesli mamy trzymać się wizji sprawiedliwego i miłosiernego).
Najpierw jednak, zanim przejdę do suchych informacji, chciałbym poradzić Ci jedną rzecz, jak i pozostałym uczestnikom tej dyskusji. Internet to nie jest dobre miejsce na szukanie odpowiedzi na takie pytania. Owszem można w Internecie znaleźć dużo pożytecznych źródeł. Jednak rozmowa z anonimowymi internautami na takie tematy to nie jest rozwiązanie.
Zamiast tego, stanowczo polecam rozmowę w rodzinie lub z przyjaciółmi. Jeśli się nie ma ani jednych ani drugich - mówią że przyjaciół poznaje się w biedzie - a jeśli dobrze rozumiem Twoją wiadomość, Ty w takiej biedzie teraz się znajdujesz, a przynajmniej na sferze spokoju wewnętrznego. Wystarczy rozejrzeć się dookoła. W okolicy zawsze znajdą się jakieś złote serca.
Rodzina jest ponoć bardzo dobra do poczynania kłótni o polityce. Przyjaciele, tudzież znajomi z chęcią odgonią ci z głowy myśli o "bozi", albo zaprowadzą cię siłą do kościoła (sam nie wiem która z tych skrajności jest gorsza). W tym wypadku najlepiej jest słuchać od każdego i samemu wyciągać wnioski.
TricksieThiefsie napisał(a):
Sprawiedliwości i miłosierdzia kompletnie brak, nie mogę być testowany, bo problemy które mam mnie stopniowo rujnują i nic z nich nie wychodzi (nie staję się silniejszy duchem, co najwyżej powstają nowe problemy), działa ta zasada "ci co mają dużo, będą mieli więcej, ci co mają mało, będa mieli jeszcze mniej".
Na wstępie założyłem, że temat ten dotyczy Boga w rozumieniu Kościoła Katolickiego - jeśli tak nie jest, to przepraszam. Z tego co mi wiadomo, wg Kościoła Bóg nie jest liberalnym sprawczym władcą, który będzie wszystkim dawał po równo, a tym bardziej potrzebującym da jeszcze "równiej". Zasada jest prosta i ta sama co w zasadzie karmy - kto będzie żył dobrze poprzez swoje czyny, ten dobro otrzyma. Nie jestem księdzem ani nic nie daje mi prawa do pytania Cię o to kim jesteś i jak postępujesz. Jednakże pozwalam sobie pisać o tym wszystkim w ten sposób, aby naświetlić temat. Ufam, że znajdziesz w tym chociaż cząstkę drogowskazu do odpowiedzi, której poszukujesz.
TricksieThiefsie napisał(a):
Wiem, że to tylko kwestia spojrzenia jednej jednostki na bardzo szeroki i głęboki koncept, ale dla mnie Bóg co najwyżej może istnieć jako nie ingerująca siła natury. W obecnej sytuacji (najprawdopodobniej do końca życia) wizja sprawiedliwego dziadka na chmurce, który daje dobrym i zabiera złym jest dla mnie kompletnie bez sensu, bo wiem, że u mnie to tak nie działa - a dlaczego miałbym być specjalny, skoro koncept sprawiedliwości wymaga odpowiedniego traktowania?
Żadnego dziadka na chmurce nie ma, ale w definicjach Katechizmu Kościoła Katolickiego ukryte są prawdy relacji międzyludzkich, zastosowujące esencję tego jak na jednostkę oddziałuje większa lub mniejsza społeczność. Człowiek żyje w grupie albo z grupą. Pomijając przypadki, w których ktoś żyje bez grupy, bo tak również się da

Do wyboru mamy żyć akceptując grupę lub nie akceptując jej. W pierwszym przypadku możemy liczyć na odwzajemnione zaakceptowanie, natomiast w drugim nie. Dobrze czyniąc w grupie, będziemy przez grupę nagradzani. Pomagając grupie, później również otrzymamy pomoc. Z drugiej strony, jeśli wybierzemy skrajny przypadek o którym udało mi się wspomnieć i wyjedziemy np. na bezludną wyspę budując własny szałas i stawiając własną cywilizację od podstaw, również na jakikolwiek namacalny zysk sami musimy sobie zapracować. W żadnym scenariuszu nie możemy liczyć na to aby coś nagle spadło na nas z nieba i odmieniło nasze życie na lepsze. Takim czymś jest szczęśliwy los - on się zdarza, ale zbyt rzadko, patrząc z perspektywy lat życia przeciętnego człowieka.
Dlatego, odpowiadając na Twoje pytanie - na podstawie powyższych wniosków, niestety masz rację - ci co mają mało, będą mieli jeszcze mniej. Dopóki czegoś nie zmienią (swojego nastawienia, swojego zajęcia, lokacji, otoczenia, czegokolwiek) ich życie również nie ulegnie zmianie. Od siebie mogę Ci tylko życzyć podjęcia jakiejś zmiany i oby była to zmiana na lepsze. Pozdrawiam serdecznie.