Na początku napiszę, że do Epizodu VII nadal mam zastrzeżenia, ale dzisiaj patrzę na niego trochę łaskawszym okiem.
No to teraz "Ostatni Jedi" - uwaga POTĘŻNE spoilery!
To jest na pewno niezły film i zarazem bardzo kontrowersyjne gwiezdne wojny, co już widać wśród fanów, niektórzy nawet tęsknią za prequelami albo cieszą się, że IX ep znowu kręci Abrams
!
Ja jestem na tak, chociaż w filmie jest parę zgrzytów.
Pierwsza sprawa, Rian Johnson podszedł do tematu zupełnie inaczej niż poprzednicy, bardzo odważnie odchodzi od schematu kina nowej przygody, cała akcja dzieje się tak naprawdę w dosyć krótkim okresie czasu (
właściwie cały film kręci się wokół ucieczki sił Ruchu oporu przed flotą First Order!), pomimo widocznego wysokiego budżetu mniej tu zarazem rozmachu, miejscami jest wręcz kameralnie.
Nie wiem czy to do końca dobrze, że Lucasfilm dał tak dużą wolną rękę poszczególnym reżyserom, z jednej strony jakiś ogólny scenariusz jest nakreślony, z drugiej wydaje się jakby Johnson zamordował niemal wszystkie pomysły Abramsa, nawet te, które były dobre, zobaczymy jak to dalej będzie ze spójnością tej trylogii. Po seansie VIII mamy wrażenie, że VII cały czas wpuszczał widza w maliny, to co na pozór było ważne i tajemnicze zostaje niekiedy dosyć brutalnie rozwiązane i pchnięte na zupełnie nowe tory.
Co mi się podobało?
Snoke - kim jest Snoke? Czy to Darth Plagueis? Czy reinkarnacja Palpatine'a? Czy to Jar Jar?
To już nieważne, bo Snoke nie żyje i mam nadzieję, że na tym skończymy jego wątek. Nie wiem jaki pomysł miał pierwotnie Abrams, ale tutaj fajnie to rozwiązali, nikt się tego nie spodziewał, Snoke jako potężny użytkownik ciemnej strony, który przejął władzę po Imperatorze, a tak naprawdę tylko tło dla postaci Kylo Rena/Bena Solo, bo to on jest tu naprawdę ważny.
Kylo Ren - wszyscy czepiali się tej postaci, ja dałem mu szansę i słusznie, bo została naprawdę fajnie poprowadzona.
Na początku wchodzi w swojej masce, ale upokorzony przez mistrza niszczy ją i staje się... sobą? Ta postać pokazuje też jak dużo może zmienić inny reżyser, Adam Driver zagrał postać niejednoznaczną, intrygującą i przekonującą, która rzeczywiście dojrzewa, chociaż wciąż ma swoje słabości. "Pozwól przeszłości umrzeć" - to rzeczywiście zupełnie inny "główny zły" niż w poprzednich częściach, oby Abrams tego nie zmarnował.
Poe - kolejny przykład na to, że dużo zależy od reżysera. Postać zawadiackiego pilota nabiera głębi i jest go zdecydowanie więcej, on też dorasta i przekonuje się, że nie wszystko można rozwiązać strzelając,
symbolem wydaje się tu zniszczenie jego czarnego X-winga, musi stać się odpowiedzialnym liderem Ruchu oporu.Wyrasta na jedną z moich ulubionych postaci nowej trylogii.
Hux - jak wyżej, jest go więcej i jest ciekawszy, chociaż czasami może za bardzo komediowy.
Podoba mi się scena, w której widząc martwego Snoke'a, chce zastrzelić Kylo. Liczę, że odegra jeszcze jakąś rolę.
Leia - przede wszystkim bardzo dobra rola Carrie Fisher, może to efekt związany z jej śmiercią, ale nie sądzę, szczególnie jej ostatnie słowa w filmie są bardzo wzruszające.
Nie uśmiercili jej, ale na końcu wygląda jakby dopełniła swoje przeznaczenie jako przywódczyni rebelii, miała odegrać ważną rolę w ep IX ale już nie odegra. Najlepiej by było gdyby następna część rozgrywała się po kilku latach, już po odejściu Lei.
Luke - znów bardzo dobra rola, tym razem Marka Hamilla, chociaż on sam wyraźnie nie jest zachwycony swoją postacią i chyba samym filmem, rozumiem go i część fanów.
Sami oceńcie, brak tu akcji potężnego mistrza Skywalkera, który wywija mieczem świetlnym i miota głazami w maszyny Najwyższego Porządku, ale moc Luke'a w istocie jest potężna, tyle, że w inny sposób. Mnie się ten motyw bardzo podobał, nawet nie będę tego pisał w spoilerach, niech każdy zobaczy sam! No i jestem pewien, że Hamill wróci w następnym epizodzie jako duch mocy, który będzie wspomagał Rey... i może Bena?
Moc - ma tu dużo bardziej mistyczny wymiar, przestaję już się dziwić, że Rey bez treningu jedi pokonała Kylo Rena.
Według mnie Moc w tej trylogii to rozwinięcie filozofii z epizodów IV-VI, całe to kształcenie jedi jako wykoksowanych wojowników w prequelach okazuje się wydmuszką przez którą jedi stali się próżni i przez którą upadli. Na Moc otworzyć może się każdy, niektórzy mają po prostu większy dar niż inni, tym sposobem zwykły niewolnik Anakin mógł wygrać wyścig, zwykły farmer Luke mógł zniszczyć gwiazdę śmierci, zwykł chłopiec stajenny przyciąga siłą woli miotłę. No i duch Yody! I to Yody lalkowego z "Imperium..."!
Porgi i liski - no fajne są po protu!
Co mi się nie podobało albo budzie mieszane uczucia?
Leia - znowu, ale tym razem chodzi o jedną scenę. Ja kapuję o co chodziło i sam pomysł mnie jakoś nie razi, wiadomo, star wars, moc, ród Skywalkerów. Ale wykonanie... meh
. Miało wyjść poetycko, wyszło tandetnie w duchu najgorszych momentów prequeli, albo jakiegoś Marvela. Mieliśmy zapamiętać Leię na zawsze, a tak, to będziemy pamiętać o tym, fuck you Rian!
Rycerze Ren -
no właśnie, gdzie oni są? Pojawiają się w wizji Rey w VII, a tu wyraźnie zabrakło dla nich miejsca. Wspomniani są uczniowie, których Ben Solo przeciągnął na swoją stronę po zniszczeniu akademii Luke'a, więc liczę, że pojawią się wreszcie w ep IX, w końcu to Abrams ich wprowadził.
Phasma -
co to miało być? Po zwiastunach liczyłem, że zrehabilitują tę postać po zniszczeniu jej przez Abramsa. Niestety przez cały film jej nie ma, pojawia się tylko na chwilę by stoczyć krótki pojedynek z Finnem i następnie głupio zginąć (coś jak Boba Fett w Powrocie Jedi). Podobała mi się jedynie scena z przerażonym okiem pod zniszczonym hełmem, ale Gwendoline Christie nie zasłużyła na to co zrobili z jej postacią.
Walki na miecze świetlne -
de facto ich w tym filmie nie ma! To chyba pierwszy taki epizod! Dostajemy co prawda świetny pojedynek Kylo i Rey vs pretorianie Snoke'a, ale porządnej walki na miecze nie ma, bo starcia Kylo vs Luke na Crait chyba tak nie można nazwać. Rozumiem, że to trochę inny epizod z założenia, ale troszkę tego brakowało.
Po raz kolejny brak ras ze starego kanonu - to niby duża galaktyka, ale twórcy konsekwentnie, poza pojedynczymi konkretnymi postaciami, unikają pokazywania ras z poprzednich odsłon, a przecież w kasynie na Canto Bight mogło mignąć parę znanych mord, zwłaszcza, że estetyką nawiązuje ono trochę do prequeli, nie rozumiem tego podejścia. Liczę, że w spin-offie o Hanie Solo w końcu zobaczyły Rodian i Twi'Leków, czyli nawet wg filmów dwie najliczniejsze rasy w galaktyce zaraz po ludziach.
Humor - trochę go za dużo i nie zawsze pasuje, ja nie mam kija w dupie i rozumiem o co chodziło Rianowi, ale momentami trochę za bardzo ironiczne te gwiezdne wojny, chociaż scena z liściem autentycznie zabawna
. BB-8, który w poprzednim filmie był pociesznym, małym, tchórzliwym robocikiem, tutaj lekko irytuje, a to niedobrze
.
Ten post i tak jest przydługi (tylko fan mógł tyle napisać), więc krótko o innych elementach. W filmie gdzieś gubi się Rey, w poprzednim jej postać bardzo zapada w pamięć, tu niby jest najważniejsza, ale jakoś się jej nie pamięta, może to przez Luke'a? To samo Finn, tutaj też jakby trochę schowali jego postać, chociaż niektóre sceny jego i Rose na Cantonice są autentycznie wzruszające. Benicio Del Toro jest trochę za mało, liczę, że wróci, super motyw z tym, kiedy mówi Finnowi o sprzedawaniu broni obu stronom konfliktu. Laura Dern też trochę niewykorzystana, ale ogólnie na plus.
Jestem pewien, że Disney nie zaryzykuje drugi raz takiego epizodu i Abrams zakończy trylogię nieco bardziej standardowo, ale ja osobiście cieszę się, że "Ostatni Jedi" jest jaki jest, trochę miesza w świecie Star Wars i dobrze, myślę, że taki kop był serii potrzebny i zyska ona dzięki temu trochę świeżości, fani jojczą, dyskutują ale chyba tak miało być. Głupotek w scenariuszu się nie czepiam, to holywoodzki film rozrywkowy, czego się spodziewać? Oryginalna trylogia też nie zawsze była mądra i sensowna, przyznajmy to w końcu.