Dobre książki - co czytacie?
: 26 czerwca 2017, 20:00
Brakuje tu takiego tematu, były jakieś książkowe ale dawno i nieprawda, do tego zanieczyszczone głupimi dyskusjami. Nie płaczemy tu, że Polacy nie czytają, wszyscy wiemy, że to dzisiaj niemodne. To temat dla tych, co czytają i chcą się podzielić opinią o dobrej książce .
Końcówka XX w., człowiek, który przedstawia się jako zamieszkały w Tel Avivie emerytowany generał Mosze Inbar spisuje swoją historię na starej maszynie do pisania. Warszawa, lata 30. XX w., kiedyś nazywał się Mojsze Bernsztajn i był biednym "chudym Żydkiem" jakich pełno wtedy było w stolicy. Ojciec Bernsztajna wchodzi w układy z Janem Kaplicą, królem warszawskiego półświatka, powiązanego z sanacyjnymi władzami, kiedy nie ma z czego spłacić długów zostaje zamordowany przez Jakuba Szapirę, niepokonanego żydowskiego boksera i wiernego żołnierza Kaplicy. Szapiro postanawia zaopiekować się osieroconym Mojsze i stopniowo wprowadza go w "prawdziwe życie", które rozgrywa się na brudnych straganach, w burdelach i na ulicach gdzie dochodzi do starć między socjalistycznymi i żydowskimi bojówkami a polskimi faszystami, którzy poczynają sobie coraz śmielej. Szapiro to Żyd na miarę nowych czasów, jest gangsterem, je golonkę, pije wódkę i zażywa kokainę, dystansuje się od swoich pobożnych braci, nie przepada za Polską i Polakami, gardzi asymilantami, chce być królem tego miasta.
Szczepan Twardoch brawurowo opisuje Polskę u progu II wojny światowej, nie jest to jednak zmitologizowany, malowany obraz II RP jako wspaniałego kraju, który "gdyby nie wojna to...". No właśnie, gdyby nie wojna to może stałaby się totalitarnym państwem faszystowskim? Przecież wcale nie potrzeba było rządów nacjonalistów, żeby istniały osobne ławki dla Żydów na uczelniach, żeby istniała Bereza Kartuska gdzie bez sądu torturowano "wrogów państwa". Falangiści, obóz rządzący (ciekawy wątek Rydza-Śmigłego), socjalistyczne bojówki, wszyscy są przedstawieni jako bezwzględne siły dążące do dominacji po trupach. Świetnie przedstawieni są Żydzi, stary Naum Bernsztajn zamordowany przez Szapirę to archetyp Żyda-ofiary, ale mamy tu też twardego żydowskiego bandytę, który gardzi większością gojów, chce żyć w Polsce, ale polskiej kultury nie przyjmuje. Wspaniale Twardoch opisuje kobiety, które tak często padają ofiarami brutalnych, dominujących mężczyzn, ale przecież tak naprawdę innych mężczyzn nie chcą i przemoc podnieca je równie mocno jak facetów. Poszczególne postacie to majstersztyk, czy to potężny Szapiro, czy wzorowany na prawdziwym polskim gangsterze Kaplica, czy burdelmama Ryfka, czy tajemniczy Pantaleon, czy odpychający Radziwiłek, czy "polska kurwa" Anna, żaden wątek nie jest tu zbędny i wszystko się ze sobą ładnie zazębia.
Twardoch napisał trochę prostszą książkę niż zwykle, ale nadal jest to kawał dobrej literatury. Autor od "Wiecznego Grunwaldu" eksploatuje temat konfliktu jako głównej siły rządzącej światem, także w "Królu" dużo jest takiej egzystencjalnej rozkminy o świecie bez Boga, a nawet bez Człowieka (przez wielkie "C"). W tym świcie rządzi materia, rządzi przemoc i brutalny zwierzęcy instynkt, ludzie są zepsuci, bo świat jest zepsuty u swoich podstaw tzn. zepsuty z punktu widzenia humanitaryzmu (który jest tylko wymysłem słabych), bo obiektywnie to nie jest ani zły ani dobry. Z drugiej strony mamy tu też motywy wyrzutów sumienia i miłości, które w tym porządku świata nie mają większego sensu, więc może gdzieś w tym rozumnym mięsie powstał i Człowiek, może to jest największy konflikt na świcie, między zwierzęcym instynktem, który każe pożerać słabszych, a Człowiekiem, który się przeciwko zastanemu porządkowi buntuje.
Bardzo dobra książka i chyba bardzo na czasie, kaszalot Litani wciąż pływa po niebie i jest równie wielki jak w 1937 r.
Polecam i pozdrawiam Bodom Fronczewski .
Końcówka XX w., człowiek, który przedstawia się jako zamieszkały w Tel Avivie emerytowany generał Mosze Inbar spisuje swoją historię na starej maszynie do pisania. Warszawa, lata 30. XX w., kiedyś nazywał się Mojsze Bernsztajn i był biednym "chudym Żydkiem" jakich pełno wtedy było w stolicy. Ojciec Bernsztajna wchodzi w układy z Janem Kaplicą, królem warszawskiego półświatka, powiązanego z sanacyjnymi władzami, kiedy nie ma z czego spłacić długów zostaje zamordowany przez Jakuba Szapirę, niepokonanego żydowskiego boksera i wiernego żołnierza Kaplicy. Szapiro postanawia zaopiekować się osieroconym Mojsze i stopniowo wprowadza go w "prawdziwe życie", które rozgrywa się na brudnych straganach, w burdelach i na ulicach gdzie dochodzi do starć między socjalistycznymi i żydowskimi bojówkami a polskimi faszystami, którzy poczynają sobie coraz śmielej. Szapiro to Żyd na miarę nowych czasów, jest gangsterem, je golonkę, pije wódkę i zażywa kokainę, dystansuje się od swoich pobożnych braci, nie przepada za Polską i Polakami, gardzi asymilantami, chce być królem tego miasta.
Szczepan Twardoch brawurowo opisuje Polskę u progu II wojny światowej, nie jest to jednak zmitologizowany, malowany obraz II RP jako wspaniałego kraju, który "gdyby nie wojna to...". No właśnie, gdyby nie wojna to może stałaby się totalitarnym państwem faszystowskim? Przecież wcale nie potrzeba było rządów nacjonalistów, żeby istniały osobne ławki dla Żydów na uczelniach, żeby istniała Bereza Kartuska gdzie bez sądu torturowano "wrogów państwa". Falangiści, obóz rządzący (ciekawy wątek Rydza-Śmigłego), socjalistyczne bojówki, wszyscy są przedstawieni jako bezwzględne siły dążące do dominacji po trupach. Świetnie przedstawieni są Żydzi, stary Naum Bernsztajn zamordowany przez Szapirę to archetyp Żyda-ofiary, ale mamy tu też twardego żydowskiego bandytę, który gardzi większością gojów, chce żyć w Polsce, ale polskiej kultury nie przyjmuje. Wspaniale Twardoch opisuje kobiety, które tak często padają ofiarami brutalnych, dominujących mężczyzn, ale przecież tak naprawdę innych mężczyzn nie chcą i przemoc podnieca je równie mocno jak facetów. Poszczególne postacie to majstersztyk, czy to potężny Szapiro, czy wzorowany na prawdziwym polskim gangsterze Kaplica, czy burdelmama Ryfka, czy tajemniczy Pantaleon, czy odpychający Radziwiłek, czy "polska kurwa" Anna, żaden wątek nie jest tu zbędny i wszystko się ze sobą ładnie zazębia.
Twardoch napisał trochę prostszą książkę niż zwykle, ale nadal jest to kawał dobrej literatury. Autor od "Wiecznego Grunwaldu" eksploatuje temat konfliktu jako głównej siły rządzącej światem, także w "Królu" dużo jest takiej egzystencjalnej rozkminy o świecie bez Boga, a nawet bez Człowieka (przez wielkie "C"). W tym świcie rządzi materia, rządzi przemoc i brutalny zwierzęcy instynkt, ludzie są zepsuci, bo świat jest zepsuty u swoich podstaw tzn. zepsuty z punktu widzenia humanitaryzmu (który jest tylko wymysłem słabych), bo obiektywnie to nie jest ani zły ani dobry. Z drugiej strony mamy tu też motywy wyrzutów sumienia i miłości, które w tym porządku świata nie mają większego sensu, więc może gdzieś w tym rozumnym mięsie powstał i Człowiek, może to jest największy konflikt na świcie, między zwierzęcym instynktem, który każe pożerać słabszych, a Człowiekiem, który się przeciwko zastanemu porządkowi buntuje.
Bardzo dobra książka i chyba bardzo na czasie, kaszalot Litani wciąż pływa po niebie i jest równie wielki jak w 1937 r.
Polecam i pozdrawiam Bodom Fronczewski .