Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Zajrzyj tutaj, jeśli masz ochotę pogawędzić, poplotkować i wtrącić swoje trzy grosze do dyskusji na tematy niemające wiele wspólnego z Thiefem.

Moderator: Bruce

Jak oceniasz opowiadanie?

Totalne dno.
1
8%
Książka się nie przyjmie.
7
54%
Przeczytam tylko dlatego, że jesteś tego autorem. :)
1
8%
Książka może być ciekawa.
1
8%
Książka będzie pierwsza na TopLiście!!
3
23%
 
Liczba głosów: 13

Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Edversion »

Swego czasu piałem książke o moim ulubieńcu - Robin Hoodzie na podstawie pewnej gry. Pracuję nad 15 rozdziałem (to jest ok. 65% całości). Zamierzałem dokończyć ksiażke i wydać ją w jakimś wydawnictwie, jednak nie wiem, czy się przyjmie...

Jakieś komentarze i głosy w ankiecie mile widziane.. :)

A oto pierwszy rozdział mojego opowiadania.


Rozdzial 1
W poszukiwaniu Lorda Godwina



Mlody Robin z Locksley wiele lat temu porzucil swoje ukochane ziemie, aby razem z królem Ryszardem Lwie Serce wziac udzial w krucjatach. Po powrocie okazalo sie, ze koniec wypraw nie oznacza konca klopotów, bowiem podczas nieobecnosci Ryszarda wladze przejal jego brat - ksiaze Jan bez Ziemi. Dzieki temu szerokie pole do popisu ma teraz szeryf Nottingham, który bezkarnie wykorzystuje swoje stanowisko, aby nakladac na wiesniaków coraz to wieksze podatki. Robin jednak od razu zorientowal sie, ze nie wszyscy wasale chyla czola przed nowym wladca.
Co gorsza, Robin dowiaduje sie o smierci swojego ojca, Lorda Locksley'a. Smierc Lorda i nieobecnosc Robina wykorzystal podstepny szeryf. Oglosil wszem i wobec, ze wszyscy Locksleyowie nie zyja i w imieniu króla skonfiskowal ich ziemie! Pozbawionemu ojcowizny i okradzionemu z majatku Robinowi nie pozostaje nic innego do zrobienia, jak odwiedzic ojca chrzestnego w Lincoln!
Lincoln! To piekny zamek. Robin spedzil to wiekszosc lat swojej mlodosci. Mieszkal u dobrego przyjaciela swojego ojca, Lorda Godwina, który nauczyl go jak walczyc i poslugiwac sie lukiem. Taki sprzymierzeniec bylby mu obecnie potrzebny. Kiedy Robin dociera do zamku, spotyka go bardzo niemila niespodzianka. W zamku klebia sie ludzie
w barwach szeryfa Nottingham.
Robin musi teraz odnalezc Godwina. Miejmy nadzieje, ze ludzie szeryfa nie rozpoznaja w zakapturzonym mezczyznie Robina!
Robin wszedl do zamku. Znajduje sie teraz w czesci mieszkalnej. Przed soba widzi zolnierza, który spoglada za brame. Syn Lorda Locksley'a powoli podchodzi do niego i uderza z taka sila, ze zolnierz zemdlal.
Na lewo widzi mur oplatany przez galazki i liscie lian. Wspina sie po nich. O dziwo na murze znajduje sie kilka strzal. Robin bierze je. Patrzy przez mur, i widzi tam kilka luczników strzelajacych do celu pod dowództwem jakiegos lysawego sierzanta, który mówi do nich:
-Banda niekompetentnych glupców! Ostrzegam was, nie dostaniecie nic do jedzenia, dopóki nie zobacze strzaly w samym srodku celu. Raz, dwa, do roboty!
Jeden lucznik strzelil strzale tak niezdarnie, ze nie trafil w tarcze z odleglosci dziesieciu kroków. Sierzant zasmial sie. Takich ludzi Robin nienawidzi, wiec, aby zrobic mu na zlosc strzelil w sam srodek tarczy, bo lucznikiem jest bardzo dobrym.
Sierzant na chwile byl rozkojarzony, wiec nie zauwazyl, ze to Robina strzala.
W koncu rzekl:
-Och, co za cudowny strzal! No, na co sie gapicie? Dobra, slowo sie rzeklo - wszyscy do kantyny!
I wszyscy zolnierze wraz z sierzantem udali sie do baru dla zolnierzy.
Robin zszedl po lianach na dól i przeszedl przez brame tam, gdzie lucznicy strzelali do tarcz.
Na chwile przystanal, bo zauwazyl na ziemi sakwe. „Wyglada na pelna” - pomyslal sobie Robin. Wzial ja i w niej znajdowalo sie tam az piec set funtów! Robin bardzo sie ucieszyl.
Przy wejsciu do kantyny zauwazyl zebraka. Podszedl do niego i dal mu dziesiec funtów.
-Jak to sie stalo, ze zostales zebrakiem? - zapytal z politowaniem Robin.
-Zrujnowal mnie jeden gosc. Jak przejdziesz przez ta brame, która tu wszedles beda domy. Wejdz na pierwszy z nich. Tam wejdz po lianach wyzej, na te mala wiezyczke. Beda tam drzwi, a za nimi sypialnia tegoz goscia. Na pewno znajdziesz tam kilkadziesiat funtów.
-Dzieki za wiadomosc! - odparl niesmialo Robin, po czym udal sie za brame.
Znalazl tam pierwszy dom, wszedl na niego po drabinie, pózniej wszedl po pnaczach na mala wiezyczke, o której wspominal zebrak. Na prawo byly drzwi. Mlody Robin przeszedl przez nie i znalazl sypialnie z bardzo bogato ozdobionym lozem. Kolo skrzyni lezala sakwa z pieniedzmi. Wzial ja i wrócil na ziemie przez pnacza, dach i drabine.
Teraz Robin idzie strona przeciwna co do bramy z tarczami. Po swojej prawej stronie, w zagrodzie zauwaza male swinki pijace mleko ze swinki matki. Przed soba widzi plecy jednego lucznika, siedzacego i opierajacego sie o studnie. Robin podchodzi do niego i uderzyl z calej sily piescia w leb, tak mocno, az zolnierz zemdlal. Teraz na lewo znalazl schody na mur. Wszedl po nich i poszedl odcinek na murze stamtad do komnaty, gdzie sie opuszcza most zwodzony. „Musze sie potem jakas stad wydostac” - z ta mysla przecial sznur podtrzymujacy most. Mial juz wyjscie z zamku zalatwione, jednak jeden zolnierz maszerujacy nad nim zdziwil sie, ze most opadl i szedl juz do komnaty, ale Robin go uprzedzil, przebiegl przez mur, po schodach i juz po chwili znajdowal sie kolo studni i lezacego lucznika.
Robin udal sie dalej i juz byl przy bramie, która prowadzi do domu Lorda Godwina. Tej bramy pilnowal jeden pikinier, którego Robin Hood potraktowal piescia tak, az zemdlal. Robin nauczyl sie wlasnie u sir Godwina tak mocno bic piescia.
Przebiegl przez brame, potem przez droge, az doszedl do drzwi. Otworzyl je, ale w tym samym momencie zauwazyl go pewien zolnierz patrolujacy zamek tuz nad nim. Od razu ruszyl do ataku. Robin musi sie pospieszyc . Za drzwiami, które otworzyl Robin byly schody na wyzszy poziom murów i ... inny nadbiegajacy straznik. Robin stoczyl z nim szybka bitwe na srodku schodów, poniewaz Robin zatoczyl mieczem takie kolo, ze trafilo zolnierza w sam brzuch. Zolnierz padl na schody i staral sie z nich na sam dól.
Robin pobiegl dalej. Znajdowal sie na murze. Droga byla tylko jedna - na lewo - i tam tez sie udal Robin. Przeszedl przez drzwi, gdzie stal jeden zbrojny i podziwial tarcze ze szczerego zlota. Ta sala w ogóle przypominala jakies miejsce spoczywania zolnierzy. Na szczescie w tej chwili byl tylko on. Robin potraktowal go piescia i on takze zemdlal. Pózniej na lewo bylo kolejne przejscie. Robin przeszedl przez nie. Chwile znajdowal sie na murze, ale juz po chwili wszedl do kolejnej komnaty.
Ta komnata to nic innego jak jadalnia dla Lorda Godwina i kilku rycerzy. Byl tam trzy stoly, w tym jeden ozdobiony bialym obrusem. Z pewnoscia przystosowany dla Lorda. Byl tam takze piecyk, w którym palil sie ogien.
Robin zauwazyl tam jednego czlowieka, ubranego na zielono-pomaranczowe szaty. Ten mezczyzna to nikt inny, tylko Edward, jeden ze sluzacych Godwina. Robin za mlodu dobrze go znal. Prawdopodobnie bedzie on w stanie powiedziec, gdzie mozna znalezc Godwina. Robin podszedl do niego i dopiero teraz zauwazyl, ze Edward ma biale wlosy i biala brode. Ma takze róg na szyi.
-Ach, panie Robinie, czy to pan? - odezwal sie - Tak sie ciesze, ze pana widze! Szeryf oglosil, ze zginal pan podczas krucjaty! Wiec stary Stuteley mial racje. To bylo klamstwo, zeby szeryf mógl przejac pana ziemie! Oznacza to jednak, ze jest pan w wielkim niebezpieczenstwie!
-Mów mi po prostu Robin. Nie pan Robin - zasmial sie Robin - Wiesz moze, gdzie moge znalezc Lorda Godwina?
-Nie, Robin, nie wiem, gdzie jest sir Godwin. Zniknal, a ludzie szeryfa przejeli zamek, aby go odszukac - tak przynajmniej twierdza... Obawiam sie jednak, ze spotkala go jakas krzywda... To moze sie równiez przytrafic tobie, jesli nie opuscisz tego miejsca! Szeryfowi chyba nie spodoba sie fakt, zes powrócil...
-I co ja teraz zrobie? Dokad sie udam? - lamentowal Robin.
-Ja wiem. Prosze sluchac, przekaze wiesci mojemu synowi, który mieszka w wiosce na zachód od zamku. On pomoze ci uciec, Robinie... To wszystko, co moge zrobic. Niestety z zamku musi sie pan wydostac na wlasna reke, Powodzenia, panie Robinie - powiedzial.
Edward udal sie do okna, na parapecie napisal cos na kartce, zagral na rogu dwa razy i w chwile potem przylecial do okna mlody golab. Edward dal mu kartke do pyska i powiedzial: „Do mojego syna!” Golab odlecial.
Robin patrzyl na to z otwartymi ustami.
-No juz! Musisz sie stad jak najszybciej wynosic! - niemal zaryczal Edward.
Robin odwrócil i uslyszal za soba kroki. Kroki czlowieka w stali.
-Uwazaj! - zagrzmial Edward i uciekl.
Robina zauwazyl pewien straznik-pikinier. Rozpoczela sie walka. Pikinier zadawal Robinowi ciosy, ale ten dobrze je sparowal. Po kilku minutach, w czasie nie uwagi zolnierza Robin zadal mu decydujacy cios.
Zaczal biec tedy, skad przyszedl. Po chwili przekroczyl juz brame i jego oczom ukazala sie wieksza brama, wyprowadzajaca z zamku. Robin przebiegl przez nia i przy pomoc mostu zwodzonego, którego wczesniej opuscil dostal sie na wolnosc.
I udal sie na zachód, lub tylko mu sie tak wydawalo, bo nie zauwazyl wioski, tylko czterech zolnierzy, bawiacych sie kosztem jednego wiesniaka. Robin z gniewem ruszyl do ataku na nich. Po chwili wszyscy padli oszolomieni od ran na ziemie. Wiesniak uciekl, a do Robina biegl juz piaty zolnierz tego tez Robin oszolomil. Ten przy sobie mial
w sakwie troche funtów.
Robin pomyslal: „To nie zachód, tylko wschód. Musze sie udac w strone przeciwna.”. I tak tez zrobil.
Gdy przebiegl kolo bramy, zauwazyl most nad rowem. Robin przebiegl na nim, pobiegl chwile dalej i tam zauwazyl kolejnych zolnierzy. Chwile z pierwszym sie bil, ale po chwili padl oszolomiony od uderzenia w glowe rekojescia miecza Robina. Robin kolejnego zolnierza pokonal swoja mocna piescia. Zblizyl sie juz kolejny, rozmawiajacy z jakas dama. Dama wygladala, jakby nie chciala rozmawiac z zolnierzem, ale nie miala wybory. Zolnierz ja do tego zmuszal. Zolnierz zauwazyl go i juz zblizal sie do niego. Rozpoczela sie walka. Dama uciekla. Zolnierz bil sie dobrze, ale i tak padl oszolomiony od ciosów Robina.
Robin na ziemi znalazl opuszczona sakwe z pieniedzmi. Wzial ja. Obok znalazl kilka strzal. Je tez wzial.
Przeszedl odcinek do wysokich krzaków i zobaczyl czterech, rozmawiajacych ze soba zolnierzy. „A moze by tak wykorzystac ich chciwosc?” - pomyslal sobie Robin. Wzial on sakwe z pieniedzmi i rzucil w sam srodek zolnierzy. Wszyscy zaczeli brac pieniadze i bic sie o nie. Robin nie umial sie opanowac ze smiechu. Trzej zolnierze padli nieprzytomni od ciosu najsilniejszego z nich. Robin podszedl do niego i powiedzial:
-Bron sie! - i po minucie walki najsilniejszy z tej czwórki zolnierzy padl na ziemie nie przytomny.
Zabral pieniadze, które Robin wczesniej rzucil i przebiegl przez most, do wioski.
Znajdowalo sie tutaj piec domów. Kazdy mial dach zóltawy od slomy. Przed jednym z nich stala kobieta, ubrana w zólto-zielone szaty. „To pewnie ta, która chciala sie uwolnic od zolnierza, ale ten na to nie pozwalal” - zauwazyl Robin. W drugim domostwie stal mezczyzna, którego wczesniej Robin uwolnil od zlych zolnierzy. Przybiegl on do Robina.
-Dzieki twojej pomocy udalo mi sie uciec moim przesladowcom! - powiedzial uradowany - Nie wiem, jak ci dziekowac... Moment, wiem! Wez ten talizman, Dostalem go od mojej babci. Powiedziala, ze dzieki niemu nawet
z powazna rana unikne smierci. Wez go, ochroni cie przed najgorszym. Ale pamietaj, aby odzyskac sily, którys z twoich przyjaciól bedzie musial przy tobie czuwac. Jezeli bedziesz sam, to ten oto talizman nie zda sie na wiele...
-Dzieki, ale nastepnym razem uwazaj na ludzi szeryfa Nottingham - odpowiedzial Robin.
Robin uzyskal niezwykly amulet. Bardzo sie ucieszyl.
Przed trzecim domem siedzial mezczyzna o brunatnych wlosach i pomaranczowo-zielonej szacie - takiej samej jaka nosi sir Edward. Robin poszedl do niego niesmialo.
-Jestes moze synem Edwarda, slugi Lorda Godwina? - zapytal.
-Tak. Ty zapewne jestes Robin Hood?
-Zgadza sie - zasmial sie Robin.
-Panie Robinie! Otrzymalem wiesci od ojca, przygotowalem juz wszystko, co moze pomóc panu opuscic Lincoln. Ach, co za czasy - westchnal - Podatki sa nie do zniesienia, a ludzie szeryfa szukaja wszelkich sposobów, aby napelnic swoje kieszenie! Jedynie odwazny Stuteley próbowal sie przeciwstawic ich grabieznym planom, ale zostal pojmany i czeka go egzekucja w Nottingham. Tak, to naprawde smutne czasy!
-To Stuteley ma zginac?! - az wrzasnal Robin.
-Niestety tak - westchnal syn Edwarda.
-No to nie mam wyboru - musze go uwolnic!
I pobiegl drózka w strony Nottingham.
Za nim syn Edwarda westchnal:
-Tak, to naprawde smutne czasy!
Robinowi udalo sie opuscic majatek Lincoln, lecz jego sytuacja nie jest wesola. Nie udalo mu sie odnalezc swojego ojca chrzestnego i nie wie, gdzie ma szukac pomocy. Ponadto, mlody czlowiek donosi mu, ze sytuacja jest gorsza, niz sie wydawalo. Szeryf rzadzi zelazna reka, a kazdy, kto mu sie sprzeciwi, zostaje stracony. Tylko niewielka grupa ludzi, dowodzona przez Stuteleya, rzemieslnika, odwazyla sie mu przeciwstawic. Niestety, zostali niedawno pojmani i wkrótce trafia na szubienice. Ludzi ci mogli by pomóc Robinowi. Musi on ich uwolnic.
Awatar użytkownika
Kapitan Smith
Poganin
Posty: 750
Rejestracja: 21 października 2006, 12:31
Lokalizacja: Lublin
Kontakt:

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Kapitan Smith »

Oprócz tego, że pierwszy akapit i niektóre dialogi są przepisane z gry to całkiem całkiem...
Myślę, że jednak troszkę więcej opisów by nie zaszkodziło
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Edversion »

A jednak oprócz mnie i Leminga też ktoś grał w RH:LS! :) Fajnie.
Kapitan Smith pisze:pierwszy akapit i niektóre dialogi są przepisane z gry
No przecież powiedziałem, że to opowiadanie na podstawie tej gry, no nie?
Kaitan Smith pisze:trochę opisów by nie zaszkodziło
Opisów? Dobra, tylko czego. Na końcu książki zamierzam umieścić mapy wszystkich zamków z wnętrzem, przez co nie musiałbym szczegółowo opisywać świata w książce.
Awatar użytkownika
Kapitan Smith
Poganin
Posty: 750
Rejestracja: 21 października 2006, 12:31
Lokalizacja: Lublin
Kontakt:

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Kapitan Smith »

Edversion pisze:No przecież powiedziałem, że to opowiadanie na podstawie tej gry, no nie?
A prawa autorskie to co? (ok, ok, znowu przesadzam ;) )
W każdym razie, moim zdaniem, to Cię nie usprawiedliwia.
Edversion pisze:Opisów? Dobra, tylko czego
Hmm... Biorąc pod uwagę Lincoln, to rzeczywiście nie ma o czym gadać :-D Jednak, że to ma być na podstawie gry nie zamyka terenu, tylko do widocznego w grze. Można to wykorzystać na przykład tak: "Wtedy Robin odwrócił się i przez kilka minut wpatrywał się w piękne, wysokie..." Ale weźmy np. Derby. Wielkie zamczysko typu "orle giniazdo". Taki teren, aż prosi się o opis i nie trzebaby do niego nic wciskac na siłę.
Powiem jednak, że jesteś ciekawą osobą: bierzesz się za DromEda, pisanie i Thievery jednocześnie, jestem pod wrażeniem. Zobaczymy tylko co z tego wyjdzie. Życzę powodzenia!
Awatar użytkownika
Kerte
Paser
Posty: 193
Rejestracja: 15 maja 2006, 23:16

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Kerte »

Spoko opowiadanie, czekam na więcej. Również jestem fanem tej gierki.
"Omnis Homo Mendax"
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Edversion »

Kerte pisze:Również jestem fanem tej gierki.
Tak? Fajnie! :)
Kerte pisze:Spoko opowiadanie, czekam na więcej
No "więcej"... zamierzałem zacząć sprzedawać tę książkę, jeżeli tutaj wkleję całą, to będzie nieco bez sensu..

Ale macie Drugi Rozdział :-D :

Rozdzial 2
Stuteley uwieziony


Stuteley, stary przyjaciel Robina zostal pojmany przez szeryfa. Siedzi teraz zakuty w dyby, by wszyscy mogli zobaczyc, co sie dzieje z tymi, którzy sprzeciwiaja sie wladzy. Trzeba dzialac szybko, poniewaz szeryf zaplanowal na jutro egzekucje.
Przed zamkiem Nottingham jest niewielkie miasto. Robin przeszedl przez nie w pelerynie i kapturze na glowi, aby nikt go nie rozpoznal. I udalo mu sie. Bez zadnych podejrzen doszedl przed glówna brame zamku.
Na srodku drogi jest opuszczona przez kogos sakwa z pieniedzmi. Przed brama stoi dwóch zolnierzy. Jeden spiacy, drugi rozmawiajacy z kobieta. Po lewej stronie bramy znajduje sie zebrak, po prawej ogloszenie.
Robin zrzuca peleryne z kapturem, podchodzi ostroznie do sakwy, bierze ja i idzie do zebraka. Rycerz rozmawiajacy z kobieta nie zauwaza go. Daje zebrakowi dwadziescia funtów.
-Wiesz moze, czy jest jakas straz pilnujaca Stuteleya? Tego, co czeka egzekucja? -pyta.
-Tak, pieciu zolnierzy, w tym dwóch luczników. Jest tez troche przy domostwach takich co robia, co chca - odpowiedzial ochryplym glosem zebrak.
-Dziekuje ci, dobry czlowieku!
Robin powoli odszedl od niego, przeszedl kolo spiacego rycerza i uderzyl piescia tego, który rozmawial z kobieta, az zemdlal. Podszedl do ogloszenia i przeczytal:

Stuteley, bandyta i renegat. Skazany na wystawienie publiczne przed powieszeniem w towarzystwie trzech kompanów. Przebywa zakuty w dyby na glównym rynku naszego wspanialego miasta.

Szeryf Nottingham


Przeszedl przez brame do zamku Nottingham. Przed soba zobaczyl grupke dzieci bawiacych sie ze soba. Nieco dalej zauwazyl kobiete, stojaca i przygladajaca sie zabawie dzieci. Podszedl do niej, odwrócil sie w lewo i zobaczyl jednego zolnierza przypatrujacego sie Robinowi. Bez innego pomyslu Robin ruszyl na niego i po chwili bitwy zolnierz padl nieprzytomny na ziemie. Na nieszczescie Robina zauwazyl to inny straznik i podbiegl do niego, ale i ten dlugo nie pozyl, bo po chwili zolnierz padl takze nieprzytomny.
Robin przeszedl na prawo i tam byl juz glówny rynek. Na nim zwiazani ludzie. Robin podszedl do nich. Jeden z nich byl wielki i barczysty, drugi maly i zgarbiony a trzeci sredniego wzrostu ale o postawie prostej. Za nimi byly dyby a w nim Stuteley. Za dybami bylo dwóch zolnierzy poslugujacy sie pikami, oraz dwóch luczników.
Robin wyciagnal luk i wystrzelil cztery strzaly, które trafily czterech zolnierzy. Zolnierze padli nie wiadomo, czy martwi, czy nieprzytomni. Jeden z nich, gdy padal na ziemie narobil tyle wrzasku, ze zza domów wylonil sie sierzant, zobaczyl, co sie dzieje i zawolal straz. Przybylo dwóch mieczników i dwóch luczników. Dwóch mieczników zaatakowalo Robina, ale ten sie uchylil przed ciosem i uderzyl mieczem jednego, potem drugiego. Miecznicy padli na ziemie jak dludzy. Po czym Robin podbiegl do luczników, którzy w tej chwili nakladali strzaly. Lekko ich uderzyl mieczem i upadli na glebe, bo nie mieli na sobie zbroi. Na koncu zostal sierzant. Rozpoczal walke z Robinem. Trzeba bylo przyznac, ze byl to silny wojownik. Zadal kilka ciosów Robinowi, ale w koncu syn Lorda Locksleya pokonal sierzanta. W jego sakwie Robin znalazl troche pieniedzy. Wzial je. Wzial takze lezacym na ziemi lucznikom strzaly.
Podbiegl do swojego przyjaciela, Stuteleya i uwolnil go z dyb.
-Robin z Locksley! - odezwal sie byly wiezien. - w sama pore musze rzec. Chwalic Stuteleya!
-Nie móglbym spac spokojnie, gdybym kazal ci dluzej czekac, drogi przyjacielu. Ale dosc tej kurtuazji. Wiejmy, zanim ludzie szeryfa dojda do siebie - zarzadzil Robin.
-Jak nie, jak tak. Pedzmy do Sherwood. Mam tam dla ciebie niespodzianke.
Stuteley odwrócil sie i zobaczyl swoich przyjaciól i przypomnial sobie, ze istnieja.
-Prawie bym zapomnial - odezwal sie -Robinie, sa tu trzej moi kompani. Uwolnijmy ich! Ich pomoc bardzo sie przyda!
Robin rozcial im wezly na rekach i nogach.
-Jestesmy wolni - kontynuowal Stuteley - ale bez ekwipunku na wiele sie nie zdamy... Moze znajdziemy jakies uzyteczne przedmioty na ulicach Nottingham?
-Racja! Jak znajdziemy cos na naszej drodze powrotu to bierzemy to - odpowiedzial mu Robin.
Ruszyli w droge powrotna. Juz byli przy bramie. Dzieci dalej sie bawili kobieta dalej sie im przygladala. Nagle jeden z nich, ten zgarbiony powiedzial:
-Czuje zapach, ziól... ziól leczniczych. Sa na prawo - powiedzial i wszyscy odwrócili glowy w tamta strone.
Rzeczywiscie byly ziola, ale i zolnierze.
-Ja sie zajme tymi ludzikami w zbrojach - powiedzial ten najwyzszy, na oko najsilniejszy.
Robin skinal glowa.
Przyjaciel Stuteleya ruszyl na nich z zaskoczenia. Zolnierze go zauwazyli i od razu otoczyli, a ten zrobil taki zamach palka, która mial w rece, ze wszyscy opadli na ziemie nieprzytomni. Zgarbiony pobiegl do niego, wzial ziola i wrócil razem z tym silnym do reszty grupy.
Przeszli przez brame i doszli az do miejsca, gdzie Robin sciagnal peleryne. Tam byla kobieta i mezczyzna.
-Czemu tak to tutaj lezy? - zapytala kobieta mezczyzne.
-Nie wiem, chyba ktos to zgubil - zauwazyl mezczyzna.
Poszli kawalek dalej w glab przedmiescia
i od razu zauwazylo ich duzo strazy. Barczysty ruszyl na nich wszystkich. Pokonal ich po pieciu minutach walki, bez wiekszego zranienia. Wszyscy lezeli na ziemi oszolomieni.
Poszli kolejny odcinek drogi. Skrecili w lewo. Stuteley popatrzyl na prawo i zobaczyl jablko.
-Poczekajcie tu chwile - powiedzial.
Poszedl w strone jablka i po chwili wrócil z nim w reku do Robina oraz swych kolegów i powiedzial:
-Zolnierz uderzony jablkiem, prawdopodobnie oskarzy o to dzieci, które bawia sie w poblizu... To dobry sposób na odwrócenie jego uwagi. Ale nie wszyscy zolnierze beda chcieli uganiac sie za tymi malymi lobuzami.
-Och, mój stary, dobry Stuteley - zasmial sie Robin - caly czas o zdrowych myslach.
Stuteley usmiechnal sie, po czym razem z reszta bandy przeszedl kolejne dziesiec kroków. Robin spojrzal na prawo. Zauwazyl dwóch rycerzy, bawiacych sie kosztem pewnej damy w zagrodzie.
-O, wy! Tak to sie teraz robi?! - zagrzmial i ruszyl do ataku.
Oszolomieni rycerze wyjeli miecze i nastapila bitwa, po której uszedl bez ran tylko Robin. Rycerze padli oszolomieni od zranien.
Stuteley i jego przyjaciele patrzyli na to zdarzenie z otwartymi oczyma. Jednak barczysty podbiegl do zagrody
i wzial lezace na ziemi mieso.
-Gdy bede ranny, ta dziczyzna pomoze mi uzyskac sily - powiedzial, po czym zwrócil sie do kobiety, która rycerze meczyli - Móglbym ja wziasc?
-Alez oczywiscie! -odpowiedziala mu - Za to, ze mnie uratowaliscie, pozwole tobie silaczu, wziasc te oto mieso - nastapila krótka przerwa, a po chwili kobieta odezwala sie do Robina - Dziekuje ci, dobry panie.
-Nie ma sprawy - odpowiedzial jej Robin.
-Ja takze dziekuje, za te dziczyzne - ponownie zabral glos barczysty przyjaciel Stuteleya.
-E tam, nie ma za co! - zasmiala sie kobieta, po czym odeszla do swego domostwa.
Bohaterowie ruszyli dalej. Przeszli przez most, który znajdowal sie przed nimi. Robin ukradkiem spojrzal przez ramie na prawa strone i kolo pewnego domu zobaczyl dwóch rycerzy i poborce podatkowego nekajacych dwóch biednych ludzi. Teraz Robi naprawde sie wkurzyl. Zaatakowal ich tak zaciekle, ze nawet nie zdazyli wyciagnac broni - padli po chwili nieprzytomni. Poborca gdzies uciekl.
Na ziemi Robin znalazl sakwe pieniedzy - dal ja ludziom, którzy byli nekani przez rycerzy .
Po chwili Robin odnalazl poborce i uderzyl go piescia z taka sila, ze zemdlal. Nie znalazl przy nim ani zlamanego funta. ?Zapewne nie zdazyl jeszcze wyludzic od ludzi pieniedzy” - pomyslal sobie.
-Chodzcie! Juz stad idziemy. - powiedzial Robin do swych Stuteleya i jego przyjaciól.
Gdy przyszli, wszyscy ruszyli w droge do lasów Sherwood. „Ciekawe, co tam Stuteley zrobil!” - pomyslal Robin.
Po godzinie drogi Robin pomyslal sobie: „Moze by tak zapoznac sie z przyjaciólmi Stuteleya? Wszyscy powinnismy sie zapoznac”. Najpierw podszedl do wysokiego, barczystego.
-Pomyslalem sobie, abysmy sie poznali. Jak masz na imie? Ja jestem Robin Hood.
-Jestem Percy Kowal. Milo mi cie poznac, Robin - odpowiedzial.
-Masz moze jakies umiejetnosci? - zapytal Robin.
-Potrafie polowac na jelenie i bardzo glosno gwizdac, chociaz moja glówna umiejetnoscia jest moja sila - odpowiedzial mu Percy.
Percy ma dlugie wlosy i zielone szaty. Jest bardzo poteznie zbudowany. Posiada palke. Robinowi wydaje sie, ze nikt nie moze sie z nim równac sila.
Teraz Robin podszedl do zgarbionego przyjaciela Stuteleya.
-Jak sie zwiesz? Jam jest Robin Hood - powiedzial.
-Nazywaj mnie Patrick Maly - odpowiedzial mu.
-Masz jakies umiejetnosci? - zapytal Robin.
-Potrafie leczyc ziolami leczniczymi oraz celnie rzucac jablkami. O ich dzialaniu Stuteley juz opowiadal.
-Tak, wiem.
Patrick Maly to dobry dla niego przydomek, bo faktycznie Patrick jest Maly. Przy sobie ma widly i pomaranczowo - seledynowe szaty.
Robin podszedl do ostatniego, wyprostowanego kompana.
-Chcialbym sie z toba zaprzyjaznic. Jestem Robin Hood. A ty?
-Nazywam sie Edward Rybak.
-Potrafisz lowic ryby?
-Nie. Ten przydomek to po moim ojcu. On byl kiedys dobrym rybakiem.
-Acha! Rozumiem! Co potrafisz?
-Dobrze strzelac z luku.
-To tak jak ja. Cos jeszcze?
-Potrafie takze obronic moich przyjaciól przed strzalami wroga - i wskazal na swoja tarcze.
Edward ma na sobie pomaranczowo-niebieskie ubranie i pomaranczowa czapeczke, luk i drewniana tarcze. Na twarzy ma geste wlosy.
Kilka minut pózniej doszli do tej niespodzianki Stuteleya. Robinowi oczy wyszly z orbit.
Awatar użytkownika
Kerte
Paser
Posty: 193
Rejestracja: 15 maja 2006, 23:16

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Kerte »

"Więcej" też może znaczyć papierowe wydanie, czego ci życze.
"Omnis Homo Mendax"
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Edversion »

Tylko aby jakieś wydawnictwo przyjęło moje opowiadanie..
Awatar użytkownika
Kerte
Paser
Posty: 193
Rejestracja: 15 maja 2006, 23:16

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Kerte »

Spoko, spoko, najpierw skończ książke a potem pomyśli się nad wydawcą.
"Omnis Homo Mendax"
pejo
Paser
Posty: 224
Rejestracja: 16 czerwca 2006, 13:17

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: pejo »

Słuchaj Kapitana, Edversionie, bo mądrze człek prawi:) Nie to żebym się znał, ale, przydałoby się coś, co pociągnęłoby opowiadanie - albo dialogi albo opisy albo porywająca akcja, a najlepiej wszystko na raz:) Gdybyś nie napisał, że to na podst. gry to i tak wychodzi to od razu. Właśnie tak! Nie filmu, nie serialu, tylko gry. Robin, przechodzi od levelu do levelu, siekając kolejnych przeciwników i tyle. Poza tym mnóstwo błędów. I dlaczego nie używasz pol. znaków diaktrycznych? Pisz dalej, ja też Ci gorąco kibicuję. Zresztą każdemu kto pisze, maluje, śpiewa czy gra na fujarce. Powodzenia! Jeszcze coś. Mam nadzieję, że gry nie są dla Ciebie jedyną inspiracją podczas pisania, ponieważ to kończy się TAK! I jeszcze coś. Czy istnieją tu na forum jakieś opowiadania w świecie Thiefa? Chętnie bym poczytał.
Awatar użytkownika
Silvan
Akolita
Posty: 177
Rejestracja: 29 stycznia 2007, 22:27
Lokalizacja: Otwock k/ Wawy
Kontakt:

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Silvan »

Na wydawcę bym nie liczył. Pomijam fakt, że samo opowiadanie jest niedopracowane - brzmi jak relacja z gry. Jest trochę za mało opisów, akcja ciągnie się trochę wolno. Nagłe zmiany czasu i formy mówienia (patrzy przez mur (...)strzelił) też nie wpływają korzystnie na odbiór. Nie mówię, że opowiadanie jest złe - czytałem w życiu dużo gorsze, sam dużo gorsze pisałem. Niemniej brakuje mu tego "czegoś".

Poza tym, mało kto będzie zainteresowany opisem fabuły gry, nawet ujętym w formę opowiadania, zwłaszcza, że książek o Robin Hoodzie wyszło już dużo.

Nie chcę tu robić za zrzędę, ale nie wróżę Ci różowej przyszłości w przekonywaniu wydawców do swojej powieści.

Poza tym, trochę krytyki dobrze Ci zrobi. Kiedyś, podparty pozytywnymi opiniami kolegów, postanowiłem wysłać opowiadanie do czasopisma, gdzie spotkałem się z niezbyt przyjemną odmową.
pejo pisze:Czy istnieją tu na forum jakieś opowiadania w świecie Thiefa?
Ja piszę jakieś, mam nadzieję skończyć w tym tygodniu. Będziecie mogli mnie obsmarować.
Don't be afraid of darkness. Be afraid of what it hides...
pejo
Paser
Posty: 224
Rejestracja: 16 czerwca 2006, 13:17

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: pejo »

Silvan pisze: Będziecie mogli mnie obsmarować.
I skorzystamy! :twisted:
Awatar użytkownika
marecki
Kurszok
Posty: 635
Rejestracja: 13 września 2005, 15:59
Lokalizacja: Wólka Kozodawska

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: marecki »

pejo pisze:Czy istnieją tu na forum jakieś opowiadania w świecie Thiefa? Chętnie bym poczytał.
To ja zereklamuję może, bo Caer jakoś nie widać: http://80.55.143.106/~gildiaoswieconych ... oteka.html > Opowiadania

Miłej lektury!

Jeżeli sam, jak to ładnie ująłeś, piszesz, malujesz, śpiewasz czy grasz na fujarce, to oczywiście gorąco zapraszamy do podzielenia się owocami talentu.
Nothing is exactly as it seems, nor is it otherwise
pejo
Paser
Posty: 224
Rejestracja: 16 czerwca 2006, 13:17

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: pejo »

O, dzięki za linka. Przeskanowałem (przeczytam wieczorem) opowiadanie Caer i mówię od razu, że będę częstym gościem Gildii. :) Sam coś kiedyś napiszę, ale dopiero jak poznam dokładnie uniwersum Thiefa.
Awatar użytkownika
Sutriw
Mechanista
Posty: 386
Rejestracja: 03 sierpnia 2005, 08:48
Lokalizacja: Piła

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Sutriw »

W grę Robin Hood: Legenda Sherwood grałem i muszę przyznać, że to bardzo dobra gra.
Jeżeli natomiast chodzi o twoje opowiadanie to wybacz mi ale będę trochę okrutny...

Piszesz, że masz dość poważne plany, myślisz o jej papierowym wydaniu.
Niestety ale wątpię aby książka ta została przyjęta przez, którekolwiek wydawnictwo.

Pierwsza rzecz dyskwalifikująca książkę w oczach wydawcy to sam fakt pisanie jej na podstawie gry i ogólnie o Robin Hoodzie. O ile się nie mylę byłby srogie kłopoty z prawami autorskimi.

Moja rada dla ciebie to potraktowanie tego jako wprawy przed czymś większym. Radzę póki co zająć się którtszymi, bądź dłuższymi opowiadaniami publikowanymi w necie.
Jak na piszesz tego nawet trochę więcej to możesz pomyśleć o swojej stronie z opowiadaniami.
Jednak nie oszukujmy się, na obecnym poziomie literackim baardzo ciężko byłoby ci wydać książkę.
Dlatego dużo pisz, dużo czytaj i trenuj warsztat. Trening czyni mistrza.


Co do samego opowiadania to przyznam się szczerze, że nie przeczytałem całego.
Nie zainteresowało mnie. Pewnie dlatego, że jest to po prostu lekko ubarwiony opis zdarzeń z gry podany w (moim zdaniem) niezbyt wciągającej formie.
Jak wspomniał ktoś wyżej, zamieszanie u ciebie z czasem. Na twoim miejscu kompletnie zmieniłbym narracje, albo zdecydowałbym się chociaż na jeden czas.
"lysawego sierzanta, który mówi do nich:" - narracja w czasie teraźniejszym w tej formie nie wygląda rewelacyjnie.

"Teraz Robin idzie strona przeciwna co do bramy z tarczami." - a gdy jest to do tego przedstawiane w trzeciej osobie w ten sposób, to robi się już w ogóle nieciekawie.
Mamy tu po prostu po kolei opis wydarzeń z gry z oczu gracza.
Ogólnie nic ciekawa więc...

Za mało opisów pomieszczeń, wyglądu postaci, dialogów, niezbyt bogty język...
Oj, sporo jeszcze pracy przed tobą...

Nie załamuj się jednak i nie zniechęcaj do pisania.
To opowiadanie o Robin Hoodzie jednak mówiąć szczerze nie jest najwyższych lotów. Na wydanie ksiązkowe raczej nie ma co liczyć.
Tak jak mówiłem, potraktuj to jako rozgrzewkę, szlifuj warsztat i zajmij się pisaniem opowiadań do neta. Nie ma co od razu porywać się z motyką na słońce.
Awatar użytkownika
Silvan
Akolita
Posty: 177
Rejestracja: 29 stycznia 2007, 22:27
Lokalizacja: Otwock k/ Wawy
Kontakt:

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Silvan »

Jak to dobrze, że nie jestem jedyny "zły". XD
Don't be afraid of darkness. Be afraid of what it hides...
Awatar użytkownika
Sutriw
Mechanista
Posty: 386
Rejestracja: 03 sierpnia 2005, 08:48
Lokalizacja: Piła

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Sutriw »

Silvan pisze:Jak to dobrze, że nie jestem jedyny "zły". XD
Dobrze, że napisałeś w cudzysłowie bo tak naprawdę my jesteśmy tymi dobrymi. :)
Nie wciskamy kitu, że jest super tylko szczerze, w delikatny sposób zwracamy uwagę na niedociągnięcia.
Konstruktywna krytyka to rzecz cenniejsza od pochlebstw.

A złym być nie sztuka, jakby ktoś był złośliwy mógłby okrutnie zjechać to opowiadanie od góry do dołu. To jednak nie byłaby kontruktywna krytyka tylko bezinteresowna złośliwość i zwyczajne pastwienie się.
Awatar użytkownika
Kapitan Smith
Poganin
Posty: 750
Rejestracja: 21 października 2006, 12:31
Lokalizacja: Lublin
Kontakt:

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Kapitan Smith »

Sutriw pisze:A złym być nie sztuka, jakby ktoś był złośliwy mógłby okrutnie zjechać to opowiadanie od góry do dołu. To jednak nie byłaby kontruktywna krytyka tylko bezinteresowna złośliwość i zwyczajne pastwienie się.
DOSKONALE POWIEDZIANE!!!

Nowe motto dla piszących i tworzących :)
Awatar użytkownika
Silvan
Akolita
Posty: 177
Rejestracja: 29 stycznia 2007, 22:27
Lokalizacja: Otwock k/ Wawy
Kontakt:

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Silvan »

Kapitan Smith pisze:Nowe motto dla piszących i tworzących
I "niezapominajka" dla wszelakiej maści recenzentów.
Don't be afraid of darkness. Be afraid of what it hides...
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Caer »

pejo pisze:Przeskanowałem (przeczytam wieczorem) opowiadanie Caer i mówię od razu, że będę częstym gościem Gildii. :) Sam coś kiedyś napiszę, ale dopiero jak poznam dokładnie uniwersum Thiefa.
O, jakie? Jakie? Ja również chętnie poznam uwagi dotyczące mojego(ich) opowiadań.
Wraz z głównym designerem zapraszamy oczywiście do odwiedzin Gildii i cieszymy się, że ktoś tam zagląda (główny designer spręża się, jak tylko może, by w najbliższym czasie zrobić upload).
Zachęcamy oczywiście do dzielenia się własną twórczością. Jak tam, Silvan? Gdzie zapowiadane opowiadanie do obsmarowania? ;)
pejo
Paser
Posty: 224
Rejestracja: 16 czerwca 2006, 13:17

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: pejo »

Caer pisze:Jakie?
Przeczytałem shorta - bom leń - "Brak przyszłości". Na pewno nie brakuje Ci literackiego wyczucia, ale w sumie nie mnie to oceniać. Chętnie przeczytam coś mniej hermetycznego. Napisałaś z pewnością coś, co nie dzieje się w świecie Thiefa. Dawaj :-D
Silvan pisze:I "niezapominajka" dla wszelakiej maści recenzentów.
Nie recenzentów tylko czytelników. Jeśli przyjmiemy, że tworzymy tu kółko wzajemnej adoracji, to możemy zrobić komuś krzywdę. I niech się Edversion wreszcie ustosunkuje do naszych ocen :)
Awatar użytkownika
Silvan
Akolita
Posty: 177
Rejestracja: 29 stycznia 2007, 22:27
Lokalizacja: Otwock k/ Wawy
Kontakt:

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Silvan »

Caer pisze:Jak tam, Silvan? Gdzie zapowiadane opowiadanie do obsmarowania?
Suszy się XD (znaczy, pozbawiam je wody. Po kilku poważnych wpadkach staram się nie pokazywać opowiadań, których nie przeczytałem)

Patrzyłem na teksty na Gildii - IMO b. fajne. Z marszu przeczytałem prawie wszystkie. Garrett jako święty Mikołaj był jednym z najlepszych pomysłów, jakie kiedykolwiek słyszalem.
Don't be afraid of darkness. Be afraid of what it hides...
Awatar użytkownika
Caer
Szaman
Posty: 1054
Rejestracja: 05 stycznia 2003, 13:23
Lokalizacja: Karath-din
Kontakt:

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: Caer »

pejo pisze:Przeczytałem shorta - bom leń - "Brak przyszłości". Na pewno nie brakuje Ci literackiego wyczucia, ale w sumie nie mnie to oceniać. Chętnie przeczytam coś mniej hermetycznego. Napisałaś z pewnością coś, co nie dzieje się w świecie Thiefa. Dawaj :-D
Och, dziękuję. Właściwie nie za bardzo mam się czym pochwalić poza tym, co jest na Gildii, ale staram się pisać Interludium zrozumiale i zdecydowanie mniej hermetycznie. Czytaj rozdziałami, będzie jak serial ;).

Silvan pisze:
Caer pisze:Jak tam, Silvan? Gdzie zapowiadane opowiadanie do obsmarowania?
Suszy się XD (znaczy, pozbawiam je wody. Po kilku poważnych wpadkach staram się nie pokazywać opowiadań, których nie przeczytałem)
AAaaaaaa! *Caer zauważa, że opowiadanie zostało już zamieszczone na forum* Zabieram się za czytanie :twisted:
Awatar użytkownika
marecki
Kurszok
Posty: 635
Rejestracja: 13 września 2005, 15:59
Lokalizacja: Wólka Kozodawska

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: marecki »

Silvan pisze:Garrett jako święty Mikołaj był jednym z najlepszych pomysłów, jakie kiedykolwiek słyszalem
Miło słyszeć, że w końcu ktoś docenił :-D (naprawdę trzeba już zdjąć czapeczki emotkom).
Nothing is exactly as it seems, nor is it otherwise
pejo
Paser
Posty: 224
Rejestracja: 16 czerwca 2006, 13:17

Re: Robin Hood: Legenda Sherwood - moje opowiadanie

Post autor: pejo »

Caer pisze:Czytaj rozdziałami, będzie jak serial
Ale krótszy niż "Moda na sukces"? ;) A jeśli chodzi o długie cykle to właśnie rozpoczynam misję samobójczą: "Gra o tron" Georga R.R Martina, pierwszy tom sagi "Pieśń lodu i ognia". 6 tomów, 3 w przygotowaniu. Szok!
ODPOWIEDZ