[LITERATURA] CALL OF LAGON częśc druga

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

[LITERATURA] CALL OF LAGON częśc druga

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Opowiadanie napisane przez moją znajomą Lady Amarantę, nie przeze mnie. Jest to eksperyment, jak by mogło wygladać opowiadanko napisane przez kogos kto w ogóle nie zna gry i garretta, a pisze jedynie zainspirowany innym opowiadaniem, ktorego jest kontynuację

TEGO OPOWIADANIA ZRESZTĄ



To było wprost nie do uwierzenia. Gdybym nie znał tak dobrze człowieka który przekazał mi tę nowinę, posądziłbym go o zbyt wybujałą wyobraźnię. Albo słabą głowę. Właśnie dowiedziałem się, że ktoś znów wynajął płatnego zabójcę, by usunął mnie z tego padołu. W mojej głowie rozpoczęła się szaleńcza galopada myśli. Kto mógł wynająć zabójcę? Co go do tego skłoniło? I w jaki sposób zabójca ma zabić ZŁODZIEJA KTÓREGO NIKT NIGDY NIE WIDZIAŁ! Czyżby Mistrz Garret popełnił gdzieś błąd? Czy coś przeoczyłem?
Zdwoiłem czujność, co nie oznacza, że na co dzień chodzę po ulicach beztrosko jak kilkutygodniowe kocię. Pilnowałem się jednak na każdym kroku. Tym większe, było moje zdumienie gdy dwa dni później niemal dosięgnął mnie sztylet. Zdążyłem uskoczyć w ostatniej chwili. Nie usłyszałem świstu, ani błysku ostrza, po prostu coś kazalo mi zejść na bok. Sztylet brzęknął o bruk. Instynkt? Szczęście? Nieważne co, byleby nadal mnie wspierało. Ukryłem się w cieniu, plecami do muru wypatrując przeciwnika. Dojrzałem cień na dachu jednego z domów. Podpełzłem do miejsca gdzie upadł sztylet. Piękna broń, żałowałem, że nie miałem czasu przyjrzeć się bliżej. Niemal nie celując wysłałem ostrze tam skąd przybyło. Ulowiłem nikły świst i zaległa cisza. Ostrożnie zacząłem kierować się w stronę domu. Cień znikł. Wycofał się czy oberwał? Nie zamierzalem sprawdzać Do tej pory nikt nie był w stanie mnie przechytrzyć. Czyżbym trafił na równego sobie? Bo lepszy nie mógłby przecież być...
Zaryzykowałem powrót do swego pokoju. Przezornie jednak okrężną drogą, przez okno. Głupio tak wracać do domu tak jak zwykle wchodzi się do cudzego, ale co tam. Wśliznąłem się bezszelestnie i zamknąłem okiennice i wtedy, w ciemności, poczułem na karku oddech. Obróciłem się błyskawicznie, wyjmując broń lecz nim zdążyłem pomyśleć moje usta pokrył pocałunek. No co jak co, ale to mnie kompletnie zaskoczyło! Rzekłbym, bardzo niecodzienne...
Pocałunek nie pocałunek, przyłożyłem intruzowi miecz do gardła. W odpowiedzi usłyszałem śmiech i coś we mne drgnęło.Ten głos... Miły, miękki alt...
- Czarujący, jak zawsze...
- Kim jesteś?
- Zapal światło.
Zrobiłem o co prosiła. W końcu Garret nie da się wykiwać kobiecie. Nieważne kim by nie była. A to była...
- Lady Amaranta...
- Pamiętasz mnie – uśmiechnęła się mrużąc oczy. Przechyliła uwodzicielsko głowę i lustrowala mnie od stóp do głów.
- Czemu zawdzięczam wizytę?
- Raczej komu. Temu co mnie wynajął.
- Miałaś mnie zabić – bardziej stwierdziłem niż spytałem.
- Miałam i udałoby mi się. Tyle razy dawałeś mi okazję. Aż ciężko uwierzyć, że do tej pory nikomu się nie udało. – Hm... Czyżbym słyszał złośliwość w głosie?
- Przecież miałaś odzyskać tytuł i majątek? A ja mialem o tobie usłyszeć.
- Dość mam już sporów i szlacheckiego życia. Skrytobójstwo jest ciekawsze.
- Tylko trochę mniej bezpieczne...
Spojrzała chłodno, a jej oczy zobojętniały.
- Złodzieju, nie pouczaj mnie. Skąd wiesz czy ja chcę długo żyć?
- Widać nie długo skoro przychodzisz tu, żeby mi oznajmić, że masz mnie zabić.
- Miałam. Rozmyśliłam się.
Rozmyśliła się!? Chyba się przesłyszałem...
- Jak twój najemca cię dopadnie obedrze cię ze skóry.
Podeszła do mnie i zarzuciła mi ramiona na szyję.
- Igrasz z ogniem. Będziesz tego żałować.
- Nie będę - zamruczała mi do ucha.
Złapałem ją gwałtownie za nadgarstki i wykręciłem ręce. Odrzuciła głowę do tyłu, patrząc mi w oczy z lekkim uśmiechem. To ufne, łagodne spojrzenie. Puściłem ją, a ona pociągnęła mnie na łóżko.
- Garrecie, Garrecie – westchnęła prosto w moje ucho. – Dziś nie będziesz spał sam... Ściągając jej kaftan natrafiłem na bandaż.
- Zraniłem cię – szepnąłem wodząc ustami po jej policzku.
- Drobiazg. Pamiętasz? Akwyrta królewska...

No i fakt. Nie spałem sam. Zastanawiałem się co będzie jak się obudzi. Jak przyjmie fakt, że to była jednorazowa przygoda? Na wielkie uczucie raczej nie miała co liczyć.
Z zadumy wyrwały mnie jej zręczne palce.
- O czym myślisz? – zamruczała.
- O tobie – odparłem zgodnie z prawdą.
- Mmm... Na pytanie „Garret kochasz mnie?” raczej nie ma co liczyć.
Dobrze, że rzadko się rumienię.
- Drogi złodzieju, nie liczę na hołdy, ani trwały związek. Ale pamiętaj, że gdybyś kiedyś potrzebował pomocy lub towarzystwa jestem do dyspozycji.
- Amaranto, jestem złodziejem!
- A ja asasynem, i co z tego?
- A właściwie, czemu nie...
Obrazek
ODPOWIEDZ