[LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Rozplącz swoją wyobraźnię. Zagość w świecie stworzonym przez fanów lub do nich dołącz.

Moderator: SPIDIvonMARDER

Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

To się zgodzę, że ten Młotek to pewien skrót myślowy,ale planowany :)
Niemniej dziękuje za recenzję, zmotywowała mnie, bo szczerze bałem się, że wyszedł mi crap albo NWC (niewiadomoco)

PS: nie kumam na jaki dalszy ciąg czekasz :D Przecież wszystko wyjaśniłem...
Obrazek
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Edversion »

PS: nie kumam na jaki dalszy ciąg zcekasz :D Przecież wszystko wyjaśniłem...
Na nic nie czekam. Chodziło mi o to, że po przeczytaniu pierwszej części opowiadania (tej z tym nawiedoznym domkiem), czekałem i ciekawiłem się jak dalej potoczy się ta historia. ;)
Nie ma za co. :)
Awatar użytkownika
Mjodek
Poganin
Posty: 707
Rejestracja: 12 kwietnia 2008, 16:25
Lokalizacja: Zadupie

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Mjodek »

SPIDIvonMARDER pisze:ów Marco był postawnym, wysokim i silnym mężczyznom
Oj, Spidi, taki babol... Po tobie bym się tego nie spodziewał :P

ogólnie fabuła nawet interesująca, ale nie podobał mi się język w jakim było to napisane. I to "Bloody Hell"... Po co użyłeś angielskiego przekleństwa? W dodatku dziwnie nie pasuje mi ono do Garretta.

Ale poza tym nawet przyjemnie się to czytało.
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Keeper in Training »

No, Spidi, czyli jednak przeczytałeś wypociny Meyer :hyh . Mam jedno pytanie: który był wampirem :znu ? Jak rozumiem, czerpałeś z "Przed świtem". No i jakim cudem Garcio zawsze wpakuje się w taki kanał :rad ?
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

No way Keeper, nie wiem o czym mówisz...

Tzn wiem, ale nie czytałem tego, poległem po 40 stronach.
I jaki wampir?


PS: dzięki za mile słowa MJodek :)
Babol -> poprawiłem :) Faktycznie głupie...
Obrazek
Awatar użytkownika
ERH+
Kurszok
Posty: 530
Rejestracja: 14 sierpnia 2009, 04:34
Lokalizacja: Kadath... ...w okolicach poduszki przed trzecią w nocy

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: ERH+ »

Bardzo ciekawe, właściwie nie mam zastrzeżeń. Oczywiście kilka rzeczy trochę inaczej bym ujął, całość można by rozciągnąć w kilku miejscach, ale czyta się bez zgrzytów. I nie sądzę by zakończenie z wyjaśnieniem historii przez młotodzierżcę było jakimś deus ex machina -można by to oczywiście rozbić na kilka postaci, ale tak dłubać przy tekście można w nieskończoność.
Sam pomysł z rosnącym ponad miarę płodem kojarzy mi się bodaj z "Manitou" Grahama Mastertona, może czytałeś?
Charakter człowieka jest jego przeznaczeniem.
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Keeper in Training »

[quote="SPIDIvonMARDER"]No way Keeper, nie wiem o czym mówisz...

Tzn wiem, ale nie czytałem tego, poległem po 40 stronach.
I jaki wampir?
quote]
Ja musiałam dotrwać (kółeczko koleżanek nad głową :suc ), ale czułam się zniesmaczona. Ostatnio rozmawialiśmy o "Zmierzchu" - tam też jest wątek pół-wampirząt, które zachowywały się dokładnie tak, jak to opisane, więc zrozumiałam, że pijesz do tego :), tyle że wtedy jedno z trójki objętej "klątwą" musiałoby być wampirem. W ogóle, to byłoby śmieszne. A skąd pomysł na femme fatale? Naprawdę takie okropne jesteśmy :twisted: ?
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Sam pomysł z rosnącym ponad miarę płodem kojarzy mi się bodaj z "Manitou" Grahama Mastertona, może czytałeś?
Niestety nie :( Ów zabójczy płód to miało być wyjaśnienie i nawiązanie do obrazu z poprzedniego opowiadania (dziecko gryzące pierś matki). Tak przy okazji, to takich motywów jest więcej (tzn. analogii), poszukajcie ;]

A Keeper, to nie jest tak, że kobiety są zUe... przecież jestem romantykiem, więc dla mnie kobieta jest bóstwem... pozytywnym bóstwem. Po prostu zazwyczaj głównym złym w książkach jest facet... a ja napisałem o tym obrazie, pamiętniku... i nagle wpadłem na pomysł, że to będzie pamiętnik nie ofiary, a kata. A skoro kobiece pismo... ;]
Obrazek
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Ostatnio sobie obejrzałem pobieżnie kilka z powyższych opowiadań. Jeden wniosek: ale grafomaństwo! Aż mi teraz wstyd kogokolwiek oceniać czy krytykować... skoro sam tutaj powstawiałem takie śmieci. Brak korekty, dziwny język, błędy... o matko...

W każdym razie, chciałbym przedstawić tutaj pewien komunikat. Powyższy wniosek nie jest jego przyczyną, ale na pewno mnie trochę przekonał. Na razie końzę zabawę z Garrettem jako postacia literacką. Po prostu... chcę się z inm pożegnać. Wiele sobie wzajemnie zawdzięczamy... ale to już czas.
Powodów jest kilka. Pierwszy, to brak czasu na pisanie o nim. Po prostu pracuje nad róznymi tekstami, które są dużo istotneijsze i dla Garretta brakuje miejsca. Drugi powód to... nie ukrywajmy, ale takie złodziejskie opowiadanka to zabawa, a nie naprawdę poważne pisanie. Poligon, piaskownica... ale nie mój własny świat i pomysł. Zapożyczenie od kogoś konwencji. Ja jednak chciałbym pisać o swoim własnych świecie/światach.

W ramach pożegnania klecę teraz ostatnie opowiadanko (numer 14 zresztą. Ale się ich nazbierało przez te dwa lata!). Składa się z wielu pomysłów, gromadzonych przez lata, a dotychczas nie wykorzystanych. To ono będzie końcem...
Albo i nie. Kto wie, czy za 2 lata znowu nie nabiorę ochoty na Miasto? :)
Obrazek
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Oto moje opowiadanie konkursowe. Czas pracy: 3 dni plus korekta. Tym tekstem żegnam się z Garrettem i chciałbym podziękować mu za 3,5 roku współpracy, dziesiątki wspaniałych przeżyć... i te 250 stron maszynopisu (książka +15 opowiadań. Łuhu, trochę się nazbierało).

Mrok... bo to słowo kluczowe dla świata Złodzieja. W tytule pierwszego tekstu (TDP) jest on obecny, jak w ostatnim. W mroku chowamy się, mroczne tajemnice, mroczny plan...


16.THE DARK
MROK


Y nadejdzie niegdyś dzień,
w którym z Równowagi zejdzie ten niezwykły ciężar.
Jednak nie będzie to dzień radości.
Ni dzień gniewu.
Wszak szale nigdy nie staną się puste!
Kroniki Strażników

Budowniczy każdemu wyznaczył pracę, jaką ten wykonać winien. Kiedyś skończył swe dzieło, raduj się, albowiem Budowniczy już oczekuje Ciebie w swej kuźni.
MŁOTODZIERŻCÓW KSIĘGA ZASAD


Idźże człeku ku temu
czego w życiu nie dosięgnąwszy.
Tam czekawszy na ciebie ci,
którym tyś powierzył ducha!
NAPIS Z POGAŃKIEGO KURHANU

-To ty, Lytha? Podejdź proszę...
Usłyszałem stukot obcasów i jakiś nieduży cień zasłonił mi książkę.
-Cieszę się, że wróciłaś wcześniej. Robisz coś dziś wieczorem?
-Nie, Mistrzu. Jedyna osoba z którą chciałabym spędzić resztę dnia... on... zapuszkowali go do Cragscleft!
-A to dranie! – obróciłem głowę i spojrzałem jej prosto w oczy. Były czerwone i opuchnięte od płaczu. Miłość... jak ja się cieszę, że ją ominąłem w życiu! – To dobrze, że akurat dzisiejszy dzień wybrałem na... zobaczysz. Mam prezent... dla ciebie z okazji szesnastych urodzin.
-Prezent? - Na jej twarzy pojawił się niezdecydowany grymas, który w innych okolicznościach zapewne byłyby uśmiechem – Nie wiem, co mogłabym chcieć. Chyba tylko edykt łaski dla niego...
-Nie bądź taka przyziemna. Mój dar przyda ci się do końca życia, jeśli faktycznie chcesz być kimś więcej niż kieszonkowcem. Aha... nie licz na życzenia urodzinowe.
-Tak mistrzu... rozumiem... – jej twarz wyrażała zimną obojętność. Zignorowałem to.
-No więc zacznijmy od tego... że podaj mi mój pucharek. Powinna być w nim jeszcze resztka tego wina dodającego krzepy.
-Proszę mistrzu.
-Tak... zaraz to wypiję. W międzyczasie przygotuj się do wyjścia, jak na zwykłą robotę. Trochę sobie dziś pozwiedzamy!
*
Szliśmy złodziejskim traktem w stronę Starej Dzielnicy, a dokładniej mostu prowadzącego na Starodale. Nie zdradzałem jej celu wędrówki, gdyż wtedy mogłaby doznać szoku i spaść z dachu na ulicę. A kto wtedy pracowałby na moją emeryturę?
Emeryturę... to słowo coraz częściej zaprzątało mi umysł. Miałem wręcz wrażenie, że ono wypływa w prawie każdej rozmowie. Zaczynam mówić o nieboszczyku Basso, a kończę na złodziejskim odpoczynku. Chcę poruszyć kwestię prawie udanej próby odzyskania Zamurza sprzed roku, a i tak na koniec gadam o tym, że zgromadzone kosztowności kiedyś się skończą.
Przeklęta starość! Niby jeszcze nie mam pięćdziesiątki, ale i tak czasem... ot tak bez powodu, noga mi sztywnieje, a plecy kurczą boleśnie. Lytha kiedyś zażartowała, że powinienem miecz wymienić na laskę. To przestało mnie bawić.
Lytha... w niej ostatnia nadzieja, że nie zostawi mnie samego. Długi wdzięczności to jedyna ludzka waluta, jaką uznaję. A ona ma co nieco mi do zawdzięczania. Spotkałem ją po tej awanturze z Gamall i Strażnikami. Ciało czekało wiele lat, by stać się tym, czym jest teraz. Drobną i szczupłą panną, której głowę opatulają krucze skrzydła. Centralnie pod podbródkiem posiadała zabawny, kwadratowy pieprzyk. Wiele pracy włożyłem w jej wykształcenie, ale na szczęście widać rezultaty. Jest szansa, że po dzisiejszym wieczorze stanie się prawdziwą Złodziejką, Której Nikt Nigdy Nie Zobaczy.
-Lytha... zgadnij czemu przez te wszystkie lata tak naprawdę ani razu mnie dobrze nie ujęto.
-Jak to nie ujęto? Sama pamiętam jak siedziałeś w Brukowych Ciemnicach.
-Mówię „dobrze ujęto”. Gdyby tak się stało, nie rozmawialibyśmy teraz bez pośrednictwa kapłana albo przyzywacza duchów.
-To nie wiem... Eeee.... bo kryjesz się w cieniu, mistrza?
-Dokładnie. To sprawa czasem ważniejsza od otwierania zamków. Jednak tu nie chodzi o zwykłe skulenie się, nakrycie płaszczem i poczekanie, aż strażnik pójdzie dalej. Tak nie da się dobrze ukryć.
-Czy chodzi o coś w stylu „Niełatwo dostrzec Strażnika, zwłaszcza kiedy sobie tego nie życzy”?
-Gratuluję Lytha. Teorię już zdałaś. Teraz muszę ciebie tego nauczyć.
-Ale to łat...
-Jesteśmy!
Dotarliśmy do niedużej dziury w jakimś wysokim dachu, przy ulicy Cyklicznej. Namierzyłem to miejsce dwa wieczory temu i uznałem, że tutaj pokażę jej pierwsze kroki.
-Tutaj zrobisz pierwsze kroki... – powtórzyłem za swoją myślą - w „zagłębianiu się w Mroku”. Nie jestem sentymentalny, ale mój mistrz był. Jego słowo tak głęboko wryły mi się w pamięć, że nie ma innej rady jak przekazać je dalej.
-Jestem gotowa, mistrzu! – Stanęła obok dziury i nieśmiało zajrzała do środka. Na strychu było całkowicie pusto, jak po wyprowadzce.
-Zasada pierwsza – zmrużyłem oczy wysilając pamięć i wyrecytowałem - „mrok to twój płaszcz. By być prawdziwie niewidzialna, nie wystarczy założyć czarnych ciuchów. Musisz stać się ciemnością... pokochaj ją... to twoja najdroższa i jedyna przyjaciółka, która schroni Cię przed oczami nieprzyjaciół i pozwoli działać za ich plecami.”
Lytha skrzywiła się. Ja też nienawidziłem tego patetycznie zgniłego języka, ale cóż zrobić? Skoro mistrz nauczył mnie za jego pomocą, ja powinienem zrobić dokładnie tak samo.
-Co mam robić? – spytała swoim niskim głosem. Wzruszyłem ramionami:
-Nic, to tylko sentencja. Uwierz w nią, a będziesz gotowa do kroku drugiego.
Skinęła głową.
-Zasada druga! „Stań się mrokiem, dymem w ciemnościach. Uwierz, że to możliwe, po prostu uznaj za swą naturę, być niewidzialną...” koniec bajdurzenia – powiedziałem głośno - Teraz ja wejdę do tej dziury i koło siebie położę to – wyjąłem z kieszeni flaszeczkę z wodą święconą – Musisz to zabrać... ale tak bym ciebie nie zobaczył. Pamiętaj o tym, co powiedziałem przed chwilą. Powodzenia... złodziejko! – nie czekając na jej komentarz skoczyłem i znalazłem się na strychu. Syknąłem z bólu, ponieważ w nodze odezwała się jedna z dawnych ran. Lekko kuśtykając, dostałem się na środek pomieszczenia i usiadłem. Flaszeczkę ustawiłem za swoimi plecami.
Uspokoiłem się, tętno mi zwolniło... mogłem otworzyć zmysły i wsłuchać się w otoczenie.
Mam nadzieję, że jej się uda. Mamy dziś trochę roboty, a nie chcę zostać sam...
Jakiś cień na momencik zasłonił księżyc.
Weszła na strych.
Zupełnie nie słyszałem jej kroków. Taaaak... tę lekcję dobrze zapamiętała. Jednak ciemna sylwetka idealnie kontrastowała na tle nieco rozświetlonych łuną ścian.
-Widzę cię – powiedziałem spokojnie – zamknę oczy, a jak je otworzę masz zniknąć.
Niech jej się uda! Musi się udać... sam nie dam rady! Nieczęsto zdarza mi się to tak otwarcie przyznawać, ale są miejsce, do których nie chcę wracać.
A tylko to o którym teraz myślę... zamieni ją w prawdziwą Złodziejkę, prawdziwy Cień. To co tam przeżyje.. czy to ekscytację, czy szok, czy gniew... utrwali w niej tę umiejętność.
Tak jak utrwaliła we mnie, choć odbyło się to w zupełnie innych okolicznościach. Co to takiego było? Teoretycznie mój pierwszy skok... ale nie, coś znacznie późniejszego. Rezydencja Bafforda? Cragscleft?
Przed oczami stanęło mi wspomnienie ożywieńca powstającego z podłogi.... jego przerażający jęk i moja paniczna ucieczka potem.
Tak, to chyba...
-Hę? – mruknąłem. W czasie tych rozmyślań Lytha znikła mi z oczu. Obejrzałem się do tyłu... nie było buteleczki.
-Gratulacje moja panno. Zdałaś egzamin! – powiedziałem zadowolony, czując jak spada ze mnie napięcie. Wstałem i podszedłem do najciemniejszej plamy mroku, w samym kącie strychu. Plama lekko się ruszała.
-Wyjdźmy na zewnątrz z tej zatęchłej rudery. To dopiero początek nocy!
*
Szliśmy dalej w milczeniu. Zastanawiałem się, czy dobrze robię.. czy nie narażam jej niepotrzebnie na niebezpieczeństwo, tylko po to by dowiedzieć się w sumie nieistotnej dla niej rzeczy. Niby swoją „inicjację” mogła przeżyć w bardzo wielu miejscach.
Nie! To musi być akurat tutaj!
Mój instynkt złodziejski rzadko się myli.
I wtedy dotarliśmy na miejsce.
Panorama jaka się przed nami rozciągała, była tak samo złowroga, jak ją zapamiętałem tyle lat temu.
Zadrżałem na myśl, że muszę tam wejść... te czarne wieże, wysokie skrzydło główne, martwa fontanna i równie martwe drzewa.
Przytulisko Przedmoście
Staliśmy przez chwilę w milczeniu. Lytha patrzyła na mnie wyczekująco, aż nie wytrzymała:
-Gdzie dalej?
-Nigdzie... – odparłem lodowato – jesteśmy.
Dziewczyna otworzyła usta i zasłoniła je dłonią. Wytrzeszczyła oczy i spojrzała na mnie jak na wariata:
-Ale... – wyjąkała drżącym głosem – to... nie niebezpieczne.
Przypominała mi teraz małą, biedną dziewczynkę, której ojciec kazał iść spać w pokoju pełnym strachów.
Tak, tylko że w tym pokoju te strachy są prawdziwe.
-Zdaję sobie ze wszystkiego sprawę. Jednak... jeśli dziś damy radę zrobić to... no to co mamy zrobić, to już potem będziesz miała w życiu z górki. Nic nie będzie gorsze od dzisiejszej nocy. Będziesz zahartowana i może w perspektywie... lepsza ode mnie. Uważam, że warto zaryzykować.
Ale... – nagle w jej oczach strach ustąpił miejsca iskierkom gniewu – ale tobie to łatwo mówić! Jesteś stary i nie masz nic do stracenia. Ja jednak cenię swoje życie! Nie wejdę tam! Nie...
Westchnąłem i zrobiłem coś... po raz pierwszy w życiu.
Objąłem ją i przytuliłem mocno.
To było niezwykłe uczucie i nawet przyjemne... mieć w ramionach nieduże i delikatne stworzenie...
Ona chyba też była zaskoczona moim gestem, bo zamilkła.
-Lytha – szepnąłem – obiecuję ci, że póki będziesz blisko mnie, to nic nam się nie stanie. Wiem czego się po tym wszystkim spodziewać, a to bardzo ważne. Wystarczy że wejdziemy po schodach do biura kierownika Przytuliska, ja znajdę pewien papier... i wychodzimy. To wszystko.
-Obiecujesz? – burknęła
-Tak – zrobiło mi się głupio, bo jeszcze nigdy nikomu tak nie kłamałem w żywe oczy.
Odkleiliśmy się od siebie i podeszliśmy do bramy ośrodka. Pokonanie kłódki i kilku sztab okazało się drobnostką nawet dla niej.
Znaleźliśmy się w ogrodzie, obok fontanny. Nic tutaj się nie zmieniło, a przecież minęło prawie dziesięć lat!
Zło żyjące w tych murach musi być naprawdę potężne, skoro miasto boi się odzyskać tak atrakcyjną działkę.
Wyjąłem z kieszeni zmiętą kartkę. Zajrzałem do niej, by jeszcze raz upewnić się, że dobrze idziemy. Był to krótki list, który otrzymałem od swojej dawnej klientki z Wielkiej Biblioteki, lady Yoanny:

...jak już pisałam wcześniej, Bafford i Ramirez nie przynieśli rezultatów. To absolutnie pewne, możesz ich wykreślić ze swojej listy. Hoth i Qurt są tak mało prawdopodobni, że nawet ich nie sprawdzałam. Właściwie to jedynie lady Rumford byłaby w odpowiednim wieku i tak dalej. Przebywała w tym czasie w Mieście, a także miała znajomości w Przytulisku. Wybacz, ale to już musisz sprawdzić osobiście...

Zatem, chodźmy sprawdzić!
Podszedłem do głównego wejścia. Tak samo jak przed laty było zapieczętowane i zabite deskami. Lytha stała za moimi plecami, w dłoniach ściskając kurczowo łuk i strzałę. Rozglądała się dookoła i wodziła przerażonym wzrokiem po oknach.
-Nie martw się, tutaj nam nic nie grozi. Przytulisko na nas czeka w środku – powiedziałem nieco złośliwie.
Cofnąłem się i poszukałem wejścia piwnicznego. Drzwi były gościnnie otwarte, krata podniesiona... słowem jak za starych dobrych czasów.
Przełknąłem głośno ślinę, pot zrosił mi plecy. Ponownie wdeptuj do tej samej rzeki.
-Idziemy! – powiedziałem, by dodać sobie otuchy. Zrobiłem pierwszy krok w głąb podziemi. Potem drugi... słysząc za oddech Lythy jakoś tak było łatwiej...
Znaleźliśmy się na dole. Zalana piwnica, martwe lampy, porozrzucane śmieci. Kapanie wody...
Nagle daleki śmiech, odbijający się echem po pomieszczeniu.
Dziewczyna złapała mnie za rękę. Wzdrygnąłem się... i poprawiłem pas z mieczem.
Ruszyłem się do przodu, a krok w krok za mną Lytha. Po chwili dotarliśmy do kręconych schodów, którymi zaczęliśmy powolną i ostrożną wędrówkę na górę.
Tym razem nie miałem co liczyć na tajemniczą Lauryl, ani Murusa którzy jako ostatnio oczekiwali zbawienia w tych potwornościach. Tym razem miałem sojusznika z krwi i kości!
Nagle stukot... gdzieś u szczytu schodów, parę pięter wyżej. Stuk stuk... coraz bliższy!
Coś schodziło po schodach.
-Miecz! – syknąłem, wyciągając swój. Dziewczyna chwyciła sztylet z wizerunkiem młota na głowni... poświęconym w dodatku.
Stuk, stuk, coraz głośniej i głośniej.
Tuż nad nami!
Ujrzałem jak zza rogu schodów wyłania się wysoka postać w bandażach i klatce z elektrodami na głowie. Zamachnęła się... a wtedy wbiłem jej miecz w brzuch.
Mrugnąłem, nic nie było.
Stuk, stuk... po schodach staczała się mała drewniana lalka bez głowy. Minęła nas i dalej spadała, znikając nam z oczu.
Ale... przecież go wyraźnie widziałem!
-Uuuaach... – dziewczyna zgięła się w pół i zwymiotowała obficie. Kiedy skończyła, spojrzała na mnie z nadzieją, że jej pomogę. Wzruszyłem ramionami:
-Teraz będziesz czysta i nic nie będzie ciebie rozpraszało.
Nie skomentowała tego. Podjęliśmy z powrotem naszą wędrówkę.
Minęliśmy parter i hol. Był pusty. To dobrze. Pusty, czyli niegroźny. Jeszcze tylko jedno piętro, korytarz i dowiem się wszystkiego!
Czy będę miał zabezpieczenie na starość, czy dostanę szansę w jakiś sposób wyrycia swego imienia w dziejach Miasta.
Czy też umrę z głodu, samotny i zapomniany.
Cała nadzieja w szlachcie!
Dotarliśmy! Na środku klatki schodowej znajdował się schowek, w którym kiedyś zostawiłem butelkę oleju. Ku mojemu zdziwiony, tkwiła tutaj nadal. Czyżbym był jedynym złodziejem, który raczył odwiedzić to zacne miejsce?
Aż sam się skrzywiłem, słysząc własny dowcip.
Zakradliśmy się pod drzwi, za którymi powinien znajdować się gabinet kierownika. Ku mojemu zdumieniu, były zamknięte. Przecież je już raz otwierałem!
Do łachera!
Pokonanie zamka zabrało mi dwie minuty. Kiedy. Skończyłem, przystawiłem ucho do dziurki od klucza. Usłyszałem strzępy rozmowy...
-Włóczędzy... złodzieje, prostytutki... nie będzie...brakowało...
Wyprostowałem się zdumiony. Już kiedyś słyszałem tę rozmowę... kiedy i gdzie? Ten wysoki, jakby starczy głos... i drugi całkiem zwyczajny... znałem tych ludzi!
-Co... tam się dzieje? – spytała Lytha. Uśmiechnąłem się:
-Duchy robią sobie z nas żarty. No nic, wchodzimy!
Otworzyłem drzwi i schowaliśmy się za nimi.
Nic... ani dźwięku, ani niczego.
To dobrze.
W środku zauważyłem pierwszą prawdziwą zmianę. Sejf był otwarty, a wino które wtedy stąd ukradłem... no nie było go. To trochę poprawiło mi humor. Usiadłem za biurkiem i otworzyłem jedną z szuflad, pełną przegniłych teczek.
-Lytha?
-Tak, mistrzu?
-Oto plan działania: ja teraz poszukam pewnych dokumentów, a ty zamknij drzwi i nasłuchuj, czy nic nie idzie. Na zwykłe szepty nie zawracaj uwagi... duchy lubią plotkować.
Skinęła głową i wykonała moje polecenia. Ja mogłem zanurzyć się w lekturze...
Od dawna miałem wrażenie, że znamię w kształcie klucza na mojej dłoni to coś więcej, niż proste skojarzenie z dziurką Strażników. Ono musiało mieć drugie dno...
Ale jakie? – pytałem sam siebie próbując uporządkować pomieszane papiery. Świtał mi jeden pomysł...
O jest coś! Lista darczyńców, szczególnie zasłużonych dla Przytuliska. Hmmm... nie, nie, nie...
Matilda Rumford. 1399, 25000 finetów. Dopisek: wychowanek W załączniku oficjalny list z podpisem i nieużywanym od pół wieku herbem, w którym na białym polu... widniał klucz! Taki sam jak mojej dłoni!
Serce zabiło mi szybciej!
Tak! To musi być to! Jeśli moja teoria się potwierdzi...
...to jestem spadkobiercą majątku Rumfordów. Lady odeszła dwa miesiące temu, bez potomków, bez męża, bez testamentu.
W wyobraźni ujrzałem siebie, siedzącego w gabinecie jej rezydencji. Na biurku leżą zapisane pergaminy, a ja z piórem w ręku zapełniam kolejny, spisując swoje przeżycia i rady dla przyszłych złodziei. Potem wstaję i chowam wszystko do sejfu.
I tak do spokojnej, zasłużonej śmierci.
-Coś się stało mistrzu? Tak szeroko się uśmiechasz.
Głos Lythy wyrwał mnie z zamyślenia.
-Znalazłem pewną wskazówkę... jeszcze tylko jedna... – odparłem zwijając i chowając teczkę do kieszeni. Te dokumenty będą na wagę złota już niedługo.
A teraz jeszcze jedno...
Jedno, dla którego tutaj przyszedłem. W końcu sam herb mógłbym znaleźć w dziesięciu innych miejscach.
Otworzyłem kolejną szufladę. Zamiast teczek leżał w niej długi i połyskujący przedmiot. Wziąłem go niepewnie do ręki, patrząc na szklane klejnoty. Wiem co to jest... kto był takim skąpcem, że użył sztucznych diamentów...
Berło Lorda Bafforda!
Nagle zniknęło. Spojrzałem w dół i ujrzałem otwartą szufladę, pełną akt.
Co się ze mną dzieje?
Wróciłem do poszukiwań. Litera „G”... no nie ma nic niestety. No to może „R”... również nie to, czego oczekiwałbym.
Znalazłem za to księgę przyjęć. Ostatnia deska ratunku.
A... B... C... D... E... F... G...
Puls szalał mi w skroni. Oczy zaszły łzami z przejęcia.

Nie ma...

Zamknąłem książkę zrezygnowany.
Oszukany, opuszczony, rozczarowany.
Wszystko poszło w gruzy, cały plan, cała nadzieja!
Schowałem twarz w dłoniach...
-Mistrzu?
-Teraz to już bez znaczenia...
-Ale powiedz proszę. Co tam znalazłeś?
-Właśnie nie znalazłem – powiedziałem gorzko – nie ma tam mojego imienia.
Lytha spojrzała na mnie z zdziwiona
-A miało być? Przecież ty u Strażników...
-Strażnicy zabrali mnie z ulicy kiedy miałem kilka lat. Wcześniej mieszkałem niemalże na ulicy, żebrząc, pracując jako chłopiec na posyłki i drobny kieszonkowiec. Ale co było wcześniej... miałem nadzieję że tutaj się dowiem.
-Nadal nie rozumiem.
-Dowiedziałem się, że Lady Rumford miała nieślubnego syna, który odpowiadałby mi wiekiem. Ponieważ było to dziecko z wyjątkowo niewygodnego dla niej ojca, pozbyła się go oddając je tutaj, do sierocińca. By zarząd siedział cicho, przeznaczyła dwadzieścia pięć patyków na utrzymanie tego chłopca... dwadzieścia pięć! Tyle w tamtych czasach starczyłoby na pół życia! Niestety, nie ma tutaj nigdzie mojego imienia... a nawet jeśli faktycznie stąd pochodzę, to i tak nikt mi nie uwierzy.
Lytha kiwnęła głową. Ona też słyszała o lady Rumford i jej obecnie bezpańskim majątku. Przynajmniej tego nie musiałem wyjaśniać...
-Tak mi przykro...
-Ani słowa – przerwałem jej – nie czas na sentymenty. Zbieramy się!
Jak na komendę w zamku przekręcił się zamek, a ja wyraźnie usłyszałem znajomy głos Oka:
-Chciałbyś uciec? To byłoby zbyt łatwe...
-ZAMKNIJ SIĘ! – krzyknąłem i kopnąłem drzwi z całej siły, wywalając je z zawiasów. Wrzasnąłem ponownie, łapiąc się za nogę. Wciąż zapominam ile mam lat...
-Uciekamy! – rzuciłem i wybiegliśmy z pokoju. Jednak na schodach ktoś na nas czekał.
Był to najprawdziwszy Ratman, ze swoimi wąsami, szczurzą twarzą i ogonem. Dzierżył długi miecz, którym szorował ścianę. Gdy mnie ujrzał, uśmiechnął się i zasyczał:
-Takoż właśśśśśnie... głupoludzie! Twe wsssssssspomnienia czynią się mocarnymi bardziej coraz! Ja nie zniknę... – rzucił się w moim kierunku. Ledwo zdążyłem wyjąć swój miecz i odparować cios. Potem drugi i trzeci... był strasznie szybki. Nie miałem czasu nawet pomyśleć o jakiejś kontrze, kiedy on znowu wystosowywał cięcie.
Coś otarło się o mój kaptur, a Ratman krzyknął i zniknął.
Lytha sięgała po kolejną strzałę.
-Mało brakowało, a to ja byłbym... – syknąłem
-Wybacz mistrzu – odparła –uciekajmy!
Pognaliśmy dalej schodami. Zgodnie z moimi przeczuciami, krata w wejściu do piwnicy była opuszczona. Tym razem jednak wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Wyciągnąłem z kieszeni małą flaszkę z wymowną etykietką – widniała na niej duża czaszka i skrzyżowane piszczele. Odkorkowałem ją, cofnąłem się i wstrzymując oddech chlusnąłem płynem na metal. Zielona ciecz oblała pręt i zaczęła go trawić z sykiem. Powtórzyłem operację jeszcze w kilku miejscach, aż dwa pręty upadły na podłogę z brzękiem.
-Dobra nasza! Zwiewamy! – powiedziałem i przecisnąłem się przez lukę – pomóż mi! – powiedziałem, próbując otworzyć klapę od piwnicy. Wspólnymi siłami ją wyłamaliśmy.
Poczułem powiem powietrza, ujrzałem gwiazdy. I usłyszałem... daleką i piękną grę jakiegoś instrumentu dętego.
Otworzyłem szeroko oczy zdumiony. Gwiazdami okazało się malowane sklepienie niskiej krypty, a świeży powiew znikł.
-Co u licha? – spytała przestraszona Lytha.
-Witaj w Bonehoardzie – mruknąłem – Zbliżamy się do Sal Kojącego Pogłosu... – wkroczyłem do komnaty i rozejrzałem się. Było stąd tylko jedno wyjście, czyli długi korytarz, na końcu którego coś świeciło.
-Co to mistrzu? – spytała Lytha uśmiechając się – Ta muzyka... to najpiękniejsze co słyszałam. Tak uspokaja i usypia...
-To Róg Quintusów, ale nie daj mu się uśpić. Kto wie, czy da się z tego wybudzić... chodźmy dalej!
Korytarz zwężał się, aż stał się tak ciasny, że musieliśmy się czołgać. Dalej było tylko gorzej. Cofnąłem się i przepuściłem drobną Lythę, której udało się dobrnąć do końca.
-To róża mistrzu – krzyknęła do mnie z dalszej komnaty – To taka mała metalowa róża błyszczy!
-Weź ją! – odpowiedziałem.
Nagle korytarz znikł.
Wróciły gwiazdy. Wszędzie było ich pełno dookoła, wyraźnie odcinały się od czerni nieba.
-Róża wyparowała! – krzyknęła Lytha. Wzruszyłem ramionami:
-To wszystko zniknie, gdyż nie jest prawdziwe. Ale nim tak się stanie, może nas zabić, dlatego nie ruszaj się lepiej... – wyciągnąłem strzałę ognistą, napiąłem łuk i wystrzeliłem ją przed siebie. Mała pochodnia przez chwilę leciała, aż wybuchła uderzając o ścianę.
-Takie samo oszustwo jak u Constantina – powiedziałem z satysfakcją – to tylko pokój pomalowany w nocne niebo.
-Jak stąd wyjść? – spytała dziewczyna. Skupiłem się i spróbowałem sobie przypomnieć, jak stąd uciekłem ostatnio.
-Zginąłem... dla Przytuliska zginąłem, wyskakując z okna wieży. Czyli teraz też musimy umrzeć, ale na niby.
Nagle do naszych uszu dobiegło dalekie wycie, niczym upiorna wersja Rogu Quintusów. Tym razem pojawiliśmy się w eleganckiej komnacie, ze złotym dywanem i półkami zastawionymi książkami. W kominku płonął ogień, czyniąc pokój przytulnym.
-To biblioteka Bafforda... albo Ramireza... albo żadnego z nich – stwierdziłem. Spróbowałem otworzyć drzwi, ale klamka ani drgnęła, niczym w teatralnej dekoracji.
No tak, przecież to wszystko jest oszustwem.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi z drugiej strony. Wszedł przez nie Haunt, w czerwonej zgniłej szacie i dzierżąc w dłoni młot. Usłyszałem brzęk łańcuchów i szaleńczy śmiech.
Lytha krzyknęła przeszywająco.
Rzuciłem w Haunta buteleczką wody święconej. Zniknął niemalże od razu.
Lytha złapała mnie za rękę:
-Co to było?
-To Młotodzierżca, nie pierwszej świeżości. Potem o tym porozmawiamy... dziwne że nasze otoczenie nie zmienia się. Czyżby Przytulisko szykowało nam coś gorszego? Gasimy pochodnie! – wyjęliśmy strzały wodne i zaczęliśmy gasić wszelkie źródła światła..
W ostatniej chwili! Kiedy tylko cień zalał pokój, przez drzwi wszedł szeryf Truart we własnej osobie. Odgarnął kruczoczarne włosy z czoła i pogładził pochwę swego miecza.
-Kryjesz się Garrettcie? Nie martw się, już ja ciebie znajdę... – zaczął chodzić wzdłuż ścian, rozglądając się. Głupiec zupełnie mnie nie widział, gdyż szukał po złej stronie sali.
Ale Lytha... ona wprost idealnie odcinała się od faktury półek. Truart też to chyba zauważył, ponieważ zmienił kierunek i zbliżył się do niej.
Napiąłem łuk i strzeliłem mu w głowę. Krzyknął, a jego głos z basowego nagle stał się starczy i piskliwy. Rozejrzał się. Ujrzałem złotą maskę zasłaniające oblicze... Karrasa, który wznowił obmacywanie mroku.
Zniknij! Zniknij Lytha! – błagałem w myślach. Karras był już tylko kilka kroków od niej. Jeszcze nigdy nie widziałem kogoś tak umierającego ze strachu, jak ona teraz. Cała się trzęsła, usta jej dygotały, a w okolicach krocza ujrzałem mokrą plamę.
Strach...
Inicjacja...
Mrok...
-Jesteś gotowa! – krzyknąłem. Karras zaśmiał się i skoczył w moim kierunku. Wtedy dostał ponownie w głowę i upadł.
Spojrzałem w kierunku Lythy... a raczej miejsca, gdzie była przed chwilą.
Zniknęła.
Uśmiechnąłem się i z powrotem skupiłem uwagę na przeciwniku. Tym razem powstał jako Orland, miał nawet te swoje łacherskie okularki.
Rozejrzał się nieco bezradnie. Chrząknąłem, on uśmiechnął się w moim kierunku. Odpowiedziałem mu tym samym, naciągając cięciwę strzałą ognistą.
-Zaprawdę Garrettcie, myślisz, że mnie tym zabijesz? – zapytał jakże dobrze mi znanym, przemądrzałym tonem.
Nie odpowiedziałem i strzeliłem w pobliskie okno. Eksplozja wyrwała cały maswerk i otworzyła wyjście. Skoczyłem i przeturlałem się prosto do dziury.
*
Otworzyłem oczy i zacisnąłem zęby z bólu. Moja noga... postanowiła dobitnie przypomnieć, ile już dzisiaj przeżyła.
Leżałem obok martwej fontanny.
Odetchnąłem z ulgą. Pomysł stary, ale i tym razem uratował mi życie... nagle widok przesłoniła mi para niedużych, czarnych butów.
-Pomóż mi wstać... – powiedziałem.
Lytha zdecydowanym ruchem podciągnęła mnie do góry. Oparłem się na jej ramieniu i jeszcze raz wypuściłem głośno powietrze z płuc:
-Uuuueeech. Daliśmy radę... a raczej – spojrzałem na nią, uśmiechając się – ty dałaś radę. Gratuluję!
-To było... niezwykłe – opowiedziała wolno – jakbym nagle utraciła ciało... albo stała się strasznie mała. I... zarazem silna! Jakbym mogła zrobić wszystko, ponieważ mnie nie widać.
-Zapomniałem ci o tym powiedzieć... że to takie przyjemne. Ale chodźmy lepiej... – popatrzyłem ostatni raz na gmach Przytuliska. Nie zauważyłem nigdzie wybitego okna, zresztą żadne z nich nawet nie miało maswerku.
Tylko w jednym jakby pojawiła się twarz kobiety... ciemnowłosej i młodej. Kiedyś przyszła do mnie i przedstawiła się jako V...
Nie. Tym razem to już chyba naprawdę moje imaginacje!
*
Kiedy Lytha wróciła do domu, był już późny wieczór, a ja przy małej lampce elektrycznej przeglądałem ukradzione z Przytuliska papiery i podrzucałem sobie monetę. Palce nie straciły dawnej zręczności. Dłonie i oczy, zwłaszcza to mechaniczne, to chyba jedyne części mego ciała, które nie poddawały się starości.
Nie mogłem tego jednak powiedzieć o zmarszczkach na twarzy i siwych włosach. I o tej przeklętej nodze!
-Montujemy ekipę! – krzyknęła radośnie dziewczyna – jutro ruszamy na Cragscleft!
-To dobrze – powiedziałem lakonicznie – ja niestety z wami nie pójdę, ta noga nie chce dać mi spokoju. Jak znajdę wolną chwilę, to narysuję ci mapę ze wskazówkami.
-Dziękuję mistrzu – uśmiech na jej twarzy mógłby rozświetlić ciemność. Mimowolnie i mi poprawił się humor . Wyciągnąłem jeden z dokumentów i obejrzałem dokładniej. Po chwili powiedziałem jej to, co zajmowało mój umysł od czasu wyprawy:
-Te papiery owszem, nie dają mi tego czego żądałem, ale i tak są warte sporo szmalu. Myślę, że niejeden daleki, podejrzany krewny Rumfordów chętnie zdobyłby takie „pamiątki rodzinne”. O! Spójrz na ten akt przyjęcia dziecka do Przytuliska! Kto ciebie sprawdzi, czy faktycznie tam byłeś? Ważne, że masz papier świadczący, że Rumfordowa pozbyła się ciebie... ale że w twoich żyłach płynie jej krew. W końcu ta stara krowa nie stroniła od facetów do końca swoich dni.
-A czyj to akt? - spytała Lytha siadając obok, by samemu go obejrzeć. Miałem mały problem z odcyfrowaniem roztartego tuszu:
-Jakaś.... Lytha, świadectwo sprzed szesnastu lat... i kilku dni. Hoho! Dziewczynka, ledwo co urodzona. Znaki szczególne: nieco kwadratowy pieprzyk pod podbrud...kie...em...
Spojrzeliśmy na siebie... zapadła cisza tak głęboka, że bicie naszych serc zdawało się być hukiem.
Nagle rozbolało mnie strasznie kolano.
***
-Do łachera... – mruknął Garrett zapalając nową świecę - Kiedyś to był dobry wosk, a nie to cienkie gówno z importu, które rozpuszcza się w dłoniach! - Chwycił z powrotem pióro i zamyślił się... o czym to też chciał napisać? Przejrzał notatki i odnalazł zgubiony wątek.
Ciszę zakłócało jedynie kapanie tandetnego wosku oraz szmer starego, porządnego pióra.
Ale nic nie jest wieczne, nawet ta cisza. Nie minął kwadrans, kiedy zaskrzypiały drzwi i do pokoju ktoś wszedł.
-Artassianie, robisz więcej hałasu niż pijany Bełkotliwiec – sarknął Garrett nie przerywając pisania.
-Skąd wiedziałeś, że to ja? – zapytał zbity z tropu wysoki, młody i zdecydowanie przystojny mężczyzna. Miał szczęście, że dość szybko wyciągnięto go z Cragscleft i więzienie nie zdążyło odbić piętna na jego twarzy.
-Niech ci twoja żona jeszcze raz wyłoży czym jest złodziejki słuch – odparł jakby nieco zniechęcony mistrz – Czego chcesz?
-Zobaczyć twój łuk – powiedział nieco weselej mężczyzna.
-Wisi nad kominkiem, ale potem odłóż na miejsce!
.-Chciałbym wykonać jego kopię dla siebie... ale nie wiem z jakiego metalu wykonano ten celownik... przez tyle lat ci się nie urwał, a to niezwykłe. Wspaniała broń!
-Nigdy nie interesowałem się jej genezą – powiedział Garrett, wytrwale tworząc.
-Skąd go masz, mistrzu?
-Och do króćset! – złodziej odwrócił się zirytowany – czy muszę ci po raz setny opowiadać tę samą historię? Okradłem kogoś i go kupiłem, jak miałem piętnaście lat.
-Przepraszam, ale mam krótką pamięć...
-Specjalnie dla takich bystrzaków jak ty piszę ten tekst – popukał palcem kartki przed sobą – Jeszcze kilka dni i skończę! Wszystko co pamiętam, każdy ciekawy dzień mego życia. Czego nauczyłem się i sam wymyśliłem. Wszystko, co jest warte zachowania dla potomnych.
-A tak, mówiłeś wczoraj na kolacji... i na obiedzie, i tydzień temu... – Artassian podrapał się po głowie nieco znudzony – To ja już pójdę. Nie przeszkadzać, jak rozumiem?
-Gratuluję domyślności – wycedził przez zęby Garrett wracając do pisania.
Trzasnęły drzwi i znowu zrobiło się cicho.
-Lubię ciszę – pomyślał złodziej – kiedy otoczenie jest ciche, to jakby mój wzrok przewiercał mury i widział wszystko, dosłownie wszystko... dobra uwaga do tekstu! – zaczął kartkować dzieło, szukając odpowiedniej strony. Nagle wyczuł czyjąś obecność w pokoju. Wciągnął powietrze i uśmiechnął się:
-Cześć Moira!
-Ja... skąd wiedziałeś? – z mroku wynurzyła się drobna i smukła szatynka, z całkiem atrakcyjną blizną na policzku.
-Nie usłyszałem jak weszłaś, czyli musisz być złodziejką. Lytha wróci jutro, zatem kto pozostał?
Podeszła i przytuliła go śmiejąc się:
-Haha, znamy się tyle lat, a ciągle mnie zaskakujesz!
-No i znam zapach twoich perfum – teraz on się uśmiechnął i pocałował jej dłoń.
-Skorzystałam z zaproszenia Lythy i przyjechałam na tydzień. Chciałam być świadkiem momentu, w którym kończysz swoje dzieło. Napisałeś o mnie?
-Tak tak, jest wszystko. I poszukiwanie Ciernia Stalowej Róży... i ta zabawna historia z gitarami... i...
-Dobrze dobrze, wierzę ci.
-Cieszę się, że przyjechałaś. Zawsze czuję się odprężony, kiedy jesteś blisko... jakby wszystkie problemy przestawały być ważne, zasłonięte ciepłą kurtyną.
-Och – zachichotała – zawsze powtarzałam, że potrzebna ci kobieta.
-Teraz już za późno – stwierdził kwaśno złodziej – No ale mam ciebie! – Moira oblała się rumieńcem i odpowiedziała:
-To ja idę się przebrać, a jutro przyjdę zobaczyć dokładniej... i nanieść poprawki – pocałowała go w policzek i pląsając wyszła z pokoju. Garrett pomyślał, że unosi się jakby cal nad ziemią... zaraz zaraz?! Czy już ktoś tak kiedyś o kimś nie powiedział?
Garrett odszukał rozdział zatytułowany „Assasins” i nakreślił kilka zdań na marginesie. Potem wrócił do innej strony i dopisał wstęp, podpisując go „Kroniki Strażników”. Jeszcze gdzie indziej w pozostawionym zawczasu pustym polu szybko od ręki naszkicował mapę Zaginionego Miasta. Jej nigdy nie zapomniałby...
Jak i innych rzeczy... tylu lat i ludzi, tyle zdarzeń i miejsc.
Strażnicy, Młotodzierżcy, Mechaniści, Poganie, złodzieje, patrycjusze, kupcy i zwykli obywatele...
Bafford, Ramirez, Truart, Karras, Gammal, Szachraj, Budowniczy, Seth, Victoria, trzy Czaple...
Lady Amaranta, Basso, Felix, Moira, Artassian, Bezwzględny Perry, Farkus, Lauryl, Murus, Lytha...
Ratmani, ludzie, Haunty, Kurszokowie, Bełkotliwce, Żywiołaki, duchy...
Róg Quintusów, Miecz Constantina, Korona Kurszoków, Oko, Stalowa Róża, figurka Izydy, pamiętnik, mechaniczne oko...
I on sam jeden osią tego wszystkiego.
Wstał i przeciągnął się. Chwycił opartą o biurko laskę, a której gałce wyrzeźbiono kilka hieroglifów. Zresztą od kiedy mieszkali w Rumford Manor, to glify na stałe zadomowiły się wśród motywów dekoracyjnych na ścianach.
Garrett ostatni raz spojrzał na swoje notatki i mruknął coś w stylu „czas spać”. Nabrał powietrza i zdmuchnął płomień świecy.
Mrok ogarnął mały, ale misternie wykaligrafowany na okładce napis:
-Opowieść o Złodzieju, Którego Nikt Nigdy nie Widział.
Obrazek
Awatar użytkownika
Edversion
Arcykapłan
Posty: 1405
Rejestracja: 21 sierpnia 2006, 10:19
Lokalizacja: Zabrze

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Edversion »

Nie wiem, czy to jest odpowiednie miejsce na ocenę. Gdyby jednak nie, to proszę o przenosiny. ;)

Tekst sympatyczny, czytało się go bardzo przyjemnie. Oceny samej "techniki pisania" się nie podejmę, wszyscy dokładnie już wiedzą jakiego kalibru jesteś pisarzem, nie ma po co się tutaj powtarzać. ;)

Co do samego tekstu:
Akcja w Przytulisku dała jakby kopa fabule, było dużych ciekawych akcji, tajemnic, dziwnych zbieżności.. była zapowiedzią interesującego ciągu dalszego, czegoś czym się nie stała (mam na myśl spokojne, fotelowe zakończenie). Odnoszę wrażenie, że w tym tekście starałaś się bardziej napisać epilog do swojej obszernej i twórczej kariery, jaką poświęciłeś Złodziejowi, napis "The End" i podpis pod nim.. Uznałem go bardziej jak zamknięcie twojej działalności, aniżeli pracę konkursową. :P
Ale znowu odbiegłem od tematu.. ;)
Same opowiadanie:
W tekście można doszukać się wiele bardzo interesujących rzeczy, motywów. Można śmiało powiedzieć, że jest idealnym wzorcem w wielu dziedzinach dla młodych, kształcących się literatów, których mamy na forum.
-Każdy się starzeje, nawet Garrett. W tekście widzimy zmianę nie tylko fizyczną (coraz częstsze bóle, problemy wydolnościowe) lecz i mentalną (trochę mu odbiło na starość; ze samotnika stał się duszą towarzystwa ;) ).
-Przekazanie pałeczki dalej, trening Lythy ukazany w taki sposób, że można się w nim dopatrzeć treningu samego Mistrza, który miał miejsce tak wiele lat temu. Ciekawe rozwiązanie.
-Artiassian (nawiązanie do Artassa z T-Forum?) :P
A z minusów tylko dwie rzeczy.
Lytha jakoś.. zbyt szybko wszystko załapała, jeśli chodzi o jej trening z początku opowiadania. To było jak pstryknięcie palcem i już nauczona.
A drugie.. klucz na dłoni Garretta, zawarta w nim moc Personifikantów i tajemnica Strażników - bardzo ważny motyw.. Jakie tu niby powiązanie z rodem Rumfordów? Nie mam do końca pojęcia.

Ogólnie tekst przyjemny, zgodny z tematem konkuru. Mam też nadzieję, że nie jedyny, jaki zostanie wysłany przed Wigilią. ;)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Dziękuję za ocenę, zgadzam się całkowicie :) Z błędami też. Faktycznie Lytha trochę za szybko to załapała, ale jako praca konkursowa nie mogłem zbytnio się rozpisać, bo by to wszystkich wynudziło. Może zrobię tego wersję 2.0

Zgadza się, że ta praca bardziej niż jako samodzielna historia funkcjonuje jako epilog tej całej reszty. Na swoją obronę dodam, ż konkurs to chyba dobra okazja na pożegnanie się z bohaterem... wiecie ostatni sezon itd :)

PS: Artassian to oczywiście że Artass :) Bardzo dosłowna aluzja.
Obrazek
Awatar użytkownika
Keeper in Training
Arcykapłan
Posty: 1409
Rejestracja: 01 października 2009, 15:01
Lokalizacja: Miasto, Południowa Dzielnica (przy fontannie)
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Keeper in Training »

Kilka ciekawych wątków, akcja w Przytulisku naprawdę klimatyczna, zakończenie tak "krzepiące", że aż nie pasuje do Garretta... Nie wiem, czemu, ale skojarzyło mi się z "Opowieścią wigilijną" Charlesa Dickensa. Hmmm... Garrett jako Scrooge? Dziwne skojarzenie, wiem, ale takie odniosłam wrażenie. Zgadzam się z Edkiem, że ta dziewczynka to po prostu jakaś albo kolejna wybrana, albo co... Rozumiem, że chciałeś ograniczyć tekst (mnie to się nigdy nie udaje, buu :smu ), aczkolwiek wolałabym, gdybyś pokazał zmaganie się z wielkimi trudnościami, niż takie pstryk. Ponadto zgubiłam się co do roli Moiry, Artassiana... Jeśli to Lytha miałą być "następczynią", to jakie były role pozostałych? Poza tym, parę dziwnych zachowań Garretta...

- Garrett mieszka w jakimś domu, wokół jest pełno młodych par, szczęśliwych jak nie powiem co, a on w roli dziadunia... Brakuje tylko słodziuchnych bobasków :twisted:.
- Moira rozczula się nad Garrettem ("Mój ci on!"). Wątpię, żeby po czymś takim jeszcze wpuścił ją do mieszkania.
- Garrett robi coś dziwnego z woskiem. Co???
- Garrett jest miły, docenia kogoś, prawi komplementy, a potem jeszcze na dodatek całuje Moirę w rękę. Zdziecinniał, przeszedł trudną chorobę lub nadchodzi Apokalipsa :prze .

To nie są błędy, po prostu chyba chciałeś skończyć na razie swoją karierę z Thief'em w stylu "I żyli długo i szczęśliwie". Powiedzmy sobie szczerze, Garrett nie jest szczęściarzem. I nie jest milusi. Nie chcę tu wyjść na marudę, ale wydaje mi się, że nie będzie "I żyli długo i szczęśliwie". Nie będzie tylu przyjaciół, ognia na kominku i kubka czekolady pod ręką. No, ale to już moje zdanie. Chyba się starzeję 8-).

Nie wiem, może się mylę, ale dla mnie - pomimo poprawności stylistycznej i ładnego języka, z tym nigdy nie miałeś problemów - przesłodzone. Mnie to nie zagrało. Ale Ty jesteś Autorem, więc Twoja wola :jez . Czytało się fajnie, choć po tym Przytulisku akcja zwalniała (lub się zatrzymywała). Zgadzam się też z Edkiem, że nie rozumiem motywu tych Rumfordów. Znaczy, doszłam do tego, że to Lytha była spadkobierczynią, ale nie rozumiem, czemu akurat Rumfordowie... Jeśli chodziło o to, by praca nadawała się pod temat konkursu „Memoriał lorda Bafforda”, to tak, ale proszę, wytłumacz to.

A, jeszcze jedno, w tym momencie, kiedy czytają o tych Rumfordach, w podbródku weszła Ci literówka ;) . Ale to każdemu się zdarza.

PS Myślę, że mylisz się - jakoś inne Twoje teksty nie zanudzały czytelników :roll: ;) .
"(...) Garrett had the humbling realisation that he'd smothered more girls than he'd kissed. A good deal more. An embarrassingly good deal." - RedNightmare, "Half-Full"
Awatar użytkownika
Moira
Skryba
Posty: 319
Rejestracja: 04 listopada 2008, 21:15
Lokalizacja: Białystok

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Moira »

Kogo nie zanudziły, tego nie zanudziły :) :)

Tak tak, żartuję, niestety. Chociaż...?

Zgadzam się z Keeper. Za słodkie. I jakoś nie wydaje mi się, żeby Garrett chciał komukolwiek tą wiedzę przekazywać. Inną sprawą jest "sprzedanie" takiej wiedzy. Z Moirą to strasznie dziwnie ci wyszło. On ją całuje w rękę!? W rękę po której tyle razy od niego dostawała, albo którą miała ochotę go czasem udusić? Niee... Nie gra mi to. :-D
Co do gramatyki, języka - bardzo dobrze, jak zwykle zresztą.
Nie wstawiam pracy na konkurs więc nie będę się tak rozpisywać :)

Szkoda, że już kończysz. Ale rozumiem cię, wszystko się kiedyś kończy, nawet złodziejstwo.

Chociaż..?
Obrazek
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

No cóż, ten happy end to moje ryzyko. Szczerze mówiąc zawsze marzyłem o tym, by ten biedny Garrett w koncu znalazł coś szczęśliwego. Ja sobie szczęśliwą starość tak wyobrażam, zatem ją tutaj zaaplikowałem. Dużo nad tym wszystkim myślałem i wyszło mi coś takiego... tym happy endem chciałem:
1. Podsumować cały dorobek Złodzieja
2. Pokazać, że znana nam historia o Złodzieju to są jego wspomnienia! Zauważcie, że wszystkie moje teksty są piwane w pierwszej osobie i w czasie przeszłym... w formie opowieści. Tylko ostatni fragemnt to narraccja trzeciosobowa, gdyż Garrett wstaje od książki i jej w tej chwili nie pisze.
Czyli dla jasności

ja(pisarz)=opowiadający swoje dzieje Garrett

Moira i Artass na końcu nie mają żadnego głębszego sensu fabularnego. To tło klimatyczne i mały prezencik dla tej dwójki wyjątkowych dla mnie ludzi z TForum. Skoro to ostatnie opowiadanie, to neich i oni będą szcześliwi na koniec :)

To tyle. Pamiętajcie, że Garrett ma tutaj jakieś 60 lat, czyli jest u kresu życia. Patrząc po swoim dziadku... widzę jak czlowiek potrafi się niesamowicie zmienić wtedy.
Obrazek
Awatar użytkownika
Regis
Skryba
Posty: 262
Rejestracja: 22 maja 2004, 19:17
Lokalizacja: Białystok / Warszawa

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Regis »

Wróciłem do świata Thiefa, więc i forum odwiedziłem i tak od linku do linku i trafiłem na ten temat.
SPIDIvonMARDER, masz może spisane w jednym pliku te wszystkie opowiadania jakie skleciłeś tutaj na forum? Jeżeli tak, to proszę o podesłanie (wraz z książką) na adalbertmazurek@wp.pl
"The essence of balance is detachment."
-- Mayar
Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Hadrian »

To jest temat o książce? Więc...:

Bardzo fajna, szkoda że niespójna z grą i pozmieniane jest dużo rzeczy, ale mimo to fajnie się czyta. :) Jeszcze nie skończyłem (będę czytał "Zabójcy") ale dlaczego używasz angielskich tytułów (Lord's Bafford Manor, Assassins) i niektórych nazw (Bonehoard, Cragsleft) skoro są one spolszczone w grze, a ty piszesz po polsku? :)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Dwujęzyczne tytuły mają moim zdaniem fajny klimat, a ponadto jak zaczynałem pisać książkę, to posiadałem jedynie angielską wersję i najzwyczajniej w świecie nie znałem polskich tytułów :) Pamiętam nasze podniecenie z kumplem, jak odcyfrowywaliśmy "Bonehoard"... kościany skarb. Woooow! Ale super nazwa! :D
Tak samo używam angielskich nazwisk, nazw własnych - dla klimatu. Ponadto trochę denerwuje mnie tendencja do tlumaczenia wszystkiego... Thief ma jednoznczanie anglosaski charakter, więc imiona takie jak "Janusz" dla jakiegoś bohatera brzmią moim zdaniem gorzej niż" Johnny".

A co do spójności z grą to są dwa powody: jeden to niedokładne zapamiętanie detali, a drugi to chciałem dodać coś od siebie xD A że to Marcowi się podobało i chciał użyć niektórych fragmentów w swojej grze, to poszedłem w tym keirunku xD Marca poznałem na forum jako jednego z pierwszych userów.
Obrazek
matilon
Młotodzierżca
Posty: 851
Rejestracja: 23 grudnia 2009, 13:41
Lokalizacja: Lublin

Thief 2

Post autor: matilon »

SPIDIvonMARDER pisze:Jeśli faktycznie się na to zdecydujecie, może ja bym się jakoś przysłużył? Sam rozważam napisanie części II książki.
Napisz ją. Fajnie że jednak nie skończysz swej literackiej przygody z Garrettem, tak ja pisałes ;)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF: MROCZNY PROJEKT [FABULARNE STRESZCZENIE]

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Ale ta deklaracja o napisaniu II części jest z 2009 roku, kiedy to w ogóle byłem w połowie swojego maratonu opowiadań :) Teraz już mogę Wam powiedzieć, że na 99% Thief 2 nie powstanie :/
Jednakowoż to bardzo miłe, że ktoś ją pożądałby... a więc... może ją sami napiszcie? :)
Obrazek
Awatar użytkownika
Hadrian
Złodziej
Posty: 2423
Rejestracja: 08 stycznia 2009, 13:38
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF: MROCZNY PROJEKT [FABULARNE STRESZCZENIE]

Post autor: Hadrian »

Ja mam chęci, ale wiesz... Mam drugie do napisania ;) To, przy którym mi pomagasz, mam niby cztery strony, dużo, ale jak się czyta to mało ;)
matilon
Młotodzierżca
Posty: 851
Rejestracja: 23 grudnia 2009, 13:41
Lokalizacja: Lublin

Re: [LITERATURA] THIEF: MROCZNY PROJEKT [FABULARNE STRESZCZENIE]

Post autor: matilon »

Ja też muszę jedno skończyć, ale dziękuję że w nas wierzysz, Mentorze ;)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Garrett
Posty: 5183
Rejestracja: 29 stycznia 2008, 21:32
Lokalizacja: Świątynia Nieba z Zaginionego Miasta
Płeć:
Kontakt:

Re: [LITERATURA] THIEF: MROCZNY PROJEKT [FABULARNE STRESZCZENIE]

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Mam być teraz brutalny, ale szczery? ;)
Obrazek
matilon
Młotodzierżca
Posty: 851
Rejestracja: 23 grudnia 2009, 13:41
Lokalizacja: Lublin

Re: [LITERATURA] THIEF: MROCZNY PROJEKT [FABULARNE STRESZCZENIE]

Post autor: matilon »

Tak, oczywiście że tak! ;)
Awatar użytkownika
Bluu
Skryba
Posty: 298
Rejestracja: 09 lipca 2011, 13:31
Lokalizacja: Deadwood

Re: [LITERATURA] THIEF - OPOWIEŚĆ O ZŁODZIEJU...

Post autor: Bluu »

99%... Czyli jest jeszcze jakiś promyk nadziei! Przyjemnie się czyta twoje opowiadania, a także książkę. Bardzo mi się w niej podobały dialogi między Garrettem a Murusem.
Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła - Chan
ODPOWIEDZ