Plusy:
- ładna, nawet na tle współczesnych misji architektura pierwszej i drugiej misji
- duże pole do eksploracji
- imponujące programowanie, wykorzystujące wiele sztuczek, jakich nie widziałam w żadnej innej fanmisji, nawet po tylu latach
- klimat drugiej misji przed Wielkim Zdarzeniem. "Cisza przed burzą" nigdy nie była tak wyrazista. I te dźwięki nieumarłych bez nieumarłych - coś pięknego.
- dla mnie najważniejsze: wpływ, jaki wywarła kampania na późniejszych twórców
Minusy:
- na początek przyjrzyjmy się fabule:
1. już pierwsza misja poraża swoją głębią, wysyłając nas w epicką podróż do pokoju w gospodzie i stawiając na drodze przeszkody takie jak... jedna zamknięta brama i trzech strażników? No ale dobra, misja ma wprowadzić nas w odpowiedni nastrój, nie stworzono jej z myślą o rozwiniętej fabule. Pal licho, że klimat pierwszej misji nijak się ma do klimatów kolejnych.
2. Hmm... Garrett kradnie przedmiot, którego w ogóle nie powinien był ruszać i sprzedaje ostatniej osobie, która powinna go dostać. Oczywiście, zostaje zdradzony (czytaj: nie otrzymuje zapłaty) i znajduje się w bardzo niekomfortowej sytuacji, w otoczeniu znanym, ale lekko zmienionym i wypełnionym Najgorszymi Możliwymi Przeciwnikami. Na szczęście jego Przyjaciele w Cieniu są, jak zwykle, gotowi służyć radą i pomocą, nawet gdy nikt ich o to nie prosi. Zaraz, zaraz... Nie ma tam przypadkiem tuzina ciężko uzbrojonych fanatyków, żeby stanęli po naszej stronie?
3. Szczerze mówiąc, nie wiem, o czym jest ta misja. Sprawia wrażenie zbitki pomysłów, z którymi autor nie bardzo wiedział, co zrobić. Mamy więc kryjówkę złodziei, w przypływie geniuszu umiejscowioną wprost pod magazynami Młotodzierżców (!), opuszczoną fabrykę, której właściciel oszalał i mieszczącą się pod nią kryjówkę Strażników. Chyba chodzi o jakąś przepowiednię, choć i tak mam wrażenie, że to cycki sukkuba miały stanowić główną nagrodę, ale o cyckach za chwilę.
- żenujące przedstawienie postaci Mercedes. Przez całą serię Garrett traktował ją jak ostatnią szmatę, ale wystarczyło że uratował świat, a ona natychmiast wskoczyła mu do łóżka. Zdradził ją, okradł, wydał straży? Nie ważne! Jest głównym bohaterem, należy mu się kobieta. No i te żenujące teksty: "Czy uważasz, że Lara Croft ma lepszy tyłek niż ja?" Tak jest - świat w niebezpieczeństwie, ale właśnie to jest najbardziej palącym problemem! A także "To mieszkanie jest teraz tak puste, jak twoje serce" - może jestem cyniczną francą, ale po przeczytaniu tego wybuchłam śmiechem. Nie wiem, jakiej reakcji spodziewała się po Garrecie, który też jest cynicznym draniem. Może miała nadzieję, że umrze ze śmiechu i wtedy będzie mogła zabrać mu kielich?
- a skoro przy tym jesteśmy: żenujące przedstawienie Garretta. Ok, w oryginalnej serii G. jest zimnym, cynicznym, aroganckim draniem, który nie kiwnąłby palcem, gdyby mu nie zapłacono albo go nie wystawiono. Nikt nie spodziewa się po nim szlachetnych czynów. Ale w CL jest po prostu zwykłym chujem. Jeśli gracz na samym początku dostaje szansę znienawidzenia postaci, którą kieruje, to chyba coś jest nie tak...
- namiętne wciskanie przez autora elementów, które w ogóle do świata "Thiefa" nie pasują. Przykładem niech będzie ten kościół... nie wiadomo, kogo. W sumie powinnam powtórzyć, że świat "Thiefa" jest dualistyczny i nie ma w nim miejsca na inne kulty, ale autor w żadnym miejscu nie pokusił się o wyjaśnienie, kogo właściwie czczą urzędujący w nim zakonnicy. Swojego kardynała, jak sugeruje jedyny dostępny tekst? A może tego sukkuba w jego sypialni? Musieliby mieć dziwny sposób oddawania mu czci, ale patrząc na resztę tej misji, nic mnie chyba nie zdziwi. Kolejny element: Lara Croft. Niechby się nazwała Laura Craft i była współpracowniczką Cavadora w KD - wszyscy zrozumieliby dowcip, a nie wybijałaby się jak drag quenn w kościele. Niechby autor poczynił najmniejsze choćby starania, żeby jakoś wpasować ją w uniwersum "Thiefa". Ale nie, najłatwiej wpieprzyć coś bez refleksji, nie oglądając się na to, czy pasuje, czy wygląda idiotycznie. A ludzie narzekają na maszyny w TMA...

- do tej samej, a zarazem innej kategorii należą zdjęcia gołych panien porozwieszane po całym mieście. Żeby nie było: nie razi mnie golizna. Nie przeszkadzają mi rozerotyzmowane obrazy, zdobiące ściany domów uciech czy prywatnych sypialni. Nie mam nic do gołych panien, prężących się pod prysznicami czy przechadzających w miejscu wiadomej pracy. Ani nieprzyzwoitych tekstów w niektórych książkach. Ale wiecie co? Te obrazy i te panie pasują do miejsc, w jakich się znalazły. Gdy widzę współczesne zdjęcia (!) pornograficzne (!) porozwieszane na ulicach (!), bądź co bądź pseudo-średniowieczno-wiktoriańsko-jakiegośtam miasta, to chyba coś jest nie tak. Do Cipkolandu to w inną stronę, ja chcę zagrać w "Thiefa".
- Cycki, cycki, cycuszki! Wszędzie, w każdym możliwym kątku. Plakaty na ulicach. Obraz w komnacie kardynała. Sukkub na końcu. Nawet strój, którego w średniowieczno-wiktoriańskim uniwersum nie założyłaby nie tylko żadna szanująca się kobieta, ale i większość prostytutek, a w którym paradowała Mercedes. Słodki Cthulhu!

- idiotycznie wyśrubowany poziom trudności. Nie, nie przeszkadzał mi ghosting w pierwszej części ani wymyślne pułapki w grobowcu tego Jakmutam, wysyłające nas na początek gdy zrobiliśmy coś nie tak. To w drugiej misji przeszkadzało mi prawie wszystko. Na dzień dobry autor wali nas pięścią w twarz, każąc w określonym limicie czasowym przebyć mapę wzdłuż i wszerz, pozostać w ukryciu w jasno oświetlonym, gęsto patrolowanym i wyłożonym marmurem kościele i, ach tak, dostarczyć kielich. Potem oczywiście, w kościele robi się dwa razy gęściej, a my wciąż nie mamy sprzętu... Ale to i tak nie ma znaczenia, bo gdy tylko go dostajemy, nagle staje się on bezużyteczny. Dobrze, że autor chociaż nagrodził odwagę i na wyższych poziomach trudności udostępnił sztylet. Na "normalnym" pozostaje, bo ja wiem? Siąść i płakać?
- jako gwóźdź do trumny: brzydka i prostacka architektura trzeciej misji (poza kryjówką Strażników). Ale ta misja w ogóle wygląda na odpad...
Jedno, czego nie rozumiem: czemu? Czemu ta misja wciąż jest wymieniana jako jedna z najlepszych - ba! - najlepsza? Rozumiem wrażenie, jakie mogła robić w czasach, kiedy wyszła - serio, zdarza mi się spojrzeć na datę wydania i widzę, że w 2002 faktycznie niewiele fanmisji mogło się z nią równać. Ale dzisiaj? Kiedy na "rynku" dostępne są dziesiątki misji o co najmniej porównywalnym poziomie i przynajmniej kilkanaście lepszych, lepiej napisanych, ładniej zrobionych? Trudnych, ale nie frustrujących. Złożonych, ale nie żenujących.
Dobra, skończyłam z CL. Muszę się wypłakać
