Mixthoor pisze:Morrowind był zacny i miał ogromną liczbę zadań oraz gildii. Podobnie jak Oblivion.
Może, ale dla mnie i tak były zbyt rozrzedzone, żeby przyjemnie się w nie grało. Ogółem wolę chyba zamkniętą strukturę gier: prosta droga, jasny cel, sensowne, składające się na złożony, a zarazem zwarty ciąg fabularny misje. A jak już koniecznie musi być otwarty świat, to niech przynajmniej nie będzie monotonny (choć muszę przyznać, niektóre widoczki w
Morrowindzie były ładne) i oferuje więcej, niż tylko bieganie i walka z wkurzającymi przeciwnikami.
Maveral pisze:Flavia, wydaje mi się, że gry dla Ciebie to takie, w których nie martwisz się o ilość życia, a po 5 minutach gry nasza postać jest już tak napakowana, że wszyscy klękają.
Niekoniecznie, wystarczy, że mam szansę rozwoju postaci w kierunku, jaki mi odpowiada. Taka jest definicja RPG, czyż nie? Wybieram maga nie po to, żeby kombinować jak tu nie zginąć, tylko po to, żeby napieprzać kulami ognia. Przykro mi, jeśli komuś się to nie podoba, ale to moja gra i chcę ją przejść po swojemu.
W
Gothicu 2 też trzeba się było nabiegać, żeby zostać wymiataczem - nie zliczę, ile razy zginęłam podczas pierwszych
tygodni z rąk orków i cieniostworów. Potem zostałam magiem, zaczęłam powoli, stopniowo przyswajać czary, żeby na końcu i tak ginąć z rąk orków i cieniostworów, ale nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy narzekać na poziom trudności. Bo
mogłam.
W
Planescape: Torment też nigdy nie dobiłam do naprawdę fajnych zaklęć, ale miałam je w księdze, zabrakło tylko kilku poziomów.
Mogłam je rzucić. I wiem, że wrócę do tej gry, w nadziei, że kiedyś mi się uda.
Do BG mi się po prostu nie chce. Jak
nie mogę robić tego, co kocham, to jaki jest sens? Bo to
klasyka?
Maveral pisze:Co do SH, to zależy w którą część grałaś. Nowsze są słabe, za to SH 1 i 2 to klasyki.
Grałam w jedynkę. Rozumiem, że wszystko, co wymieniłam to "urok gry", ale dla mnie ten urok skutecznie zarżnął wszystko dobrego, co miała do zaoferowania. Żeby nie było: potrafię przymknąć oko na pewne niedociągnięcia - niezgrabność
Thiefa 3, znikające głowy w
Call of Cthulhu, żenującą powtarzalność lokacji w
Mass Effect. Ale tylko jeśli inne - dobre - elementy przeważają. W SH tak nie było. Fabuła była niezła, ciekawy projekt zaświatów (czy jak tam się to nazywało), muzyka klimatyczna. Ale co z tego, skoro w ogóle nie mogłam się wczuć w bohatera, poczuć klimatu, poczuć zagrożenia? Gdzie tu horror, pytam się?
W związku z tym gra przekształciła się w strzelankę, a w dodatku niezgrabną.
Maveral pisze:Polecam SH2, poziom trudności: hard i napisz, czy wrogów da się łatwo wystrzelać. Nie rozumiem jak można odpalać grę na easy lub normal i potem narzekać, że da się wszystko wystrzelać. Ale niespodzianka...
Co to w ogóle za argument?
Deus Exa też nie dam rady przejść na najwyższej trudności, czy to czyni z niego horror?
Maveral pisze:SH, a mówię o dwóch pierwszych częściach, moim zdaniem, to nie jest stricte horror. Oczywiście oprawa jest mroczna, ale bardziej chodzi tutaj o psychikę bohatera. To ona jest tutaj najważniejsza.
Jak wyżej. Trudno mi przejąć się psychiką durnej, niezgrabnej lalki, której nie mogę nawet dobrze ustawić.
Heroes are so annoying.